Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Komisar - 19
– John Thomson… heh – prychnąłem. – Strasznie stereotypowe nazwisko – zerknąłem na mojego rozmówcę. – Zaledwie dwadzieścia osiem lat. Jesteś dość młody. Kiedy dołączyłeś do armii?
Thomson siedział spięty kajdankami. Lekko pobijany był ewidentnie w kiepskim humorze. Pewnie po części przez danie się pojmać, a częściowo przez fakt, że przesłuchiwałem go w budynku komisariatu, którego niedawno bronił.
– Nic ci nie powiem skurwysynie – wysyczał. – Nic ze mnie nie wyciągniesz! Nie pęknę.
Uniosłem brew rozbawiony.
– Gdyby mi płacili za każdy przypadek, kiedy usłyszałem te słowa, zostałbym ogłoszony burżujem – westchnąłem. – Mam ponad dwadzieścia lat doświadczenia w przesłuchiwaniu, torturowaniu, łamaniu ducha, ciała i duszy – oznajmiłem. – W ciągu tych wszystkich lat zrozumiałem jedną rzecz. – pochyliłem się nad mężczyzną, który odruchowo się cofnął. – Nie ma człowieka, który nie pęknie… są tylko nieprofesjonalni oficerowie.
Odwróciłem się i podszedłem do stołu, na którym leżały moje narzędzia pracy. Jako pierwsze wyciągnąłem moje ukochane nożyce do strzyżenia owiec.
– Widzisz. Kiedy ktoś zostanie pojmany przez armię czerwoną i armia czerwona chce wyciągnąć z niego informacje, jest tylko jeden sposób, by tych informacji nie zdradzić – spojrzałem rozmówcy w oczy. – Śmierć. Trupy nie gadają.
– Tak – na twarzy Thomsona pojawił się nerwowy uśmiech. – Szybciej zdechnę niż puszczę parę.
Westchnąłem. Na litość wszystkiego, co dobre. Ten jest wyjątkowo wolny. Odporny jak bunkier, nic do niego nie dociera. Spokojnie Paraszenko. Irytacja burzy fundament profesjonalizmu. Wdech… i wydech.
– Widzisz… jest kilka typów osób przesłuchiwanych. Kooperatorzy, którzy mówią wszystko, co wiedzą i w zamian oczekują, że nie będą torturowani.
– Zdrajcy – Thomson splunął.
Prychnąłem.
– Jak ktoś może zdradzić, jeśli nie był lojalny od samego początku? – Zapytałem. – Zakładasz, że każdy, który nosi amerykański mundur, jest patriotą, co nie musi być prawdą. Wielu jest wziętych poborem, inni zostali zmuszeni przez rodzinę. Inni, zwyczajnie mają swój własny interes ponad wszystko, co osobiście bardzo szanuję – usiadłem naprzeciwko Thomsona. – Ten typ jest jednak bardzo rzadki. Wielu, mniej doświadczonych oficerów bierze ich za Sabotażystów. Ci, udają, że zdradzają, a tak naprawdę dają błędne informacje. Tym wystarczy udowodnić kłamstwo i ich bardzo perfidnie ukarać. Przykładowo – rzuciłem się do przodu, złapałem Thomsona za twarz. – Uciąć nos i zmusić by go przełknęli – Thomson szarpnął się przerażony. – To zwykle działa.
Przez dłuższą chwilę trzymałem otwarte nożyce tuż przy nosie Thomsona, który pocił się jak świnia. Uśmiechnąłem się i odsunąłem o kilka kroków.
– Są jeszcze dwa typy. Twardziele i Żartownisie. Twardziele mówią, że nie pękną i to z nimi najczęściej się pracuje. Trzeba ich torturować, łamać, zmuszać do wypowiedzenia każdej informacji, upewnić się, że nie mówią jednego kłamstwa. Mają jednak jedną cechę wspólną… zawsze pękają. O ile oficer ma odpowiednie umiejętności oczywiście.
– Mnie nie złamiesz – Thomson szarpnął się wściekle. – Nie powiem ani słowa.
Pokręciłem głową.
– Jak na kogoś, kto „nie powie ani słowa”, jesteś strasznie gadatliwy – odpowiedziałem zirytowany.
Thomson zamilkł zmieszany.
– Kontynuując. Jest jeszcze jeden typ, najgroźniejszy: Żartownisie – odłożyłem nożyce z powrotem na stół. – Tych nie da się złamać… – wspomnienie największej porażki w mojej karierze pojawił mi się przed oczami. – Widzisz. Żartowniś wie, że zginie, ale nie ma zamiaru zdechnąć bez stawienia oporu. Żartowniś zachęca oficera do używania tortur, pewny, że nie pęknie, a kiedy go torturujesz… ucinasz palce, zdzierasz pasy skóry, wyrywasz zęby rozgrzanymi szczypcami, biczujesz, kastrujesz, zmuszasz do jedzenia własnego ciała i trucheł towarzyszy broni… – zamilkłem na moment. – Drwi z ciebie i z twojego kunsztu. Wyśmiewa każdy atom twojej egzystencji. Każda rana i każda kropla krwi do kolejny wybuch śmiechu. Dręczy cię, kiedy to ty miałeś go dręczyć, doprowadza cię do szału, aż w końcu nie tracisz opanowania i nie wbijasz mu nożyc prosto w KRTAŃ!
W furii uderzyłem pięścią w stół. Oddychałem ciężko. Spojrzałem przez ramię, widząc strach w oczach Thomsona.
– I w ostatnich chwilach swego życia, plując krwią, mówi: „Wygrałem” – westchnąłem i pozwoliłem, by płonąc furia umilkła. – Najrzadszy ze wszystkich typów. W całej swojej karierze poznałem zaledwie jednego… do dzisiaj nie wiem, co ten Wietnamczyk ukrywał. Siedem dni. Tydzień tortur, a jedną odpowiedzią, jaką dostałem był śmiech i drwiny. Złamałem oficerów Waffen SS, dowódców ukraińskich powstańców, liderów polskiego podziemia, chińskich nacjonalistów, wszystkich bez wyjątku. Aż nie natrafiłem na tego Wietnamczyka. Byłem attaché do spraw kontrwywiadu dla rozwijającego się Wietkongu. Miałem nauczyć ich, jak poprawnie przesłuchiwać jeńców… i ten był pierwszy na liście. Siedem dni, zakończone porażką i moim natychmiastowym odesłaniem do Moskwy – westchnąłem. – Zaciągnąłem potem języka wśród kolegów po fachu. Wiedzieli, o czym mówię. Stałem się częścią elity elit, ponieważ poznałem ten ostatni, czwarty typ jeńców – spokojnie usiadłem naprzeciwko Thomsona. – Ty… mój drogi Thomsonie, jesteś trzecim, najbardziej klasycznym i najprostszym typem do rozpoznania i przesłuchania – stwierdziłem. – Ale nie martw się… nie chcę z ciebie nic wyciągnąć… mam zamiar cię tylko złamać, co będzie nieporównywalnie łatwiejsze.
Thomson drgał i pocił się, próbując utrzymać maskę twardziela. Szczerze powiedziawszy, byłem zawiedziony. Wygląda na to, że był najniższym z rodzajów typów twardziela: tego, co tylko dużo gada. Przełknął głośno ślinę.
– Będziesz przeklinał te słowa, kiedy po wszystkich twoich staraniach nie pęknę!
Niemalże krzyknął, próbując bardziej siebie niż mnie przekonać, że tak właśnie się stanie. Miałem jednak świetne lekarstwo na tę pewność siebie. Odchyliłem się na krześle i uśmiechnąłem się przerażającym grymasem.
– Powiedzcie mi, Thomson. Jak ci się podobał udział w powstaniu, które zorganizowałem?
Całkowity szok wymalował się na twarzy rozmówcy.
– C… co powiedziałeś?
Zachichotałem.
– Naprawdę sądziliście, że nie zauważyliśmy znikającej broni, waszych słodkich spotkań i organizowania dróg komunikacyjnych – zacmokałem. – Naiwność jest największym grzechem w wojnie.
Thomson szarpnął się wściekle.
– Kłamiesz! Prawie cię zabiliśmy!
Wywróciłem oczami.
– Och proszę! Jest znacząca różnica między próbą a czynem dokonanym – westchnąłem. – Widziałem wszystko. Czas i miejsce spotkań. Zaplanowany moment ataku. Pozycje waszych „magazynów” na broń i amunicję, nazwiska liderów, drogi ataku, ogólny plan i drogę ewakuacji z miasta – z satysfakcją obserwowałem rosnące niedowierzanie Thomsona. – Choć muszę powiedzieć, że jestem zawiedziony. Dałem wam wszystko, co było potrzebne i nadal nie zdołaliście zlikwidować Likowa…
Thomson zazgrzytał zębami. Uniosłem uspokajająco dłoń.
– O niego się nie martw – jankes spojrzał na mnie pytająco. – Sam się już nim zająłem.
Thomson zamrugał zdezorientowany.
– Zabiłeś… zamordowałeś swojego dowódcę? Nie wierzę!
Nonszalancko położyłem dłoń na rękojeści oficerskiego noża i w pełnej furii wbiłem go w lewą nogę rozmówcy. Thomson ryknął na całe gardło. Zasłoniłem mu usta i zmniejszyłem nacisk na ostrze.
– Nigdy nie stawiaj mnie poniżej tego typu świń – warknąłem. – Likow nigdy nie był moim dowódcą. Moje dowództwo to zarząd KGB i dowódca KGB grupy Potiomkin. Likow był partyjną suką. Elegancko ubranym skurwysynem, którego wysłano na front, by kontrolować ruchy armii i KGB – zachichotałem. – Jak już pewnie się domyślasz… – ponownie usiadłem, pozostawiając nóż w nodze rozmówcy. – Ani Armia, ani KGB, nie spoglądała na to uprzejmym okiem.
Thomson jęknął i skulił się, szarpany przez ból.
– Chcesz mi powiedzieć… że pozwoliłeś na wybuch powstania w mieście, tylko po to, by zabić rywala?
– Powstanie? – Uniosłem brew. – Jakie „powstanie”? To były zaledwie zamieszki – oznajmiłem. – Walki już się skończyły.
– CO?! Przecież nie minął nawet dzień!
– Tak to już jest, kiedy twój przeciwnik zna wszystkie wasze bazy i punkty zgrupowań – odpowiedziałem. – Pozwoliłem na to powstanie, ponieważ wiedziałem, że zdołam je zdławić w zarodku… – tu uśmiechnąłem się tajemniczo. – Ale co ważniejsze, ponieważ Milson zdobędzie przez to sławę.
Thomson, dysząc ciężko, zapytał.
– Co chcesz z dowódcą?
– Czy to nieoczywiste? Potrzebuję go jako twarzy ruchu oporu. Lampy, do której zlecą się wszystkie ćmy, chcące walczyć za Stany Zjednoczone. Wszystkie, w jednym miejscu – pochyliłem się, biorąc satysfakcję z każdej sekundy realizacji na twarzy Thomsona. – Co bardzo ułatwi mi pracę.
Thomson dyszał.
– Nie. Łżesz. Kłamiesz. Blefujesz!
– Tak byłoby najlepiej prawda? – Zapytałem. – Gdybym kłamał, ale niestety tak nie jest. Zdusiłem ogień powstania, ale tak jak powiedziałem. Znam wasze drogi ewakuacji i właśnie dlatego, pozostawiłem je niestrzeżone. W tym właśnie momencie. Milson i to, co zostało z waszych sił, ucieka z miasta poprzez kanały i mniej znane ścieżki. Są niczym jarzące się węgle, iskry mogące podpalić suchą trawę i spalić cały las… – zachichotałem. – My jednak, dzieci rewolucji wiemy dwie rzeczy o ogniu. Pierwsza, że można go kontrolować, naprowadzić, zatrzymać, dać lub zabrać paliwo, odciąć od tlenu, tak by służył naszym intencją… a druga – tu pochyliłem się rozbawiony. – to, że na popiołach najlepiej rosną owoce rewolucji.
Poklepałem Thomsona po ramieniu. Przed chwilą zgrywał twardziela. Teraz drżał i łzy leciały mu z oczu. Zaledwie słowami, złamałem jego ducha. Stanąłem obok stołu i z radością spojrzałem na resztę narzędzi mojej pracy. Sięgnąłem po szczypce.
– Tak więc… Johnie Thomsonie. Twoja egzekucja jest rozpisana na jutro rano. Spędzimy więc razem kilka godzin – ruszyłem w jego stronę ze szczypcami w dłoni. – Krótko, ale mam nadzieję, że pod koniec naszej rozmowy będziemy się znać jak łyse konie!
Komentarze (32)
Czy jakieś wyjaśnienie?
Thx - wiem o trolach, ale trole zwykle rzucają 1
Nie 2
więc... jestem zdezorientowany
Wygląda jak troll w dobrym humorze?
Pozdrawiam :)
:)
Paraszenki nie obchodzi czy komunizmowi się uda w ameryce już wielokrotnie powiedział że zawiodą
Wykonuje swoją prace i właśnie łamał ducha Thomsona
Fakt że przez te wszystkie odcinki, nadal bierzesz większość wypowiedzi Paraszenki na słowo - oficera KGB - niesamowicie mnie bawi :)
Scena prawie jak z Gwiezdnych Wojen
"Twa nienawiść cię zaślepia" XD
Pozdrawiam serdecznie
:D
Czy ja wiem... jego słowa mówią co innego. To tak jakby chciał zaprowadzać komunizm wszędzie jak Trocki :P
Skąd mam wiedzieć co siedzi w głowie tego Czerwonego Kutafona? Komuchom się nie ufa, komuchów się zwalcza XD
Również ciepło pozdrawiam :)
Nie mam ochoty na dokładne opisywanie tortur, nie tym razem
IS-8 był jednym z najlepszych ciężkich czołgów w historii
I-2 i I-3 miały sporo wad i problemów, ale IS-8 rozpoznaję jako jeden z najlepszych ciężkich czołgów w dziejach pod wieloma względami.
Jeden z najlepszych niekompozytowych pancerzy, potężne działo który kaliber szybko stał się bardzo popularny, dobra mobilność jak na 50 ton stali itd.
Można by powiedzieć że IS-8, znany również jako T-10, był wisienką na torcie i pięknym zakończeniem sowieckich ciężkich czołgów - mimo że właściwie nie widział żadnych starć
IS-3 był już cholernie przestarzały, pamiętaj że to monstrum jeszcze z Tygrysami się tłukło. IS-8 to bardziej realistycznie umieszczony pojazd w tym okresie, a jest 62
To właśnie napisałem.
IS-8, mimo że ostatni i mało używany czołg ciężki miał wiele modyfikacji które sprawiły że był najlepszy ze swojej klasy.
Przecież już IS-3 przerażał aliantów do szpiku kości, IS-8 brał nauki IS-3 i był znacznie groźniejszy
Jeśli Tygrys-2 i IS-2 z modelu 1941 to się nie dziwię
To że spudłowali to jeszcze uwierzę, ale Tygrys 1 nie wytrzymałby trafienia 122, chyba że były bardzo daleko od siebie.
Wszystko zależy od systuacji
Historii nie znałem
To ma znacznie więcej sensu
Pozdrawiam
Ale patrząc obiektywnie - opisuje tu zaledwie swój warsztat - kunszt pracy
Stworzyłem przerażający ton, ponieważ mówi o tym z taką prostotą, jakby była to jakakolwiek inna profesja
Celowo też nie opisałem samych tortur, by zaznaczyć, że nie trzeba pokazać, by wiedzieć że Parasenko Thomsona z pewnością złamie
Pozdrawiam
Pozdrawiam
Dużo mam na głowie
Niby majówka, ale sporo do zrobienia na studiach
Sporo lektur, prac do napisania, rzeczy do nauczenia itd.
Zobaczymy
Może weekend
Może nawet dziś, jeśli będę miał wenę
Na twój tekst spojrzę przy okazji, na razie ręce pełne roboty
Tak czy inaczej odcinek jest koszmarny pod kątem poczynań bohaterów i dobry pod kątem stylistyki. Dzięki ci, że już pominąłeś te opisy tortu na Thomsonie...
I nie ma za co
Lubię długie i brutalne opisy i potrafię je tworzyć, ale tutaj byłyby tylko wypełniaczem i wyszłoby wiele powtórzeń
Bo na ile sposobów możesz opisać krzyki i wrzaski do momentu aż się komuś nie znudzą?
A co ważniejsze - czytelnik już widział do czego Paraszenko jest zdolny, więc dodatkowe ucementowanie faktu uważam za zbyteczne.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania