Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Komisar - 32
Fala prądu przeszła przez moje ciało. Ryk wyrwał się z gardła, kiedy nie byłem w stanie wytrzymać bólu. A bolało… i to bardzo.
Supermanowi i jego ludziom brakowało profesjonalizmu w przesłuchaniach, ale potrafili być brutalni i nie poddawali się łatwo. Według moich obliczeń minęła pewnie doba od mojego przejęcia, może trochę więcej… a przynajmniej miałem nadzieję, że mój umysł mnie nie oszukuje w takiej chwili. Choć nie zaraz. Kilkakrotnie traciłem przytomność no i ich tortury są dość monotonne. Bicie, młotek po dłoniach, podtapianie, prąd i raz jeszcze bicie. Zero kreatywności.
Wyłączyli agregat.
Wiadro wody uderzyło mnie w twarz. Zimna woda łagodziła palący ból ran.
Pociągnięcie za włosy, tak bym patrzył w kierunku przeklętej lampy. Przez poobijaną twarz niewiele widziałem, ale wiedziałem, że nadal tam jest.
– Zaczniecie w końcu mówić? – Superman brzmiał poirytowany.
Z mojego gardła wydobyła się tragiczna parodia śmiechu. Złapałem oddech i odezwałem się pewnie.
– Co Navy Seal robi za liniami wroga? – Odezwałem się w końcu.
Superman wstał.
– Co?
HA! Mam cię! Rozgryzałem cię całą dobę. Profesjonalność ataku i porwania, ale brak umiejętności w przesłuchaniu. Miałem kilka podejrzeń i strzelałem na ślepo, ale teraz miałem pewność.
– HA! Czyli dobrze odgadnąłem – wykrzywiłem opuchniętą twarz w dziwacznym grymasie. – Oficer Navy Seal za liniami wroga to Superman, który koordynował działania partyzantki w regionie. Powiedz mi, przyjacielu, czemu zostałeś z tyłu? – Zarechotałem. – Czyżbyś stchórzył i pozwolił Armii Czerwonej cię zaskoczyć.
Potężne uderzenie posłało mnie na ziemię wraz z krzesłem. Tym razem uderzyłem się w głowę. Nie miałem siły stawiać oporu. Oprawca spojrzał na Supermana wściekle.
– Nie mamy czasu kontynuować tej farsy. Czas go zabić.
– Nie – Superman odpowiedział pewnie. – Ma cenne informacje.
– A Ty nie możesz ich z niego wyciągnąć!
– Nie widzę, byś ty miał lepsze pomysły.
Trzeci oprawca odezwał się cicho.
– Sowieci węszą. W końcu nas namierzą – spojrzał w stronę lidera. – Szefie, wykonam każdy twój rozkaz, ale musisz jeszcze raz ocenić, czy ten sukinsyn jest wart zachodu.
Superman westchnął.
– Ten człowiek zdołał spacyfikować San Francisco w jakiś tydzień. Z pewnością ma jakieś cenne informacje. Trzeba go tylko złamać.
Prychnąłem, czy raczej splunąłem krwią.
– SS-mani nie zdołali mnie złamać… – odezwałem się przez opuchnięte usta. – A byli lepsi w tym biznesie od was.
Niespodziewanie odezwał się kobiecy głos.
– Może go wymienimy?
Wszystkie męskie oczy, w tym moje, zwróciły się w stronę kobiety. Ja oczywiście jej nie widziałem, była ukryta za błyszczącym światłem.
– Co masz na myśli? – Superman odezwał się zaintrygowany.
– Sowieci go poszukują. Jest więc dla nich cenny. Zaproponujemy wymianę zakładników. Antoni Paraszenko w zamian za Milsona i kilku z przetrzymywanych partyzantów.
Milczałem przez krótką chwilę, zanim nie wybuchłem śmiechem.
– HA! HA! – Kaszlnąłem krwią. – HAA! AA! Suka! Ale boli – złapałem oddech. – O czym wy mówicie? Wymiana? Mnie, za Milsona? Dobry dowcip! – Z trudem łapałem oddech. – Musicie być naprawdę naiwni, by sądzić, że moi towarzysze zgodzą się na taki układ.
Usłyszałem kilka kroków i wysoki cień kobiety pojawił się obok lampy.
– Nie doceniliśmy Pana, Paraszenko. Tak jak powiedziałeś, nie pękłeś i nie wygląda na to, że uda nam się cię złamać. Jestem jednak pewna, że twoi ludzie będą zainteresowani tą wymianą.
– Niby dlaczego?
– Ponieważ jesteś najlepszy. W ich oczach wymienią Króla za Jokera, albo Gońca za Królową. A przynajmniej upewnimy się, by tak widzieli tę wymianę.
Zamyśliłem się przez moment. Nie był to najbardziej szalony z pomysłów. Mogło się to nawet udać. Był tylko jeden duży problem w jej rozumowaniu.
– Masz świadomość… – kaszlnąłem. – Że wypuszczasz ze swych sieci diabła?
– Mam.
– Wiesz, że cię w końcu dorwę?
– Wiem, że będziesz próbował. Jednak nie osiągniesz sukcesu.
Na to stwierdzenie zarechotałem.
– Jesteś naiwna. Polowałem na SS-manów tak daleko, jak w Argentynie i skalpowałem ich na środku ulicy. Nie ważne kto wygra tę wojnę. Nie ważne czy inwazja okaże się sukcesem, czy porażką. Nie ważne ile czasu minię – uniosłem lekko głowę. – Znajdę cię… i zabiję.
Kobieta postąpiła krok naprzód. Przez jeden moment ujrzałem zarys jej twarzy.
– Nie… nie zabijesz.
Kopniak w twarz mnie ogłuszył.
***
Obudziłem się nagle. Znowu siedziałem, ale tym razem było jasno. Uniosłem wzrok i rozejrzałem się zdezorientowany.
Byłem na środku asfaltowej drogi w lesie. Przywiązany do krzesła. Dookoła worki z piaskiem i żołnierze armii czerwonej.
– Cóż… to z pewnością ciekawy obrót zdarzeń.
Na moje słowa zaszumiało za workami z piaskiem. Jeden z żołnierzy, czy oficerów, nie byłem pewny, krzyknął w moją stronę.
– Proszę się nie ruszać towarzyszu Majorze! – Jeden z żołnierzy krzyknął w moją stronę.
Zamrugałem.
– Co? Czemu?
Oficer rozejrzał się zakłopotany, a następnie wskazał na mnie, nie zaraz… wskazywał lekko w dół
– O SUKA! – Wrzasnąłem niemało wystraszony.
Byłem oblepiony ładunkami wybuchowymi! I na domiar wszystkiego, cholerstwa się świeciły.
– Proszę się nie ruszać!
– Co to jest do jasnej kurwy?!
– Doszło do wymiany, ale dla zabezpieczenia jedna i druga strona przyczepiła ładunki wybuchowe do celów wymiany. Detonatory mają określony zasięg, kiedy z niego wyjdą, światełka przestaną świecić i będziemy mogli pana uwolnić.
Złapałem oddech.
Dobrze… nie najbardziej pojebany plan w historii… nie no dobra, jest to całkowicie pojebane… ale działa? Znaczy – jeszcze nie wybuchłem!
Ponownie odetchnąłem.
– Kiedy doszło do wymiany?
– Godzinę temu.
– I pozwoliliście, bym był nieprzytomny?
– Lekarz sprawdził, czy jest z panem w porządku. Ocenił, że nie ma znaczących uszkodzeń.
– Aha… a ile minęło od mojego porwania?
– Pięć dni komisarzu majorze.
Oj… to żem się niemało pomylił w moich obliczeniach, nie ma co. Musieli mnie naprawdę mocno lać po głowie, skoro tyle mi wypadło z głowy.
Naraz dziwne uczucie ścisnęło mi serce. Zamrugałem zszokowany, że jeszcze nie zadałem oczywistego pytania.
– Co z towarzyszem Iwanowem? – Zapytałem. – Co z moim adiutantem?
Chwila milczenia dłużyła się przez milenia. Wydawało mi się, że się przewrócę, jeśli moje najgorsze myśli się spełnią.
Ileż to radości dało mi więc usłyszenie znajomego głosu.
– Nadal żyję towarzyszu majorze!
Niczym anioł nadziei pojawił się Iwanow. Znaczy… wjechał na scenę – dosłownie. W wózku inwalidzkim mocno obandażowany. Odetchnąłem z ulgą.
– Dobrze cię widzieć chłopcze!
– Was też towarzyszu Paraszenko.
Spojrzałem na wózek.
– Co z wami? Siły w nogach nie macie?
– Kręgosłup cały, ale małe wstrząśnienie miałem i noga złamana, więc każą mi w wózku jeździć.
Odezwał się kolejny znajomy głos.
– O! W końcu się obudziłeś śpioszku! – Aleksandra wyszła zza pojazdu opancerzonego. – A już się bałam, że będę musiała cię zakopać.
Wyszczerzyłem się szeroko. Ach! Jak dobrze było ją zobaczyć.
– Tak bez pożegnania? – Zarechotałem. – Nie. Tęskniłabyś.
– W twoich snach! – Aleksandra wpierw się uśmiechnęła, a następnie spuściła głowę. – Przepraszam – oznajmiła. – Przepraszam, że nie byłam w pobliżu.
– Nie przejmuj się – chciałem machnąć ręką. – To jeszcze nie koniec.
Iwanow przytaknął.
– Dowództwo będzie oczekiwało od ciebie pełnego raportu.
– Oh, jestem tego w pełni świadomy – uśmiechnąłem się. – Kiedy tylko te światełka przestaną błyskać, zabieramy się znowu do roboty. Czy masz mój notatnik?
– Przy sobie towarzyszu.
– Dopisz nowy pseudonim do listy naszych celów.
Iwanow zamrugał.
– Obok Supermana?
– Powyżej.
Iwanow i Jarowik spojrzeli po sobie.
– Powyżej.
– Superman się jej słuchał. On nożem, ona dłonią, która nim włada. Utniemy dłoń, nie ostrze.
Iwanow wyciągnął ołówek i otworzył mój notatnik.
– Jaki pseudonim?
– „Enigma”. Priorytetowy cel do zlikwidowania.
– Nie pochwycenia?
– Nie… moim celem jest zabicie „Enigmy”
– Czemu towarzyszu?
Wyszczerzyłem się szeroko, widząc że światełka na bombach zgasły.
– Ponieważ obiecałem jej, że ją zabiję.
Komentarze (12)
Błędów nie wypatrzyłem.
Nie mogę się doczekać zemsty Paraszenki.
Pozdrawiam KK.
Zbliżamy się jednak ku jej końcowi - inne projekty w głowie i trzeba powrócić do Demona!
Tak więc życzę Ci potoku weny i chęci by kontynuować pisanie bo bardzo dobrze ci to wychodzi.
Pozdrawiam KK.
Stawiam 5 i czekam na końcówkę. O, i jebać Paraszenkę :D
Pozdrawiam ciepło :)
Mówiłem już - Paraszenko jest potworem, ale potwory nie rodzą się z nikąd.
Życie w ZSRR, stracenie żony, koszmary wojny, kanibalizm, zdrada rodziny itd. To wszystko zamieniło Paraszenkę w Potwora.
I był tym potworem przez ponad DEKADĘ.
Właśnie dlatego mało co obchodzi go własne życie, czy moralność w jakiejkolwiek formie.
Przyjemność z pracy i bliskie stosunki z towarzyszami to jedyne co powstrzymuje go przed całkowitym straceniem rozumu.
Ode mnie 5 ;)
Zajrzyj pod kolejny odcinek, powinien ci się spodobać.
Pozdrawiam
Jasne
Pozdrawiam
Świetna część :)
drobiazg:
"Jeden z żołnierzy, czy oficerów, nie byłem pewny, krzyknął w moją stronę.
– Proszę się nie ruszać towarzyszu Majorze! – Jeden z żołnierzy krzyknął w moją stronę." - tu się coś zdublowało
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania