Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Pamięć Pustkowia - rozdział 37
Nero popatrzył za oddalającym się Rogerem. Nawet przy pełnych osłonach był w stanie odczuć jego przygnębienie.
Po co ja się w ogóle odzywałem. Przecież i tak nigdy nie wiem, co powiedzieć – westchnął w myślach. – A cholerny Geres znów nie może się powstrzymać.
Już nieraz obserwował, jak jego przyjaciel działa na kobiety, ale nijak nie potrafił wytłumaczyć sobie tego fenomenu. Geres nie był ani piękny, ani mądry, ani bogaty z domu. Aria, znawczyni ludzkiej natury, uważała, że to przez jego przekonanie o własnej zajebistości. Faktycznie, ego strażnika było wielkie jak do obu księżyców i z powrotem. Przypominał tym niewielkiego, myśliwskiego psa, którego Nero miał w dzieciństwie. Cóż, może faktycznie mógł się podobać z tymi swoimi czarnymi oczami, śniadą cerą i lekkim zarostem. W każdym razie skrupulatnie to wykorzystywał.
Zresztą mam wrażenie, że tym razem trafił swój na swego – pomyślał nocny wędrowiec, przypominając sobie roziskrzone spojrzenie czarodziejki, kiedy malował na niej runy.
– Idziemy? – zapytał Nêsper, wręczając każdemu z nich po kawałku suszonej kiełbasy.
Nero nawet nie przyuważył momentu, kiedy ten zwinął ją z zapasów. Pokiwał głową i ruszył w stronę miejsca, w którym wyczuł wcześniej czyjąś obecność.
– Faktycznie ktoś tu się kręcił – stwierdził Vésper, kiedy dotarli do celu. Przykucnął, przyglądając się ze skupieniem leśnej ściółce.
Znajdowali się w pewnym oddaleniu od folwarku, na niewielkim wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na ruiny. Po chwili bliźniacy podjęli trop i ruszyli w las, jak dwa myśliwskie psy. Nero podążył za nimi, nie mając pojęcia, w jaki sposób łowcy odnajdują drogę. Sam nie dostrzegał niczego szczególnego. Szli jakiś czas w milczeniu, aż dotarli do niewielkiej polanki.
– Spało tutaj dwoje ludzi, jeden wyższy i cięższy, drugi średniego wzrostu i lżejszy, być może kobieta – powiedział Vésper, rozglądając się dookoła.
Nero uniósł brew, wpatrująć się bez przekonania w podłoże. Może trawa miejscami faktycznie sprawiała wrażenie bardziej wygniecionej, ale skąd pewność, że nie leżała tu jakaś sarna, albo dzik?
– Skąd ty to wiesz? Jaja sobie ze mnie robisz? – zdziwił się, zerkając podejrzliwie na tropiciela.
Vésper uśmiechnął się protekcjonalnie.
– Zobacz tutaj – wskazał niewielkie wklęśnięcie w ściółce leśnej – i tu obok. To odcisk butów. Jeden jest głębszy od drugiego. A tam zauważyłem połamane gałązki. Znajdują się na różnych wysokościach. O i patrz tutaj.
Podniósł z ziemi jasny włos.
– Blondyna – uśmiechnął się Nêsper.
– Nie ciesz się na zapas, może to jednak facet. Włos jest dość krótki – odpowiedział Vésper, przegryzając kiełbasę.
– Wcale nie, zobacz – Nêsper wskazał coś w krzakach. Nero wpatrywał się w gąszcz, nie mając pojęcia, co bliźniacy tam widzą. – Długie nogi, wielki biust, skąpa, skórzana spódniczka...
– Faktycznie – Vésper przysiadł przy bracie, przyglądając się z powagą roślinności. – Lubi seks, jest chętna i pomysłowa.
– Z tych krzaków to wszystko wiecie? – zapytał z niedowierzaniem nocny wędrowiec, kucając obok. Brak możliwości wyczucia emocji łowców był dla niego wysoce irytujący. Niestety w folwarku był w stanie odbierać jedynie bardzo silne i wyraziste uczucia. Resztę zagłuszała panująca tu aura.
Mężczyźni roześmiali się wesoło.
– Nie, teraz to sobie jaja robimy – przyznał Nêsper.
Nero prychnął w odpowiedzi.
– Ten rudy gnom ma na was wszystkich zły wpływ – stwierdził.
Łowcy znów podjęli marsz, ale nagle zatrzymali się i zaczęli uważnie rozglądać wokół siebie.
– Tutaj ślady się urywają – Vésper odwrócił się w końcu do nocnego wędrowca.
Nero spojrzał na tropiciela ze zdziwieniem. Wcześniej bliźniacy podążali po śladach jak po sznurku, a teraz nie mogli nic znaleźć?
– Jak to możliwe? – zapytał.
– Niemożliwe – odpowiedział Vésper ze spokojem i pewnością siebie. – To magia.
Poważnie?
– A to już nie jest nasza działka – stwierdził Nêsper z radością niepasującą do sytuacji. – Czyli możemy wracać i iść spać.
Nero popatrzył na nich uważnie i pokiwał głową. Nie za bardzo rozumiał, co się tutaj właściwie wydarzyło, ale nie orientował się przecież w magii ani logice tego świata. Tropiciele znali się na swojej robocie, więc pewnie wiedzieli co robią. Wzruszył więc tylko ramionami i pospieszył za nimi.
Kiedy wrócili do budynku, przywitało ich złowrogie spojrzenie Wilarda.
– Zajebaliście całą kiełbasę! – odezwał się łowca, oskarżycielskim tonem.
Przynajmniej o łóżko już nie pyta – przemknęło Nero przez myśl. Na wszelki wypadek wyminął go szerokim łukiem i wraz z bliźniakami podszedł do czarodziejki.
Tesseitha wysłuchała z uwagą raportu tropicieli. Rozmowie przysłuchiwał się także Fratel – mężczyzna, który pomógł wcześniej Castorowi.
– Łowcy odkryli czyjąś obecność w okolicy – wyjaśniła mu czarodziejka. – Właśnie wrócili zwiadowcy.
Mag popatrzył na nią zamyślony.
– Podejrzewasz dzikich? – zapytał.
– Nic innego nie przychodzi mi do głowy – przyznała.
– Co chcesz z tym zrobić?
– Sama nie wiem – westchnęła. – Nie sądzę, żebyśmy mieli teraz siły i czas na zabawę po krzakach w chowanego.
– Dwie osoby nie powinny stanowić dla nas poważnego zagrożenia – powiedział mag. – Sprawdzę jeszcze raz to miejsce, ale sądzę, że rozsądnie będzie rozdzielić warty.
– Myślę, że będzie trzeba tak zrobić – odpowiedziała zmęczonym głosem.
– Możemy przejąć pierwsze warty. W odróżnieniu od was udało nam się trochę przespać w nocy – zaoferował się Nero.
– Czyli ustalone. W takim razie nie ma co tracić więcej czasu – stwierdził Fratel, wstając z ławy.
– Tropiciel wskaże ci drogę – powiedziała Tesseitha, spoglądając z prośbą w oczach na bliźniaków. Vésper westchnął i pokiwał głowę.
Nero spojrzał na niebo. Słońce minęło niedawno najwyższy punkt i powoli zaczynało się obniżać. Nocny wędrowiec skończył właśnie kolejny obchód wokół folwarku. Krążył na granicy lasu, jednak nie działo się nic podejrzanego. Przejął wartę jakiś czas temu po Geresie. Według słów strażnika mag z Vésperem wrócili, nie odkrywszy niczego nowego.
Nero skierował kroki w stronę zabudowań. Wszedł cicho do pomieszczenia, usiadł na ławie i oparł głowę na stole. Wokół słychać było tylko chrapanie i bzyczenie owadów.
Powinienem się chociaż wykąpać, bo zaczynam przyciągać muchy – pomyślał.
Po chwili zaburczało mu w brzuchu. Westchnął zirytowany. Nie lubił tego, jak bardzo w tym świecie stawał się zależny od innych. Na Pustkowiu był tylko on, upiory i cisza. Nie odczuwał tam głodu, zimna, zmęczenia... Wciąż nie przyzwyczaił się do zabierania ze sobą podstawowego ekwipunku na podróże do Trovii. Czuł się teraz jak idiota. Głodny, brudny, nawet bez koszuli na zmianę.
Podniósł się i podszedł do części kuchennej. Zaczął zaglądać do garnków i koszyków, w poszukiwaniu czegoś do zjedzenia. Jego kroki obudziły Castora. Mężczyzna usiadł i rozejrzał się zdezorientowany.
– Witaj wśród żywych – ucieszył się Nero.
– Gdzie jesteśmy? Długo byłem wyłączony? – zapytał strażnik, przecierając oczy.
– Jesteśmy na miejscu, w ruinach folwarku. Mieliśmy szczęście, że czarodzieje zajęli się tobą na czas. Spałeś całą noc i większość dnia – wyjaśnił nocny wędrowiec.
Castor pomacał miejsce zranienia i uśmiechnął się promiennie, nie znajdując śladu po ranie.
– Ale jaja – powiedział zszokowany. – Nic mnie nie boli, a po tej szalonej walce powinienem być cały połamany. Choć właściwie to powinien być już ze mnie sztywny trup, Szkoda, że u nas nikt tak nie potrafi – stwierdził, przeciągając się.
– Ano szkoda.
Podszedł do stołu i usiadł na ławie.
– Śpią jak zabici – stwierdził po chwili, patrząc na porozkładanych wszędzie ludzi.
– Są tu już ponad dziesięć dni. Co noc walczą z upiorami. Muszą być wykończeni – odparł Nero i rzucił mu znalezione właśnie jabłko. Dosiadł się do przyjaciela, wgryzając w kolejne.
– Rozejrzę się trochę po okolicy – odezwał się po chwili Castor, podnosząc z ławy.
– Świetnie. Miej oko na dom i uważaj na siebie. Wygląda na to, że sytuacja w ruinach przyciągnęła czyjąś uwagę. Próbowałem ich namierzyć, ale nie dałem rady – powiedział Nero. – Skorzystam, że już wstałeś i skoczę się wykąpać.
Wyszli razem na zewnątrz. Castor przyglądał się ciekawie pozostałością zabudowań.
– Paskudne miejsce, jak tu wytrzymujesz? – zapytał. – Nawet mnie zaczyna boleć głowa od tej aury.
– Chyba zaczynam się przyzwyczajać – stwierdził Nero i wzruszył ramionami. Sam był zdziwiony, o ile swobodniej się tutaj czuł w porównaniu do ostatniej wizyty. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się działo, ale nie narzekał.
Rozstali się przed domem. Nero ruszył w stronę rzeki, kierując się do miejsca, przy którym minął w nocy Catrionę z Rogerem i Wilardem. Pamiętał, że znajdował się tam niewielki bród z piaszczystą plażą. Przed nim utworzyło się trochę głębsze miejsce, idealne do kąpieli.
Dotarłszy do celu, ściągnął kurtkę i przyjrzał jej się z rezygnacją.
Mam nadzieję, że uda się to zaszyć – pomyślał, macając długie rozcięcie na plecach.
Z przyjemnością wskoczył do rzeki. Przepłynął kawałek pod powierzchnią, po czym wynurzył się, prychając. Dzień był gorący, a woda przyjemnie chłodna.
Po chwili wyszedł i ubrał się. Chwilę porozciągał mięśnie zesztywniałe po walce na Pustkowiu. Kiedy skończył usiadł pod drzewem i zapatrzył się na wodę. Przyroda, wbrew przerażającym wrażeniom jakie tu odbierał, prezentowała się wyjątkowo pięknie. Wokół rosły stare olchy, graby i dęby, a ptaki śpiewały pomiędzy gałęźmi drzew. W powietrzu unosił się zapach wysychającej trawy i ziół. Miejsce to przypominało okolicę, w której Nero dorastał – lasy i łąki wokół małej chatki u podnóża gór. Samo otoczenie twierdzy było dużo bardziej dzikie i niedostępne. Królowały tam ośnieżone szczyty i ostre skały, jedynie wąska droga prowadziła w dół do wioski.
Nocny wędrowiec siedział tak już ładną chwilę, gdy poczuł, że ktoś się zbliża. Połączenie smutku i poczucia winy zdradziło obecność Catriony. Dziewczyna podeszła nad brzeg rzeki i kucnęła, obejmując rękami kolana. Nero dostrzegł spływające po jej policzku łzy.
– Nie możesz spać? – odezwał się, dając znać o swojej obecności.
Poderwała się zaskoczona i pośpiesznie wytarła oczy.
– Chciałam pomyśleć – powiedziała głuchym głosem. Westchnęła ciężko, zdjęła buty i usiadła na brzegu, mocząc stopy w wodzie.
Nero przyglądał jej się w zamyśleniu. Dostrzegał zmianę jaka zaszła w dziewczynie. Obserwował coś podobnego już wcześniej. Kiedy młodzi strażnicy wyruszali na swoje pierwsze misje na Pustkowie i któreś z nich ginęło. Zresztą sam tego doświadczył. Wiele wspólnych lat treningu, radość, że wreszcie go zakończyli, ekscytacja przed pierwszą wyprawą, a potem ta rozpacz i świadomość, że nie są niepokonani, a pustka nie wybacza błędów.
Catriona wciąż czuła na plecach wzrok nocnego wędrowca. Przedłużającą się cisza zaczynała coraz bardziej ją irytować. W końcu nie wytrzymała.
– Jeśli chcesz coś powiedzieć, to po prostu to powiedz! – fuknęła, odwracając się gwałtownie. Nero przekrzywił lekko głowę i nadal gapił się na nią bez słów. Dziewczyna prychnęła rozdrażniona. Weszła do wody i zaczęła w niej brodzić.
– Kiedyś nocni wędrowcy i czarodzieje współpracowali ze sobą – rozległ się nagle cichy głos mężczyzny. – Dzisiaj jest między nami wiele żalu i nieufności. Polityka Gildii nakazuje ścigać nas i likwidować.
– Chcesz oskarżać mnie o przewinienia Gildii Magów? Nie zrobiłam niczego, aby na to zasłużyć – powiedziała gniewnie, nie odwracając się.
– Nie, ciebie to nie dotyczy, ale mnie już tak – odparł. – Dlatego wiele mnie kosztuje złożenie ci tej propozycji.
Catriona odwróciła się i spojrzała na niego zdziwiona. Siedział w niedbałej pozie pod drzewem, bawiąc się źdźbłem trawy, ale jego twarz wyrażała napięcie.
– Nie jesteś przesiąknięta knowaniami i przekonaniami Gildii, więc być może mogłabyś zacząć z nami współpracować?
– Co masz na myśli? – zapytała, marszcząc brwi.
– Chcę, żebyś przeszła ze mną przez Pustkowie i dowiedziała się od nas wszystkiego, co wiemy na jego temat. Ta wiedza nie powinna zaginąć w twoim świecie – wyjaśnił.
– Och – wydusiła z siebie zdziwiona. Zupełnie nie spodziewała się czegoś podobnego. Nawet o tym nie marzyła, nie wiedząc, że przejście przez Pustkowie mogłoby być dla niej możliwe. Przez Pustkowie, na którym powstają upiory, do zupełnie obcego świata. Tutaj ma do skończenia naukę, rodzinę… Nikt przed nią nie miał jednak takiej możliwości. – Będę musiała to przemyśleć – powiedziała po chwili.
– Nie liczyłem na szybką odpowiedź. Jednak proszę cię o dyskrecję.
– Dobrze – obiecała.
Nero wstał i oddalił się bez słowa.
Catriona popatrzyła za nim, po czym ukryła twarz w dłoniach. Zdecydowanie za dużo rzeczy ostatnio się wydarzyło. Była przemęczona i na granicy załamania nerwowego. Jednak gdzieś wewnątrz zatrzęsła się z ekscytacji na myśl o propozycji, którą właśnie otrzymała.
Chwilę później ponownie doleciał ją odgłos kroków. Podniosła oczy i zobaczyła Nero, wracającego z dość niepewną miną.
– Umiesz gotować? – zapytał zmieszany.
Uśmiechnęła się rozbawiona, przytaknęła i ruszyła za nim.
Kiedy krzątała się po kuchni, przygotowując kolację, a Nero dokładał do pieca, do izby wszedł jego jasnowłosy przyjaciel. Mężczyzna spojrzał ciekawie na dziewczynę i mrugnął do niej.
– Nie przedstawisz nas łajzo? – zwrócił się do kolegi.
– Hmm? – nocny wędrowiec podniósł wzrok znad paleniska – Ach tak, Castor, Catriona – oznajmił i znów zajął się szczapami.
– Nie ma co się po nim za dużo spodziewać. Przynajmniej nie na trzeźwo – zaśmiał się mężczyzna.
– To on pije? – zdziwiła się dziewczyna, przypominając sobie przytyki Wilarda.
– Czasami – wyszczerzył się strażnik.
Catriona uśmiechnęła się, dostrzegając niewyraźną minę Nero i jego krzywe spojrzenie.
Castor od razu przypadł jej do gustu. Miał w sobie coś wzbudzającego zaufanie i sprawiał, że czuła się przy nim swobodnie. Wokół jego niesamowicie niebieskich oczu pojawiły się już zmarszczki od częstego uśmiechu, a w ciemnoblond włosach widać było siwe pasemka. W jakiś sposób kojarzył jej się z Rogerem. Obaj emanowali spokojem i pewnością siebie, której ona tak bardzo teraz potrzebowała.
– Przygotowujesz coś dobrego panienko? – zaciekawił się mężczyzna, zaglądając jej przez ramię. Dziewczyna zdziwiła się trochę taką bezpośredniością, ale nawet jej to pasowało.
– Nic specjalnego, tylko owsiankę z boczkiem i pomidorami. Musimy się zadowolić tym, co zostało z zapasów, a nikt z nas nie jest mistrzem w gotowaniu. – odpowiedziała i przeniosła wzrok na nocnego wędrowca. – Chociaż Nero chyba nawet tego nie umie – stwierdziła, uśmiechając się w jego stronę.
– Nero umie tylko te rzeczy, które są powiązane ze szwendaniem się po Pustkowiu – zaśmiał się Castor. – Gdyby nie my, zupełnie by już zdziczał.
– Wszyscy trzej bardzo się od siebie różnicie. Myślałam, że nocni wędrowcy są jakoś bardziej do siebie podobni? – Catriona postanowiła ciągnąć rozmowę, ile się da. Zaczęła poważnie rozważać propozycję Nero, ale wydobycie od niego jakichkolwiek informacji na temat świata, z którego przybył, przypominało drogę przez mękę.
– Chodzi ci o to, że nie jesteśmy takimi milczącymi pokurczami jak on? – zapytał Castor, ignorując prychnięcie kolegi.
– To też – uśmiechnęła się Catriona, odkrywając w sobie nowe pokłady złośliwości. – Jedyne co macie do siebie podobne, to te oczy.
– W końcu nie jesteśmy przecież spokrewnieni. Szczerze mówiąc, większość z nas nie zna nawet swoich rodziców. Mało kto wysyła teraz dzieciaki na szkolenie do strażników, więc lądują u nas głównie sieroty i wyrzutki – odpowiedział Castor.
Mężczyzna umilkł i zerknął na drugi koniec pomieszczenia. Podążając za jego wzrokiem dziewczyna zauważyła śpiących magów. Przez chwilę zapomniała o ich obecności. Nie powinna tak swobodnie przy nich rozmawiać. Spoglądając znów na strażników, dostrzegła przyzwalające skinienie Nero. Castor uśmiechnął się i odwróciwszy do dziewczyny, podjął opowieść. Rozmowa trwała w najlepsze, kiedy w końcu reszta towarzystwa zaczęła się budzić.
Nero obserwował dyskretnie siedzących przy posiłku ludzi. Wraz z zapadającym zmrokiem pogłębiał się ich niepokój. Bił on zwłaszcza od magów, znajdujących się przy drugim końcu stołu. W pewnym momencie nocny wędrowiec napotkał uważne spojrzenie Fratela. Zdążył się już zorientować, że to on dowodził tą niewielką grupą. Mężczyzna był żylasty, ale dobrze umięśniony, co nie było typowe dla magów, bazujących głównie na zaklęciach. Gdyby Nero miał zgadywać, powiedziałby, że przeszedł wraz z towarzyszami wojskowe przeszkolenie.
Pomimo wdzięczności, jaką do niego czuł, nie podobał mu się ten człowiek. Mag zdecydowanie za dużo się zastanawiał i zauważał zbyt wiele szczegółów. Nocny wędrowiec nie przepadał za czarodziejami, zwłaszcza tymi inteligentnymi i dobrze wyszkolonymi. Zresztą nie potrafił zapomnieć też swojego ostatniego spotkania z rektorem Akademii.
Po skończeniu kolacji odbyła się krótka odprawa. Właściwie ustalono na niej tylko tyle, że łowcy z magami działają tak jak wcześniej, a strażnicy na własną rękę. Fratel znów wbił w Nero spojrzenie pełne zdziwienia i podejrzliwości. Wszyscy niechętnie wstali od stołu, przypasali broń i zaczęli zbierać się do wyjścia.
– W nocy powinno się grzać dupę w karczmie, a nie zapierdalać po lesie – Wilard podzielił się z wszystkimi jedną ze swoich życiowych mądrości.
– Święte słowa – mruknął Vésper, wychodząc na zewnątrz.
Na dworze powoli zapadała noc. Nero wymienił spojrzenia z Castorem i Geresem, po czym każdy z nich oddalił się w inną stronę. Nie potrzebowali słów, żeby wiedzieć, co mają robić.
Nocny wędrowiec ruszył w kierunku, z którego poczuł rano czyjąś obecność. Cały czas dręczyła go ta sytuacja. Opuścił bariery na tyle, o ile było to możliwe. Krzyk rozpaczy umęczonej dziewczynki wdzierał się w jego myśli i mącił spokój. Nero starał się go ignorować, koncentrując na poszukiwaniu osób ukrytych w okolicy. Przeszukał teren wokół siebie, ale nie wyczuł niczego podejrzanego.
CIekawe ile upiorów zdoła przedrzeć się tej nocy przez zasłonę – pomyślał, odbierając jej wyraźne drgania. – Jeśli nadal ktoś nas obserwuje, jest idiotą, że wciąż tu sterczy. Mam złe przeczucia co do naszych szans na poradzenie sobie z całą tą sytuacją. Może nie powinienem był zabierać ze sobą Castora i Geresa? Nie daruję sobie, jeśli coś im się tutaj stanie. Nie rozumiem jak ta cholerna Gildia Magów może tak bagatelizować niebezpieczeństwo. Wydaje jej się, że tych czterech czarowników załatwi sprawę?
Jego rozmyślania zostały przerwane, gdy jednemu z upiorów udało się przedrzeć przez zasłonę. Nero wyczuł go w okolicy, do której właśnie zmierzał.
Jeśli nasi tajemniczy obserwatorzy nadal tam są, to zaraz się przekonają, że popełnili błąd – pomyślał, ruszając biegiem. Złośliwy uśmieszek błąkający się na jego ustach został jednak starty przez agonalny skowyt upiora. – Albo i nie...
Nocny wędrowiec zatrzymał się gwałtownie. Spróbował opuścić osłony jeszcze bardziej, ale lament dziecka i przejmująca nienawiść upiorów maskowała wszystkie inne emocje. Sapnął niezadowolony i ostrożnie podjął marsz. Nie zaszedł daleko, kiedy zorientował się, że w okolicy pojawiły się kolejne twory Pustkowia. Zawahał się w pół kroku. Z jednej strony znalazł się blisko nieproszonych gości i miał nadzieję, że w końcu ich odnajdzie, z drugiej jednak wyczuł, że jego towarzysze są zaangażowani w walkę z upiorami i mogą mieć kłopoty.
Zgrzytnął zębami i odwrócił się. Po chwili mknął już w stronę, z której wyczuwał najwięcej mrocznych istot. W biegu skupił się na runach wygrawerowanych na broni swojej i towarzyszy. Poczuł, jak odpływa z niego część energii, a ostrze zabłysło mocniej. Wypadł prosto na upiora, który od razu wypuścił w jego stronę macki ciemności.
Skręcił gwałtownie, odbił się od pnia najbliższego drzewa i zaatakował. Istota nie była w stanie nadążyć za szybkimi zmianami kierunków. Nero zyskał wolną drogę do czystego cięcia. W akompaniamencie agonalnego wycia popędził dalej.
Udało mu się pokonać jeszcze dwie szkarady, zanim dobiegł do brzegu rzeki. Na niewielkiej plaży stali Roger z Wilardem i dzięki barierom ognia wyczarowanym przez Catrionę całkiem sprawnie radzili sobie z odpieraniem ataków dwóch upiorów naraz. Nocny wędrowiec dopadł tego, który znalazł się najbliżej niego. Chwilę później łowcy wykończyli drugą istotę. Roger uśmiechnął się w stronę strażnika i zasalutował mieczem. Nero kiwnął mu głową i zniknął w lesie.
Dzisiejsza noc nie zapowiadała się na równie spokojną, jak poprzednia. Nocny wędrowiec starał się jak najszybciej reagować na pojawianie się każdego nowego upiora. Przedostanie się większej ich ilości na raz mogło stać się poważnym zagrożeniem. Wyczuł, że jego przyjaciele także dają z siebie wszystko. Uśmiechnął się lekko, zauważając, że Geres cały czas krąży wokół zespołu Tesseithy. Czarodziejka rzeczywiście musiała wpaść mu w oko.
Nero miał wrażenie, że walka przeciągała się w nieskończoność. Zastanawiał się, jak łowcy i czarodzieje radzili sobie dotąd bez pomocy strażników. Coraz bardziej wzrastał jego szacunek do ich umiejętności.
Oparł się właśnie o pień drzewa, przymykając na chwilę oczy i uspokajając oddech, kiedy poczuł bardzo wyraźną, niepokojącą zmianę. W rytm tego świata wdarł się jakiś dysonans, a niebo zaczęło przybierać brudną barwę łuny pożaru.
Nero ruszył biegiem w stronę najbardziej zniszczonego budynku. Anomalia z Pustkowia, zaczęła przenikać przez zasłonę.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania