Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 12. (1/2)

Arrin

 

W sumie, mogłem zostać. Do karczmy poszedłbym później… - pomyślał ze smutkiem.

Szedł ulicą, a była to prawdopodobnie jedna z mniej godnych ulic mieście. Sama droga nie była brukowana, jak reszta tylko uklepana z piasku i żwiru, a wszędzie było pełno kałuż po wylewanych z okien domów brudów i pomyj.

Szedł długo ulicą, rozmyślając o tym co właśnie się stało. Żałował nieco.

W jego kieszeni spoczywała sakwa wypchana złotem zabranym wcześniej ze skarbca. Nie miałby problemu z opłaceniem sobie przyjemności. Teraz jednak było mu głupio zawrócić.

Mijając co chwile rozwidlenia dróg modlił się w duchu, żeby nie ujrzał go żaden strażnik. Na szczęście ulica wyglądała na jedną z mniej uczęszczanych, co dawało to pole do działania złodziejom i bandytom, których Arrin bał się równie bardzo jak strażników.

Na zewnątrz zrobiło się już prawie ciemno i przeraźliwie zimno, za sprawą wiatru. Idąc skulony chroniąc się od chłodnych powiewów, aż w końcu zobaczył światło a zaraz nad nim szyld.

Karczma nie różniła się znacznie od budynków naokoło. Był to również, piętrowy, kanciasty budynek zrobiony z drewnianych, ciemnych bali. Gdyby nie szyld i ludzie na zewnątrz, Arrin nawet nie pomyślałby, że to o to miejsce chodziło.

Stojący przed gospodą mężczyźni prawdopodobnie byli pijani bo rozmawiali ze sobą strasznie głośno i dość wulgarnie.

- No, mówiłem ci – krzyczał jeden z nich – wchodzę i mówię „witam”. I jak nie jebne temu przez ryj…

Stał jeszcze daleko w cieniu ukryty od spojrzeń pijaków. Była to idealna okazja do zmiany charakteru. Wszedł za róg jednego z domów, ściągnął chełm i kamizelkę adepta, a z plecaka wyjął swoją siwą skórę i czarną koszulę. Były poplamione krwią. Do głowy wpadł mu pewien pomysł. Podszedł do kałuży znajdującej się pod jednym z okien kamiennego budynku, która była pełna pomyj. Bez zastanowienia nabrał wody zmieszanej z ziemią i zakrył widniejącą na skórze krew.

Ściągnął ubrania przez głowę odsłaniając swoje ciało na nieprzyjemny wiatr. Szybko narzucił na siebie nowy-stary strój.

Chciał już wchodzić do karczmy, ale przypomniał sobie, że jego twarz nadal może wyglądać zbyt godnie, jak na tak ponurą karczmę.

Powinienem coś z tym zrobić.

Znowu pomyślał o kałuży.

Wahał się przez chwilę.

Czy upadłem aż tak nisko?

Jednak po chwili przypomniał sobie słowa ojca.

„Powinieneś być wdzięczny Bogu, że jesteś synem wysoko postawionego człowieka, bo z twoimi umiejętnościami na ulicy, czy w chlewie długo byś nie pożył!”

Tym razem bez wahania zanurzył ręce w błocie i usmarował sobie nim twarz. Stwierdził, że wygląda teraz na zwykłego wieśniaka.

Postanowił udawać syna drwala. Niech będzie, że zgubiłem ojca na turnieju i nie wiem co ze sobą zrobić, a jutro rano z karczmy mam zamiar wyruszyć w poszukiwania.

Odetchnął ostatni raz i ruszył w stronę drzwi.

Kiedy przechodził obok pijaków wrzawa nagle ucichła i Arrin kolejny raz był przerażony. Jednak minął mężczyzn bez problemu, po czym wszedł na schody i otworzył drzwi.

Zadzwonił mały dzwoneczek.

Karczma była duża. Na środku znajdowało się palenisko, a naokoło ławy i stoły, gdzie siedzieli ludzie. Koło paleniska stali również dwaj mężczyźni. Jeden z nich, chudy i niski miał lutnię i grał wesołą melodie. Drugi, bardzo wysoki ale równie chudy wtórował mu wspaniałym śpiewem. Każdy tam obecny był zajęty własnym kuflem piwa i rozmowami z przyjaciółmi.

W środku było bardzo gorąco i prawie wszystkie miejsca były zajęte, co było dość dziwne dla Arrina. Miasto było opuszczone i wydawało się, że wszyscy byli teraz na turnieju. Teraz już wiedział, gdzie się podziali.

Arrin podszedł do baru w rogu pomieszczenia.

- W czym mogę służyć, młodzieńcze ?– zapytał karczmarz niskim głosem.

- Szukam… szukam noclegu – zająknął się Arrin. Język mu się plątał. Po chwili jednak przypomniał sobie kim jest – to znaczy, szukam ojca. A noclegu przy okazji. No i… czegoś do jedzenia. Oraz picia.

- Pięć srebrników za nocleg i picie ze strawą. A za informacje jedną sztukę złota płacić sobię każę.

Sztuka złota? Drogo. Za noc z kobietą można było poświęcić nawet i trzy, ale za informacje ? Arrin czuł, że to podstęp.

- Muszę się jeszcze zastanowić – odparł.

- Kto nic nie kupuje, nie może przebywać w moim lokalu – rzekł rozgniewany karczmarz - Płacisz, czy nie ?

Arrin położył na ladzie sztukę złota i pięć srebrników. Była to dobra metoda, aby dowiedzieć się w końcu czegoś o polityce, o której nigdy nie mógł się niczego dowiedzieć

- Powiedz mi, panie karczmarzu, jak sprawunki w mieście się mają.

- Hmmm… - zaczął widocznie zadowolony karczmarz szybko zabierając monety – Dziś na zamku odbył się festyn i turniej na cześć ostatniego dnia lata.

- O sprawy w mieście pytam.

- Nic nowego – karczmarz wzruszył ramionami i zabrał się do szorowania kuflów – Ojca szukasz, dobrze żem usłyszał ? Jeżeli chcesz go znaleźć musisz mi trochę więcej o nim powiedzieć.

Dopiero po chwili Arrin przypomniał sobie co ma mówić.

- Mój… mój ojciec to drwal w pobliskiej wiosce. Przyjechaliśmy na festyn. Już wracaliśmy, kiedy on… – zawahał się – musiał pójść gdzieś, czekać kazał. Długo nie przychodził, więc przyszedłem tu.

- Ciekawe – odparł mężczyzna bezbarwnym głosem – pewnie zawędrował do burdelu i tam wsiąknął. Radziłbym Ci tam zajrzeć, chłopcze.

-Niech będzie – zgodził się Arrin - ale to już jutro. Mogę dostać jedzenie?

Na festynie był bardzo podekscytowany i praktycznie nic nie zjadł. Teraz była już prawie noc i przypomniał sobie o swoim głodzie

Karczmarz obszedł ladę i nakazał skinieniem głowy, aby Arrin ruszył za nim. Przeszli przez długość karczmy i stanęli przed drugim stolikiem, pełnym mężczyzn.

- Panowie waszmościowie – rzekł karczmarz – chłopak się zagubił. Byście byli tak mili i wzięli go pod swoje skrzydła na jakiś czas. Dużo roboty mam, sam dzisiaj jestem.

- To nie miejsce dla dzieciaka – odparł chłodno brodacz – Nasłucha się tylko politycznych bzdur.

- Morda w kubeł! – przerwał mu drugi – Niech siada, może nauczy się czegoś przydatnego w ten czas, a nie tylko jakieś gry i zabawy. Panowie! – zawołał – Przesunąć się i ścisnąć! Miejsce chłopcu zrobić!

Jak nakazał, tak zrobili. Ze śmiechami ścisnęli się nieco i dla Arrina powstało miejsce w samym środku pijackiej bandy.

- Stawiam kolejkę – powiedział karczmarz z uśmiechem, na co wszyscy wybuchli radosnym śmiechem.

- A cóż to za fetor? – powiedział po chwili mężczyzna siedzący koło Arrina pociągając nosem z niesmakiem – Śmierdzi jak diabli, końskim łajnem zalatuje….

Dziedzic po chwili przypomniał sobie, że ma maź nieznanego pochodzenia rozmazaną na twarzy i ubraniach. Oblał się rumieńcem, chociaż spod błota nic nie było widać.

W jego obronie stanął siwy mężczyzna, ten sam, co wcześniej.

- Ejże, a cóż to? – zaśmiał się głosem pełnym przekąsu – Przez noc kędy, kto w babę się przeistoczył? Ramshall, spójrz no! Toż to zdrowa, młoda chłopaczyna, co ma, fiołkami zalatywać? Daj spokój i lepiej kielicha przechyl.

Razem z Arrinem było ich tam ośmiu, a wszyscy kolejno mu się przedstawiali.

- Ken – rzekł mężczyzna, który obronił go po raz drugi. Był siwym, choć pełnym wigoru człowiekiem, o zapadłej twarzy.

Oprócz niego siedzieli tam jeszcze Tom Wyjadacz, Ramshall, Roger, Merner zwany Gościem, Karl i Borrin Potężny – wojownik z północy.

- Wojownik! – przedrzeźnili słowa ostatniego, dość młodego i niezbyt potężnego, jak na nich wszystkich – Ty i wojownik?

- A może nie?!

- Ty w łeb się puknij lepiej.

- Jak on wojownik – zarechotał Roger – to ja Najwyższy.

- Bandyci napadli jego karawanę. Jednego zabił – wytłumaczył Arrinowi Merner – Teraz uważa się za rycerza.

- Nie wmawiaj chłopakowi głupot – wtrącił Borrin – Pięciu ich było, ja sam…

- Ja słyszałem cóż to byli za jedni – przerwał Tom – Amatorzy wojaczki. Zupełne żółtodzioby.

- Śmiem wątpić. Wyglądali dość groźnie.

- A któż dla Ciebie groźnie nie wygląda? – zapytał Ramshall, a wszyscy wybuchli śmiechem. Czerwony na twarzy Borrin nie odzywał się więcej.

Po chwili karczmarz przyniósł mu talerz z jajecznicą i chlebem oraz puchar i dzbanek wiśniowego soku.

Gdy ten zajadał ze smakiem jeden z mężczyzn zagadnął go.

- A kim ty jesteś ? – Włosy i wąsy miał siwe, więc mógł mieć koło sześćdziesięciu lat. Mimo to mężczyzna wyglądał na pełnego sił i wigoru.

- Jestem Arr… Rolf - poprawił się kolejny raz .

-Arolf ? Zupełnie jak mój pradziad! - krzyknął mężczyzna.

- No, panowie, za to wypić trzeba!

Wszyscy obecni wzięli puchary i kufle w dłonie i jak jeden mąż przechylili je wlewając całą zawartość do ust.

Arrin był przyzwyczajony do pijackich przyjęć. Cały dwór jego ojca lubił sobie wypić. Podobno kiedyś na ucztach Lorda Pretriana często dochodziło do niezwykłych rzeczy. Okoliczni Lordowie często je wspominali.

Podobno Ser Ritlon Śmiały kiedyś obudził się w łóżku jednego z chłopców kuchennych, z czego wszyscy non stop żartowali.

Po kolejnej kolejce zaczęli go zagadywać inni mężczyźni siedzący koło niego. Musiał znowu powiedzieć kim jest, dlaczego tu jest, czego szuka, co zamierza dalej. Wszyscy wyglądali na bardzo przejętych całym wydarzeniem i postanowili postawić Arrinowi kufel piwa.

Ojciec nigdy nie pozwalał mu pić, chociaż ostatnio z Ser Tyrwellem skosztował trochę wina. Piwa natomiast nigdy nie próbował.

Karczmarz przynosząc cały dzban nie wyglądał na oburzonego. Wręcz przeciwnie, śmiał się i uśmiechał.

- Odrobina browaru nikomu nie zaszkodzi. Wyruszyć możesz nawet pojutrze!

Piwo było gorzkie i obrzydliwe w smaku. Arrin nie wiedział jak mężczyźni obok niego mogli pić całe dzbany. Sam jednak nie chcąc wypaść źle wlewał je sobie do gardła. Po chwili Dziedzic mógł żałować, że za informacje zapłacił karczmarzowi aż sztukę złota, bo od mężczyzn przy stole dowiedział się z dziesięć razy tyle.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania