Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 3. (2/2)

Został wprowadzony do Długiej Sali.

Przechodził jak dotąd przez wielkie drewniane drzwi tylko dwa razy, zawsze w kajdanach, tak jak teraz.

Pochodnie na ścianach zapalono i pomieszczenie nieco się rozjaśniło.

Kajdany dzwoniły nadal a on stał rozglądając się po komnacie.

Jak sama nazwa wskazywała była dłuższa niż szersza. Na samym końcu znajdowało się podwyższenie z ciemnego dębu, do którego został podprowadzony, a na nim stał olbrzymi Kamienny Tron wysadzany srebrem i kryształami. Po jego prawej i lewej stronie znajdowały się niewielkie fotele obite czerwonym materiałem - miejsca dla doradców Najwyższego.

Na prawej ścianie mieściły się wysokie strzeliste okna, a o lewą oparte były proporce zaprzyjaźnionych z Perhange rodów. Kamienną posadzkę przecinał czerwony dywan, a bo obu jego stronach stały ławki dla ludzi przychodzących na codzienne audiencje. Sala była zupełnie pusta.

Lecz po chwili niewielkie drzwi za tronem otworzyły się i na podeście pojawiła się czarna lektyka niesiona przez czwórkę mężczyzn.

Oto i on - Lord Edric Stary.

Najwyższy nosił ten przydomek nie bez przyczyny. Już od młodych lat nękała go choroba, która zupełnie osłabiła jego ciało. Jego kości były bardzo łamliwe i każdy, najmniejszy ruch groził ich złamaniem.

Dlatego z łóżka na tron, lub do wychodka, zawsze był niesiony w lektyce, która była zbudowana w specjalny sposób, że można było ją włożyć w tron.

Tak właśnie się stało.

Mężczyźni opuścili delikatnie lektykę na tron, sprawiając, że podstawki weszły w specjalnie wydrążone dziury, po czym drewnianą pokrywę zdjęto, a uchwyty odłączono.

Galthar przełknął ślinę. Jego oczom ukazał się władca.

Choć miał tylko pięćdziesiąt parę lat wyglądał na dwa razy tyle. Jego siwe, cienkie, łamliwe włosy, chude palce, zapadnięte oczy i ciało topiące się w czarnych futrach sprawiało wrażenie człowieka słabego.

Jednak prawda była taka, że Lord Edric choć stary ciałem był bardzo przebiegłym i inteligentnym władcą, a Galthar już kiedyś się o tym przekonał.

Do Sali zaczęli schodzić się także Lordowie z Rady Miasta i Rady Północy stacjonujący w Zamku, lub w jego okolicach.

Niektórzy zaspani, z podkrążonymi oczami, nie wiedzieli do końca co się dzieje. Inni w pośpiechu zajmowali miejsca na ławkach czekając na rozwój wydarzeń. Jedno było pewne: Tej nocy będzie się działo.

- Niedościgniony – rzekł Najwyższy słabym głosem, kiedy Lordowie zajęli już miejsca. Na jego pomarszczonej twarzy widniał szeroki uśmiech – Znowu się spotykamy.

Galthar chciał się odgryźć, ale żadne słowo nie przechodziło mu na myśl.

- W rzeczy samej…- mruknął

- Co się dokładnie stało? – Lord Edric zwrócił się do strażnika.

Człowiek zawahał się.

- Panie, ten bandyta włamał się do skarbca – powiedział cicho.

Władca niespodziewanie uniósł szyję i jęknął z bólu.

- No proszę – mruknął po chwili z uznaniem – Nie myślałem, że komuś się to uda - Galthar uśmiechnął się nerwowo. - Ale jednak zawiodłeś, prawda?

Przypomniał sobie o bliźniakach.

- Nie byłem sam – odparł – Pomagali mi jeszcze tacy dwaj, ale twoi strażnicy…

Kopniak w brzuch od strażnika przerwał jego wypowiedź.

- Tak odpowiadasz władcy? – warknął strażnik – To prawda, Panie, tamci jednak zdołali zbiec – zwrócił się do Najwyższego.

Lord Edric zrobił kwaśną minę, jednak znacząco się tym nie przejął.

Jeden łotr z Gildii w zupełności mu wystarczył. Galthar był teraz niczym trofeum. Zastępstwem za skradziony puchar.

W tym momencie usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi.

Obrócił głowę i dostrzegł człowieka, którego nie darzył sympatią.

Przez czerwony dywan szedł – ubrany w pełną płytową zbroję – Ser Ellan Trew, Dowódca Straży Miejskiej i bezpośredni doradca Najwyższego.

Teraz już nic mnie nie uratuje.

Minął Galthara z obrzydzeniem na twarzy, po czym zbliżył się do podwyższenia.

- Panie – ukłonił się władcy – widzę, że mamy niespodziewanego gościa.

- Otóż to, Ser. Jakże raduje się moje serce na widok tego człowieka w kajdanach.

- Moje niezbyt – rzekł – ściąć go jak najszybciej.

Żołądek podskoczył Galtharowi do gardła.

Jednak Najwyższy pokręcił głową.

- Zbyt pochopne decyzje…

Ser Ellan stanął po lewej stronie Tronu, jednak nie zajął miejsca na fotelu. Stał wyprostowany a prawą rękę zakutą w żelazo położył na wielkim mieczu przy swoim pasie.

Serce Galthara w odróżnieniu do serca Lorda Edrica waliło jak oszalałe.

Najwyższy odchrząknął i przemówił swoim nieodłącznym słabym, łamliwym głosem.

- Kiedy ostatni raz stałeś w tym miejscu razem z twoimi druhami zostałeś skazany na śmierć – Galthar ponownie przełknął ślinę . Egzekucja przyprawiała go o dreszcze – Teraz już wiem, że decyzja, iż nie zostaliście ścięci od razu była błędem. Uciekłeś. Byłeś górą. Miałeś szanse. Jednak widzę, że nie możesz żyć bez uprzykrzania mi życia. Wróciłeś, aby jeszcze raz zrobić ze mnie głupca. I Poległeś ponownie…

Milczał ze spuszczoną głową.

- Zostałeś pojmany i jesteś w moich rękach. Mogę zrobić z tobą wszystko co żywnie mi się podoba i nikt z twoich mnie za to nie ukarze.

Była to prawda. Nikt oprócz bliźniaków (skurwieli) nie wiedział o tym, że Niedościgniony powrócił do Perhange.

- Ser Ellan Trew marzy w tej chwili tylko o tym, żeby skrócić Cię o głowę. Przyznam szczerze, że sam chętnie bym to zrobił, jednak… - podniósł chudą rękę do góry, przypominając wszystkim o swojej chorobie – Zatruwałeś mi życie ze swoimi przyjaciółmi od lat. Napady, kradzieże, zabójstwa, bunty… Wszystko to przeciw mnie lub mieszkańcom mojego miasta. Byliście samolubni i egoistyczni. Nic wam było po tym, że czynicie krzywdy innym, często pozbawiając ludzi dorobków ich życia. Byliście przesiąknięci złem do szpiku kości, a gdy mieliście już ponieść konsekwencje w tamten dzień, po prostu uciekliście.

Galthar zrobił kwaśną minę. Najwyższy – choć używał ogólników -miał stuprocentową rację.

Tłum Lordów gwizdał i buczał, jednak Dowódca Straży uciszył ich ruchem ręki.

- Więc jeżeli myślisz – kontynuował władca - że istnieje choć najmniejsza szansa na to, że po swoim długim, niegodziwym życiu w mieście, w którym narobiłeś tyle szkód, zniszczyłeś bezpowrotnie setki żyć i marzeń i naprzykrzyłeś się mi, władcy całego Perhange i okolicznych wiosek, ujdziesz z życiem, to wiedz… - milczał chwilę – że masz rację.

Galthar podniósł głowę i wytrzeszczył oczy.

Zwątpił przez chwilę, w to co usłyszał, ale chyba musiał usłyszeć dobrze, bo zdziwiony był nawet Dowódca Straży.

- Panie, to przecież zwykły robak!

- Ser Ellanie, spokojnie – wyjąkał Najwyższy – myślę, że możemy lepiej wykorzystać takiego robaka…

- Ale…

Lord Edric uciszył go niemrawym ruchem dłoni.

- Jesteś robakiem – zwrócił się ponownie do Galthara – nie myśl, że nie mam cię za takowego. Na równi ze swoimi kompanami jesteś najpodlejszym z podłych.

Najwyższy chyba nie miał do czynienia z Kastarem i Mathosem…

- Jestem łaskawym władcą – kontynuował patrząc tym razem na zgromadzonych Lordów – Umiem także myśleć i zachować chłodny umysł. Wiem, że nie można działać pochopnie. Wiem również, że nie można kierować się emocjami. Trzeba myśleć – podniósł chudy wskazując na czoło - Jasnym dla mnie jest to, że śmierć jednego człowieka, o którym zapomniał świat, niewiele zmieni dla miasta i jego mieszkańców. Myślę, że w tej chwili potrzeba nam innego działania. Niedościgniony otrzyma szansę.

Galtharowi rozszerzyły się źrenice.

- A zatem – zwrócił na niego swoje małe, szare oczy – możesz wybrać pierwszą opcje, którą będzie śmierć. Postąpisz honorowo i zapłacisz za wszystkie swoje dotychczasowe występki. Ser Ellan z przyjemnością dokona egzekucji - Galthar nie wątpił w to ani przez chwilę – wiedz jednak, że będzie to satysfakcjonujące dla nas obu tylko przez chwilę. Przedstawiam ci więc drugą opcję – wszyscy wstrzymali oddechy - Bądź wolnym i zasiądź w mojej Radzie.

Zmrużył oczy. Nie mógł uwierzyć to co usłyszał.

Co to za podstęp?

Ser Ellan Trew był równie zdziwiony jak on. Czerwony na twarzy stanął przed Kamiennym Tronem patrząc Najwyższemu w oczy.

- Panie – rzekł ostrym głosem wymachując ręką w stronę pojmanego – Ten człowiek to ludzka gnida. Nie można mu zaufać ani przez moment. To przebrzydły złodziej, który…

- Dziękuje Ci, Lordzie Dowódco – odparł spokojnie Lord Edric – pozwólmy Niedoścignionemu się wypowiedzieć.

Wszystkie oczy zostały zwrócone na Galthara.

- Co miałbym zrobić w zamian za miejsce w radzie? – zapytał niepewnie.

Najwyższy uśmiechnął się.

- Potrafisz znakomicie kraść. Na kłamstwach opierasz całe swoje życie, a w rozbrajaniu mechanizmów nie masz sobie równych. Jednak za te wszystkie umiejętności nie dostaje się miejsca w Radzie. Posiadasz jednak coś, co nie tylko pozwoli ci zachować życie, ale uczyni cię Lordem w jednej chwili.

Galthar był zbity z tropu. Nie miał pojęcia o jakiej rzeczy mówił Lord Edric. Przez chwilę myślał o złotym pucharze, który został skradziony przez bliźniaków. On jednak nie był w jego posiadaniu.

- A więc? – zapytał po raz ostatni Najwyższy.

Zerknął na wąsatego Dowódcę Straży, który świdrował go swoimi nerwowymi oczami.

- Co? – zapytał w końcu Galthar. Nie miał pojęcia o czym mowa – Co mam Ci dać, Panie?

Szare oczy Najwyższego rozbłysły.

Gdy otworzył swe wąskie usta wydobył się z nich pewniejszy niż zwykle głos.

- Daj mi nazwiska członków Gildii.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania