Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 7. (2/2)

Skręcił w lewo i skierował się z powrotem w stronę zamku. Olbrzymia, ceglana twierdza górowała nad błoniami. Z tej strony było widać tylko sześć wież. Na każdej powiewała flaga. Zamek w Tressport podobał się Arrinowi. Był symbolem władzy, a władza była symbolem siły. Lubił siłę, ponieważ siła pozwala panować. Koło się zamykało.

Ścieżka zmieniła się w brukowaną drogę. Minął strażników przy bramie i przeszedł wzdłuż drogi aż do murów obronnych. Nikt go nie zaczepił. W zamku było pusto. Prawdopodobnie wszyscy byli teraz na straganach. Możliwe, że ojciec dał służbie wolne na parę godzin. Myśli, że jest łaskawy…

Skarbiec znajdował się w podziemiach, niedaleko wschodniej bramy. Stąd nie było daleko, lecz Arrin biegł. Nie był cierpliwy. Nie lubił czekać, zwłaszcza, kiedy miał coś dostać. A na wspaniale pachnącą potrawę miał wielką ochotę. Przemierzał korytarze w biegu. Minął po drodze dwie sprzątaczki, które jako jedyne nie dostały wolnego. Lecz minął je zbyt szybko, aby mogły go zaczepić.

Jestem niedościgniony.

Szybkość była jego największym atutem. Na turnieju z pewnością się przyda.

W końcu dotarł do kręconych schodów. Przystanął na chwilę, żeby odetchnąć. Oparł ręce o kolana i myślał.

Jak to zrobić? Poprosić o pieniądze? Zabić strażnika?

Nie.

Czemu ciągle myślę o zabójstwach?

Czy stałem się zły?

A może dorosłem już na tyle?

Czy to cecha dojrzałości?.

To chyba przez Pitta stajennego. To on rozbudził we mnie negatywne emocje. Muszę nauczyć się zmieniać słabości w atuty. Tak.

Zszedł po cichu po schodach, które prowadziły pod ziemię. Na ścianach nie było pochodni i Arrin nie widział własnych stóp, więc musiał zaufać własnej równowadze i dotykowi. Po chwili jednak przyzwyczaił się do ciemności i dotarł na dół bez problemu.

Nie był to Główny Skarbiec Najwyższego. Był to raczej ten, w którym trzyma się małoznaczące przedmioty i pieniądze, które ktoś podarował na rzecz zamku, lub te, które zostały zdobyte w niewłaściwy sposób. Nawet Arrin nie wiedział gdzie znajduje się Skarbiec Główny. Jego ojciec postarał się, aby był dobrze ukryty i strzeżony, tak aby nikt nigdy niepotrzebnie tam nie zawędrował.

Jedynym strażnikiem, który pilnował skarbca do którego zawędrował, był jeden z oddanych żołnierzy Najwyższego - Stary Greg.

Nie bez powodu to on tutaj był. Starym ludziom przeszkadzają tłumy. Lubią samotność i spokój. To właśnie sprowadza Grega do pilnowania skarbca w podziemiach, gdy na powierzchni panuje radość.

Ojciec zapewne pomyślał, że dzisiaj Skarbiec może mieć słabszą ochronę, przecież nikt nie przyjdzie. A jednak…

Na ścianie była zawieszona pochodnia, a Greg w świetle ognia czytał jakąś księgę. Na szyi miał zawieszony wielki klucz, który otwierał drzwi Skarbca zaraz obok.

Nie zauważył Arrina.

Jestem niewidzialny – pomyślał podekscytowany - Bezszelestny, jak duch.

- Witam – powiedział w końcu Arrin spokojnym głosem

Greg aż podskoczył. Rozejrzał się i dopiero po chwili zauważył chłopca. Jego oczy były zaślepione przez ogień pochodni.

Przyzwyczajony do światła nie widzi w ciemnościach. Czy takich głupców właśnie wybierasz ojcze? Ja bym wybrał lepiej.

- Czego chcesz chłopcze? – rzucił zdenerwowany starzec odkładając książkę na stolik. Wstał.

- Nie mów do mnie w ten sposób – rozkazał – jestem Dziedzicem.

- Och – oczy Grega zalśniły – Paniczu, czym mogę służyć?

Arrin wzdrygnął się, jednak szybko przeszedł do meritum.

- Greg, potrzebuje pieniędzy.

Starzec zmarszczył brwi.

- Niedużo – kontynuował Arrin - Otwórz drzwi, proszę. Użyj klucza.

- Nie mogę, Panie, mam…

- Ależ nie możesz pomóc Dziedzicowi? –naciskał - Następcy tronu? Przyszłemu władcy? No dalej – Arrin podszedł do starca – To nie jest trudne. Wsadzasz klucz tutaj – wskazał na dziurkę od klucza.

- Ale…

- Nie wezmę dużo – przysiągł Arrin – potrzebuje pieniędzy na turniej. Mogę iść do ojca prosić jego. Ale myślisz, że będzie zadowolony, kiedy przerwę jego ważne sprawy taką błahostką? Tylko ty możesz mi pomóc.

Greg odetchnął i wstał.

- No dobrze. Garść złota.

- Ty tu rządzisz – powiedział Arrin z uśmiechem.

Starzec przekręcił klucz i otworzył drzwi. Arrin wszedł do skarbca. Jego oczom ukazało się złoto. Monety, puchary, klejnoty, naszyjniki. Górka nie była duża ale i tak zapierała dech w piersiach. Zwłaszcza temu, kto często złota nie widywał.

Spojrzał na Grega. Strażnik patrzył gdzieś w ciemną przestrzeń podenerwowany. Możliwe, że w duchu modlił się, aby nikt w tym momencie nie wszedł do podziemi i nie zobaczył, że nie umie się przeciwstawić czternastolatkowi.

- Rządzi… Jasne – powiedział do siebie Arrin nabierając w kieszenie cztery garście złota.

Podziękował Gregowi rzucając mu złotą monetę.

Szczodrość i łaskawość to przymioty dobrego władcy.

Wyszedł na powierzchnie i stał przez chwilę na jednym z korytarzy zamku. Nagle spostrzegł Ser Cornella, jego nauczyciela walki. Gruby Dowódca prowadził za soba niewielki oddział Adeptów z Akademii.

- Ser! – zawołał Arrin

Gruby dowódca odwrócił się w jego stronę. Uśmiechnął się.

- Panie, chodź z nami. Będziemy omawiać zasady turnieju.

- To już ta pora?

- Tak. Już niewiele zostało do początku potyczek.

Pot ekscytacji oblał Arrinowi plecy. Kompletnie zapomniał o Gregu, głodzie, ojcu i fantastycznej zbroi.

- Idę.

Szedł na czele z Ser Cornellem. Za nimi chłopcy z Akademii rozmawiali podniesionymi głosami. Arrina to nie dziwiło.

Nie codziennie spotyka się Dziedzica.

Ser Cornell prowadził ich przez labirynty zamku przez parę chwil. Arrin nie odzywał się. Nie miał o co pytać. Wszystkiego dowie się zaraz z ust dowódcy, kiedy będzie omawiał zasady, musi być opanowany, skupiony. Turniej…

Zastanawiał się, co myślą sobie adepci z Akademii. Co musi czuć osoba uczęszczająca na ich codzienne treningi? Czy czują się pewniej od niego? Tego, który pobiera nauki od najlepszych, jest dopieszczany codziennymi posiłkami najwyższej jakości, nigdy nie jest przemęczony ani zaniedbany? Czy szorstkość i surowość tej szkoły wykształciły coś więcej w jej uczniach? Coś, co pozwoli im stanąć powyżej Dziedzica? Możliwe. Ale żeby coś wyrzeźbić potrzeba dobrego materiału. Możliwe, że w Akademii trafiają się wybitne jednostki będące w stanie przeciwstawić się mu. Ale kto wie. Słabszy dzień, stres, nowe doświadczenia były mankamentami, które mogły pozbawić ich szansy zrównania się z nim.

Dziedzic jest w najwyższej formie. To nie ulega wątpliwości. Nic nie może go powstrzymać. Chyba, że oszustwo…

Przeraził się. Jeżeli coś miałoby się mu stać z powodu oszustwa… Na samą myśl zawładnęła nim wściekłość. Nie mogło być nic gorszego niż nieczyste, niehonorowe zagrywki. Jeżeli coś takiego się stanie pierwsze co zrobi, to poprosi ojca o dyskwalifikacje. Tak nie może być! Tu chodzi o zdrowie i bezpieczeństwo członków turnieju a przede wszystkim jego – Dziedzica. Nie można do tego dopuścić!

Zatrzymali się przed wysokimi dębowymi drzwiami. Arrin znał te drzwi. Prowadziły na dziedziniec, na którym dzień w dzień ćwiczył. Ser Cornell podszedł do drzwi odciągnął zasuwę i otworzył je. Weszli na brukowany plac i gruby dowódca zaczął ustawiać adeptów Akademii w szeregu.

Ku zdziwieniu Arrina poszło to niezwykle sprawnie. Niekiedy na zamku kazano ustawiać się kucharzom, sprzątaczom i służkom w dwuszeregach. Wtedy proste polecenie wprowadzało wiele zamieszania. Teraz było zupełnie inaczej. Młodzi wojownicy zmieniali pozycje od razu po usłyszeniu rozkazu. Byli wspaniale skoordynowani. Arrin pomyślał, że takiej koordynacji właśnie potrzeba w wojsku.

Na wojnie nie ma nic gorszego od nietrzymania szyku – przypomniała mu się myśl, którą kiedyś przeczytał w jednej z wojennych książek.

Zaczął liczyć szereg chłopców. Naliczył ich trzydziestu dwóch. Byli młodsi od niego o jakieś dwa, trzy lata. Adepci byli różnego wzrostu i różnej postury, mimo to nie przeszkadzało im to mieć idealnie dopasowane stroje. Nie od dziś było wiadomo, że Akademia Wojskowa w Tressport była w świetnej kondycji finansowej i nie szczędzono tam grosza nawet na takie szczegóły. Armia Tressport bazowała właśnie na adeptach z akademii, którzy licznie zasilali jej szeregi. Jednak prawda jest taka, że żołnierz żyje z wojny, a przez ostanie lata miasto żyło w pokoju.

-Kolejno odlicz! - zawołał Ser Cornell, ale Arrin mu przerwał

- Jest ich trzydziestu dwóch

Dowódca spojrzał na niego ze zdziwieniem. Po chwili milczenia odchrząknął i przemówił niskim głosem.

-Adepci! Już niedługo rozpocznie się turniej, w którym wszyscy weźmiecie udział. Zawody będą odbywały się na dwóch arenach. Wy, jak i wszyscy nieletni będziecie walczyć na tej mniejszej. Zawody dorosłych są przeznaczone dla osobników, którzy skończyli piętnaście lat.

Piętnaście lat?! – znowu pot ekscytacji - Muszę porozmawiać z ojcem. To tylko rok różnicy! On musi się na to zgodzić! Musi pozwolić mi walczyć z dorosłymi!

- Zasady turnieju są raczej proste - kontynuował Ser Cornell – każdy z uczestników losuje przeciwnika, z którym toczy walkę. Zwycięzca przechodzi do kolejnej rundy, w której mierzy się z innym zwycięzcą. Tak aż do wielkiego finału. To samo tyczy się rozgrywek dorosłych. Za wygraną rundę uważa się taką, w której jeden z walczących dobrowolnie podda się. Istnieją także przypadki uparciuchów, którzy za wszelką cenę nie chcą przyznać się do porażki i chociaż dostają solidnie po dupsku nadal będą próbowali walczyć. W takich przypadkach wygrywa ten, kto powali przeciwnika na ziemię na dłużej niż dziesięć sekund. Jakieś pytania?

Cisza. Chłopcy z Akademii widocznie trenowali też słuchanie.

- Wspaniale. Adepci, dajcie z siebie wszystko.

- Tak-jest-panie-dowódco – krzyknęli jednym tchem.

Ser Cornell już chciał coś powiedzieć, kiedy jeden z chłopców podniósł rękę.

- Tak, słucham chłopcze?

- Ser, w imieniu całej Akademii chcieliśmy powiedzieć parę słów podzięki do Następcy Tronu, Panicza Arrina Atrenisa, Syna Najwyższego.

Arrin nie zdążył ukryć zaskoczenia. Nie często zdarzało się, aby ktoś przemawiał wprost do niego, zwykle, jeżeli w ogóle, mówili przez sługi lub przez jego ojca. Poza tym słowo panicz brzmiało okropnie.

- Ależ proszę – powiedział równie zdziwiony Ser Cornell. Adepci utworzyli dwa równoległe szeregi zostawiając w środku jednego, który przemawiał. Wszyscy odwrócili się twarzą do Dziedzica. Ten, który stał na środku rzekł uroczystym głosem:

- Lordzie Arrinie, my, Adepci Akademii Najemnej Tressport, chcielibyśmy, abyś Ty, syn Tego, który nas gości na tegorocznym turnieju przyjął od nas w ramach wdzięczności ten o to skromny dar – machnął ręką i z szeregu odłączyło się kolejnych dwóch niosąc coś w rękach. Mówca kontynuował – Jest to wyposażenie każdego Adepta Akademii. Koszula z naszywką, kamizelka, prosty hełm oraz plecak. Składamy na twe ręce te skromne, symboliczne dary i liczymy, że nie zapomnisz o nas, o tych, którzy bronią miasta w potrzebie. Mimo, że jesteśmy Szkołą Wojowniczą zawsze będziemy gotowi pomóc Twemu ojcu, Tobie, jak i miastu.

Ukłonił się i wrócił do szeregu. Dwóch pozostałych podeszło do Arrina, uścisnęli mu ręce i wręczyli podarunek. Były to brzydkie, złożone szmaty, których Arrin nigdy w życiu nie miał zamiaru założyć.

Ale były dla niego bardzo ważnym symbolem. Symbolem tego, że ktoś jednak pamiętał o więzionym w zamku Dziedzicu.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Ronja 19.08.2015
    Arrin mnie rozbraja. Te jego Dziedzicowanie w pierwszej części rozłożyło mnie na łopatki. Co za gość w ogóle ^^ Taki typowy rozpieszczony dzieciak, głupkowaty buc, a jednak z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu, czuję do niego dziwną sympatię i mam wrażenie, że mimo wszystko ma potencjał na stanie się fajowskim chłopakiem.Tylko ktoś mu musi dopomóc w tym i go ogarnąć bo inaczej słabo widzę jego rozwój osobisty ;).
    Btw ten frgament przemyśleń Arrina:
    "Jestem niewidzialny – pomyślał podekscytowany - Bezszelestny, jak duch."
    wywołał u mnie autentyczny facepalm... :D
    Już nie mogę się doczekać turnieju, ciekawa jestem jak to się potoczy, bo naprawdę nie wiem co planujesz ^^.
    Na koniec to, co wyłapałam przy czytaniu i co może chciałbyś poprawić:
    "Pewnie ich też przyciągnął ta cudowna woń" (cz.1)
    "Będę mógł pokazać wszystkim co umie" (cz. 1)

    Rozdziale ósmy, nadchodzę! ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania