Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pamięć Pustkowia - rozdział 36
Tesseitha spojrzała uważnie na Nero. Wyglądał na równie zmęczonego jak ona. W promieniach porannego słońca wyraźnie dostrzegała jego przekrwione, podkrążone oczy oraz poplamione krwią ubranie.
– Ty też walczyłeś z upiorami, prawda.To dlatego ta noc wydawała się taka spokojna – domyśliła się.
Nero pokiwał głową.
– Zebrało się ich sporo po tamtej stronie zasłony, mieliśmy co robić – wyjaśnił.
– Mieliśmy? Nie jesteś sam?
– Przyprowadziłem dwóch strażników – powiedział.
– Tylko dwóch – odparła bez zastanowienia. W sumie nie miała prawa prosić nawet o tyle.
– Są najlepsi – uśmiechnął się Nero. – Spotkaliśmy parę czarodziejów. Pomogli nam, kiedy tu dotarliśmy. Wiedzą o nas?
Tesseitha zaprzeczyła ruchem głowy.
– Wolałam ich nie wtajemniczać. Nie jestem pewna, jak Gildia by zareagowała, ale można by się po niej spodziewać najgorszego.
Ciebie pokroją, Rogera powieszą, a mnie wezwą przed Radę na sąd dyscyplinarny.
– Przedstawiłem nas jako najemników, których tu ściągnęłaś. Wtedy było ciemno, ale przydałyby się twoje czary maskujące.
– Oczywiście, zaraz się tym zajmę. Gdzie są teraz twoi towarzysze? – zapytała.
– W głównym budynku. Na wszelki wypadek otoczyłem go barierą – powiedział.
– Dobrze cię widzieć z powrotem – przywitał się Zodan, podchodząc bliżej.
– Mam nadzieję, że wiesz już, jak się pozbyć tego czarnego cholerstwa, bo marnie to wszystko widzę. – Dołączył się Nêsper.
Nocny wędrowiec przejechał dłonią po karku z zatroskaną miną.
– Jedynie stworzenie bramy może ostatecznie zabezpieczyć zasłonę. Niestety potrzebujemy do tego strażnika z tego świata, który umie posługiwać się magią – wyjaśnił.
– Strażnika? – zdziwił się łowca.
– Nocnego wędrowca.
– To jeszcze jacyś się tutaj ostali? – spytał z powątpiewaniem Nêsper.
– Nie mam pojęcia – Nero wzruszył ramionami, patrząc dziwnie na łowcę.
– Chyba mamy przesrane – westchnął bliźniak. Wydał się nagle jeszcze bardziej zmęczony niż wcześniej. Każdy z nich miał nadzieję, że Nero w końcu wróci i pomoże im uporać się z obecnym kryzysem. Wiedza, że jego powrót niczego nie zmienił, była wyjątkowo przygnębiająca.
– A dziewczynka? Nie możemy jakoś odesłać jej duszy? – zapytała Tesseitha z nadzieją w głosie.
– Już dla niej za późno. Zamieniła się w upiora, w dodatku w wyjątkowo potężnego. Mam nadzieję, że nie przelezie do tego świata. Gdyby jednak udało ci się rozłożyć to, co stworzyła na Pustkowiu, zyskamy więcej czasu – odparł Nero.
– Nie wiem, czy będę potrafiła – wyznała, wracając myślami do zagadkowego zaklęcia otrzymanego od Divora. Naprawdę nie chciała z niego korzystać, ale wszystko wskazywało na to, że nie będzie miała wyboru.
– Przynosisz same dobre wieści. Muszę coś zjeść, bo na głodno to ich raczej nie przyswoję – rzucił Nêsper i ruszył w stronę chaty.
Reszta podążyła za nim. Wyglądali na przybitych. Tesseitha również się tak czuła. Zmęczenie i stres ostatnich dni uderzył w nią ze zdwojoną siłą. Miała wrażenie, jakby ciężar odpowiedzialności wgniatał ją w ziemię.
Może jednak nie dojdzie do najgorszego? Może upiorów zacznie w końcu ubywać? Przecież to zupełnie absurdalne, żeby jakiś twór spoza naszego świata miał zniszczyć niewidzialną, chroniącą nas barierę. Może Gildia wcale się nie myli, twierdząc, że niepotrzebnie się przejmuję? – myślała, czując jednak, że nie ma racji. Groza tego miejsca i spotykane upiory utwierdzały ją w przekonaniu, że zagrożenie jest jak najbardziej realne. Zamyślona, wpadła na plecy Nero, który zatrzymał się gwałtownie i zapatrzył się na linię lasu.
– Coś się stało? – zapytała zaskoczona.
– Przez chwilę miałem wrażenie, że ktoś tam był – powiedział niepewnie.
– Upiór? – zaniepokoiła się Tesa.
– Raczej człowiek, ale teraz nic nie wyczuwam.
– Może to efekt zmęczenia? – podsunęła.
– Może. Niestety w tym miejscu nie potrafię zdjąć osłon, a wrażenie było dość ulotne – odpowiedział bez przekonania.
– Możemy to sprawdzić, ale najpierw daj nam chwilę. Padam na twarz i jak czegoś nie zjem, to zacznę obgryzać korę z drzew – odezwał się Nêsper.
Czarodziejka popatrzyła na niego ciepło. Mówił lekkim tonem, ale zdawała sobie sprawę, jak bardzo był wykończony.
Nero pokiwał głową i zapytał:
– Minąłem w nocy Catrionę. Co się stało?
– Filin zginął – powiedziała krótko. Nie miała sił tłumaczyć dalej.
– Rozumiem – odpowiedział nocny wędrowiec.
Tesseitha zerknęła na niego, pojmując, że nie ma potrzeby mówić nic więcej. W końcu był empatą. Nie powinna o tym zapominać.
– Ktoś się rozwala na moim miejscu – zdziwił się Roger, wchodząc do zrujnowanej chaty.
– Kto jadł z mojej miseczki, kto śpi w moim łóżeczku – zażartowała Catriona.
Dowódca obrzucił ją ciepłym spojrzeniem. Dziewczyna dawno się już nie uśmiechała – od śmierci Filina ani razu.
– Posiłki od Nero – rzucił Zodan, wchodząc zaraz za nimi.
– Trochę skromne te posiłki – zauważył Wilard, siadając przy stole. – Oni wszyscy mają taki kamienny sen? – dodał, patrząc na śpiących w najlepsze strażników.
W tym momencie pojawili się Tesseitha z Nero.
– Część kurduplu! Nie sądziłem, że się kiedyś ucieszę się na twój widok – zawołał Wilard.
– Nieodwzajemniona radość – mruknął Nero, siadając obok.
– Co tak długo ci zeszło? – dopytywał się łowca, puszczając jego uwagę mimo uszu.
Roger uśmiechnął się szczerze na widok nocnego wędrowca i skinął mu głową. Uderzył go za to ton Wilarda. W głosie przyjaciela nie dało się usłyszeć wcześniejszej wrogości. Ze zdziwieniem spostrzegł, że sam również patrzy na Nero, jak na jednego ze swoich. Żal związany z początkami ich znajomości pozostał, ale nie palił już tak bardzo. Łowca wyciągnął z kieszeni srebrną monetę i przysłuchując się rozmowie, przekładał ją między palcami.
– Ile czasu minęło? – zainteresował się nocny wędrowiec.
– Tkwimy w tym gównie ponad dziesięć dni!
– Dla mnie minęły tylko dwa. – Nero odpowiedział cicho, ze względu na magów, którzy weszli właśnie do chaty i usiedli przy drugim końcu stołu.
Roger uniósł zdziwiony brwi. Wilard również sprawiał wrażenie, jakby nie mieściło mu się w głowie, że można zgubić gdzieś tyle czasu.
– Jak to możliwe? – zapytał.
– Pustkowie rządzi się swoimi prawami – odparł Nero i wzruszył ramionami. Widząc jednak nic nierozumiejące spojrzenie łowcy, wskazał głową w stronę pogrążonego w śnie towarzysza.
– Widzisz tego siwiejącego faceta pod ścianą? Zaczynaliśmy szkolenie, będąc w tym samym wieku, ale ja spędzam dużo więcej czasu na Pustkowiu, a jemu przydzielono zadania w twierdzy.
Roger spojrzał z niedowierzaniem na siwiejące włosy śpiącego i wciąż młodą twarz nocnego wędrowca.
To ile on do cholery ma lat? – zastanawiał się zdumiony.
– Wygodna wymówka, gdybyś chciał mieć i żonę i kochankę – zauważył Wilard.
– Sęk w tym, że nie miałbym czasu ani dla żony, ani dla kochanki – westchnął Nero. – Robicie w końcu jakieś śniadanie? – zapytał, zmieniając temat.
Dowódca przestał bawić się monetą i popatrzył wymownie na przyjaciela. Dzisiaj wypadała jego kolej na przygotowanie posiłku. Wilard odpowiedział mu zmęczonym spojrzeniem. Jak wszyscy był wykończony i nie chciało mu się ruszać.
– Sam możesz ruszyć dupę i coś zrobić – warknął, przenosząc wzrok na nocnego wędrowca.
– Eee, nie umiem – wymamrotał Nero.
– Nie pierdol, że nie umiesz nawet usmażyć jajecznicy – obruszył się łowca.
Nocny wędrowiec wzruszył ramionami, spoglądając bezradnie.
– Serio? – spytał z niedowierzaniem Wilard.
– Podróżuję po Pustkowiu. Tam nie czuje się głodu ani upływu czasu, poza tym tam i tak nie miałbym na czym gotować.
– Nie wierzę – westchnął rudy łowca, kręcąc głową. – Ale ogień chociaż umiesz rozpalić?
– Umiem – potwierdził Nero.
– No to weź rozpal, a ja się potem zajmę resztą.
Kiedy nocny wędrowiec podszedł do kuchni, Wilard gwizdnął przeciągle. Roger podążył za jego wzrokiem, zauważając długie rozcięcie na plecach nocnego wędrowca.
– Z tobą to kurwa jak z dzieckiem, spuścić z oka i zaraz sobie krzywdę robisz – sarknął głośno medyk.
– A właśnie, jak się czuje twój towarzysz? – zapytał jeden z magów Gildii.
Roger spojrzał ze zdziwieniem na Nero. Nocny wędrowiec skinął z powagą czarodziejowi.
– Śpi teraz, rana wygląda dobrze. Uratowałeś mu życie. Dziękuję – odpowiedział poważnym tonem.
– Dobrze, że na siebie wpadliśmy. Miał dużo szczęścia – uśmiechnął się tamten.
Ciekawe co się wydarzyło, że dotarli tacy poharatani – pomyślał Roger, przenosząc spojrzenie na trójkę magów. – Ciekawe też ile ci się już domyślają? Kilka razy wracaliśmy pocięci, ale u żadnego z nas nie rozwinęła się zgnilizna. Nie są głupi. Na pewno zdają sobie sprawę, że nie wpadamy po ciemku w krzaki. Mam nadzieję, że nie będzie z tego problemów.
– Zobaczę co z nim – zaproponowała Tesseitha, podnosząc się z ławy. – Pokaż też te plecy. W nocy możecie mieć sporo roboty.
Tesseitha podeszła do rannego. Nero klęknął przy nim i delikatnie odsłonił ranę. Roger przyglądał im się spod przymkniętych powiek, czując narastającą senność. Leniwie przekładał monetę między palcami, obserwując profil przyjaciółki. Śledził wzrokiem kosmyki jej włosów opadających na oczy, kontur ust, prześlizgiwał się po szyi, po obojczyku...
W pewnym momencie jeden z towarzyszy nocnego wędrowca, czarnowłosy mężczyzna o dość grubych rysach, otworzył oczy i uśmiechnął się szeroko do pochylającej się nad nim czarodziejki. Łowca uniósł brew, widząc rumieniec na twarzy Tesy i zacisnął monetę w pięści.
– Nero nie wspominał, że jest pani taka piękna. Kiedy panią widzę, czuję jak w moim wnętrzu płonie ogień – odezwał się mężczyzna, patrząc czarodziejce głęboko w oczy.
Tesseitha zachichotała jak nastolatka. Roger zbyt dobrze znał te jej przeciągłe spojrzenia rzucane spod rzęs. Poczuł wzbierającą powoli zazdrość.
Czy ona musi go tak dotykać w trakcie leczenia?
– To zgaga – prychnął Nero, spoglądając z politowaniem na swojego kolegę.
– A to dobre, kurduplu – zaśmiał się Wilard, podchodząc do stołu z przyjemnie pachnącą jajecznicą na boczku.
– Spierdalaj – mruknął nocny wędrowiec, prostując plecy. Wzrostu mu od tego niestety nie przybyło.
Wszyscy z zapałem zabrali się za jedzenie. Roger przełykał bez przyjemności, obserwując spode łba, jak przyjaciel Nero bez skrępowania zabawia rozmową chichoczącą czarodziejkę.
– Zaraz ci te jaja w gardle staną – palnął Wilard i usadowił się obok przyjaciela.
– Co? – zapytał Roger, odrywając spojrzenie od Tesy.
– Dostaniesz niestrawności i krew cię zaleje, jak będziesz tak na nich łypał.
– Zaczynam żałować, że mrukliwość jest wyłącznie cechą Nero, a nie czymś typowym dla wszystkich nocnych wędrowców – burknął Roger.
– Obawiam się, że tej twojej gołębicy mrukliwość nie wadzi. Ej, przecież mówiłem, że ci w gardle stanie! – wykrzyknął Wilard, waląc przyjaciela po plecach.
Roger wymamrotał parę przekleństw i postarał się skupić na tym, co miał na talerzu. Nie potrafił się jednak powstrzymać od rzucania ukradkowych spojrzeń w stronę czarodziejki.
Po skończonym śniadaniu, bliźniacy z Nero zaczęli szykować się do wyjścia.
– Idziemy rozejrzeć się po okolicy – wyjaśnił Vesper, widząc pytające spojrzenie dowódcy.
– Wyjdę z wami – zdecydował Roger. Miał do Nero kilka pytań, a nie chciał ich zadawać przy magach Gildii. Poza tym musiał trochę ochłonąć. Rzucił jeszcze szybkie spojrzenie w kierunku zaglądającej sobie głęboko w oczy pary i ze złością zgrzytnął zębami.
Przechodzili właśnie przez drzwi, kiedy dobiegł ich wkurzony głos Wilarda.
– Noż kurwa mać, kto mi tak wyro ujebał.
Roger, widząc minę nocnego wędrowca, domyślił się prawdy i uśmiechnął pod nosem.
– Mieliście duże problemy, żeby tu dotrzeć? – zapytał, gdy byli już na zewnątrz.
– Upiory tłoczą się za zasłoną, zwabione możliwością przejścia. Gdyby nie zapadła noc i nie straciły nami zainteresowania, byłoby po nas – wyjaśnił Nero. – Zrobiłem błąd, podchodząc tak blisko, ale nie spodziewałem się, że będzie ich aż tyle.
– Dzisiejsza noc była wyjątkowo spokojna. Miałem nadzieję, że zwiastuje zmiany na lepsze. Rozumiem, że to wam zawdzięczamy fakt, że za bardzo się nie napracowaliśmy? Co udało ci się ustalić, po powrocie do siebie? – zapytał Roger.
– Niestety sytuacja jest poważna. – Nero streścił łowcy to, czego się dowiedział.
– Czyli wszystko będzie zależeć od Tesy i magów – podsumował Roger, czując ogarniające go przygnębienie. Wcześniejsza złość zupełnie z niego uleciała. Nie miała żadnego znaczenia w obliczu tego, z czym wkrótce miało przyjść im się zmierzyć. – Jeśli jej się nie uda, to albo zaleje nas horda upiorów, albo wszystko wyleci w powietrze? – upewnił się.
– Dokładnie – przytaknął nocny wędrowiec.
– Czemu chcieliście się rozejrzeć? – zapytał Roger, przenosząc spojrzenie na bliźniaków.
– Nero miał wrażenie, że ktoś tam siedzi w krzakach i ma nas na oku – wyjaśnił Nêsper.
– To dziwne – zamyślił się dowódca – Nie sądzę, żeby Gildia chciała nas śledzić z ukrycia, skoro ma tu swoich ludzi, a nikt inny nie przychodzi mi do głowy.
– Nie wyczuwałem żadnych złych intencji, ale wolę się upewnić – odparł nocny wędrowiec.
– Pójść z wami? – zapytał bez przekonania Roger.
– Nie ma potrzeby, lepiej wyśpij się przed nocą – odpowiedział Nero, odwracając się w kierunku lasu. Nagle zatrzymał się i spojrzał w stronę łowcy. – Przykro mi z powodu Filina – powiedział.
Roger westchnął ciężko. We wspomnieniach wciąż widział szkliste, martwe oczy i sztywne, zakrwawione ciało, tego wcześniej zawsze roześmianego chłopaka.
Miałem mieć na niego oko, a zginął z powodu mojego błędu, mojej decyzji, niedopatrzenia... Kolejny z moich ludzi.
Gula rosła w gardle, rozpacz przygniatała serce.
– Nie wiem, jak mam to przekazać jego ojcu. Powierzył go pod moją opiekę – powiedział zduszonym głosem.
– Jeszcze nie wiadomo, czy sami wyjdziemy z tego cało – stwierdził Nero.
Roger zapatrzył się na niego, po czym kiwnął głową i ruszył bez słowa w stronę chaty. Zanim dostatecznie się oddalił, dobiegł go jeszcze kpiący głos Nêspera:
– Nie no stary, ty go chciałeś pocieszyć, czy dobić?
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania