Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłośc t.II r.17[1]

Waldek Łukowski szczęśliwie obronił pracę magisterską, miesiąc odpoczywał u rodziców, po czym wyjechał do pracy do Drezna. Tam się osiedlił Sylwek Markowski i namówił kolejny raz żądnego przygód i zarobku młodziana by przybył. Po paru miesiącach Waldek przyjechał do Polski pozałatwiać formalności, gdyż zamierzał osiąść w Niemczech na dobre. Odwiedził też Adama, ten przyjechawszy do domu, zdawał żonie relację z tej niespodziewanej wizyty.

-Waldek mnie odwiedził! Nie zgadniesz po co. Zaprasza nas usilnie na dwa tygodnie do niego, do Drezna. Tyle razy był przejazdem w Poznaniu, tyle razy czekał z powodu przesiadek, ale nigdy nie przyszło mu do głowy, by się ze mną spotkać. A teraz zadał sobie tyle trudu, by mnie znaleźć w szpitalu Przez dobrą godzinę trajlował, namawiał, przekonywał byśmy skorzystali z jego zaproszenia. Dla mnie to dziwne, że mu aż tak zależy, byśmy przyjechali.

Mirka ogławiała pomidory, mąż dreptał za nią, opowiadał i czekał odpowiedzi. Zaskoczona, nie wiedziała, co powiedzieć. Z jednej strony taki wyjazd kusił, z drugiej zaś czuła instynktownie, że coś się za tym kryje.

– Ciekawe, czemu rodzicom nie zaproponował tych wystrzałowych dwóch tygodni? – rzekła ugniatając chwasty w koszu. – Wynieś to kotku na kompost i idź zobacz, co dzieci robią. Dziwnie cicho się zrobiło w tej piaskownicy.

Po obiedzie, gdy wrócili do tematu, zadzwonił telefon. Tato dzwonił z budki, że mieli krótki postój we Wronkach, by się pożywić, już ruszają w drogę i za godzinkę będą w Rostowie. Mirka przebrała dzieci w czyste ubranka, swoje robocze spodnie zamieniła na odświętną sukienkę i czekali gości. Przy kawie teściowie opowiadali, że wrócili właśnie ze Szczecina, gdzie gościli u pana Andrzeja. Oboje byli w doskonałych humorach, zadowoleni z urlopu i wypoczęci. Jednakże, było coś, co te słoneczne wspomnienia mąciło. Mama ze smutkiem relacjonowała

– Gdyby nie torba z prezentami, którą Adaśku dałeś dla chrześniaczki – Natalki, zrezygnowalibyśmy z wizyty u twego przyjaciela. Mieszkanie zmieniali już chyba ze trzy razy, żadnej stabilizacji. Elwira pije. Przemek zrezygnował z pracy w szpitalu, pracuje w przychodni zakładowej, w porcie. Często dzwonią ze żłobka, by odebrał dziecko, bo mama była, ale pijana.

– No, a Elwira pracuje, tak po pijanemu?

– Nie wiem, jak ona to robi, ale pracuje, ma wyniki i jest lubiana; Przemek nie miał interesu, by kłamać. Z nią samą widzieliśmy się krótko, bo śpieszyła się na posiedzenie komisji rekrutacyjnej. Gdy poszła, mąż prosił byśmy się dowiedzieli, gdzie by ją można umieścić na odwyk. W Szczecinie nie, bo takie wieści rozchodzą się lotem błyskawicy – dodał tato.

Nazajutrz panowie, skoro świt ruszyli na grzyby, ale po długim okresie suszy grzybów nie było. Wrócili prawie z niczym i po obfitym śniadaniu zamknęli się w gabinecie, bo Adam musiał się uczyć do kolejnych egzaminów, a ojciec chętnie służył fachową pomocą. Dzieci, że poprzedniego dnia baraszkowały do późna, spały w najlepsze.. Panie wyniosły wiklinowe fotele i poszły na balkon, by wypić poranną kawę i nacieszyć oczy pięknym widokiem.

– Irena leczy alkoholików – mama wróciła do wczorajszej rozmowy – jednakże nie znam jej aktualnego adresu.

– To siostra Adama?

– Ano. Siostra przyrodnia, jak to się dawniej mówiło – z nieprawego łoża. Jej matka też pielęgniarka, kiedyś razem pracowałyśmy. Nie bardzo mam chęć dzwonić do niej i Witka też wolałabym nie posyłać; może Adam zna jej nowy adres? Coś mi się zdaje, że w Płocku z mężem mieszkają. Lubiłam ją, bo co ten dzieciak był winien, bywała u nas; myślę, że pomogłaby Elwirze.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania