Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 20

Z góry przepraszam i uprzedzam, że początek moży wydać się wam nudny (nie jestem z niego zadowolona). Dalsza część jednak jest o wiele ciekawsza. Tak więc mam nadzieję, że się nie zniechęcicie i dacie radę przebrnąć przez tą gorszą poławę. ;)

××××××××

 

"Alkochol to wredna świnia, która wyjawia wszystkie nasze sekrety."

 

# NINA

Stałam pod prysznicem z zamkniętymi oczami i próbowałam skupić myśli na ciepłych kroplach wody masujących moje ciało. Ale oczywiście nie potrafiłam. Przed oczami cały czas miałam obraz Luisa. Jego błękitne oczy, które wpatrują się we mnie. Czarne włosy, które niedawno dotykałam. I oczywiście wargi, które zdobił czarny kolczyk (Dlaczego wymyśliłam akurat tak genialną karę?). Czułam jego pocaunki. Zarówno delikatne muśnięcia skóry, jak i te namiętne i niespokojne. To wszystko doprowadzało mnie do szału. ON doprowadzał mnie do szału.

Ale o prócz tego jeszcze jedna myśl nie dawała mi spokoju: "Co ja do kurwy nędzy zrobiłam? Co ja nadal robię?"

Nie dość, że całowałam się (grzecznie powiedziane) z Luisem, tuż przed randką z innym chłopakiem, to teraz właśnie Luisa wyobrażam sobie nago. Dlaczego? Przecież podoba mi się Derek. To blondyn zaprosił mnie na randkę, nie ten dupek. Koniec z tym. Teraz skupie się na Dereku. Z tym postanowiniem wyszłam spod prysznica. Spojrzałam w lustro. "Stara Nina, nareszcie wróciła"

 

20 minut później siedziałam u siebie w pokoju w szlafroku. Miałam już zrobiony makijaż, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Wysłałam wiadomość do Dereka: "Gdzie idziemy? W co się ubrać?" Odpowiedź dostałam prawie odrazu: "Niespodzianka. Może sukienka? ;)"

Uśmiechnęłam się do telefonu i skierowałam w stronę szafy. Uśmiech jednak szybko zszedł mi s twarzy. Nadal nie miałam pojęcia co założyć. Czy Derekowi chodziło o jakąś elegancką sukienkę, czy poprostu chciał popatrzeć na moje nogi? Nie chciałam zaliczyć wtopy zakładając coć "zwykłego" na elegancką kolację. Z drugiej strony: założyć sukienkę do baru z hamurgerami lub czymś podobnym. Dlaczego mężczyźni nigdy nie mogą powiedzieć, gdzie nas zabierają? Dlaczego zawsze mówią, że to niespodzianka? Przypomniłam sobie dlaczego nie chodzę na randki. Nie nawidzę tej niepweności.

Zaczęłam chodzić w kółko po pokoju, myśląc. Panikowałam. Z rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk przychodzącego smsa. Zmarszczyłam brwi, widząc nieznany numer. "Kolacja." Tylko jedno słowo, a ucieszyło mnie, niczym wiadomość o wygranej 1 000 000 zł, w totka. Uradowana pobiegłam spowrotem do szafy i wyciągnęłam granatową sukienkę do kolana, z lekko rozkloszowaną spudnicą. Miała dekold w serduszko, a na plecach była sznurowana (coś na wzór gorsetu). Do tego założyłam kryte, czarne szpilki z paseczkiem na kostkach - taki uroczy akcent. Wzięłam małą czarną torebkę do której spakowałam potrzebne rzeczy i wyszłam z pokoju. Luis zrobił to w tym samym momęcie. Spojrzeliśmy na siebie. Standardowo miał na sobie czarne spodnie, ale tym razem jego koszula była koloru niebieskiego, co podkreślło jego oczy. W ręku trzymał czarną marynarkę. Włosy pozostawił w klasycznym nieładzie.

- Widzę, że wróciłaś do dawnego koloru. - zwrócił uwagę na moje włosy, ponownie blond.

- Nie sądziłam, że nastąpi ten dzień, kiedy zobaczę cię takiego eleganckiego. - zaśmiałam się, ignorując jego słowa.

- Widzę, że moja wskazówka ci się przedała. - również zignorował moją uwagę, oceniając mój strój.

******

- Hej - Derek złożył na moim policzku pocaunek i odsunął się ode mnie z czarującym uśmiechem - Pięknie wglądasz .- złapał mnie za rękę i poprowdził do samochodu.

Odwróciła się do tyłu, aby spojrzeć na Luisa. Obok niego stała Sugar w krwiście czerwonej skience, opinającej jej ciało, nie sięgała jej nawet do połowy ud. Na nogach miała szpilki tego samego koloru. Muszę przyznać, że jak na nią, był to przyzwoity strój. Radośnie szczebiotała coś do chłopaka, trzepocząc przy tym rzęsami. Luis spojrzał na mnie, a ja posłałam mu przepraszający uśmiech.

Derek otworzył mi przednie drzwi i sam usiadł za kierwnicą. Chwilę potem, z tyłu usiedli Sugar z Luisem, który nachylił się do mojego ucha:

- Masz u mnie naprawdę meega dłóg.

Odwróciłam się do niego.

- Dziękuję. - powiedziłam bezgłośnie. Chłopak wyczytał to z moich ust i się uśmiechną.

Derek odpalił samochód i ruszyliśmy. Po ok. 15 minutach dotarliśmy na miejsce. Zanim zdążyłam chociażby rozpiąć pasy, Derek był już przy moich drzwiach, otwierając mi je. Uśmichnęłam się, a chłpak podał swoją dłoń, aby pomóc mi wysiąść.

- Jaki dżentelmen. - mruknęłam do niego. W odpowiedzi dostałam czarujący uśmiech.

Spojrzałam na restaurację przed nami. Wydawała się luksusowa i bardzo droga. Za nami wyszła pozostała dwójka. Sugar chwyciła niebieskookiego za ramię i we czwórkę weszliśmy do restauracji. Podszedł do nas kelner.

- Stolik już czeka, panie Moore. - Derek skiną głową. Usiedliśmy przy kwadratowym stoliku.

Blondyn odsunął mi krzesło. Uśmiechnęłam się. Może i nie chodzę na randki, ale nie wydaje mi się, żeby tak zachowywał się każdy chłopak. Zapowiada się ciekawie. Obok mnie usiadł Luis, a na przeciwko Derek. Sugar zajęła wolne miejsce. Po jakimś czasie kalner przyszedł odebrać zamówienia.

Kiedy czekaliśmy na dania rozmawialiśmy na różne tematy. Każdy rozmawiał z każdym. Niekiedy trzeba było się przekrzykiwać. Śmialiśmy się i nawet Sugar już mi tak nie przeszkadzała. Powinnam się cieszyć, że wszyscy się dogadujemy, ale nie mogłam oprzeć się myśli, że coś jest nie tak. Nigdy nie byłam na podwójnej randce i nie wiem jak powinna wyglądać, ale ja wcale nie czuję się jakbym była na randce. Mam wrażenie, że jestem z paczką przyjaciół, na cotykodniowym spotkaniu. Tylko, że w drogiej restauracji.

- Nie zauważyłam wcześniej, że masz klczyk w wardze. - Sugar zwróciła się do Luisa, cichocząc przy tym.

- Nie miałem i pewnie nadalbym nie miał gdyby nie pewna pomysłowa blondynka. - spojrzał na mnie wymownie. Usłyszałam śmiech Dereka. Wszyscy na niego spojrzeliśmy.

- To właśnie TO wymyśliłaś? - zapytał mnie.

- To był impuls. Byliśmy w salonie i jakoś tak wyszło. - zaczęłam się tłumaczyć.

- A co tam wogóle robiliście? - dopytywył się Derek.

Spuściłam wzrok, nie mjąc ochoty odpowiadać. To była moja mała tajemnica, którą pozna tylko ten, komu pozwolę zobaczyć to na własne oczy. No i Luis. Czarnowłosy chyba wyczół, że nie zamierzam udzielć odowiedzi.

- Bo sama chciała sobie zrobić kolczyk, ale stchurzyła. - odpowiedział. Spojrzałam na niego. Z jednej strony byłam mu wdzięczna, ale z drugiej - nie mógł wymyślić czegoś innego?

Blondyn chciał zadać kolejne pytanie, ale na szczęście podszedł do nas kelner, stawiając przed nami zamówione dania, oraz butelkę wina.

- Emmm, Luis? - zwrócił się do niego Derek - Trochę mi głupio, ale czy mógłbyś prowadzić w drodze powrotnej?

Spojrzałam na chłopak i widząc jego minę sięgnęłam pod stół i zacisnęłam rękę na jego kolanie.

 

#LUIS

Poczułem jej dłoń na kolanie. Spojrzałem na nią i zobaczyłem wielkie czekoladowe oczy, wpatrujące się we mnie. Wiedziałem, że już przegrałem. Nakryłem jej dłoń swoją i ścisnąłem lekko. Odwróciłem się do tego dupka.

- Jasne. - odpowiedziałe przez zaciśnięte zęby, uśmiechając się sztucznie. "Za kolacje może też mam sam zapłacić?"

Ponownie spojrzałem na blondynkę, która cicho mi podziękowała.

- To wznieśmy toast. - powiedział blond sukinsyn i podniusł kieliszek.

Poczułem jak Mi chcę zabrać rękę, ale ścisnąłem ją mocniej dając jej do zrozumienia, że nie zamierzam jej wypuścić. Zrezygnowana dziewczyna, pdniosła kieliszek lewą ręką.

- Za naszą randkę - chłopak puścił oczko do drobnej blondynki obok mnie.

Zagotowało się we mnie i nieświadomie, mocniej ścisnąłem dłoń dziewczyny. Pisnęła cicho i spojrzała na mnie groźnie. Z niewinnym uśmieszkiem puściłe jej rękę. Zaczeliśmy jeść swoje dania, nie rozmawiając przy tym. Kiedy skończyliśmy i czekaliśmy na deser Nina próbowała nawiązać rozmowę z Derekiem, ale ten był zbyt zajęty paplaniem o czymś z Sugar, bezczenie gapiąc się na jej zadurzy dekold. Nie uszło to uwadze blondynki, która spojrzała morderczym wzrokiem na blondyna i czrnowłosą, po czym oparła się plecami o oparcie krzesła z założonymi na piersi, rękoma.

- Do dupy, co nie? - zapytałem i przyjąłem tą smą pozycję co ona, opserwując parę przed nami.

- Dobrze powiedziane. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że jakimś cudem, zapomniał wziąć portfela. - prychnęł zirytowana.

- Powiedz mi coś o czym nie wiem. - spojrzała na mnie z uniesioną brwią.

Kelner przyniusł nasze zamuwienie, oraz rachunek. Tak jak przewidzieliśmy, Derek przejęty szukał prtfela, a kiedy go nie znalaz, z wielką skrucha zaczą nas przepraszać. Spojrzałem w bok, ciekawy jak zareaguje blondynka. Przybrała wspułczujący wyraz twarzy i pochylając się nad stołem, złapała dłoń Dereka i pwiedziała:

- Spokojnie kochanie, my zapłacimy. - Wsakazała na siebie i na mnie. "Co ona odkurwiała?!" - Ale po co jeszcze iść? Może jeszcze coś zjemy, no i oczywiście - wypijemy. - mrugnęła do niego zalotnie.

Chłopak chętnie przyją jej propozycję i zamówił jakieś danie, którego nazwy nie umimiem wymówić a co dopiero zpamiętać, a do tego najdroższega szampana. Jeśli Nina naprawdę myśli, że za to zapłacę, to się, kurwa zdziwi. Derek i Sugar znowu pogrążyli się w rozmowie, ignorując nas. Poczułem ruch obok mnie i spojrzałem na wstającą od stołu blondynkę.

- Zmywamy się stąd. - powiedziaa do mnie. Uśmiechnąłem się i ruszyłem za nią.

- Co im powiemy, kiedy zapytają dokąd idziemy?

- Proszę cię. - prychnęła - Nawet nie zobaczą, że nas nie ma. Do czasu kiedy będzie trzeba zapłacić rachunek. - puściła mi oczko. Teraz już rozumiem po co pozwliła im zamówić to wszystko. Uśmiechnąłem się pod nosem.

Mineliśmy stół z alkocholem, z którego Nina zgarnęła butelkę wódki i wyszliśmy.

- Nie wiem jak ty, ale ja jeszcze się nie wybieram do domu. - odwóciła się do mnie i uniosła butelkę, z przezroczystą cieczą.

- Wrócić do domu trzeźwy? Nie ma mowy! - zabrałem jej bytelkę i popędziłem przed siebie.

- Ej! - krzyknęła za mną.

Biegłem, szukając jedncześnie miesca, gdzie będziemy mogli usiąść. Zatrzymałem się przed drzewem. Dziewczna wpadła na moje plecy, cały czas chichocząc. Spojrzałem na nią: jej włosy rozwiane były we wszystkie strony, twarz zarumieniona, sukienka przekrzywiona, a jej stopy - nagie. Obcasy trzymała w dłoni. Wyglądała jakby wymykała się po bardzo niegrzecznej nocy. Oblizałem usta i poczułem, że zachaczam językiem o kolczyk. Blonyka wkońcu uspokoiła oddech i zabrała mi butelkę. Otworzyła ją i wzięła durzy łyk. Nawet się nie skrzywiła. Podała mi ją, a ja zrobiłem to samo, nie spuszczając z niej wzroku. Mi zaczęła wspinać się po drzewie. Usłyszałem dźwięk rozdzieraneg materiału, ale ona nie zwróciła na to uwagi. W końcy zatrzymała się na grubszej gałęzi. Usiadła opierając się o pień. Wyciągnęła rękę po butelkę. Podczas kiedy ona brała następny łyk, ja zacząłem się wspinać. Usiadłem obok niej. Przez chwilę siedzielśmy w milczeniu podając sobie na zmianę wódkę. W końcu jednak postanowiłem się odezwać

- Przykro mi. - powiedziałem cicho. Spojrzała na mnie zaskoczona - No wiesz, że Derek okazał się być takim dupkiem. Musiało cię to zaboleć. - odpowiedziałem niepewnie. Usłyszałem śmiech.

- Owszem zablało, ale nie tak jak myślisz. Boli mnie, że w końcu zdecydowałam się na randkę, a okazała się kompletną klapą. I straciłam przez nią cenny czas, podczas którego mogłam bawić się na jakiejś imprezie i pić. - wzieła kolejny łyk, a ja się zaśmiałem.

- Masz rację: to była porażka. - mruknąłem.

- A mogłam posłuchć ojca. - tym razem to ja spojarzałam na nią zaskoczony. Wzięła kolejny łyk, podała mi butelkę i zaczęła tłumaczyć - Bo widzisz, mój tata zawsze powtarzał: "Do byka nie podchodź od przodu, do konia od tyłu, a do idioty wogóle". Ale ja oczywście już drugi raz popęłniłam ten błąd.

- Masz, zapij to. - podałem jej butelkę. Zacząłem się zastanawiać kiedy był ten pierwszy raz i co się w tedy stało. Na myśl, że ktoś mógł ją skrzywdzić, bardziej niż Derek, ogarną mnie gniew.

- W końcu ktoś, kto mnie rozumie. - spojrzałem na dziewczynę nie rozumiejąc - Nie ptrz tak na mnie. Mówiłam do butelki. - przytuliła ją do piersi, delkitanie, niczym noworotka. Mój krótki śmiech przerodził się w wybuch głupawki. Po chwili blondynka mi zawturowała. Śmialiśmy się, wspominając nieudany wieczur. Zaczeliśmy obgadwyć Dereka i Sugar niczym dwie stare panny, które nie mają nic lepszego do roboty.

- Kiedy patrzyłam na twoją dziewczynę, miałam ochotę podać ci bułkę do tego pasztetu. - zaśmiała się Nina.

- No wiesz, teraz to mnie obraziłaś. - udałem urażoneg, łapiąc się za serce - Jak mogło wogóle ci to przejść przez myśl. Ja i ona? Prędzej wrony zaczną latać. - prychnąłem już trochę wstawiony.

- To masz pecha, bo widzisz, wrony już latają. Kiedy ślub? - wolno przekręciłem głowę w tamtą stronę, a jej słowa dotarły do mnie jeszcze wolniej.

- O kurwa. - szepnąłem tylko i ponownie usłyszałem śmiech dziewzyny.

Brzmiał niczym deliktne dzwneczki, poruszane przez wiatr, w domku mojej babci. Uśmiechnąłem się.

- Zrób to jeszcze raz. - poprosiłem.

- Co mam zrobić? - nadal się uśmiechała.

- Zaśmiej się. Uwielbiam słuchać tego dźwięku. - odpowiedziałem. Widać alkochol robił swoje, dodając mi odwagi. Mi znowu się zaśmiała na moje słowa. Mój uśmiech stał się szerszy.

- Nigdy więcej wódki bez popitki. - odpwiedziała i wzięła kolejny łyk.

Zmieniła pozycję, siadając w taki sposób, że nogi zwisały jej swobodnie, opierając się po bokach rękami i odchylając się lekko do tyłu. Zaczęła merdać nóżkami, niczym mała dziewczynka. Zawiał witr, który zmieżwił jej włosy. Poczułem zapach truskawek, który zawsze jej toważyszył. Przyjrzałem się jej dokładniej. Zauważyłem jak daleko podwinęła jej się sukienka, odsłaniając aksamitne, opalone uda. Podziwiałem profil, na który padało delikatne, srebrzyste świtło gwiazd i księżyca. Miała przymknięte oczy. Długie rzęsy rzucały cienie na policzki. Usta, na których nie było już szminki, wykrzywiały się w delikatny, błogi uśmiech. Obserwowałem jej pierś, która delikatnie opadała i unosiła się kiedy spokojnie oddychała. Zjechałem wzrokiem, wzdłuż jej ręki, a moje spojrzenie przykuło coś, co już wcześniej zauważyłem, a o czym zapomniałem. Delikatnie chwyciłem ją za nadgarstek, chcąc się upewnić, co do swoich przypuszczeń. Przyciągnąłem ją do siebie.

- Dums Spiro Spero. Dopóki oddycham nie trcę nadzieji. - powiedziałem i uśmiechnąłem się - W tak młodym wieku, mieć tatuaż. No, no, no - pogroziłem jej palcem.

- Jestem tylko 3 lata młodsza od ciebie, a z tego co wiem to ty też masz tatuaż. Na dodatek taki sam. - puściła do mnie oczko - Widać wielkie umysły, myślą podobnie. - zaśmiałem się.

Dziewczyna wróiła do poprzedniej pozycji. Po chwili milczenia w końcu się odezwała:

- Co znaczą dla ciebie te słowa?

- Chyba po prostu, nadzieja na lepsze jutro. Że każdy dzień będzie jeszcze lepszy od poprzedniego. Według mnie, zawsze warto jest mieć nadzieję. I wiarę. - powiedziałem i czekałem, aż dziewczyna zacznie opowiadać o pochodzeniu swojego.

- Ładne to. To co powiedziałeś. - odpowiedziała jedynie. Nie doczekawszy się wyjaśnień zapytałem:

- A dla ciebie? Istnieje jakiś szczególny powód, dlaczego wybrałaś właśnie te słowa. Bo wydaje mi się, że tak. Odnoszę wrażenie, że u ciebie jest to coś mniej ogólnego. - dodałam, kiedy dziewczyna nadal nie odpowiadała.

Westchnęła i zamknęła oczy. Już myślałem, że niczego się nie dowiem, gdy Mi otworzyła usta z których wydobył się potok cichych słów.

- Wiesz, że mam brata? - zapytała. Skinąłem głową, przypmniałem sobie jednak, że dziewczyna mne nie widzi.

- Brad, tak?

- Tak - Nina uśmiechnęła się smutno - Był ode mnie starszy o 10 lat. W listopadzie obchodzi 26 urodziny. Mimo tak dużej różnicy wieku, byliśmy ze sobą bardzo zrzyci. Był moim przyjciel, któremu mogłam się zwierzyć, kiedy inni zawodzili. Uczył mnie nawet boksu. Powtarzał, że: jego dziewczynka powinna umieć obronić się sama, że w tej kwesti nie będzie zależna od chłopaka. - kolejny smutny uśmiech. - Około rok temu zniknął. Po prostu wyprowadził się bez słowa. Nie uprzedzając nas i nie mówiąc do kąd się wybiera. A przynajmniej mnie, bo rodzice szybko przeszli z tym do porządku dziennego. Tak jakby najzwyczajniej w świecie, wyprowadził się, chcąc się usamodzielnić, ale nadal utrzymywał z nami kontakt. Tymczasem od tamtego dnia nie dostałam od niego, żadnej wiadomośmi, żadnego znaku życia. Nie rozumiałam tego. - zamilkła na chwilę.

Zobaczyłem na jej nagich ramionach gęsią skórkę. Nakryłem ją swoją marynarką. Opatuliła się nią szczelniej, ale nawet na mnie nie spojrzała. Mówiła dalej:

- Wmawiałam sobie, że miał ważny pwód, i że na razie jest strasznie zabiegany przez tą przeprowadzkę i że wkrótce zadzwoni i zacznie się ze mnie nabijać, mówiąc że nie potrafię wytrzymać bez niego nawet parę dni. Tak się jednak nie stało. Po dwóch tygodniach, powoli, zaczęłam tracić nadzieję. Miesiąc po jego zniknięciu zeszłam do piwnicy, gdzie uczył mnie walczyć. Pierwszy raz, od dłuższego czasu, postanwiłam poćwiczyć. Uderzając w worek, w głowie cały czas słyszałam jak krzyczy mi komędy. Czułam się jakby nigdy mnie nie opuścił. Właśnie w tedy zrozmiłam, że nie mogę stracić wiary. Następnego dnia zrobiłam sobie tatuaż. "Dopuki oddycham nie tracę nadzieji, że jeszczee go zobaczę. Że jeszcze raz skopię mu tą zarozumiałął dupę" - Właśnie to znaczy dla mnie ten tatuaż. - zamilkła.

Zobaczyłem jak po jej policzku spływa pojedyńcza łza. Nie otarła jej, pozwalając swobodnie płynąć. Nie wiedziałem jak się zachować, co powiedzieć. Wiedziałem jednka, że Mi nie oczekuje współczucia, wręcz go niechce. Milczeliśmy, słuchając pochukiwania sowy, na którymś z drzew, warkotu silników pojedyńczych samochodów. Podsunąłem jej butelkę. Spojrzała na nią, a potem  na mnie.

- Może nie jestem najlepszy w tych sprawach, ale ta tutaj wódka, jest w stanie wszystko zrozumieć. - Uśmiechnęła się delikatnie i wzięła ostatni łyk.

Może nie był to szeroki uśmiech, ale przynajmniej był szczery. Nie udawał, że wszystk jest w porządku, a mówił, że pomimo tych złych chwil, nadal ma ochotę istnieć.

- Chyba pora się zbierać. - mruknęła dziewczyna.

Skinąłem na zgodę głową i zeskoczyłem pierwszy. Przez alkochol w mojej krwi, zachwiałem się, ledwo unikając spotkani z ziemią. Wiedziałem, że mi Mi może się to nie udać, dlatego podeszłem pod drzewo gotowy ją złapać. Chwyciłem ją za biodra. Spojrzeliśmy sobie w oczy.

- Mimo, że ta podwujna randka była do dupy, cieszę się, że się zgodziłem. - powiedziałem, mając na myśli, że dzięki niej mogliśmy wspólnie upić się na drzewie. Nowe, acz kolwiek nietypowe, doświadczenie rzyciowe - zaliczone.

- Ja też. Ale i tak: nigdy więcej podwójnych randek. Najlepiej to żednych. - zaśmiała i ruszyła przed siebie. 

Spojrzałem na ramiona okryte moją marynaką i jej bose stopy. Szpilki nadal trzymała w lewej ręce, natomiast w prawej tkiwiła pusta butelka. Pokręciłem głową z niedowieżaniem, kiedy dziewczyna podniosła obie rzeczy do góry i krzyknęła przeciągle, po czym zaczęła się śmiać. Wydawała się taka beztroska. Taka wolna. Podbiegłem do niej i wziąłem pod ramię. Szliśmy tak - ramie w ramie, chwiejąc się na wszystkie strony i chichocząc cicho, niczym dwujka nastolatków która powinana już spać i nie chciała obudzić rodziców za ścianą.

Spojrzałem na roześmianą twarz blondynki a następnie na gwiazdy. Byłem szczęśliwy.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania