Komisar - 23
Samochód zatrzymał się przed dwupiętrowym budynkiem. Jelenie trofeum z brązu wisiało nad wejściem, zaraz obok napisu „Klub myśliwski”.
Wypuściłem dym z ust.
– Tak więc… – zgasiłem papierosa. – Przyglądajcie się uważnie towarzyszu Iwanow. Pokażę wam, jak wykorzystać zdrajców i sabotażystów w sprawie rewolucji.
Adiutant przytaknął, wychodząc z samochodu i otwierając mi drzwi.
– Jesteście równie pewni siebie, co zawsze towarzyszu.
– Muszę być – westchnąłem z nutą irytacji. – Boże… ale amatorzy. Zauważyliście?
– Strzelca i obserwatora na dachu za nami? – Iwanow przytaknął niewzruszony. – Tak.
Spojrzałem na niego z boku i uśmiechnąłem się dumny.
– Nieźle sobie radzicie Iwanow. Kamienna twarz, kiedy w ciebie celują, jest bardzo cenną umiejętnością. Szczególnie w KGB.
– Jest to mniej straszne od czołgu – odpowiedział. – Poinformować naszych?
– Tak. Jak tylko wejdziemy. Niech nie atakują. Obserwacja, nie eliminacja. Niech wyślą Ulricha za nimi. Niech namierzy ich kryjówkę – ruszyłem do drzwi. – Ha! Ironia. Abwera była nic niewarta pod Hitlerem, ale pod naszymi skrzydłami nawet ze szkopów można zrobić porządnych agentów.
Wszedłem głównymi drzwiami i uśmiechnąłem się szeroko, widząc pięciu mężczyzn, czekających z niepokojem na moje przybycie. Trzech dorosłych, jeden młodzik i jeden starzec. Wszyscy zdenerwowani. Najmniej młodzik, co było miłą odmianą. Zwykle młodzież ma gorącą głowę, ale ten miał kamienną twarz. Był jednak za bardzo spięty i to go zdradzało.
– Witam was serdecznie panowie! – Zdjąłem czapkę z głowy. – Starszy major bezpieczeństwa, Antoni Paraszenko, a to mój adiutant Dymitr Iwanow. Bardzo miło mi was poznać.
Mężczyzna, którego poznaliśmy wczoraj, wstał z miejsca i z zakłopotanym uśmiechem kiwnął głową.
– Dzień dobry, majorze – odpowiedział i wskazał na swoich kolegów. – Przed panem członkowie klubu myśliwskiego: Ted Fuder, Robin Thomson, Sam Wenstin i Adam Wenstin.
Spojrzałem na dwóch Wenstinów: starca i młodzika.
– Syn i dziadek, jak podejrzewam?
Starzec zakłopotany pokiwał głową.
– Tak.
– A ojciec? Zginął w czasie inwazji, czy służy w armii USA?
Zamilkli i po dłuższej chwili odpowiedzieli.
– Zginął w wojnie koreańskiej – odpowiedział młodszy Sam. – Dwa lata po moich narodzinach.
Uniosłem brwi z podziwem.
– Moje kondolencje. Gdzie służył?
– Wylądował wraz z McArturem na tyłach wroga – kontynuował syn. – Zginął w walkach o Seul.
Pstryknąłem palcami i zaśmiałem się krótko, zaskakując wszystkich obecnych.
– Ach, tak! Piękne lądowanie i wspaniała kontrofensywa – pokiwałem głową z uznaniem. – Dobrze ją pamiętam. Byłem w Seulu, kiedy rozpoczęła się inwazja – oznajmiłem. – Byłem attaché do spraw kontrwywiadu dla Korei Północnej. Musiałem uciekać z podkulonym ogonem aż do Władywostoku, by umknąć przed waszymi wojskami.
Mój radosny chichot zaniepokoił jankesów. Nie wiedzieli jak zareagować na ruska śmiejącego się ze swojej własnej porażki. Westchnąłem.
– To była bardzo cenna nauczka, zarówno dla Koreańczyków, Chińczyków i Rosjan – oznajmiłem i spojrzałem młodzieńcowi w oczy. – Czy jesteś dumny, ze swojego ojca?
Adam stracił kamienną twarz. Rozglądał się zakłopotany i unikał kontaktu wzrokowego. Uśmiechnąłem się i machnąłem ręką.
– A, przepraszam – zaśmiałem się łagodnie. – Czasem jestem za wścibski. No i nostalgia z tej kampanii – westchnąłem. – Dobrze. Przechodząc, do interesów. Jak rozumiem, polujecie panowie na zwierzynę i dostarczacie mięso do miejscowej rzeźni?
Mężczyźni spojrzeli po sobie.
– Tak – Stan Reed odezwał się za wszystkich. – Dokładnie tak.
Ustalili między sobą historyjkę, jaką mi sprzedadzą. Było to oczywiste. Świetnie. Czyli są na tyle głupi, by takową wymyślić. Teraz tylko trzeba zaprowadzić ich w pułapkę.
Jednak by to zrobić, muszę dokonać czegoś, co przeczy mej naturze.
Muszę udawać, że nie jestem profesjonalistą.
Wyciągnąłem malutki notatnik i przyjąłem długopis od Iwanowa.
– Czy pozwolicie, że zadam wam kilka pytań?
Mężczyźni pokiwali głowami.
– Oczywiście, proszę pytać.
Westchnąłem.
– Dobrze. Czy macie pojęcie o miejscowym ruchu oporu?
– Tak.
– Czy wiecie, kto może być jego członkiem… albo gdzie się spotykają?
– Nie.
– Rozumiem. Kiedy zwykle polujecie? Godziny, konkretnie.
– Wyjeżdżamy przed zmrokiem, polujemy przez noc, wracamy przed południem.
– … przed południem – zapisałem. – Dobrze. Gdzie znajduje się wasza broń?
– W piwnicy jest magazyn. Trzymamy tam broń i amunicję.
– Dobrze – spojrzałem na lidera grupy. – Panie Reed. Wyślę do pana jednego z moich oficerów. Proszę mu udostępnić zbrojownię. Zapisze on, ile jest czego – widząc jego minę, dodałem. – Będziemy musieli prowadzić rejestr – oznajmiłem. – Wymagane z góry. Będę was prosił, byście zapisywali jaką broń ze sobą wzięliście jakiego dnia, ile kul zużyliście, co upolowaliście jakiego dnia itd. – machnąłem ręką poirytowany. – Typowe wymagania biurokracji, niestety – westchnąłem.
– Rozumiemy – Reed pokiwał głową. – Poczekam na tego oficera.
– Powinien pojawić się, pod wieczór, około osiemnastej. Aktualnie ma inne zadania – uspokoiłem go. – Dobrze. Ostatnie pytanie: Czy zauważyliście panowie jakiekolwiek znaki, że nie tylko wy polujecie w lesie?
Napięcie wzrosło. Jeden po drugim, kiedy na nich spoglądałem, odpowiadali jednogłośnie.
– Nie.
Pokiwałem zadowolony głową.
– Bardzo dobrze – schowałem notatnik. – To wszystkie pytania. Teraz pozostały tylko dwie formalności – stwierdziłem, przyjmując niewielką walizkę od Iwanowa.
– Co to takiego? – Adam Wenstin przyglądał się zaintrygowany.
– A, dokumentacja związana ze zmianą nazwy i oficjalnym uznaniem działalności klubu – oznajmiłem, otwierając walizkę. – Oraz opaski na ramię, które będziecie panowie nosili, wykonując działalność klubu.
Mężczyźni wyglądali na zbitych z tropu, kiedy podałem każdemu z nich po czerwonej opasce z sierpem i młotem.
– Opaski te – oznajmiłem, podchodząc do teczki. – Są symbolem, że pracujecie dla sił okupacyjnych i pozwolą wam spokojnie przemieszczać się po mieście. Nadal będziecie sprawdzani, od czasu do czasu, ale z zasady strażnicy powinni was przepuszczać – wyciągnąłem dokument i położyłem go na stole. – Jest 14 lipca 1962 roku. Oficjalne rozpoczęcie działalności Sowieckiego Klubu Myśliwych Santa Rosa uznaje starszy major bezpieczeństwa Antonii Paraszenko, za pozwoleniem Sztabu Grupy Bojowej Potiomkin – mruczałem pod nosem, składając podpis i obracając dokument w stronę mężczyzn. – Proszę się podpisać na liście pierwszych członków.
Reed zmrużył brwi.
– „Sowiecki Klub Myśliwych Santa Rosa”?
– Proszę o wybaczenie. Z góry nakazano zmienić nazwę, na bardziej przekonującą – westchnąłem. – Propagandziści potrzebują materiałów do swoich prac. Mam nadzieję, że to niewielki problem?
Mężczyźni spojrzeli po sobie i przytaknęli. Uśmiechnąłem się szeroko.
– Wyśmienicie. Proszę więc o podpisy.
Mężczyźni kolejno podchodzili i podpisywali się na dokumencie, nie wiedząc, że podpisują swoją własną egzekucję.
Kiedy wszyscy się podpisali. Wziąłem dokument. Sprawdziłem podpisy. Pokiwałem głową i schowałem dokument do teczki.
– Wyśmienicie – uśmiechnąłem się zadowolony. – To będzie już wszystko. Proszę mi wybaczyć, ale inne obowiązki wzywają – założyłem czapkę na głowę i skinąłem głową. – Miłego dnia życzę.
Chwilę potem siedziałem już w samochodzie z zapalonym papierosem w ustach. Prychnąłem i otworzyłem usta.
– Idioci.
Zamknąłem je, kiedy Iwanow wyprzedził moje słowa, ruszając z miejsca.
Prychnąłem.
– Dokładnie. Nasi obserwatorzy zniknęli, więc już ich śledzimy.
– Najwyraźniej.
– Przekaż rozkaz do centrali. Obserwacja klubu ma być kontynuowana. Szczególnie teraz. Jest szansa, że będą próbowali wynieść część broni i amunicji, zanim wszystko zostanie zarejestrowane.
– Czy nie oceniacie ich za wysoko towarzyszu? – Iwanow zerknął przez ramię.
Zachichotałem.
– Możliwe, ale życie nauczyło mnie, że mądrzy ludzie robią głupie błędy, a głupcy mają czasem mądre pomysły – wypuściłem dym nosem. – A ja nie lubię robić głupich błędów.
Komentarze (19)
"zapalonym papierosem w ustach. Prychnąłem i otworzyłem usta." powtórzenie
Dobra kontynuacja, dialogi naturalne. Nie znalazłem błędów poza tymi powyżej. Tak się zastanawiam czy umieścisz w opowiadaniu jakiś aspekt lotów kosmicznych czy może skoro wojna nadal trwa to nikt nie kierował się w tę stronę. Ode mnie 5
Szybko oceny wchodzą na komisara
Aż miło patrzeć
?
Ok
Pozdrawiam ciepło :)
Nie celowałem w twoje opowiadania
Abwera była totalna porażką
Dowcipem
Każdy wywiad był lepszy
Nawet Polski - a nie mieliśmy nawet państwa
Hehe, wiem, że nie, taki żart :P Chociaż moim zdaniem, wywiad brytyjski był jeszcze gorszy... Ale to nie temat na tutaj.
No i w sumie zastanawia mnie jak się miewa reszta świata w Twoim uniwersum... ;)
To już 23 odcinek? Bardzo dawno musiało mnie tu nie być. Fajnie, że kontynuujesz tą serię. Muszę podlecieć nadrobić, teraz zaznaczam, żeby mi nie uciekło :)
Tak - seria idzie do przodu
A nawet zbliża się do końca, jeśli mam być szczery
Fajna cześć. Lecę dalej...
Rozdział bardzo dobry i jeszcze przyjemniejszy w odbiorze niż poprzedni.
Czekam na ciąg dalszy.
Pozdrawiam :) .
Twórca tej idiotycznie złej postaci?
Czy wy, czytelnicy - którzy tak ją lubicie?
XD
Na końcu piszesz „Możliwe, ale życie nauczyło mnie, że mądrzy ludzie robią głupie błędy, a głupcy mają czasem mądre pomysły – wypuściłem dym nosem". To prawda i dlatego służby specjalne zawsze bardziej boją się amatorów, niż zawodowców, bo po nich wiadomo czego można się spodziewać.
Reasumując pokazujesz psychikę typowego choć znacznie przewyższającego swoich oficerów majora NKWD, a także dobrze odwzorowujesz takie podejście kogoś, kto zawsze jest kilka kroków do przodu w tej partii szachów.
Jedna uwaga. Napisałeś chyba w komentarzach "Abwera była totalna porażką
Dowcipem. Każdy wywiad był lepszy. Sorka, ale to nie prawda. To był znakomity wywiad i kontrwywiad, czego przykładem choćby rozpracowanie naszego II Oddziału sztabu generalnego przed wojną. Także AK mieli na talerzu. To temat rzeka, ale tak skrótowo, problem w tym że admirał Canaris prowadził swoją wojnę z Hitlerem i nie dzielił się z nim nawet połową tego co wiedział. Podobnie jego oficerowi tacy jak choćby generał Oster. Oni grali swoje, ale niestety znowu skrótowo przegrali z SS i Himmlerem.
Paraszenko wie że w mieście jest banda radykalnych amatorów, a gdzieś niedaleko kryje się Milson. Potrzebuje go znaleźć - w klubie myśliwych znalazł nić którą dojdzie do kłębka - nie ważne którego.
Co do Abwery
Odnosiłem się do ogółu skuteczności niemieckiego wywiadu. Zarówno Anglicy jak i Sowieci byli często kilka kroków przed nimi - szczególnie po 42. Wtedy to wiedzieli prawie wszystko.
Pozdrawiam
Kapelusznik
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania