Poprzednie częściLeworęczni -Prolog (poprawiony)

Leworęczni - Rozdział 6. (2/2)

Karczma miała kształt węgielnicy geodezyjnej, czyli dwóch połączonych ze sobą końcami prostopadłych względem siebie korytarzy. Bar miał ten sam kształt. Pod oknami stały stoliki, a przy każdym znajdowały się cztery krzesła.

W pomieszczeniu obecne były trzy osoby. Jeden mężczyzna w kapturze na samym końcu samotnie jadł zupę, a bliżej drzwi siedział kolejny, który liczył pieniądze wyłożone przed sobą na stoliku. Karczmarz natomiast stał za ladą tyłem do wejścia.

Galthar zamknął za sobą drzwi z lekkim trzaskiem i podszedł powoli do baru siadając na wysokim krześle.

- Co podać – burknął potężny karczmarz.

Gamber był grubym mężczyzną w podeszłym wieku, z potężnymi, nieporęcznymi rękoma, które bardziej nadawały się do pracy w kamieniołomie, niż do gotowania czy czyszczenia kufli. Bujna kiedyś czupryna zamieniła się w łysinę, ale brodę – noszoną od zawsze – zostawił. Dodawała wyglądu złoczyńcy, jak na szefa złodziejskiej bandy przystało.

- Piwo – rzekł Galthar.

Gamber upuścił szklankę z głośnym dźwiękiem tłuczonego szkła.

Następnie błyskawicznie odwrócił się w jego stronę, celując w niego palcem.

- Ty! – padło oskarżenie. Brodacz zacisnął zęby – Ośmielasz się przychodzić tutaj po tym co zrobiłeś?

Galthar odchylił głowę.

- Gamb, daj mi wytłumaczyć.

Karczmarz jednak nie miał ochoty na tłumaczenie. Zerknął na mężczyzn przy stolikach, po czym obszedł bar dookoła , złapał Galthara za szmaty i pociągnął za sobą, prowadząc go na schody. Udali się do jego pokoju.

Gamber wprowadził go do ciemnego pomieszczenia z dwoma oknami, które Galthar znał na wylot. Tysiące razy siedzieli tu z karczmarzem omawiając zawiłe plany ataków Gildii do późnych godzin nocnych.

Grubas zapalił świece, które następnie postawił na stoliku przy ścianie.

Galthar Poczuł lekki ucisk w brzuchu.

Co teraz powiedzieć?

On jednak nie patrzył na niego. Podszedł do drzwi i zamknął je kopniakiem.

- Ty przebrzydła kurwo! – krzyknął niespodziewanie rzucając się na Galthara z pięściami.

Jednak on zdołał zareagować szybciej i skoczył się na miękki materac łóżka przetaczając się na drugą stronę.

- Gamb, daj mi wytłumaczyć… - wydyszał, lecz nie miał czasu dokończyć. Karczmarz rzucił się na niego po raz kolejny.

- Niczego mi nie będziesz tłumaczyć! – grzmiał goniąc go po pokoiku – Jesteś ścierwem, jesteś szują, jesteś gównem. Jesteś… - stanął wymachując rękoma - Och! Jak mogłeś ośmielić się w ogóle tu przyjść?! CO TY SOBIE KURWA WYOBRAŻASZ?! Wszystko przez twoje popierdolone, chore ambicje. Jak mogłeś zrobić TO im? Jak mogłeś zrobić TO mi? Jak mogłeś zrobić TO Gildii?

Gamber nagle przystanął i opadł na łóżko ze łzami w oczach.

- Gamb, nie miałem wyboru – odparł cicho Galthar z nutą żalu w głosie – inaczej bym zginął.

- I może byłoby lepiej! – rzucił wściekle karczmarz smarkając nosem.

- Chodzi mi oto, że… - zawahał się – że nie miałem serca wydawać Ciebie – mruknął - Inni… No cóż, to co innego. Jednak o Tobie nie wspomniałem ani słowa – Gamber wstał z morderczym spojrzeniem w oczach, mimo to Galthar kontynuował cofając się o krok– Przysięgam. Daję słowo. Gamb uwierz mi, nie chce znowu się oddalać od was.

- Od nas? Od jakich kurwa nas?

- W sensie…

Kolejne mordercze spojrzenie i kolejny krok w tył.

- Nie ma nas! Nie ma Gildii! Czy ty to, kurwa, rozumiesz?

- Wiem, Gamb, ale daj mi wytłumaczyć – zawołał - Nie miałem wyboru!

- Zawsze jest wybór – Karczmarz spojrzał w bok

- Byłeś mi zawsze jak ojciec, Gamb – powiedział smętnie – Sprawiłeś, że chciało mi się od nowa żyć, bez Ciebie…

- Pierdolenie.

- Posłuchaj!

- Nie – wstał i wycelował w niego palcem – To Ty posłuchaj. Wtedy, gdy zostaliście złapani miałeś uciekać i nie wracać. Chciałem dla Ciebie dobrze, chciałem, żebyś był bezpieczny – wielkie ręce trzęsły się jak szalone - I byłeś. Przez pieprzone dwa lata, póki twoje chore ambicje nie kazały Ci wrócić tutaj. Napadu stulecia, och, wielki Ty! Ale zostałeś złapany i zginąłbyś… - wziął głęboki oddech - Gdyby nie twój robaczy charakter, który stawia życie i pieniądze ponad wszystko.

Galthar nie wiedział co powiedzieć.

- A co się stało z Kastarem i Mathosem? – zapytał karczmarz, tym razem nieco spokojniejszym – zabiłeś ich, czy jak?

Na samą myśl o nich Galtharem targnęła wściekłość.

- Wiesz co ta dwójka zrobiła?! Wydali mnie strażnikom! To wszystko ich wina!

- Widocznie przejrzeli Cię szybciej, niż Ty ich…

- Gdyby nie oni to…

- Gdyby nie oni, to Ciebie by tu nie było, gnojku. Chętnie rozpierdoliłbym Ci głowę, ale nie będę sobie brudził rąk.

- Gamb – jęknął Galthar – przyszedłem się pogodzić z Tobą!

Karczmarzowi nie spodobały się te słowa. Zrobił parę kroków jego kierunku okrążając łóżko ze wściekłością w oczach, Galthar odsunął się do tyłu przerażony, jednak natrafił na ścianę. Gamber niespodziewanie szybkim ruchem złapał go za kołnierz płaszcza, zanim zdążył przeturlać się na drugi koniec posłania. W potężnym uścisku podniósł go do góry trzymając za ubranie tak, że ich twarze były na tej samej wysokości.

- Posłuchaj no – warknął – słyszałem wszystko o tobie, nędzny robaku. Wydałeś całą Gildię w zamian za ciepły kurwidołek…

- To nie tak! – przerwał mu Galthar, jednak ten puścił to mimo uszu.

- A teraz zostałeś Lordem i masz czelność przychodzić tutaj i mówić, że to nie twoja wina? To wcale nie jest, kurwa, zabawne. Po prostu Cię popierdoliło i to zdrowo!

- Ale…

- Wypierdalaj – rzucił go na ziemię.

- Ale…

- Wypierdalaj Lordzie! – karczmarz próbował go kopnąć z całej siły w udo, jednak znowu udało mu się uchylić, spadł po drugiej stronie łóżka.

Spojrzał ostatni raz na Gambera.

- Naprawdę nic nie mogę zrobić, aby…

- Po prostu już stąd idź – warknął nie patrząc w jego stronę.

- Gamb, gdyby…

- WYPIERDALAJ – krzyknął. Były to ostatnie słowa, które Galthar usłyszał od starego karczmarza.

Z trzaskiem otworzył drzwi i wyszedł na korytarz.

Zszedł po schodach i, nie patrząc na zerkających na niego mężczyzn przy stołach, przeszedł przez całą długość karczmy do wyjścia.

Szedł z opuszczoną głową i myślał o tym co zrobił. Zastanawiał się także nad konsekwencjami swoich czynów.

Jednak, gdy podniósł głowę stanął jak wryty.

Przed Ponurą, na małym placyku stał niewielki oddział zbrojnych z konnym dowódcą na czele.

Galthar rozejrzał się i stwierdził, że wojskowi raczej wpatrują się w niego.

Postanowił opanować nerwy i zachować się godnie. Był w końcu Lordem.

Konny dowódca oddziału zszedł z wierzchowca i ruszył w jego stronę. Miał na sobie ciężką płytową zbroję - która sprawiała, że wyglądał jak olbrzym – brązowe włosy i krzaczastego wąsa pod nosem. Był to Ser Ellan Trew.

- Galtharze – przemówił – Najwyższy wzywa Cię na zamek.

- Coś się stało? – zaniepokoił się Galthar.

Ser Ellan Trew wlepił w niego surowe spojrzenie, a następnie pochylił się w jego stronę.

- Miałeś wychodzić dopiero jutro – szepnął.

- Wiem, ale…

- Galtharze – przemówił raz jeszcze prostując się – w imię Najwyższego zostajesz pojmany.

Wytrzeszczył oczy, a pot oblał mu czoło. Spojrzał Dowódcy przed ramię i zobaczył Lorda Branksa zakutego w kajdany.

Nagle, rozumiejąc o co chodzi w całej sytuacji, rzucił się w bok, aby wyrwać się z opresji. Jednak Ser Ellan sprawnym ruchem złapał go za rękę i przycisnął do siebie.

Również został zakuty w kajdany.

- Jak to? Za co? Co się dzieje? – zapytał wyprostowując się, gdy Dowódca puścił go z objęć.

- Najwyższy wzywa cię przed swój majestat. Chce cię mieć przy sobie. W ciemnym lochu - dodał z naciskiem

- Ale przecież Lord Edric…

- Lord Edric nie jest już Najwyższym – przerwał mu Ser Ellan.

Nic z tego nie rozumiał.

- Ale…

- Nie jesteś już Lordem – został poinformowany – ten tytuł został z Ciebie zdjęty przed godziną

Galtharowi zaczęły się trząść ręce.

- Dlaczego? – wyjąkał.

- Władzę w mieście przejął karzeł – przerwał mu kolejny raz Dowódca - Pumbernill jest nowym Najwyższym, a jego pierwszym dekretem jest pojmanie Ciebie, przebrzydły robaku.

Ser Ellan pociągnął go za sobą i wepchnął w sam środek swego oddziału.

W powolnym tempie, jakby nigdzie im się nie spieszyło, ruszyli w stronę zamku.

Po długim czasie, gdy w końcu dotarło do niego co się stało, zaczął żałować.

Żałował tego, że wybrał pierwszą opcję.

Gdyby postąpił inaczej, mógłby teraz podróżować po świecie i mieć gdzieś rozkazy karła.

Ba, może nawet byłby milej widziany w karczmie Gambera.

Teraz jednak nie miało to znaczenia.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Anonim 08.06.2015
    "nieporęcznymi rękoma" - hehe nieporęczne ręce :D. Co mam powiedzieć? Akcją bije na głowę poprzednią część. Mam tylko mały zarzut, co do dialogów - miejscami są... trochę naiwne? Takie miałem odczucie. Ogólnie, wrażenie badzo pozytywne. :)
  • Galthar01 08.06.2015
    No to się cieszę, że chciało Ci się czytać
    I nieporęczne... Fakt, teraz zczaiłem:D
  • NataliaO 09.06.2015
    Poprzedni rozdział ciężki był, taki sobie. Ten jest ciekawy. Trochę chyba jest jak dla mnie mało opisów. Opowiadanie jednak nadal jest bardzo dobre w odbiorze 5:)
  • Galthar01 09.06.2015
    tamten był od opisów, ten jest od akcji :D
    A tak serio, to opisy są moją słabą stroną.
    Musimy pomyśleć z Jaredem o połączeniu sił
  • Galthar01 09.06.2015
    Ale bardzo się cieszę, Natalia, że wygrzebałaś ten rozdział, żeby przeczytać :)
  • Ronja 16.08.2015
    W końcu udało mi się przysiąść nad całością i nie żałuję :). Nie chciałam rozpisywać się pod każdym rozdziałem z osobna, skoro już czytam wszystko na raz. Teraz trochę żałuję, bo nie pamiętam dokładnie, co gdzie wyłapałam, ale już trudno.
    Z początku miałam wrażenie, że opisy i sceny strasznie się rozciągają, że czytam po kilka razy to samo pisane innymi słowami. Z perspektywy czasu uważam jednak, że było to całkiem sprytne i niegłupie posunięcie, ponieważ już przy czwartym rozdziale czułam się nieźle zżyta z bohaterami i miałam wrażenie, że całkiem nieźle ich znam (mam na myśli Galthara i Arrina). Arrin z jednej strony potwornie mnie irytuje, nie raz czytałam i myślałam sobie "co za wkurzający bachor". Z drugiej strony, pewnie właśnie przez to memłanie jego wewnętrznych przemyśleń i wspomnień, trochę mi go żal, trochę go rozumiem i , o mój boże, trochę lubię. A zdecydowanie lubię o nim czytać. Z kolei Galathar ma potencjał na super badassa i trochę mi żal, że jest taki głupi ^^. Tak żałośnie naiwny, że aż się zastanawiam jak kiedyś mógł być rabusiem-kozakiem. No ale przypuszczam, że w jakiś sposób się to zmieni z biegiem fabuły. Jestem też ciekawa jak połączysz oba wątki, jak to się wszystko rozwinie... Pytam więc - Gdzie są dalsze części?! Czy ja coś przegapiłam?
    Co do samego stylu, to mi czytało się lekko (choć przyznam, że przez dwa pierwsze rozdziały ciężko przebrnąć komuś, kto nie przepada za rozbudowanymi opisami wszystkich przemyśleń i działań, ale suma sumarum wyszło na plus, o czym już pisałam). Można wczuć się w przemyślenia bohaterów, wyobrazić sobie świat, miejsca, a o to przecież chodzi ;). Czytając tekst wpadło mi w oko trochę literówek, trochę urwanych słówek, zdań i dlatego żałuję, że nie zbierałam tego regularnie i nie mogę teraz dopomóc w znalezieniu. Zdaję sobie sprawę, że mega ciężko wyłapać wszystko samemu przy tak długim opowiadaniu.
    Pytałeś o wrzucanie rozdziałów, ja osobiście uważam, ze dobrze zrobiłeś, że są one podzielone. Mi np. nie chodzi o zmęczenie materiałem, ale o fakt, że z powodów osobistych, często muszę się odrywać od czytania, wracać do tego po chwili. Łatwiej jest skupić się gdy tekst jest krótszy - można go szybko doczytać i wrócić później już do następnej części.
    Podsumowując mój przydługi wywód - PODOBAŁO MI SIĘ I PROSZĘ O KOLEJNE CZĘŚCI :).
  • Galthar01 17.08.2015
    O Mój Boże, Ronja, kocham Cię!

    Myślałem, że seria straciła już zainteresowanie i tak po prostu nie wrzucałem dalej. Ale teraz chyba jednak to zrobię zaraz jak dobije sie do kompa :D cieszę sie, że ktoś czyta, a tym bardziej że komuś się podoba

    Dziękuję!
  • Ronja 17.08.2015
    Wrzucaj, wrzucaj :) wieczorem przeczytam, nie zostawię cię z tą serią ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania