Komisar - 25
Przepraszam za dłuższą nieobecność, ale zawał egzaminów i zaliczeń. W poprzednim tygodniu miałem ich aż sześć, więc nie miałem fizycznie szansy czegokolwiek napisać.
Mam jednak trzy miłe niespodzianki dla czytelników moich serii:
Pierwsza: Zacząłem publikować na wattpadzie - nie ma tam może wszystkich odcinków i prac obecnych na opowi, ale wraz z upływem czasu dostaną się tam wszystkie istotne serie i prace, po redakcji:
https://www.wattpad.com/user/Hatter120
Wasze odwiedziny i wejścia pod prace, mogą pomóc mi w "zaistnieniu" na stronie, co byłoby bardzo pomocne.
Druga: Mam w końcu ilustracje do mojej głównej serii "Demon" zamówioną i wykonaną przez Michała Gralaka.
https://drive.google.com/file/d/1uCEAp5DINIPM-WOwfKoUM6cxr-d8wDUt/view?usp=sharing
Trzecia: Mamy "okładkę" serii KOMISAR! Aktualnie używana na wattpadzie, ale i udostępniona pod tym linkiem.
https://drive.google.com/file/d/1DdJ3vW0259H2O1qfEk5tATMsX-tGZGbA/view?usp=sharing
Nie wiem czy będę coś publikował w przyszłym tygodniu, bo nadal są zaliczenia i egzaminy, ale z pewnością będę miał więcej i więcej czasu na pisanie.
Pozdrawiam wszystkich!
Kapelusznik
***
Z trudem byłem w stanie powstrzymać chichot. W pierwszej chwili myślałem, że chłopak siedzący przed moim biurkiem robił sobie ze mnie żarty, ale nie… nie kłamał.
– „Rosomaki”? – Zadałem oczywiste pytanie.
Chłopiec pokiwał głową.
– Tak. Tak nazywa się grupa wspierająca partyzantów w lesie.
Byłem na tyle zaintrygowany, że wyciągnąłem notatnik i długopis. Miałem już wszystkie informacje, jakich potrzebowałem o Milsonie i jego grupie, ale informacji nigdy za wiele.
– Pozwól mi się upewnić, bo jestem… szczerze zaskoczony twoimi informacjami. Wiesz, mniej więcej, ilu jest tych partyzantów, z jakimi grupami współpracują i jakie akcje przeprowadzili.
Chłopak przełknął ślinę.
– Zgadza się…
– A wiesz to, ponieważ… – uniosłem brew. – Byłeś może ich członkiem?
Bladnąc, chłopak pokiwał głową i momentalnie zaprzeczył.
– Tak, ale tylko przez chwilę – oznajmił. – Po pierwszej akcji, kiedy zaatakowaliśmy jeden z waszych konwojów… opuściłem grupę.
Pokiwałem głową.
– Zabiliście kogoś?
– Tak… dwóch ludzi… i… i mój najlepszy przyjaciel też zginął – chłopak drżał. – Rozerwało go na strzępy. Po tym… po tym opuściłem grupę.
Zabicie dwóch z naszych było dość sporym przewinieniem, ale chłopak sam do nas przyszedł, choć w niekonwencjonalny sposób. Był ewidentnie zestresowany, a to krótkie starcie musiało nim mocno wstrząsnąć. Nie dziwiłem się, nie każdy jest zbudowany do walki frontowej. Zamruczałem zaintrygowany.
– Zabicie dwóch ludzi to spory problem – stwierdziłem, zapisując coś w notesie. – Nie wyjaśnia jednak w jaki sposób postanowiłeś się z nami skontaktować – podrapałem się po brodzie. – Żeby poprosić strażnika w punkcie kontrolnym, żeby cię aresztował, tylko po to byś po cichu mógł ze mną porozmawiać? – Pokręciłem głową. – W pierwszej chwili spodziewałem się, że jesteś żywą bombą! Właśnie dlatego przeszedłeś przez te wszystkie skanery i sprawdzenia… – tutaj skrzywiłem się na samą myśl o tym, że przeszukiwali mu odbyt. – Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę stracić czujności.
Chłopak kiwnął głową.
– Rozumiem.
Westchnąłem.
– Ja, natomiast, nadal nie rozumiem, czemu się do nas zgłosiliście! Nie byliście na żadnej z naszych list podejrzanych, nie śledziliśmy was, nawet nie było jednego rajdu na wasz dom… – przeglądałem praktycznie pustą teczkę. – Na spokojnie udałoby wam się ukryć przed nami, o ile któryś z waszych kolegów by cię nie zdradził – spojrzałem chłopakowi prosto w oczy. – Jaki macie interes zgłaszając się do nas sami? Życie wam niemiłe?
Chłopak bardzo szybko pokręcił głową i uniósł dłonie.
– NIE, nie nie nie nie – zaprzeczył. – Wśród… wśród Rosomaków… są dwie osoby dla mnie bardzo ważne – odpowiedział.
Zmrużyłem brwi.
– Chcecie sprzedać grupę partyzantów… i w zamian oczekujecie immunitetu dla siebie i tych dwóch partyzantów?
Chłopak pokiwał głową.
– Tak.
Uniosłem brwi i prychnąłem, rozbawiony sięgając do notanika.
– Dobrze… – spojrzałem na jego imię. – Adamie Horn. O jakich osobach mówimy?
– Mojej siostrze, Ellinie Horn i… jednej dziewczynie, Jessie Quren.
Spojrzałem na dokumenty w teczce.
– Według raportów, wasza siostra miała być jedną z ofiar w czasie pierwszej fali inwazji – oznajmiłem. – Czyli żyje?
– Tak. Kazała mi sfałszować raport, by mogła spokojnie prowadzić operacje partyzanckie, a równocześnie jej rodzina nie była podejrzewana o współpracę.
– Aha – nie najgorsza strategia, musiałem przyznać. – A ta druga dziewczyna? Dlaczego ona?
Chłopak opuścił wzrok zażenowany.
– To… moja dziewczyna. Znaczy, ex.
– Ex? – Uniosłem brwi.
– Była dziewczyna – doprecyzował Horn.
– Aaaaa – pokiwałem głową. – Proszę o wybaczenie. Mimo że umiem mówić po angielsku, od czasu do czasu pojawiają się braki – zastanowiłem się przez moment. – Proszę mnie poprawić, ale panienka Quren zerwała waszą relację, kiedy postanowiliście wycofać się z partyzantki?
– Tak – chłopak kiwnął głową. – Okrzyknęła mnie tchórzem i trzyma się lidera Rosomaków. Johan Turnera.
Spoglądałem to na kartkę, to na chłopaka przez dłużącą się chwilę. Dzieciak miał zaledwie siedemnaście lat, a reszta grupy, nie miała więcej niż dwadzieścia dwa. To był jakiś idiotyzm.
– Rozumiecie – zacząłem. – Że nawet jeśli, pozwolę im żyć… nie wybaczą wam waszej zdrady?
– Wiem – Horn przytaknął z bólem. – Ale to jedyna rodzina, jaka mi pozostała. Rodzicie, zginęli w wypadku lata temu. Dziadek miał zawał zaledwie tydzień temu… już piąty. Jeśli tak dalej pójdzie… – schował twarz w dłoniach. – Zostanę sam na tym świcie. Nie mogę pozwolić by jedyna rodzina, jaką mam zginęła! Nawet jeśli będą mnie nienawidzić, muszą przeżyć.
Podrapałem się po brodzie, będąc pod sporym wrażeniem.
– Nie mieliście odwagi zabijać ludzi…
– Nazywacie mnie tchórzem? – Chłopak spojrzał na mnie przez łzy.
– Ale mieliście wystarczająco, by sprzedać swoją duszę, by kogoś uratować – otworzyłem paczkę z papierosami i zapaliłem. – Macie dobre serce, panie Horn – stwierdziłem, podając mu papierosa. – Nie chcecie zabijać, ale nie chcecie też bliskim zginąć. Dwadzieścia lat już minęło, odkąd wstąpiłem do NKWD, a potem KGB – wypuściłem dym nosem. – Tacy jak wy, są rzadkim przypadkiem. Większość, kiedy zaczyna uciekać, ucieka, by ratować własne życia, wy uciekliście, by ratować życie jako takie…
Chłopak przyjął papierosa i zaciągnął się głęboko. Ku własnemu zaskoczeniu, nie zaczął niezdrowo kaszleć, tylko spokojnie wypuścił dym z ust. Palacz, taki jak ja. Uśmiechnąłem się lekko.
– Posłuchajcie, Adamie Horn. Jestem gotów rozpatrzeć waszą propozycję, ale musicie mi dać jak najwięcej informacji – stwierdziłem, pochylając się do przodu. – Zacznijmy od tego ataku na konwój, kiedy i gdzie?
– Trzynaście dni temu, na północ od miasta – chłopak odpowiedział szybko. – Naszym celem było zdobycie zaopatrzenia jadącego na front.
Sięgnąłem pamięcią do raportu o incydencie. Pokiwałem głową.
– Dobrze wykonany atak – oznajmiłem. – Wybraliście niewielki konwój, zaatakowaliście szybko, zajęliście to, co było przydatne i wysadziliście w powietrze resztę… profesjonalna robota, nie ma co – spojrzałem na chłopaka. – Kto was tego nauczył? Nie chcę mi się wierzyć, by banda nastolatków, mogła wykonać taką robotę, jakby nigdy nic.
Horn pokręcił głową.
– Nie byliśmy sami. Wspierała nas grupa ludzi Milsona i… ktoś jeszcze, inna grupa, nie znam ich dokładnie. Jeden z nich prowadził całą operację.
Zmrużyłem brwi.
– Jeszcze jedna grupa?
– Kazali się nazywać „Superman”. Taki był codename w komunikacji. Wyglądali na profesjonalistów.
– Słuchali się Milsona?
– Nie – chłopak pokręcił głową. – To Milson słuchał się ich.
– Oooo! To jest cenna informacja – zapisałem ją w notesie. – Co jeszcze możecie mi powiedzieć?
– W regionie operuje pięć grup partyzanckich, a przynajmniej, było ich pięć, kiedy odchodziłem.
– Imiona?
– „Imigranci” to grupa Milsona ci, co uciekli z San Francisco. „Rosomaki” to studenci i młodzież z okolic, co chcą walczyć za USA, prowadzone przez Johana Turnera. „Superman” jacyś profesjonaliści, nie wiem, kto nimi dowodzi. „Żmije” to przemytnicy, dowodzi nimi niejaki… „Szczur”. Nie brałem udziału w odbieraniu dostaw, ale z tego, co wiem, przejęli sporo porzuconego przez armię USA i gwardię narodową ekwipunku i nim handlują.
– A ostatnia, piąta grupa?
– „Stryczek” to ci, co są odpowiedzialni za ataki bombowe w mieście.
– Współpracowaliście z nimi?
– Nie – chłopak pokręcił głową. – „Superman” określił ich jako wrogie siły. Z tego, co wiem, doszło do kilku starć między nimi a naszymi sojusznikami. Podobno nie chcieli podporządkować się dowództwu „Supermana”.
Spojrzałem na zapisane notatki i uśmiechnąłem się zadowolony.
– Panie Adamie Horn. Muszę powiedzieć, spodziewałem się, że chcecie mnie oszukać, ale wszystko, co powiedzieliście, pokrywa się z tym, co już wiem.
Chłopak zamrugał zszokowany.
– Co?
– Mamy już kilku kolaborantów, którzy z nami współpracują, panie Horn… osoby z klubu Strzeleckiego.
– Zdradzili?
– Tak jak pan w imię obrony bliskich. Grupa „Stryczek” zaatakowała ich domy i w zamian za protekcję, zgodzili się sprzedać wszystko to, co wiedzą.
Chłopak spochmurniał.
– Czyli… moje informacje są nic niewarte!
Zaśmiałem się rozbawiony.
– Ależ nie! Wręcz przeciwnie – uspokoiłem go. – Mając potwierdzenie z zupełnie innego źródła, jest bardzo przydatne. Co więcej, dzięki temu mogłem ustalić, że nie próbowaliście mnie oszukać.
– Czyli… nie zabijecie ich?
Pokiwałem głową.
– Macie moje słowo.
Kiedy chłopak wyrównywał oddech, mając zapewnione bezpieczeństwo bliskich, sam spojrzałem na zegarek.
– Będę zmuszony przełożyć lekko swoje plany, ale to mała cena, za jakie informacje może mi pan dostarczyć – spojrzałem na strażnika. – Kawy dla dwóch! To będzie długi wieczór.
Komentarze (7)
Pozdrawiam ciepło i powodzenia z egzaminami! :)
Chciałem pokazać drugą stronę wojny.
Ludzie zawsze udają hojraków - bujda! Większość cywili nie ma woli walki, a odpowiednio pchnięci, zrobią wszystko by przetrwać.
I nie przesadzaj z tą ilością.
Adam Horn jest PIERWSZYM w całej serii, który przybył do Paraszenki z własnej woli. Pamiętaj, cała reszta była w jakiś sposób zmuszona do kooperacji.
Milson - przetrwanie swoich ludzi i cywili
Black Dog został zajebany na miejscu
Goście z klubu strzeleckiego - zostali zaatakowani przez innych amerykanów i groził im stryczek
I teraz dopiero Adam Horn się zgłasza - pierwszy gościu "bez teczki"
Więc - nie przesadzajmy - nie ma tak wielu zdrajców.
Paraszenko zwyczajnie porusza się w strefie, gdzie ze zdrajcami się współpracują.
Cieszę się że ci się podobało
Pozdrawiam
szczere zdziwienie Paraszenki zostało dobrze przedstawione.
Sam dialog między tą dwójką został napisany przejrzyście co sprawia, że przyjemnie się go czyta.
Z błędów wypatrzyłem tylko 1 literówkę ale pisząc komentarz nie mogłem jej już znaleźć.
Czekam na ciąg dalszy i nie mogę się doczekać przyszłych wydarzeń jakie nam przedstawisz.
Pozdrawiam KK.
Pozdrawiam
Zajrzałam na wattpada - szkoda, że nie planujesz kontynuacji...
No nic, póki co lecę dalej czytać ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania