Pokaż listęUkryj listę

Uparta miłość t.II r.2 [2]

-

– A co się stało Dudkowskiemu, że tak nagle odszedł? Toż ja go pamiętam takiego rumianego; lato, zima rękawy podwinięte, koszula rozpięta, uśmiech od ucha do ucha..

– Miał zawał .Źle się czuł i po wieczornym udoju, powiedział kobietom, żeby same wszystko pomyły, pozamykały, bo jego coś łamie. Wziął kankę z mlekiem, ale widać była mu za ciężka, bo wrócił i zostawił. Doszedł do drzwi i upadł. Nic pogotowie nie pomogło, - nie żył. To przez kierownikową, tak każdy mówi. Ona mu strasznie dokuczała, że się zrobił całkiem mały, nic nie znaczący. A Łukowski go chwalił i robota się układała w tej oborze i mleka było dużo i ludzie tam chętnie szli do pracy. A jak ta Ludmiła nastała, to tylko upomnienia, nagany, ludzie nerwowo nie wytrzymują.

- – Nie trajkocz tak, Lusia i nie oskarżaj pochopnie, to grzech! – mitygował teść – Łucek musiał mieć coś z sercem, bo pamiętam, ile razy mieliśmy jakąś naradę, musiało być otwarte okno, bo mu było duszno. A Maćkowiaków wszyscy się czepiają, bo trzymają dyscyplinę, bo wymagają; ale że zarobki i premie poszły w górę, tego nie widzą!

– Szkoda chłopa. Pamiętam, jak się tak zeszli – on Halinka, Sabina – to były takie żarty, śmiechy, zgrywy, kawały, że się boki zrywało. Lubiłem go, jak to wujek mawiał: Dudkowski kocha kobiety, śmietanę i śpiew! Nikt wtedy nie pomyślał, że to wszystko tak szybko przeminie i to bezpowrotnie - zakończył Adam wstając od stołu – A gdzie ja mam spać?

- – Na górze z chłopakami. Nie idź do pokoju, bo jak się maluchy pobudzą, to będzie mordęga, by ich znowu uśpić – powstrzymała zięcia, który już trzymał rękę na klamce, by choć popatrzeć na swoich.

I znowu niby wszystko było w porządku, ale w nocy się budził i rozmyślał, że tyle złego przez niego się wydarzyło; oby na tym był koniec. Obudziło go skrzypnięcie drzwi, ktoś stał po drugiej stronie i patrzył przez szparę.

- – Miruś to ty? Chodź, ja nie śpię. Mirka usiadła na brzegu łóżka i przyglądała się wymizerowanej twarzy męża. W spojrzeniu nie było nic, oprócz zatroskania. Czyli, póki co, u żony mam czyste konto – pomyślał.

– Gdzie dzieci?

– Powstawały raniutko, przed szóstą, najadły się, pobrykały z Piotrkiem i teraz znowu poszły spać. Dochodzi jedenasta, kochanie.

- – No popatrz. A tak szaro, myślałem, że najwyżej ósma.

- – Deszcz pada. Rodzinka pojechała do kościoła, a my mamy dokończyć obiad, wstawaj. Ufne, kochane oczy żony i ten znajomy uśmieszek... Adama ogarnęło radosne uniesienie. Przygarnął małżonkę i obsypał pocałunkami, a ona szczęśliwa pomyślała; no nareszcie wróciłeś kochany, z podróży w jakieś obce strony.

Po obiedzie mama nakryła stół pięknym haftowanym obrusem i nakazała mężowi, by poszedł do bloku i zaprosił Łukowskich na kawę i ciasto.

– Siedzą w chałupie, jak borsuki. Dawniej często szli do pałacu do Stasi Fabisiakowej, albo do Bojarskich, a teraz nigdzie, ani kroku! Paweł niedawno wrócił z sanatorium, myśleliśmy, że przyjdą, że poopowiada, jak tam było, ale gdzie tam!

– Już nie pada. Może bym dzieci wziął, niech się przewietrzą – zaproponował tato. Mirka zawinęła się zaraz koło majteczek swych pociech, sprawdzając, czy tam wszystko w porządku. Nałożyła czyste spodenki, sweterki i maluchy gotowe czekały na spacer.

– Adaś, ty nie widziałeś wózka. Chodź , zobacz, jaki prezent mamy od dziadka.

– O, ho, ho! Wózek dla bliźniąt! Piękny. Pewnie ładnie kosztował? Dzięki, tato. Myśmy się zbierali kupić, ale były tamte dwa; przyzwyczailiśmy się i tak zeszło.

- Po jakimś czasie tato wrócił sam. Wyjaśnił, że Łukowskiego boli gardło, wobec tego nie wchodził z dziećmi do mieszkania. Chwilę postał przed blokiem i porozmawiał z kobietami. Melania też miała ciasto i też z truskawkami; dała dzieciom po kawałku i chłopcy pojechali z maluchami do kawiarenki.

– Postałem, posłuchałem nowin, no i przyszedłem. Dudkowskiej znowu od wczoraj nie ma, dzieci same. Marysia od Zahotów zaniosła im zupy. Adam zrobił wielkie oczy.

– O, kochany, to jest dłuższa historia. Co ta kobieta wyprawia, to ludzkie pojęcie przechodzi.

Mama Przyniosła filiżanki z kawą i przystąpiła do relacji;

- To się zaczęło jeszcze, jak Łucek żył. Alka zimą wyszła za mąż i wyjechała do męża do Połczyna Zdroju. A jak tu była to wychowywała Weronikę i Józia. Mieszkanie trzeba było opróżnić i dzieci wróciły do rodziców; już tam mieszka taki młody mechanik. Weronika za nic w świecie nie chciał mieszkać z matką, Wojtek Zahota wstawił się za nią do Maćkowiaka i dostała mieszkanie po Sabinie.

– Wojtek, to ten najstarszy?

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania