Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 24

"Podobno los zsyła nam tylko takie problemy, z którymi możemy sobie poradzić. Więc możliwości są dwie: albo sobie poradzisz, albo to nie jest twój problem."

 

#NINA

Po 20 minutach marszu wreszcie dotarliśmy do domu. Nie powiem - był to dziwny, acz kolwiek, przyjemny spacer. Moja wcześniejsza złość już wyparowała i nie chciałam zabić Luisa, za to, że tak mnie zostawił. Spojrzałam na chłopaka po mojej prawej, któremu błogi uśmiech nie schodził przez całął drogę. Kidy jednak dotarliśmy do jego pokoju, odrazu zwalił się na łóżko, ciągnąc mnie za sobą. Dopadło mnie uczucie deja vu. No tak, przecież tak się skończyło nasze pierwsze, wspólne ognisko. Zirytowana zaczęłam wyplątywać się z uścisku. Naszczęście udało mi się to bez większego wysiłku. Wstałam i spojrzałam na śpiącego chłopaka. Nie no, nie mogłam go tak zostawić. Był cały uwalony w betonie. Zresztą tak samo jak moja sukienka. Nadal nie mogłam uwierzyć, że ją sepsułam. KOLEJNĄ!! Wspinaczka po drzewie też nie obyła się bez szkód. Najwidczniej kiedy jestem pijana mam tendencje do niszczenia ubrań.

Zrezygnowana zaczęłam ściągać Luisowi spodnie. Najtrudniej było przy kostkach. Kiedy w końcu mi się to udało, wyprostowałam się lekko dysząc. Zanim zabrałam się do zdjęcia jego koszulki, sama sięgnęłam do suwaka z boku sukienki. Nie widząc w tym nic dziwnego pociągnęłam go do dołu, a sukienka luźno opadła na ziemię. Kiedy wreszcie uwolniłam się od niewygodnego ubrania, zabrałam się do koszulki chłopaka. W chwili gdy przekładałam ją przez głowę, poczułam ucisk na swoich nadgarstkach. W następnej chwili leżałam już na łóżku obok Luisa, który przyciskał mne do swojej piersi niczym pluszaka.

- Weź się ode mnie odpierdol. - syknęłam, z trudem odciągając głowę od jego klaty.

- Oj, przecież wiem, że tego chcesz. - usłyszałam cichy śmiech.

- Masz rację. Chciałabym cię przytulićtak tak mocno, że aż flaki ci dupął wypłyną.

- Czy ty na wszystko masz jakąś chamską odpowiedź?

- Chamska? Nieee. To szczerść i to cie boli kotku.

Znowu usłyszałam śmiech. Wywróciłam oczami.

- Lubie kiedy tak do mnie mówisz. - powiedział po chwili ciszy.

- Jak?

- Kotku, słońce... brakuje tylko kochanie.

Teraz to ja się zaśmiałam, nie wiedząc co odpowiedzieć. Najwyraźniej nie na wszystko mam odpowiedź. Zaczęłam się podnosić, ale ponownie zatrzymał mnie żelazny uścisk niebieskookiego.

- Zostań.

Przez chwilę zastanowiłam się nad jego propozycją. I właśnie ten momęt wachnia mnie zgubił.

- Dobrze. - odpowiedziałam cicho, nie wiedząc czy chłopak mnie jeszcze słyszy.

Oparłam głowę na jego kladce a rękami opltotłam tułów, chcąc uzyskać jak największe ciepło z jego ciała. Zamarznięte stopy przyciągnęłam do jego nóg. Wogóle, to dlaczego jest mi zimn w środku lata? No tak, leże tu w samej bieliźnie obok prawie nagiego faceta. I niech mnie traktor potrąci, ale w tej chwili nie wydawało mi się to dziwne, czy niewłaściwe.

 

******

Obudziłam się, czując ucisk na pęcherzu. Uchyliłam jedno oko, które szybko zamknęłam, widząc nagą klatkę piersiową. Nie miałam wątpliwości do kogo należy, poniewważ otaczał mnie charakterystyczny zapach perfum Luisa. Obrazy z wczorajszej nocy zaczęły do mnie wracać. Jęknęłam w duchu. Jak mogłam zrobić coś tak głupiego. Więcej kurwa nie piję. Tiiia, już w to wierzę. Poczułam ruch pod sobą i jeszcze mocniej zacisnęłam powieki, chcąc mieć więcej czasu do namysłu.

- Nieudawaj Mi. Wiem, że już nie śpisz. - usłyszałam jego szept przy uchu, a moje zdradzieckie ciało zadrżało, czując jego ciepły oddech. Otworzyłam oczy, ale nie poruszyłam się, nawet nie spojrzałam na chłopaka.

Leżeliśmy tak przez chwilę w ciszy. Nie rozumiałam dlazego żadne z nas się nie podnosi. Luis, zaczą zataczać kułeczka na moim ramieniu. Nie powiem, było to przyjemne uczucie.

- Czy my jesteśmy nadzy, czy tylko mi się wydaje? - zapytał w końcu chłopak.

Przełknęłam gulę w gardle i uchyliłm kołdrę, zaglądając pod spód.

- Wydaje ci się. - odpowiedziałam. Spojrzałam na niego, czując jego wzrok. Miał uniesione wysoko brwi - Mamy na sobie bieliznę. - dodałam z zaciśniętym gardłem.

Usłyszałam cichy śmiech chłopaka. Po chwili sama zaczęłam się śmiać z niedorzecznści tej sytuacji. Dzięki temu moje ciało się rozluźniło. Kiedy śmiech już ucichł, zapadła chwila ciszy. Nadal nikt się nie ruszał. Leżeliśmy tak przytuleni do siebie, w samej bieliźnie, a Luis nadal zataczał kułeczka na mojej skurze. Zowu krótko się zaśmiałam.

- Wydaje mi się, że pamiętam wszystko, ale tak dla pewności: My chyba nie...?

- Spaliśmy ze sobą? - dokończyłam - Załeży w jakim sensie. - puściłam do niego oczko. Wcześniejsze zażenowanie gdzieś zniknęło. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową, słysząc mój kiepski żart - Nie. - odpowiedziałam na jego wcześniejsze pytanie.

- Wiesz... zawsze możemy to nadrbić. - wyszeptał zmysłowo, a moe ciało ponownie mnie zdradziło.

Podnisłam się lekko i dałam mu kuksańca w ramię. Złapał moją ręke i spowrotem przyciągnął do siebie.

- Wracaj tu, bo zimno.

Zaśmiałam się, słysząc te słowa, ale posłusznie się do niego przytuliłam.

- Skorą my nie...

- Spaliśmy ze sobą. - dokończyłam za niego i wywróciłam oczami. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami - Dlaczego boisz się wymówić te słowa?

- Nie boje się. - powiedział od razu. Znwu wywróciłam oczami - Po prostu, dziwnie jest mi to mówić....przy tobie. - moje brwi podskoczyły jeszcze wyżej. Zignorowałam to i wróciłam do poprzedniej pozycji.

- Nie warzne. Kontynuuj.

- Skoro się nie pieprzyliśmy... - zaśmiałam się słysząc te słowa i to z jaką trudnością mu przyszły - ...to dlaczego leżymy razem w łóżku, prawie nadzy?

- Pamiętasz Dupnął Aleję Gwiazd? - słysząc potwierdzenie kontynuowałam - Przez tą akcje byłeś cały w betonie, asfalcie czy co to tam było. Nie mogłam pozwolić ci w tym zasnąć. Aż tak podła nie jestem.

- Okey. - powiedział wolno,  analizując moje słowa - To wyjania, czemu ja jestem bez ubrań, a ty? - spojrzałam na niego. Miał unesioną prawą brew.

- Terz byłam cała uwalona. I było mi niewygodnie.

- A dlaczego....?

- Chciałeś, żebym została. - przerwałam mu i odwróciłam głowę, czując rumieńce, co niezdażało się często.

- I ty tak poprostu się zgodziłaś? Bez problemu położyłaś się obok mnie, chociaż byliśmy nadzy? - dopytywał z szerokim uśmiechem.

Załamana i zawstydzona skinęłam głową. Cały czas czułam na sobie, jego rozbawiony wzrok.

- Nie patrz tak na mnie. W tedy wydawało mi się to najnormalniejszą rzeczą na świecie. - Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, a oczy lekko się zmróżyły, tworząc słodkie zmarszczki w kącikach. - Przestań się śmiać! - krzyknęłam i rzuciłam w jego twarz poduszką, którą miałam pod ręką.

Jego głowa odskoczyła w śmieszny sposób, a zaskoczona mina dopełniała obrazek. Po chwili ja takrze oberwałam. Podnisłam się gwałtownie i chwyciłam swąją "broń". Stojąc na kolanach uderzaliśmy się nawzajem, śmiejąc się głośno.

- Dobra, dobra. Stop! Rozejm! Wywieszam białą flagę! - ze smutkiem muszę stwierdzić, że to ja pierwsza się poddałam.

Lekko zdyszana oparłam ręce na biodrach i schylłam głowę. Kiedy ponownie ją podniosłam, zauażyłam wpatrujące się we mnie niebiskie oczy. Ich właściciel miał zadziwiająco poważną minę. Zobaczyłam jak jego jabłoko Adama porusza się kiedy połyka ślinę.

- Nie sądziłem, że kiedykolwiek to powiem, ale ubirz się. Proszę. - w jego głośnie nie było słychać pewności. Jakby myślał jedno, a mówił drugie.

- Dlaczego? Wcześniej ci to nie przeszkadzało. - oparłam ręcę na biodrach. Nie wiedziałam dlaczego kłucę się z nim w takiej sytuacji. Odziwo nie czułam się zażenowana.

- Wiezsz, wiedzić że jesteś w samej bieliźnie, to zupełnie co innego niż widzieć to na własne oczy. Już wcześniej miałem... niegrzeczne myśli, więc wyobraź sobie co dzieje się w mojej głowie teraz. - mówiąc to błądził wzrokiem po moim ciele, a ja dopiero wtedy poczułamsię się nieswojo.

Bez dalszego gadania zeskoczyłam z łóżka i zaczęłam się rozglądać za czymś w co mogłabym się ubrać. Poczułam dłonie na swojej talii, a następnie brzuch przyciśnięty do moich pleców. Drgnęłm zaskoczona, a Luis przytulił się do mnie mocniej, oplatając mój brzych.

- Kiedy stoisz tak do mnie tyłem, wcale nie jest lepiej. - wychrypiał w moją szyję.

Chłopak nadał klęczał na łóżku, przez co czułam jego twardego pzyciela na udzie, tuż pod pośladkiem. Przęłknęłam głośno ślinę.

- To twoja wina. - powiedział, a ja miałam wrażenie, że czyta mi w myślach - Chyba jednak zmieniłem zdanie. Nie ubieraj się. Co powiesz na to, żeby zamiast tego, pozbyć się reszty?

Ponownie przełknęłam głośno ślinę i  właśnie w tamtym momęcie usłyszeliśmy krzyk jego taty.

- Luis! - odetchnęłm z ulgą. Gdyby nie ten człowiek, kto wie czy bym się nie zgodziła. Co ja perdole? Napewno bym się zgodziła!!

Chwila ulgi jednak szybko minęła, zastąpiona przez nową falę paniki, kiedy zdałam sobie sprawę, że mężczyzna wchodzi na górę.  Spanikowana spojrzałam na obejmującego mnie chłopaka. Ten odwzajemnił mój wzrok.

- I co teraz? - zapytałam - Ja pierdolę. Oni już sobie wmawiają, że pieprzymy się jak niewyrzyte króliki, kiedy nie ma ich w domu, a co dopiero kiedy zobaczą nas na wpół nagich w jednym pokoju.

- Nie panikuj.

- Jak mam do cholery nie paniować? - warknęłam - Najlepsze jest to, że pomimo niezaprzeczalnym dowodom - wskazałam na nasz ubiór - My naprawdę nie...

Luis zatkał mi usta dłonią. Mój oddech był ciężki i szybki. Zobaczyłam rozbawione oczy chłopaka. Wyrwałam mu się i uderzyłam w ramie.

- Co cię tak kurwa bawi?

- Ty. - wyszczerzył się do mnie - Wyglądasz słodko kiedy się denerwujesz. - odgarnął mi włosy, które spadły na oczy.

Jego ręka zamarła kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Spojrzeliśmy na siebie, nadal nie wiedząc co robić.

- Luis? Jesteś tam? - usłyszeliśmy głos pana Lee.

- Po łóżko. - wyczytałam z warg chłopaka.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. Zniecierpliwiony chłopak popchał mnie lekko w tamtym kierunku, a ja nie widząc lepszego wyjścia, zrobiłam jak mi kazał.

- Tak tato, jestem. Poczekaj, tylko się ubiorę. - Usyszałam jak wsuwa na siebie spodenki po czym otwiera drzwi - Dopiero wstałem. - wyjaśnił.

- Acha. - powiedział mężczyzna, jakby mu nie dowierzał - Wiesz może, gdzie jest Nina?

- A nie ma jej u siebie? - byłam zdziwiona jak łatwo Luisowi przychodziło udawanie. Byłby z niego niezły aktor.

- Nie, sprawdzaliśmy. Myślałem, że może jest u ciebie. Wcześniej słyszałem jakieś śmiechy.

"Kurwa".

- Nie. Musiało ci się wydawać. Dopiero wstałem. - w głosie chłpaka nie dało się wyczuć jakiejkolwiek zmiany. Mam nadzieję, że nad wyrazem twarzy panuje równie dobrze.

- Acha. - powturzył Pan Lee. W jego głosie słychać było rozbawienie. - No nic. W takim razie zejdź na śniadanie. - Powiedział na odchodnym. Słyszałam jak drzwi skrzypiął kiedy Luis ponownie je zamykał. Zanim jednak zostały zamknięte do końca, ponownie się uchyliły.

- Aaa zapomniałbym. Mam dla was radę. - zdziwiło mnie, że urzył liczby mnogiej - Następnym razem Nino, zabierz ze sobą ubrania. - usłyszałam śmiech męszczyzny i szczęk zamykanych drzwi.

Wyczągałam się spod łóżka i spojrzałam na osłupiałego chłopaka.

- "Spokojnie. Nie panikuj" - zacytowałam go ponuro.

 

Pół godziny później, wraz z rodzicami siedzieliśmy przy stole, jedząc śniadanie. Wszyscy milczeli, ale nie dało się nie zauważyć, że wiadomość o moim porannym pobycie w pokoju Luisa obiegła już wszystkich. Cały czas czułam na sobie spojrzenie Pani Lee, która uśmiechała się do mnie szeroko. Jej mąż również się szczerzył i często spoglądał na syna z.... dumą? Ach ci mężczyźni. Moja mama spoglądała na mnie, a z jej oczu wyczytałam, że w najbliszym czasie szykuje się rozmowa o prezerwartwach, chorobach wenerycznych i niechcianym zajściu w ciążę. Tata natomiast, jak to tata, próbowała zabić wzrokiem Luisa. "Powodzenia tato. Już próbowałam".

Powiedzieć, że atmosfera była napięta, to mało powiedziane. Chociaż nie dla wszystkich. Ojciec Luisa co chwilę rzucał jakimiś dwuznacznymi tekstami, na co mój tata przenosił na chwilę mordercze sporzenie na niego. Szybko jednak wracał do poprzedniej ofiary. Ledwo przełykałam gofry, który rosły mi w buzi z każdym kęsem. Bałam się chciażby spojrzeć na Luisa, żeby tylko rodzice czegoś jeszcze sobie nie dopowiedzieli. Chłopak chyba miał podobnie. U niego jednak raczej to wynikało z tego, że bał się iż mój ojciec posunie się do rękoczynów gdy tylko na mnie spojrzy. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie mogłam się doczkać, aż nadarzy się okazja aby z tamtąd uciec.

- To co dzieciaki, na co maie dziś OCHOTĘ? - poraz kolejny usłyszałam rozbawiony głos ojca Luisa.

Korzystając z okazji, poraz pierwszy się odezwałam.

- Myślałam żeby pójść na małe zakupy. Jakoś wcześniej nie było okzji.

- Ciekawe dlaczego? - zastanowił się na głos mężczyżna i póścił do mnie oczko. Poczułam jak moja twarz staje w płomieniach, chociaż to co mówił nie było prawdą.

Spojrzałam na telefon sprawdzając godzinę.

- Tak właściwie to powinnam już iść. - pdniosłam się z krzesła, ignorując jego poprzednie pytanie.

- Luis a ty nie idzisz? Ktoś przecież musi pomóc wybać jej biustonosz? - dopytywał mężczyzna.

W końcu odważyłam spojrzeć się na chłopaka, który wytrzeszczał oczy na swojego tatę. Jego policzki wydawały się być lekko zaróżowione.

- Kochanie. - skarciła go żona, ale nadal miała przyklejonego banana - Jestem pewna, że Nina wolałaby, aby Luis miał niespodziankę. Prawda słonko? - spojrzała na mnie, a ja oblałam się jeszcze większym rumieńcem niż wcześniej.

Usłyszałam jak przy stole wszyscy się śmieją z mojej reakcji. O dziwo, do wszystkich należał nawet mój ojciec. Przełknęłam ślinę i odwróciłam się chcąc pójść do swojego pokoju, aby zabrać portfel i telefon. Zamknęłam drzwi z westchnieniem ulgi. Nadal nie mogłam uwierzć, w to co się dzieje. Nigdy nie byłam w tak krępującej sytuacji jak teraz. A kiedyś przyłapałam swoich rodziców na "zabawie" z kajdankami i biczem, jeśli wicie co mam na myśli. Zgarnęłam potrzebne mi rzeczy i już miałam wyjść, gdy do mojego pokoju wślizgnęła się mama. Ponownie się spiełam i przygotwałam na ''pogadankę".

- Kochanie... - zaczęła niepewnie - Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, ale...

- Mamo. - jęknęłam, nie chcąc tego słyszeć - Już o tym rozmawiałyśmy. I uwierz mi, że historia o wróbelkach durzo mi wyjaśniła. A nawet jeśli miałabym jakieś braki to uzupełniła je nauczycielka Wdż i biologi.

Usłaszałam cichy śmiech mojej rodzicielki. Przyjrzałam jej się i poraz kolejny stwierdziłam, że jesteśmy od siebie kompletnie różne. Brązowe oczy, które miał również mój brat, odzedziczyliśmy po ojcu, natomiast blond włosy... szczerze to nie mam pojęcia. Zarówno mój ojciec, jak i mama są brunetami.

- Mimo tego i tam musimy porozmawiać. Inaczej twój tata nie da mi spokoju. - spróbowała zarzartować. Widziałama jednak, że dla niej jest to równie ważne.

- To powiedz mu, że porozmawialiśmy. W sumie to nawet nie skłamiesz.

Matka zrezygnowna uniosł ręce do góry i podniosła się z łóżka,na którym wcześniej usiadła.

- Dobrze dam ci spokuj, ale...  poprostu pamiętaj o pezerwatywach i zanic nie daj sobie wmówić, że to może zaszkodzić ich przyrodzeniu. I ani mi się wąż brać tabletki, bo one źle oddziałują na organizm kobity. Już wolę być babcią niż mieć chorą córkę. - powiedziała szybko, na jednym wydechu.

Stałam tam z rozdziawioną buzią nie wierząc w to co słyszę.

- A i jeszcze jedno. - podeszła do mnie, a ja bałam się następnych słów. Pocałował mnie w czoło - Baw się dobrze. - puściła do nie oczko i wyszła z mojego pokoju.

Nadal nie wierząc w to co usłyszałam od mamy opadłam na łóżko. Po chwil znowu usłyszałam dźwięk otwieanych drzwi.

- Tak mamo, wiem że nibieskie jaja też nie istnieją. - jęknęłam.

- Dobrze wiedzić. - usłszałam męski głos, z charakterystyczną chrypką. Jęknęłam ponownie nie wierząc i odwróciłam się do Luisa. Uśmichnął się. - Fajnie by był jeszcze wiedzić co to te "niebieskie jaja".

- Dzieje się się to gdy chłopak się podnieci i niemoże sobie - odkrząknęłam - ulżyć. Podobno jest to niebezpieczne dla zdrowia. - przewróciłam oczami.

- Poważnie?

- Mówiłm, że to nie istnieje. Niektórzy próbują wykorzystać to, aby zaciągnąć dziewczynę do łóżka. Albo żeby prznajmniej zrobiła im małego lodzika. - ponownie zwaliłam się na łóżko.

- Wiesz z doświadczenia? Nie mów, że się na to nabrałaś.

- Nie! - zaprzeczyłam szybko - Paru próbowło mi to wmówić, ale na próbowaniu się skończyło.

Chłopak zaśmiał się i położył obok mnie na łóżku.

- Nie wierzę, że to mówię, ale... Mogę iść z tobą na zakupy? - odwrócił się na bok i spojrzał na mnie błagalnie. Zaśmiałam się widząc jego minę w stylu szczeniaczka. Nawet zaczął skomlać jak piesek.

- Dobrze. - podrapalam go za uszkiem. Uśmiechnął się i wtulił głowę w moją rękę. - Co cię zmusiło do podjęcia tak drastycznuch środków? - nagle sobie coś przypomniałam - I nie, nie będziesz pomagał wybrać mi stanika!

Luis zaczął się śmiać.

- Nie oto chodzi, chociaż nie powiem, że mój tata ma doskonałe pomysły. - jego wzrok zjechał na mój biust, ale szybko wrócił do oczu. - Bardziej chodzi mi o to, że mam wrażenie, że jeśli zostanę w domu to twój tata mnie zabije.

Teraz to ja zaczęłam się śmiać. Chłopak natomiast cały czas miał poważną minę, przez co zaczęłam się śmiać jeszcze głośniej.

- Dobra, wstawaj. Idziemy. - podniosłam się z łóżka i nie przestając się śmiać wyszłam z pokoju.

Niebieskooki podążał za mną, nadal nie rozumiejąc co mnie tak bawi.

- A jej co tak wesoło? - zapytał Pan Lee syna, kiedy mijaliśmy salon. Luis wzruszył ramionami.

Z uśmiechem założyłam swoje białe tenisówki i czekałam, aż chłopak do mnie dołączy. Kiedy wreszcie uparał się ze sznurówkami (naprawde trudne zadanie, co nie?), w korytarzu pojawił się mój tata. Mój uśmiech momętalnie znikną widząc jego minę.

- Luis, możemy chwilę porozmawiać? - pytanie, na które istniej tylko jedna poprawna odpowiedź.

Przerażony chłopak sojrzał na mnie wzrokiem: "a nie mówiłem", który szybko zmienił się w "co mam, kurwa robić?". Skinęłam lekko głową, dając mu do zrozumienia, żeby się zgodził i się nie kłucił, przez co jego oczy zaczęły krzyczeć: "Pomocy!!". Przełknął ślinę i z wachaniem spojrzała mojego ojca.

- Oczywiści, Panie West. Poczekasz minutkę? - ponownie zwrócił się do mnie.

- Może lepiej już idź. Raczej zajmie nam to trochę dłużej niż minutkę. - powiedział tata. Usłyszłam w jego głosie nutę, którą ostatnio używał w stosunku do Alana.

- Zachowuj się. - powidziłam i uchyliłam drzwi.

- Słyszałeś? - mój tata zwrócił się do wystraszonego chłopaka.

- Mówiłam do ciebie. - wskazałam na niego palcem - Nie chce znowu takiej akcji jak poprzednio.

Mój tata zrobił minę niewiniątka, na którą nie dałam się nabrać.

Ostatni raz spojrzałam na mężczyznę przede mną i wyszłam z domu, zastanawiając się, czy Luis po tej rozmowie nadal będzie wstanie mówić.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • tysia191 19.09.2017
    Kiedy kolejna część?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania