Poprzednie częściKomisar - 1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Komisar - 40 - FINAŁ

To był dobry dzień. Przynajmniej w pewnej części, a w innych nie. Mimo wszystko stałem przed amerykańskim sądem zakuty w kajdany… ale to nie było istotne. Nawet z wiedzą, że dopiero po trzech dekadach, udało im się mnie pochwycić, był to dobry dzień. Nawet z wiedzą, że nie ma już ZSRR, a ja jestem starym dziadkiem. Nie miało to znaczenia.

Uśmiechałem się szeroko. Bez strachu, bez nienawiści, tylko z niewyobrażalną satysfakcją wypełniającą pierś. Nie da się opisać tego uczucia. Oto ja. Diabeł, który żył na ich progu dobre trzydzieści lat, zostałem odnaleziony, po zerwaniu z twarzy maski w wielkim finale mojej wspaniałej misji.

Zastanawiałem się nad tym, co przeszedłem przez te wszystkie lata. Wspomnienia chaosu, kilka atomowych grzybów. Informacje o rozmowach pokojowych. Nowy Nowy Ład, jak to ktoś zabawnie go nazwał i odnowiona zimna wojna. Moje amerykańskie życie, pod nowym imieniem. Bieda, ale i ciężkie starania. Braterstwo Dymitra, miłość Aleksandry, obie utrzymały mnie przy życiu przez te wszystkie lata. Wojna z Meksykiem i moja służba w piechocie, jako rekrut. Dobrych przyjaciół zdobyłem. Zmieniłem moje zdanie o Amerykanach. Szczególnie po wojnie, zmienili się. Dojrzali. Poznali prawdziwą stratę i rozwinęli się z bliznami, jakie pojawiły się na ich ciałach. Pamiętam jak w okopach, zastanawiałem się nad losem Związku Radzieckiego. Jak rozmyślałem nad ich sukcesem i porażką równocześnie. Jak wielkie terytoria zdobyli. Zjednoczyli mimo wszystko Niemcy, zdobyli Austrię, zjednoczyli całe Bałkany wraz z Grecją, a nawet pchnęli Turcję i Iran w objęcia komunizmu. Na dalekim wschodzie, odnowione komunistyczne cesarstwo Chin, przejęło kontrolę nad teraz zjednoczoną Koreą, oraz komunistyczną Japonią. Niepodległe Indie dołączyły do NATO, czując rosnący nacisk Chińskiego sąsiada. Eurazja była prawie pod całkowitą kontrolą komunistów… i to okazało się ich upadkiem. Jako im większe imperium, tym większe siły potrzebne, by trzymać je w na wodzy, lecz te siły zostały stracone, wraz z III Wojną Światową, która… trwałą zaledwie pół roku. Tylu się bało, że będzie to koniec świata, ale tak się nie stało. Skażenie radioaktywne dało się wyczuć w wielu miejscach, ale po użyciu mojej miny i zbombardowaniu San Francisco, atomówki używano tylko i wyłącznie w atakach taktycznych, celując w linie zaopatrzenia, a nie centra populacji. Kiedy sytuacja weszła na tragiczny poziom, kilka zimnych głów, zorganizowało rozmowy pokojowe i zawieszenie broni, które jakimś cudem – się utrzymało. Największe zwycięstwo komunizmu, od zdeptania Hitlera zamieniło się w największą porażkę. Podobnie jak po ostatniej wojnie, potrzeba było pieniędzy na odbudowę. A tym razem żaden Plan Marshala się nie pojawił. Amerykanie sami ponieśli tragiczne straty i skupili się na odbudowie własnych ziem.

Wojna, która miała zapewnić ZSRR całkowite zwycięstwo, zapewniło mu bankructwo i upadek w 1980, zaledwie osiemnaście lat, po wielkim konflikcie.

Minęło dziesięć lat od tych wydarzeń. Teraz, byłem już siedemdziesięcioletnim starcem. Byłym oficerem KGB… oraz o ironio – oficerem amerykańskich marines. Doszedłem aż do stopnia kapitana, za moje zasługi. Całkiem nieźle, jak na jeden żywot, nie powiem. Los jednak przestał się do mnie uśmiechać.

Stałem teraz sam, w moim amerykańskim mundurze, przed amerykańskim sądem. Moje ręce drżały. Było mi w nie zimno. Trzy lata temu stwierdzono u mnie raka. Złośliwego zresztą. Okazuje się, że papierosy nie są najlepsze dla zdrowia. Trzy tygodnie wstecz, stwierdzono u mnie Parkinsona. Moje życie kończyło się, tak czy inaczej. Strażnik otworzył bramkę i wskazał podium, na którym miałem stanąć przed sądem. Delikatnym ukłonem podziękowałem mu i opierając się, o laskę ruszyłem na wskazane miejsce. Sądziła mnie dojrzała kobieta, o bystrych oczach, dużych ustach i pięknych brązowych włosach. Przypominała mi moją pierwszą żonę. Prychnąłem lekko, spoglądając na lożę, oraz widownie, w której siedzieli dziennikarze. Miło, że się pojawili. Zgotowałem im niemałą okazję. Nie każdego dnia sądzi się zbrodniarza wojennego.

Sędzia odezwał się donośnym głosem.

– Panie Adamie Smith. Stoicie przed sądem najwyższym Stanów Zjednoczonych Ameryki. Będziecie...

– Antoni Paraszenko – przerwałem jej. – Proszę zwracać się do mnie moim prawdziwym imieniem i nazwiskiem, jeśli mogę prosić. Chcę… chcę – przełknąłem ślinę. – Jeśli można.

Sędzia zamrugała i z lekkim westchnięciem powtórzyła.

– Panie Antoni Paraszenko, znany również jako Adam Smith. Stoi pan przed sądem najwyższym Stanów Zjednoczonych Ameryki. Będziecie sądzeni za wasze zbrodnie przeciwko narodowi amerykańskiemu, amerykańskiemu rządowi, siłach obronnych oraz przeciwko ludzkości. Czy to rozumiecie?

Pokiwałem głową.

– Tak, tak. Oczywiście – uśmiechnąłem się uprzejmie. – Przypomina mi Pani moją pierwszą żonę.

– Co? – Kobieta zmarszczyła brwi, zbita z tropu.

– Proszę o wybaczenie – pomasowałem marznące dłonie. – Jestem już stary i chorowity. Mój umysł czasem… leci w innych kierunkach.

– Dobrze. Rozumiem – kobieta wyglądała na nadal zakłopotaną. – Proszę położyć rękę na Biblii i przyrzec, mówić prawdę i tylko prawdę, przed Bogiem.

Spojrzałem w dół i faktycznie. Leżała tam biblia. Prosta czarna biblia. Uniosłem wzrok i uśmiechnąłem się zakłopotany.

– Mogę przyrzec. Ale, że jestem i zawsze byłem ateistą, przyrzeczenie mówienia prawdy przed bogiem… niewiele dla mnie znaczy – zachichotałem.

Tłum zaszumiał. Kilka zdjęć. Jedna rzecz w Ameryce się nie zmieniła. Ateistów się nie lubi. Poirytowana sędziowa pomasowała skronie i zapytała.

– A na co może Pan przyrzec?

Zamyśliłem się przez chwilę… po czym wyciągnąłem niewielki metalowy przedmiot. Uniosłem go tak, by mogła go zobaczyć.

– Moja stara odznaka z KGB – pomasowałem dłonią metalowy przedmiot. – Bardzo ją cenią. Mogę na nią przyrzec, jeśli to wam nie będzie przeszkadzać.

Sędziowa spojrzała na przysięgłych. Ci poszeptali między sobą i po chwili dali swoje pozwolenie. Słysząc to, wyprostowałem się, stając na baczność. Przyjąłem raz jeszcze godną postawę oficera KGB i odezwałem się pewnym głosem.

– Ja, Antoni Paraszenko, przysięgam mówić prawdę i tylko prawdę, przed sądem Stanów Zjednoczonych. Przyrzekam na mój stopień oficerski i służbę w KGB.

Szum z widowni. Kilka głosów nienawiści. Kobieta prowadząca sprawę zerknęła raz jeszcze na dokumenty, następnie na mnie i zadała najważniejsze pytanie.

– Dlaczego sam się Pan do nas zgłosił? – Zapytała. – Udało ci się ukrywać przez długie dwadzieścia osiem lat. Dlaczego teraz?

Ból przeszył mi serce na samo wspomnienie.

– Tydzień temu… tydzień temu moja żona, Aleksandra, była oficerka Specnazu, moja córeczka Anastazja i najlepszy przyjaciel, Dymitr Iwanow, zginęli w wypadku samochodowym – mój głos drżał. – Wraz z Dymitrem i Aleksandrą mieszkaliśmy większość tych dwadzieścia osiem lat razem. Byliśmy rodziną. Razem, dążyliśmy do wspólnego celu… jak jednak widać, Fortuna jest bezduszną boginią… i zaledwie dwa dni po moim triumfie, zabrała mi wszystko to, co miało dla mnie wartość – pojedyncza łza słynęła po moim policzku. – A skoro nie mam po co żyć… mogę też oddać się w wasze ręce… po wszystkim, co wam uczyniłem. Zasłużyliście.

Tłum milczał zaskoczony. Tak. Byli martwi. Moja rodzina. Martwa. Przepadła na zawsze. Już ich nie odnajdę. Pochowałem ich ciała. Zapaliłem znicze. Postawiłem kwiaty. Opłakałem ich nieszczęsną śmierć, sprowadzoną przez przeklęty los. Nic mnie w tym świecie już nie trzymało.

Sądząca mnie kobieta odezwała się lekko zaskoczona.

– Mówicie o Aleksandrze Howku i Jean Smith?

– Tak. Tak – pokiwałem głową. – Takie imiona przyjęliśmy w sześćdziesiątym drugim. Zaraz po zrzuceniu bomby na San Francisco.

– Jak rozumiem, by prowadzić akcje zaczepne na rzecz ZSRR na terenach Stanów Zjednoczonych Ameryki?

Pokręciłem przecząco głową.

– Nie. Nie. Po tym, jak spadła bomba, upewniłem się, by ZSRR i KGB uznało mnie i moich bliskich za trupy. Działaliśmy sami. Bez niczyjego wsparcia.

– Ale dlaczego? – Kobieta przewiercała mnie wzrokiem. – Czemu zostaliście w Stanach Zjednoczonych?

Z trudem dmuchnąłem sobie w dłonie i potarłem je o siebie, starając się utrzymać odrobinę ciepła. Prawdziwe przerażające uczucie. Mieć świadomość jak twoje ciało powoli umiera. Odchrząknąłem.

– Pewnie… pewnie niektórzy z was wiedzą, jeśli słyszeli o moich czynach w stanach… Że raz zostałem pojmany i ostatecznie wymieniony, za Milsona, który… który wkrótce stał się ikoną ruchu oporu i wierności Amerykańskiej Demokracji – kaszlnąłem, zginając się w pół. – W tym wydarzeniu… w tym wydarzeniu kryje się powód.

Z ławy przysięgłych padło pytanie.

– I co było tym powodem?

Z trudem przełknąłem ślinę i odezwałem się spokojnym głosem.

– Pewna osoba. Nazwałem ją wtedy „Enigmą”. Agenta FBI. Kontrolowała operacje partyzantów w regionie mojego pobytu. Kiedy powiedziała mi, że idę na wymianę… obiecałem jej, że ją zabiję – tutaj szeroki uśmiech rozjaśnił moją twarz. – I prawie dziesięć lat temu. Słowa tego dotrzymałem.

Sala zaszumiała, kiedy Sędziowa zapukała młotkiem, domagając się ciszy. Uśmiechałem się dalej, jakby nigdy nic. Ostre spojrzenie głowy sądu przeszyło mnie na wskroś.

– Czy dobrze rozumiem… że przyznajesz się do popełnienia morderstwa, ponad dziesięć lat temu?

Roześmiałem się, nie kryjąc radości.

– Morderstwa? Och! Szanowna Pani… – pochyliłem się lekko do przodu. – Opowiem wam dokładnie, co jej zrobiłem.

 

***

 

Ludzie mdleli. Wymiotowali. Bladli. Krzyczeli. Aż w końcu siłą nie zmusili mnie do milczenia. Opowieść zrobiła na nich wrażenie. Przeraziła ich do szpiku kości. Jakakolwiek litość, jaką wywołał chorowity stary pan, zniknęła w morzu zdegustowania i nienawiści. Siłą zostałem wyciągnięty z sali sądowej. Śmiejąc się, jak maniak.

 

***

 

Tydzień później raz jeszcze stałem przed sądem. Tym razem już na ogłoszenie wyroku. Wszyscy byli zaskakująco jednomyślni, co do mojego losu.

Pani Gabriela Turner, bo tak miała na imię sędzia, wydająca wyrok, spojrzała na mnie po raz zimnym spojrzeniem. Jednak niezimnym z nienawiści, ale strachu. Była blada. Trudno się dziwić. Patrzyła na diabła.

– Panie Antoni Paraszenko. Zanim odczytam twój wyrok śmierci. Czy masz coś do powiedzenia?

Pokiwałem głową.

– Tak, tak, jak najbardziej – odwróciłem się w stronę widowni. – Wiecie, co zapewniło mi tak długie życie? Co pozwoliło mi żyć tak długo, mimo wszystkich zbrodni, których dokonałem? – Milczeli. – Nie była to nienawiść. Nie była to również siła. Nie była to nawet inteligencja ani mój profesjonalizm – pokręciłem głową. – Przeżyłem tak długo, dzięki niewielkiej części mnie. Części, która jest tchórzem. Tchórzem, który ucieka przed swoim przeznaczeniem – jednym, sprawnym ruchem wyciągnąłem buteleczkę z kieszonki, otworzyłem ją i wypiłem całą zawartość.

Momentalnie ścisnęło mi serce. Strużka krwi popłynęła z nosa, a przed oczami zaczęło robić się ciemno. Z szerokim uśmiechem uniosłem malutkie szklane naczynie mej śmierci i odezwałem się czystym głosem.

– Wasze zdrowie przyjaciele! – Oświetliłem wszystkich moim najszczerszym uśmiechem, jaki miałem w całym życiu. – Zasłużyliście!

 

Głosy. Uderzenie o podłogę. Ciemność. Cisza.

 

Ach… jaka dobra śmierć.

 

Umrzeć z uśmiechem na ustach… wśród przyjaciół.

 

~~~~

Tak więc... oto koniec serii Komisar. Całe 40 odcinków.

Bardzo dziękuję wszystkim czytelnikom za czytanie i ocenianie.

Szczególne pozdrowienia do: TheRebelliousOne - który nie tylko aktywnie czytał i komentował wszystkie odcinki, ale i rozpoczął własną serię, inspirując się moim pomysłem co bardzo mnie ucieszyło.

 

Nie będzie drugiej serii Komisara. Nie spodziewajcie się żadnej kontynuacji. Ten projekt uznaje za całkowicie zamknięty.

 

Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i ślę pokłony

Kapelusznik

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (14)

  • TheRebelliousOne 28.09.2020
    A więc Czerwony w końcu zdechł... szkoda tylko, że była to trucizna, a nie jakaś bardziej... bolesna śmierć... Tu się zawiodłem, ale hej, szczęśliwe zakończenia nie pojawiają się zawsze... albo takie, gdzie czarny charakter dostaje dokładnie to, na co zasługuje. Mimo wszystko, fajnie się czytało i jak najbardziej zasłużone 5. Mam nadzieję, że "Nowy Porządek" i "Kraina zniewolonych..." choć trochę zbliżą się do poziomu brutalności Czerwonego, choć będzie ciężko przebić takiego demona.

    Pozdrawiam ciepło :)
  • Kapelusznik 28.09.2020
    Dziękuję ci za przeczytanie całej serii.
    Cieszę się że ci przypadła do gustu :)

    Pozdrawiam
  • TheRebelliousOne 29.09.2020
    PS.: Mam jednak jedno zasadnicze pytanie... KTO BYŁ KRETEM?! :D
  • Kapelusznik 29.09.2020
    TheRebelliousOne
    Lin - ten chińczyk miał być oryginalnie
    Ale ostatecznie zdecydowałem, że nie był taki istotny xd
  • TheRebelliousOne 29.09.2020
    Kapelusznik
    Moim zdaniem, źle zrobiłeś. To byłby całkiem niezły plot twist do pokazania w opowiadaniu :P
    Chińczyk, hmm? No patrz, ja jednak myślałem, że Aleksandra lub Iwanow xd
  • KuroKurama 28.09.2020
    Seria bardzo dobra, od początku do końca czytało mi się ją tak przyjemnie, że z chęcią będą ją polecał znajomym.
    Postać Paraszenki była idealna, łączyła w sobie inteligencję, brutalność i doprawiono ją czymś diabolicznym co poskutkowało stworzeniem postaci którą polubiłem i której losy chciałem poznać do końca.
    Zakończenie serii jest dla mnie smutne, wszyscy bohaterowie którym kibicowałem umarli ale śmierć Paraszenki była dobrze napisana, do samego końca pozostał sobą.
    Ode mnie odcinek jak i cała seria otrzymują ocenę 5.
    Pozdrawiam KK.
  • Kapelusznik 28.09.2020
    Cieszę się że seria ci się spodobała.

    Było z nią od cholery roboty XD

    40 odcinków, każdy minimum 3 strony - minimum 120 stron całej opowieści
    Nie długa - ale i nie krótka

    Pozdrawiam
  • Pontàrú 06.10.2020
    Bardzo trafne zakończenie dość długiej serii. Po tych wszystkich brutalnych akcjach ciekawym było zobaczyć, że nawet po 30 latach Paraszenko w gruncie rzeczy był nadal tą samą osobą i w odpowiedni dla siebie sposób dokonał żywota. Pokazałeś że nawet w ostatnich momentach czerwony posiadał pełną kontrolę nad tym co się dzieje.
    Za całą serię daję 5. Ciekawie czytało się coś o tematyce wojennej zwłaszcza jeśli opowiadanie było pisane przez kogoś kto pewną wiedzę w tej tematyce posiada. Uczciwy koniec spotkał Paraszenkę. Mimo iż amerykanie najprawdopodobniej domagali by się innego końca tak ten opis jest wiarygodny i pasuje do charakteru głównej postaci.
  • Kapelusznik 06.10.2020
    Dzięki za przeczytanie całości.

    Smutny, ale odpowiedni kres opowieści Paraszenki.

    Pozdrawiam
  • Nefer 30.11.2020
    Zaskakujący finał dobrze pomyślanej i napisanej serii. Paraszenko jako postać pozostanie w pamięci, a to duży sukces. Do tego dobra orientacja w szczegołach zarówno politycznych jaki i miltarnych, polot w dialogach, barwność opisów, odpowiednia doza makabry w scenach tortur, jednak bez popadania w zupełne skrajności. To wszytsko na wielki plus. Natomiast raz jeszcze podkreślę, że tak dobra seria załuguje większą starannośc językową i lepszą korektę, z którymi bywało różnie.
    Pozdrawiam
  • Kapelusznik 30.11.2020
    Dzięki za przeczytanie całej serii.
    Cieszę się że ci się spodobało.

    Pozdrawiam
  • Agnieszka Gu 24.01.2021
    Finisz. Koniec. W pewnym sensie takiego się spodziewałam.

    To bardzo fajna seria. Napisana spójnie, sprawnym językiem.
    Bardzo mi się podobała :)
    Pozdrowionka i dzięki za kawał fajnej lektury :)
  • Kapelusznik 24.01.2021
    Cieszę się że doczytałaś do końca :)
  • Agnieszka Gu 24.01.2021
    Kapelusznik wiesz, to jedna z lepszych serii jakie czytałam. Aż mi szkoda, że koniec. Poważnie. Redakcyjne wymaga poprawek, ale w kwestii fabularnej - porwała mnie bez reszty.
    Trzymaj się i pozdrowionka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania