Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Komisar - 14
Nie lubiłem tego.
Każdy atom mojego ciała odmawiał zaakceptowania aktualnej sytuacji.
Jestem liderem, oficerem, odznaczonym wielokrotnie za swe usługi. Nie muszę udowadniać swej lojalności, ponieważ jest ona w mej krwi.
To ja siedzę, kiedy inni stoją, to ja mówię, kiedy inni milczą, to ja się bawię, kiedy inni czekają.
A jednak, mimo to, w tym właśnie momencie:
Stałem, kiedy Likow siedział, milczałem, kiedy on gadał, a na domiar wszystkiego przez dobry kwadrans kazał mi czekać, kiedy sukinsyn bawił się papierami, udając, że coś robi.
Nie stosuj na mnie moich technik skurwysynie! - tak chciałem krzyczeć, ale milczałem, z trudem przełykając oficerską dumę.
Musiałem wytrzymać… do czasu.
Likow, ta gruba ropucha o szerokich ustach uśmiechnęła się szeroko, wkładając kawałek kiełbasy do ust. Nie zaproponował mi oczywiście najmniejszego kawałka, a nawet gdyby zaproponował, to tylko by rzucić jakimś parszywym komentarzem, żem kundel.
– No więc… „towarzyszu” Paraszenko – nie mógł bardziej paskudnie wypowiedzieć tego grzecznościowego zwrotu. – Czy możecie mi wyjaśnić, czemuż to, przygotowania do parady idą tak wolno?
– Postawiliście przed nami wielkie wyzwanie towarzyszu – odpowiedziałem, z trudem powstrzymując wymioty. – I nie tylko nam. Armia, Flota, Lotnictwo i nawet pańscy właśni urzędnicy cywilni nie są zadowoleni.
Cień przeszedł po twarzy Likowa.
– Brzmicie tak, jakbyście dużo wiedzieli – zawarczał jak kundel.
– Brzmię tak, boście mnie postawili na czele organizacji całego przedsięwzięcia – zawarczałem jak wilk. – Czyście nie przesadzili z tą listą? – Wyjąłem dokument. – Dwadzieścia czołgów T-54, ponad trzydzieści wozów pancernych, przelot migów, salwa z krążownika… spoglądałem na listę, nie mając zamiaru przeczytać wszystkich wymagań. – Specjalistyczne umundurowanie… flagi na 10 metrów długości…
– Przestańcie pieprzyć Paraszenko! – Likow uderzył w stół. – Wszystkie największe grupy inwazyjne wkrótce połączą fronty. Tydzień, dwa, najwyżej pod koniec miesiąca całe zachodnie wybrzeże stanów zostanie zjednoczone! – zakrzyknął. – Musimy świętować. Dać wyraz naszej potęgi – tutaj uśmiechnął się chytrze. – Chyba, że wątpicie w nasze zwycięstwo i tchórzycie, boście się boicie, że świętujemy za wcześnie.
Wywróciłem oczami zrezygnowany. Oczywiście, że świętujemy za wcześnie. San Diago stawia zacięty opór, cała kolumna czołgów została zniszczona w drodze do Las Vegas, na Pacyfiku nasza flota ledwo co się trzyma, a ten sobie paradę zwycięstwa wymyślił, kiedy czeka nas porażka. Odetchnąłem głęboko.
– Nie towarzyszu, nie wątpię w nasze zwycięstwo. Wątpię jednak, czy ten cały sprzęt na paradę nie powinien pomagać naszym chłopcom na froncie.
Likow machnął ręką.
– Co to jest dwadzieścia czołgów – zachichotał. – Armia przecież się zgodziła.
Nie bez oporów – chciałem dodać, ale milczałem. Likow wziął do ust kolejny kawałek kiełbasy i kontynuował.
– Ale o to mniejsza… jak twoi amerykańcy „towarzysze” – zarechotał.
– Radzą sobie świetnie – odpowiedziałem. – I to również wasi, towarzysze, towarzyszu Likow.
Partyjniak splunął w bok.
– Morda Paraszenko. Żadna kapitalistyczna świnia, nigdy nie będzie moim towarzyszem. Ja jestem wierny i w przeciwieństwie do ciebie – tu pochylił się lekko do przodu, patrząc na mnie z pogardą. – Ja nie bratam się z wrogiem.
– Są bardzo przydatni – stwierdziłem. – Zamieszek właściwie już nie ma. Populacja cywilna jest spokojna.
– To było waszym, KURWA – Likow wstał. – ZADANIEM! PARASZENKO, CHUJU ZŁAMANY! MIELIŚCIE KURWA, DO ZAMIESZEK ŻADNYCH NIE DOPROWADZIĆ! – Pierdolony karaluch wrzeszczał tak, by wszyscy mogli go słyszeć. – Miałeś wszystko przygotować, a zjebałeś na całej linii! CAŁEJ! – Suka uderzył w stół. – Nie dość, że zawiodłeś, to się jeszcze z wrogiem bratasz, a sojusznika zabijasz.
Zamrugałem zbity z tropu.
– Sojusznika? Od kiedy my tu mieliśmy sojusznika, a ja nic nie wiedziałem?
Likow zmrużył brwi.
– Nie graj głupiego.
A żeby, kurwa jego mać, wiedział, że chciałbym, ale szczerze nie miałem zielonego pojęcia, o czym ten człowiek pieprzy. Pokręciłem głową, nie ukrywając zdezorientowania.
Likow wrzasną zaczerwieniony.
– Blackhund! – wrzasną. – Na twój rozkaz zabity! Sojusznik wielki!
– Ten czarnuch? – uniosłem brwi. – Mafioza, co NKWD rozkazy chciał wydawać.
– Ten sam ! – Likow wydawał się niezrażony. – Stany to miejsce opresji i niewolnictwa czarnoskórych i jako komuniści i posłańcy nauki Marksa, niewolnictwo musimy zlikwidować, a ty je wsparłeś!
Byłem otępiały. Likow naprawdę chciał mnie bezpośrednio doprowadzić do szaleństwa, gadając prosto z dupy.
– Czy aby jankesi nie mieli całej wojny o niewolnictwo? – Zadałem retoryczne pytanie.
– TO NIC NIE ZMIENIA!
Ręce mi opadły.
– Jak to nic nie zmienia?
– NIC! Nadal mają niewolnictwo i opresję!
– Niewolnictwo i opresja to nie to samo.
– Oczywiście, że to samo, Paraszenko, suko pierdolona – Likow szczekał jak oszalały pies.
Panie i Panowie, Panie Boże i Nieświętej pamięci towarzyszu Stalinie – towarzysz Likow, mój rywal, chyba oficjalnie stracił rozum.
– Czyli co? II wojna światowa się nie skończyła, bo nadal walczymy z Niemcami?
Teraz to Likow spojrzał na mnie jak na idiotę.
– O czym wy… to nie to samo, Paraszenko, pierdolony idioto!
– Opresja w stanach się nie skończyła, czyli nadal jest niewolnictwo, tak więc tą samą logiką, II wojna się nie skończyła, bo znowu nawalamy się z Niemcami – próbowałem argumentować.
Likow uderzył w stół.
– WIELKA WOJNA OJCZYŹNIANA, TOWARZYSZU SEKRETARZU SIĘ MÓWI! – Likow ryknął. – Widać, kurwa, żeś się z amerykaninami bratał – syczał. – Nawet ich nazw na naszą wojnę używasz.
Jeśli miałem jeszcze duszę, w tamtym momencie ją straciłem. Jak tak dalej pójdzie, Likow oskarży minie o braterstwo z jankesami za używanie białego, a nie szarego papieru toaletowego. Na domiar wszystkiego sukinsyn wyglądał na bardzo zadowolonego, jakby jaki wielki dowód zdrady i mej konspiracji przeciw ZSRR znalazł.
– Zaraz po defiladzie – oznajmił już spokojnie. – Zostaniecie odesłani do ojczyzny, na reedukację – uśmiechnął się paskudnie. – Żebyście znów nauczyli się kochać ojczyznę robotniczą.
Spojrzałem na jego brzuch, którego rozmiarów z pewnością nie mógłby się pochwalić przeciętny „robotnik”. Westchnąłem.
– Jesteście bardzo siebie pewni, towarzyszu sekretarzu 3 strefy okupacyjnej.
Likow zachichotał.
– A to dlatego, Paraszenko, kupo zdradzieckiego gówna, ponieważ jestem właśnie tym sekretarzem i na tych ziemiach, me słowo jest prawem – oparł się wygodnie w fotelu. – Wracajcie do pracy. Upewnijcie się, że wszystko będzie gotowe i spakujcie się. Pozwolę wam obejrzeć paradę i aresztowanie waszych amerykańskich przyjaciół, a zaraz po tym… znikniecie na zawsze z mojej drogi.
Pewny siebie Likow, uśmiechał się usatysfakcjonowany. Raz jeszcze, świętując zwycięstwo stanowczo za szybko. Zasalutowałem.
– Powodzenia, towarzyszu sekretarzu Likow.
– Spierdalać.
Odwróciłem się i wyszedłem z jego biura. Szybkim krokiem przeszedłem długimi korytarzami i klatką schodową wszedłem na parter, gdzie przy drzwiach czekał na mnie kolega z Awangardy 2, Mrówkow.
– I jak tam? – Zapytał cynicznie.
– Gadał tak – oznajmiłem, wskakując na tylne siedzenie samochodu. – że mi było mi go prawie żal.
Mrówkow wybuchł śmiechem, kiedy samochód ruszył.
– Wspaniale – podał mi papierosa. – Ucieszą cię więc wieści.
Miałem gęsią skórkę.
– Są?
– Są – potwierdził Mrówkow. – I zapewniam cię, drogi przyjacielu – wysunął zapalniczkę z ogniem nadziei. – Będą gotowi.
O ile smaczniejszy był papieros w moich ustach na te wieści, nie w sposób opisać.
(Tutaj daję dostęp map i flagi.)
Początek inwazji: https://drive.google.com/file/d/1dTnb-3QsM2vL4cpZd_mPtIp2LmnFcIUS/view?usp=sharing
Aktualna sytuacja: https://drive.google.com/file/d/1QWuFjTa4KxnveDFXDrpg4Gjl9m1ZBltl/view?usp=sharing
Flaga komunistycznego USA: https://drive.google.com/file/d/1BEfszlkqp49uUA_yOymWOQoOkhjEoRGt/view?usp=sharing
Komentarze (10)
Pozdrawiam!
Dzięki za komentarz
Co do flagi... nope - nie mam zamiaru bawienie się w tworzenie tej flagi - mam wystarczająco innych spraw na głowie
Ten Livkow przypomina mi bardzo Nikitę Chruszczowa, którego jako przedstawiciela STAWKI czy naczelnego dowództwa, a w zasadzie Stalina wysłano do Stalingradu w 1942 roku. Tam zaczął swoje rządy od masowych rozstrzeliwań najpierw oficerów frontowych, a potem tych z NKWD. Zachowywał się dokładnie tak samo jak Livkow i dopiero ostra reakcja dowódcy obrony generała Czujkowa spowodowała że Nikita przestał siać zamęt wśród kadry, choć aż do końca uważał się za pana i władcę Stalingradu.
Ta parada to głupota, choć Stalin też zorganizował podobną chyba w 1941 zimą i też trzeba było ściągać oddziały z frontu, co było szaleństwem w sytuacji, kiedy na froncie liczył się każdy żołnierz. No cóż na głupich fanatyków mających władzę, jak ten twój sekretarz nie ma rady, choć trochę mnie dziwi, że major nie zgłasza tego szefom KGB. Być może wie, że Livkow ma tak duże "chody i poparcie", że to nie ma sensu.
No i ten słownik przypomina mi Żukowa, albo Koniewa, oni tak się zwracali do swoich oficerów, poniżając ich na każdym kroku. To typowe zachowanie większości wyższych oficerów.
No i końcówka którą można było sobie wyobrazić. Livkow musi się pozbyć Paroszenki. Raz że go nie cierpi, a dwa żeby pokazać kto tu rządzi.
Reasumując bardzo dobrze pokazujesz komunistyczną mentalność zarówno KGB jak i partii, choć tu jak widzę numerem jeden jest partia. 5 Pozdrawiam.
Spokojnie - wszystko zostanie rozwiązane, a partia zapomniała kto tak naprawdę prowadzi tę wojnę.
Powinno być ciekawie
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Ale zna umiejętności Paraszenki - chce go wykorzystać, a następnie z uśmiechem, stojąc na podium (tym razem dosłownie) wysłać hen daleko, na największe zadupie
Likow nie tyle jest niespełna rozumu, co jest wielkim skurwysynem i lubi wkurwiać Paraszenkę - podkreślać swą dominację nad nim,
I tak
Sznur sam sobie wiąże
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania