Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pamięć Pustkowia - rozdział 33
Krato wysłuchał uważnie wszystkiego, co Nero miał do powiedzenia. Bardzo zainteresowały go informacje na temat pierwszej emanacji i losów dziewczynki. Kiedy nocny wędrowiec skończył, zamyślił się głęboko, popijając w milczeniu ziołową herbatkę.
Nero wstał i znowu dorzucił do ognia. W twierdzy w górach było zawsze chłodno. Nawet w środku lata. W zimie najchętniej przeprowadziłby się na stałe na Pustkowie. Widok lodu na ścianach sypialni sprawiał, że odechciewało mu się czegokolwiek, a już w szczególności wychodzenia spod ciepłego futra. Jego pokój znajdował się w najdalszym zakątku twierdzy, w opuszczonej części, więc było tam wyjątkowo zimno.
Nero był najbardziej czułym empatą wśród obecnych strażników. Żeby móc spokojnie odpocząć, lubił zaszyć się gdzieś, jak najdalej od ludzi. Jego rodzice dotkliwie to odczuli, kiedy ich nowo narodzone niemowlę płakało praktycznie przez cały czas, nie mogąc sobie poradzić z ilością odczuwanych emocji. Po trzech miesiącach zgodnie stwierdzili, że wyprowadzka na wieś to cudowny pomysł. Zamieszkali razem w starym gospodarstwie, odziedziczonym przez ojca Nero, w malowniczej dolinie u stóp gór.
Dzieci nie potrafiły odróżniać swoich emocji od uczuć otaczających je ludzi. Ta umiejętność przychodziła dopiero z wiekiem. Trening strażników od samego początku skupiał się na stawianiu osłon i odgrodzeniu się od tych niechcianych emocji. Zaczynał się jednak dopiero w wieku sześciu lat.
Wiedzący podniósł wreszcie wzrok i popatrzył z powagą na Nero.
– Zasłona jest uszkodzona w bardzo dużym stopniu. To tylko kwestia godzin lub dni, kiedy zacznie się rozrywać.
– Co możemy zrobić, żeby zapobiec jej całkowitemu przerwaniu? – zapytał nocny wędrowiec.
– Strażnicy nic nie mogą z tym zrobić. Musimy zaufać czarodziejom z tamtego świata. Materializacja z Pustkowia nie może przedostać się przez zasłonę, inaczej ją zniszczy. Potrzebujemy pomocy maga, który dokona ponownego jej rozkładu na energię w momencie kontaktu z zasłoną.
Nero pokiwał smutno głową. Miał nadzieję, na jakiś błyskotliwy pomysł Krato, który rozwiązałby wszystkie problemy. Zdawał sobie jednak doskonale sprawę, jak bardzo życzeniowe było to myślenie.
– A co z duchem dziewczynki?
– Obawiam się, że nie ma już dla niej ratunku. Dotąd nie zamieniała się w upiora, ponieważ dzieci są czyste, nieskażone. W normalnej sytuacji nie miałaby problemu z przejściem w zaświaty, po zniszczeniu materializacji jej lęków. Jednak teraz dokonała już swojej zemsty i tym samym połączyła się z duchem swojego oprawcy. Myślę, że w momencie przenikania jej tworu przez zasłonę możecie spodziewać się wyjątkowo potężnego upiora.
– Jeśli nam się uda, czy zasłona się zregeneruje? – dopytywał się Nero.
Wiedzący westchnął ciężko i pokręcił głową.
– Niestety, uszkodzonej zasłony nie można już naprawić. Obawiam się, że wciąż będzie stanowiła drogę przejścia dla upiorów.
– Ale zniknie ryzyko jej rozerwania? – Nocny wędrowiec poczuł się nagle bardzo zmęczony. Niestety odpowiedź Krato tylko potwierdziła jego obawy.
– Myślę, że raczej się odwlecze. Być może na wiele lat, ale przedostające się przez nią istoty będą ją nadal osłabiać.
– Czy można cokolwiek na to poradzić? – zapytał Nero. Nie mógł uwierzyć, że nic nie dało się zrobić.
Staruszek pociągnął łyk herbatki i zapatrzył się w ogień buzujący w kominku.
– Dawniej w takich miejscach stawiano bramy – wyjaśnił.
Nocny wędrowiec spojrzał na niego z zaciekawieniem i nadzieją.
– Dlaczego tam też nie można by stworzyć bramy?
– Ponieważ do zbudowania bramy potrzebna jest współpraca pomiędzy strażnikiem posługującym się runami z naszego świata oraz strażnikiem władającym magią z tamtej strony. Z tego, co mi wiadomo, nikt taki już nie istnieje – wyjaśnił wiedzący.
Nero oklapł zmartwiony.
– Czyli mówisz, że możemy tylko odwlec nieuniknione?
Staruszek podszedł do okna, wychodzącego na ośnieżone szczyty i zamyślił się głęboko.
– Istniała kiedyś legenda o Pierwszym Strażniku. Ponoć Pierwotni przychodząc z Pustkowia obiecali strzec światy, które były przez nie otaczane. Jednak mijały lata, a oni stawali się coraz bardziej znużeni wiecznym życiem. W końcu zaczęli kształcić strażników. Odchodząc obiecali, że jeśli będzie nam zagrażać niebezpieczeństwo, przebudzi się Pierwszy Strażnik. W każdym ze światów jeden z nich poświęcił się i zapadł w głęboki sen, aby móc powrócić, kiedy będziemy go potrzebować.
– Brzmi jak bajka dla dzieci – zmarkotniał nocny wędrowiec.
– Być może faktycznie to tylko bajka. Opowiedziałem ci ją, żebyś nie tracił nadziei – przyznał starzec.
– Nero!!! – wrzask dowódcy twierdzy poniósł się nagle echem po kamiennych korytarzach. Chwilę później drzwi otworzyły się gwałtownie, uderzając z impetem o ścianę.
Drobny starzec, który stanął w drzwiach, wyglądał jak uosobienie furii.
– Po tym, jak strażnicy mi donieśli, że wróciłeś, szukam cię po całej twierdzy! Powinieneś gnać prosto do mnie z raportem, a nie chlać herbatki przy kominku! Coś ty sobie myślał, do jasnej cholery!!! Że umrzesz bohaterską śmiercią i będą o tobie pieśni w karczmach śpiewać?! Jak pozwalam ci dowodzić misją, to masz ją doprowadzić do końca! – wrzeszczał dowódca twierdzy.
– W tamtym momencie nie przyszło mi nic innego do głowy – tłumaczył się Nero. Jedyny, poza nim, doświadczony strażnik, został poważnie ranny. Reszta była dzieciakami, które niedawno ukończyły szkolenie. Do bramy prowadził otwarty teren, a łowcy zdążyli już udowodnić, jak sprawnie potrafili posługiwać się kuszami. Chciał zająć ich na tyle, żeby reszta zdołała dotrzeć do bramy. Szczerze mówiąc, zadziałał instynktownie, nie zastanawiając się nad tym zbyt dużo.
– I to był twój sprytny plan? Gówno, a nie plan! – darł się dalej dowódca twierdzy. – Ty to naprawdę masz głowę tylko po to, żeby ci deszcz do środka nie napadał. Kiedy powierzam ci oddział, masz mieć przygotowaną strategię na każdą sytuację. Ile razy mam ci to tłumaczyć, baranie jeden?!!
Nero patrzył z niepokojem na wkurzonego staruszka. Miał nadzieję, że nie pęknie mu z tych nerwów jakaś żyłka w głowie. W chwili, kiedy Alvor przerwał monolog, łapiąc oddech, uśmiechnął się niewinnie i wtrącił:
– Też się cieszę, że cię widzę, dziadku.
Staruszek spojrzał na niego, sprawiając wrażenie, jakby nagle uszło z niego całe powietrze.
– Nie mam na ciebie sił, dzieciaku – powiedział wreszcie, kręcąc głową. – Dobrze, że wróciłeś. Gdzie ty się szwendałeś tyle czasu? Dowiedziałeś się chociaż czegoś istotnego? – zapytał dowódca już spokojniejszym tonem.
Bez pytania nalał sobie herbaty i usiadł obok Krato. Wiedzący potraktował wybuch Alvora ze stoickim spokojem, popijający w tym czasie herbatkę z glinianego kubeczka.
Nero popatrzył z troską na dziadka, który wyglądał, jakby przez tych parę dni postarzał się o kilka lat. Musiał po raz kolejny powtórzyć wszystko, co wydarzyło się od momentu oddzielenia się od reszty zespołu. Dowódca twierdzy co chwilę dopytywał o kolejne szczegóły, które wydawały się być zupełnie nieistotne.
W końcu opowieść dobiegła końca. Starsi panowie dyskutowali jeszcze długo, wymyślając różne teorie i wytykając wszystko, co według nich mogło być zrobione inaczej. W pewnym momencie Nero przestał słuchać i wyłączył się zupełnie. Po chwili, już przez sen, zsunął się na dywan i ułożył wygodniej.
Alvor przerwał rozmowę i zapatrzył się na zasypiającego wnuka. Był taki podobny do matki.
– Tym razem bałem się, że naprawdę już nie wrócisz – przyznał cicho.
*
Catriona nie pamiętała, czy kiedykolwiek była aż tak zmęczona. Od kilku dni walczyli co noc z upiorami, a istot nie ubywało. Wiedziała, że powinna pójść spać, ale nie miała sił się zebrać.
Tesseitha podzieliła ich na cztery drużyny. Walczyli przez pół nocy, po dwie grupy naraz. Catriona współpracowała z Filinem, Wilardem i Rogerem, a ciocia z bliźniakami i Zodanem. Kolejne zespoły składały się z dwóch par czarodziei, przysłanych tutaj przez Gildię – Tesa wolała trzymać ich osobno, nie chcąc się im tłumaczyć z posiadania runicznej broni. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że nie powinni się oni dowiedzieć o współpracy z nocnym wędrowcem. Nikt z Gildii nie był jeszcze gotowy na takie rewelacje.
Pierwsza noc była najtrudniejsza. Catriona była przerażona i działała raczej instynktownie niż zgodnie z jakimkolwiek planem. Większość roboty wykonali łowcy, ona tylko ciskała kulami ognia w upiory, starając się przy tym nie usmażyć towarzyszy. To była katastrofa. Miała wrażenie, że bardziej przeszkadza, niż pomaga. Następnego wieczoru Roger zebrał ich razem w celu przedyskutowania strategii.
Uzgodnili, że młoda czarodziejka powinna przede wszystkim oświetlać teren i ograniczać upiorom możliwości ataku. Potwory z Pustkowia były niebezpieczne głównie przez swoją nieobliczalność. Dziewczyna miała stworzyć wokół nich barierę ognia, pozostawiając łowcom miejsce do przypuszczenia ataku.
Spędzili trochę czasu, rysując patykiem na piasku i dyskutując nad różnymi konfiguracjami. W końcu i tak wszystko musieli sprawdzić w akcji. Postanowili zamknąć istotę w pierścieniu ognia i rozchylać go tylko w momencie ataku łowców. Skuteczność tej strategii zależała głównie od ich możliwości zgrania się w czasie i wzajemnego zaufania.
Kolejne noce przynosiły pewne modyfikacje planu, a oni współpracowali ze sobą coraz lepiej. Niestety, zmęczenie zaczynało ich powoli pokonywać. Początkowe pół nocy zaczęło zmieniać się w całą, a i tak wszystkie zespoły miały co robić. Nawet Wilard nie miał ostatnio sił na swoje złośliwe komentarze, co bardzo młodej czarodziejce pasowało.
Tesseitha wciąż wznawiała prośby o wsparcie. Gildia była jednak zajęta walką polityczną po śmierci króla i ciągle ją zbywała.
Catriona usłyszała za sobą kroki. Ktoś przysiadł się obok, wręczając jej kubek z parującą herbatą. Podniosła wzrok i zobaczyła Filina, który troszczył się o nią jak mógł. Uśmiechnęła się w podziękowaniu i oparła mu głowę na ramieniu.
To niesamowite, jak wspólna walka zbliża do siebie ludzi – pomyślała.
Zniknęła istniejąca wcześniej pomiędzy nimi niezręczność. Zaczęli sobie ufać i coraz lepiej się rozumieli. Catriona nie była pewna, czy podziela uczucia chłopaka, ale była wdzięczna, że jest obok niej.
Kolejna noc przyszła zdecydowanie za szybko. Obudziło ją potrząsanie za ramię.
– Wstawaj, księżniczko. – Wilard pochylał się nad nią, już przyszykowany do wyjścia. Widocznie chcieli dać jej jak najwięcej czasu na sen.
Catriona ziewnęła potężnie i wstała. Od dwóch dni spała w ubraniu. Wolała nie myśleć, co na ten temat powiedziałaby jej matka, ale miała to gdzieś. Dzięki temu mogła odpocząć chwilę dłużej. Wszyscy siedzieli już przy stole, jedząc w milczeniu kolację. Morale było dość niskie. Zwłaszcza wśród przybyłych magów, którzy zostali wplątani w tę sytuację dość nagle, nie znając wcześniej powagi sytuacji. Teraz, przy braku pomocy ze strony Gildii, czuli się porzuceni.
Catriona zjadła bez apetytu ciepłą owsiankę, wstała i zarzuciła skórzany płaszcz z kapturem. Filin rzucił jej radosny uśmiech. Nie wiedziała, skąd on czerpie tyle energii, ale jego wiecznie dobry humor podnosił ją na duchu.
Po chwili wyszli w noc, kierując się w stronę przebiegającej za folwarkiem rzeki. Każdy z zespołów miała przydzielony osobny teren. Roger nie budził jej na odprawy. Po prostu przekazywał szybko najważniejsze informacje. Nie było tego dużo. Głównie sprowadzało się do wymiany doświadczeń z walki.
Noc zaczęła się spokojnie. Na bezchmurnym niebie widać było tysiące gwiazd, a płynąca spokojnym nurtem woda połyskiwała światłem księżyca. Gdzieś w lesie pohukiwała sowa. Spokój zakłócało jedynie bzyczenie komarów. Catriona starała się utrzymać w górze, nad ich głowami, kilka ogników, w taki sposób, aby rozświetlały teren, nie oślepiając przy tym łowców. Oparła się o drzewo i przymknęła oczy. Obok niej kucnął Filin, pogwizdując coś cicho. Roger z Wilardem krążyli dookoła, wypatrując upiorów.
Nagle jeden z nich zagwizdał donośnie. Był to sygnał, który ustalili w razie pojawienia się zagrożenia. Dziewczyna z chłopakiem ruszyli szybko w ich stronę. Zanim przedarli się przez krzaki, Roger z Wilardem krążyli już wokół upiora, wymieniając szybkie ciosy i uskakując przed mackami ciemności. Catriona posłała w środek istoty ognistą kulę, dając łowcom szansę na przegrupowanie. Kiedy się wycofali, otoczyła istotę pierścieniem płomieni, ograniczającym jej możliwości ruchu. Upiór zafalował niespokojnie i zawył. Roger gwizdnął, dając znak, że jest gotowy do ataku. Łowcy ruszyli w trójkę, wprost na magiczną barierę. W ostatnim momencie, gdy prawie wpadli w ogień, Catriona zlikwidowała część pierścienia, umożliwiając atak. Po chwili było już po wszystkim.
– Coraz lepiej młoda, jeszcze będą z ciebie ludzie – skomentował Wilard.
Czarodziejka poczuła rozpierającą ją dumę i uśmiechnęła się radośnie.
Reszta nocy mijała spokojnie. Dziewczyna praktycznie spała na stojąco. W końcu zdecydowała się obejść rewir, bojąc się, że faktycznie zaraz zaśnie. Filin ruszył za nią, z wyciągniętym mieczem.
– Ciekawe, jak długo to jeszcze potrwa – odezwała się Catriona, przerywając ciszę.
– Gildia w końcu będzie musiała przysłać tu więcej ludzi. Myślę, że to kwestia kilku dni – odpowiedział chłopak. – Poza tym, może Nero też wymyśli coś ciekawego, tam u siebie.
– Myślisz, że wróci? – zapytała, patrząc na niego spod rzęs.
– Kto wie – odparł.
Wtem gwizdnął głośno, zauważając runy połyskujące na ostrzu miecza. Ogniki wystrzeliły wszędzie wokół nich, namierzając upiora. Catriona działała już prawie automatycznie, otaczając go barierą i umożliwiając Filinowi atak. Chwilę później dotarli do nich Roger z Wilardem. Młody łowca stanął obok dziewczyny, oddychając ciężko i pozwalając nowoprzybyłym zająć się upiorem.
Catriona była skupiona na odpowiedniej koordynacji z atakami towarzyszy. Starała się unieść barierę w ostatniej chwili tak, żeby nie dać istocie czasu na kontratak. Nagle poczuła silne pchnięcie w bok. Krzyknęła przestraszona upadając i wtedy zobaczyła nad sobą kolejnego Upiora Pustkowia, który wyłonił się niezauważony z mroku nocy. Filin próbował osłonić ją przed szarżującą istotą. Zamachnął się rozpaczliwie, usiłująć ściąć nadlatujące macki. Niestety był zbyt wolny.
Catriona zobaczyła z przerażeniem czerń, zagłębiają się w jego piersi. Macki nagle zniknęły, pozostawiając po sobie dziurę. Z ust i rany chłopaka polała się krew, a jego bezwładne ciało zwaliło się obok dziewczyny. Czarodziejka patrzyła z niedowierzaniem, jak pełne życia i radości oczy chłopaka mętnieją i gasną. Otworzyła usta do krzyku, ale ze zduszonego gardła wydobył się jedynie skowyt.
Żal, rozpacz i gniew kotłowały się w niej wraz ze zbierającą się energią. Nie myślała w tej chwili o żadnych zaklęciach czy zasadach. Była w niej tylko czysta wściekłość i chęć niszczenia, a magia odpowiedziała. Uderzyła w upiora wszystkim, co miała. Istota wyła i wiła się w ogniu, po czym zapadła w sobie i znikła. Dziewczyna, wykończona, opadła na kolana obok Filina. Nie zwracając uwagi na kapiącą z nosa krew, położyła dłoń na ranie, rozpoczynając czar leczniczy. Nie mogła uwierzyć, że to koniec. Z jej oczu poleciały łzy.
Nie zauważyła, kiedy Roger zjawił się obok niej. Kucnął, kładąc swoją rękę na jej. Pokręcił głową, dając znać, że czas przestać. Catriona załkała, wstając chwiejnie.
Nagle poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Podniosła wzrok i ze zdziwieniem zobaczyła Wilarda. Z jego twarzy zniknęła kpiąca maska. W jego spojrzeniu zobaczyła bezdenny smutek, tęsknotę i zrozumienie. Dziewczyna odwróciła się i wtuliła w jego pierś, szlochając cicho. Łowca przytulił ją delikatnie, nic nie mówiąc. Wokół nich zaczął wstawać świt.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania