Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 30

"Czasem wiedza to potężna broń i lepiej jest pozostać w błogiej nieświadomości. Nawet tak ciekawe osóbki jak ja powinny czasem się powstrzymać."

 

- Przepraszam córeczko.

- Za co, tato? - dziewczyna puściła moją dłoń i pdeszła do męszczyzny.

- Za to, że milczałem. Ja tylko chciałem cię chronić tak długo, jak to możliwe.

- Przed czym?

- Przed prawdą -ojcic przyciągnął ją do siebie i zamknął w uścisku - I przed przepwiednią. - szepnął, a na jego policzku można było zauważyć samotnął łzę.

 

5 minu później.

- Czy ktoś może nam wreszcie wyjaśnić o co chodzi?! - zacząłem się denerwować. Chciałem w końcu się dowiedzić czy zwariowałem, czy jednk jestem normalny. Chociaż słowo "normalny" chyba i tak nie pasuje w tym przypadku.

Wyznanie pana Westa były jego ostatnimi słowami. Nic więcej, jak na razie, jezcze nie powiedział. Usiadł na kanapie obok córki i schował twarz w dłonie. Milczał jak zaklęty, pogrążony we wlasnych, ponurych wspomnieniach. Najgorsze, że domyślałem się o czym myśli i wcale mi się to nie podobało. Spojrzałem na Mi, a do całej gamy uczuć jakie mi towarzyszyły, dołączyła jeszcze panika, sumetek i współczucie. Wiedziałem co się zaraz stanie, a zaraz oznacza monet, w którym jej ojciec wkońcu zbierze się w sobie. W końcu usłyszeliśmy ciche westchnienie, a brązowe oczy - takie same jak u jego córki, spojrzały na każdego po koleji. Zatrzymały się na Klaudiuszu, który momentalnie się wyprostował.

- Co udało ci się ustalić jak do tej pory?

- Wiedzą  o swojej przeszłści dość sporo, ale jeszcze tego nie wiedzą, a raczej nie rozumieją. Mieli parę wizji. OBOJE. - podkreślił. Pan West spojrzał z przerażeniem na swoją córkę. Nie rozumiałem dlaczeg to takie strzaszne.

- Tak nie powinno być. - mruknął do siebie męszczyzna - To się nigdy nie zdarzało.

- W wizjach, Luis widział sporo, ale raczej były to nic nieznaczące sny, a przynajmniej tak mu się wydawało. Z tego co zobaczyłe, żadne z nich niczego się nie domyśla. Wydaje mi się, że powinniśmy im wszystko powiedzieć. Mamy mało czasu, nasi powoli tracą kontrolę nad sytuacją. - Klaudiusz mówił jakby składał raport.

- Ale przepowiednia... - zaczął smutno pan West.

- Wiem co mówi przepoiednia i to jeszcze bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że oni muszą poznać prawdę! - chłopak na chwilę stracił panowanie nad sobą, ale szybko je odzyskał. - Królu, ja też nie chcę, żeby spełniły się nasze obawy, ale tylko w ten sposób, jesteśmy w stanie pokonać zdrajcę.

- Czy możecie przestać mówić tak jakby nas tu nie było?! Bo z tego co słyszę, to rozmawiacie o nas! Chyba mamy prawo wiedzieć o co chodzi! - zaczęła krzyczeć Nina.

Nastała chwila ciszy. Złapałem dziewczynę za rękę i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Potrzebowłem poczuć jej ciepło obok sibie. Czułem, że to co zaraz nam powiedzą, zmieni całe nasze żecie i nie byłem pewny czy chcę je zmieniać. Nie teraz, kiedy w końcu między mną a blondynką zaczęło się układać.

- Chyba nie ma już wyboru. Najwyrzsza czas, żebyście w końcu poznali prawdę. Jednak poczekajmy na twoich rodziców Luis. To oni powinni powiedzieć ci niektóre rzeczy, nie ja.

 

#NINA

- A więc o co chodzi? - tym razem pytanie zadał Luis. Siedzieliśmy wszyscy w salonie: Ja, Luis, mój ojciec, pan i pani Lee i Klaudiusz. Moja mama ulotniła się, mówiąc mi, że najpierw muszę porozmawiać z ojce, a potem, jeśli jeszcze będę chciała z niął porozmawiać, to będzie czekać, aż będe gotowa. Mówiąc mi to wszstko przed wyjściem, miała łzy w oczach, z kórymi zawzięcie walczyła. Przytuliłam ją mocno i powiedziałam, że nie rozumiem dlaczego miałabym nie chcieć z nią rozmawiać. Nic mi nie odpowiedziała. Pocałowła tylko mój policzek i wymknęła się za drzwi.

W tym samym czasie mój tata rozamawiał z państwe Lee i Klaudiuszek, który gorączkowo coś gestykulował. Sądząc po ich minach, była to poważna rozmowa. Nie podobał mi się taki obrót sprawy. Poszłam do salonu i usiadłam obok swojego chłopaka, wtulając się w jego klatkę piersiową. Chciałam, cofnąć czas do momętu kiedy wszystko było proste, a moim największym problemem była zdrada, która miała miejsce parę lat temu. Teraz miałam ochotę się zaśmiać, z tego, że jeszcze parę godzin temu uważałam to za koniec świata. Chciałm wróci do momętu, kiedy obudziłam się dziś z rana i poczułam obok siebie ciało chłopaka, którego kocham. Poczułam jak silne ramiona oplatają mnie mocniej, jakby on też chciał wrócić na górę do jego łóżka. Jednak oboje zdwaliś sobie sprawę, że to jest niemożliwe.

W końcu do salonu weszli pozostali i usiedli dookoła nas. Pan Lee odchsząknął i zaczął mówić:

- To co teraz usłyszyć może wam się wydać śmieszne i niemożliwe, ale taka właśnie jest prawda.... o waszym dziedzictwie. Proszę tylko o jedno: wysłuchajcie tej historii do końca, bez względu na to co usłyszycie. - mówiąc ostatnie słowa spojrzał na mnie. Miałam już dość tych wszystkich ukratkowych spojrzeń w moją stronę. Ludzie, ja je widzę, wcałe nie robicie tego dyskretnie. Wtuliłam się jeszcze mocniej w Luisa, co wywołało lekki uśmiech na twarzy pani Lee, a w oczach mojego ojaca zabłysły małe iskierki złości. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej to się nie zmieniło.

- Od czego by tu zacząć.... - zadumał się pan Lee.

- Może od początku? - zaproponowałam.

- Dobry pomysł. - wtrącił się sarkastycznie Klaudiusz.

- W sumie to nie taki głupi pomysł. - głos zabrała pni Lee - Musicie jadnak zapomnieć na chwilę o wszystkim w co do tej pory wierzyliście, bo świat wale nie jest taki jaki się wam wydaje. - zamilkła na chwilę, a potem zaczęła opowiać - Ziemia, jak wiecie, nie jest jedyną planetą. Istnieją też inne wymiary. Jednym znich jest Olipm. To właśnie tam urodziałam i wychowałam się ja i wszyscy tu obecni. Nawet wy. - spojrzała na nas, chcąc sprawdzić naszą rakcję. Widząc, że nie zamierzamy jej przerwać kontynuowała - Jak wiecie Olimp kojarzony jest z Grecją, a zwłaszcza z greckimi bogami. I to nie do końca jest prawda. Bogowie ci nie pochodzą z Grecji tylko od nas, a Olimp w rzeczywistości nie jakąś górą, tylko innym wymiarem, na krztałt innej planety, tylko mniejszej.

- Zaraz. - przerwałam - Czyli chcesz mi powiedzić, że my - wskazałam na wszystkich po koleji - jesteśmy bogami?

- Nie, nie bogami. Raczej ich potomkami. Bogowie, których znacie, żyli wiele tysięcy lat temu.

- Jak wiecie bogowie mieli najrożnijesze zdolności. - wtrącił się pan West - Ale przez te wiele tysięcy nowych pokoleń, moce te zaczęły stopniowo zanikać. Aktualnie tylko nie liczni obdarzeni są zdolnościami.

- O takich osobach mówi się, że są wybrańcami bogów, ponieważ to czy ktoś posiad jakieś zdolności nie zależy od pochodzenia, czy genów, jak to mówią na tym świecie. - Klaudziusz także dołączył się do opowieści.

- Ale nie tylko moce zanikają, ale również pamięć. Przez tyle lat, doszło do takiego "wymieszania", że nikt już nie wie od jakiego boga się wywodzi.

- Dlatego pochodzenie nie ma znaczenia w hierarchii. - dokończyła pani Lee.

Znowu zapadła chwila ciszy.

- Dobra to tyle jeśli chodzi o ogólną historię. Teraz trzeba przejść do waszej. - Klaudiusz spojrzał na mojego tatę. Ten przytakną niechętnie i poraz pierwszy włączył się do chistorii.

- Pewnej nocy, parze królewskiej, urodziło się niemowlę. Pamiętam, że była to noc spadających gwaizd. Królowa pomyślała życzenie, które brzmiało: chciałabym mieć córeczkę. Królowa była najszczęśliwszą osobą na świecie, kiedy okazało się, że jej życzenie się spełniło i na świat przyszła dziewczynka. - Jak urzeczona słuchłam tej historii. Brzmiała jak jedna z baśni braci Grimm. -  To byłaś ty Nino - spojrzał na mnie, a mnie zatkało. Czyli, że co, że ja jestem....księżniczką? Opadła mi szczęka. Nie byłam w stanie niczego powiedzieć. Poczułam uścisk na ramieniu i spojrzałam w stronę Luisa. Nie wydawał się tym zaskoczony.

- Tradycą było, że gdy urodziło się dziecko, szło się do wyroczni w Delfach. Kojażycie ją, prawda? - zapytał Klaudiusz.

- Tak. Prawdopodobnie nic nie miało by miejsca, gdyby ludzie do niej nie poszli, albo przynajmniej nie próbowali oszukać przeznaczenia. - odpowiedział Luis.

- Dokładnie. I właśnie na tym oparta jest wasza historia. Ale po kolei. - chłopak spojzał na mojego tatę.

- Nie chciałem opuszczać żony i córki, dlatego wysłałem tam najbardziej zaufanych ludzi, którzy od wielu pokoleń chronią rodziny królewskiej. Twoich rodziców Luis. - spojrzał na chłopaka, a ten gwałtownie złapał powietrze. Tym razem to ja złapałam go za dłoń.

- J...jak to?

- Widzisz synu... nasza rodzina od wieu tysięcy lat jest czymś na wzór ochroniarzy.

- W śnie... mówiłeś, że mam ją chronić, że to moja rola. Chodziło ci o Ninę?

- Tak. Od małego przygotowywaliśmy cię do twojego zadania.

- My? Czyli, że ty też mamo, przecież ty nie możesz....

- Oj kochanie, wiem, że nie wyglądam groźnie, ale uwierz nie jednemu udało mi się skopać tyłek. Nawet twój tata nieźle obrywał na początku naszej znajomości. - państwo Lee wymienili między sobą czuły uśmech, przez co i ja się uśmiechnęłam, mimo tej porypaniej sytuacji.

- Ale wracając do historii - Klaudiusz odchrząkął - Wieści, które przynieśli, powiedzmy soie szczerze, nie były zbyt miłe. - wstrzymałam oddech - Mówiła o zdrajcy rodu, zbrodni, zemście i.... i mocy.

- Jak to? Nic nie rozumiem. - odparłam sfrustrowana. Zadużu informacji jak na kilka godzin.

- Do dziś pamiętam słowa Pytii (od autora: Pytia była kapłanką, która wygłaszała swoje przepowiednie w Delfach). - odparł ojciec Luisa. Spojrzałam na niego. Miał nieprzypomy wyraz twarzy, a oczy skierował na punkt, który nie istniał. Wygłądał trochę przerażająco. - "Urodzona pod gwiazdą, co spełnia wszelkie marzenia, gdy dokona się zbrodnia najstraszliwsza i niewybaczałna, zyska moc z krwi zrodzoną. Moc, która zgubi zdrajcę rodu i pomści zdrajcę." - zakończył, a w pokju zapadła cisza.

- "Urodzona pod gwiazdą..." - zaczęłam cicho - Chodzi o mnie?

- Tak. - odparł cicho mój tata. Nie spojrzał na mnie, ale kontunuował opowieść -  Na początku nie wiedzialiśmy co mamy robić. W końcu jednak postanowiliśmy nie podejmować, żadnych kroków. "Nie da się oszukać przeznaczenia." - Lili zawsze mi to powtarzała. Nic się nie działo przez parę lat, a my z czasem zapominaliśmy o słowach Pytii. - zamilkł na chwilę. A w mojej głowie pojawiło się pytanie: Kim jest Lili? - Jenak przepowiednia nie wyblakła w pamięci zdrajcy. Z tego co dowiedziałem się od jego popleczników, tchórz wystraszył się jej słów i od tamtego dnia knuł zbrodnię. - zobaczyłam jak twarz taty wykrzywia grymas wściekłości i bólu. - Źle odczytał słowa przepowiedni. Myślał, że to ty masz tą moc. Przyszedł po ciebie... - głos mu się załamał. Puściłam Luisa i przytuliłam się do taty.

- "(...) gdy dokona się zbrodnia najstraszliwsza i niewybaczalna, zyska moc (...)" - wyszeptał Luis. - Dobiero gdy dokonała się zbrodnia, Nina zyskała moc. - spojrzałam na niego zaskoczona. Wydawało się jakby rozumiał więcej ode mnie.

- Co to za zbrodnia? - zapyatłam niepewnie i poczółam jak na te słowa tata obejmuje mnie jeszcze mocniej. W kńcu odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy. W jego, takich samych jak moich, zobaczyła bół i strach.

- Kobieta, o której mówił Luis, która mu się przyśniła....ona zginęła...

- Zginęła ratując mnie. - dokończyłam cicho. Byłam jej wdzięczna i zrobiło mi się smuno, że nawet nie wiem kim ona jest.

- Tak, uratowała cię, ponieważ byłaś dla niej najważniejsza. Stałaś się jej oczkiem w głowie. - zobaczyłam na jego twarzy blady uśmiech, który szubko zniknął.

- Dlaczego? Kim była ta kobieta? - spojrzałam po zebranych w salonie ludziach. Wszyscy mili ten sam współczujący wyraz twarzy. Nawet Luis.

- Lili.... - Przełknął ślinę - Kobieta, która próbując cię ochronić, zginęła, tym samym przekazując ci moc, była.... - wiął głęboki oddech - była królową. Twoją matką. - Pierwsza myśł? "Że co, kurwa?". Druga: "To są jakieś żarty?" Ponownie spojrzałam na poważne miny bliskich mi osób. Jednak dopiero, kiedy spojrzałam na Luisa, który zamiast krzyknąć: "Prima Aprilis! Dałaś się!", z wielkim bananem na ustach, szpnął: "przepraszam", dopierow w tedy zdałam sobie sprawę, że to WSZYSTKO jest prawdą. Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w objęciał taty, a Luis zaczął głaskć mnie po plecach. Poczułam na twarzy mokre łzy, ale nie były moje. Nie płakałam. Nie potrafiłam opłakiwać kogoś, kogo nie znałam, nawet jeśli była moją matką. I nazwijcie mnie zimną suką, ale ja poprostu nie potrafiłam.

Zdałam sobie sprawę, że ciało mojego taty drży. Czyli to on płakał? Siedzieliśmy tak parę minut. On przycuskający mnie do siebie, a ja kompletnie sparaliżowana i wyprana z emocji. Nie miałam pojęcia co czuję, ani co powinnam czuć w tej sytuacji. Widziałam jenak jedno: jeśli to nie sprawi, że wyląduję w pokoju bez klamek, to już nic mnie nie pokona. Odsunęłam się lekko od taty i spojrzałam na jego zapuchnięte oczy. Mósiałam być silna. Za nas dwoje.

- Tato?

- Tak mi przyko, kochanie. Nie chciałem cię okłamywać, ja poprostu...

- Wszystko dobrze. Zobiłeś to, co uważałeś za słuszne.

- Nie wcale nie jest dobrze! Nie rozumiesz?! Twoja matka nie rzyje. - ostatnie słowa wyszeptał, jakby myślał, że wcześnie ich nie zrozumiała. I miał rację.

- Nie tato! Moja mama żyje! Sharon nic dla ciebie nie znaczy? - czułam jak do moich oczu powoli napływają łzy.

- To nie tak kochanie. Kocham ją. Naprawdę. Dzięk niej zapomniałem o bólu po stracie Lili. Ale kochanie, ona nie jest twoją mamą. - powiedział powoli, jakby rozmawiał z chorą psychicznie osobą. W tedy do mnie dotarło - on myślał, że wypieram się prawdy.

- Może nie biologicznął, ale jednak jest. To ona mnie wychowała, opatrywała kolana kiedy spadłam z drzewa, pocieszała gdy Dexter zdech i tłumaczył mi, czym jest miesiączka. Nie pozwolę, żeby fakt, że mnie nie urodziła, zmienił to że jest moją mamą. - powiedziałam na jedym wydechu i naprawdę, wierzyłam w te słowa.

- Kochanie... - zaczął mój tata.

- Nie. Muszę pobyć sama. - pobigłam na górę do swojego pokoju. Musiałam wydostać się z tego domu. Nasunęłam pierwsze lepsze dżinsy i nawet nie zawracał sobie głowy zakładaniem stanika pod koszulkę chłopaka, którą ciągle miałam na sobie.

Zanim jednak zdążyłam wyjść, do pokju wparowały dwie męskie sylwetki.

- Nie zabijaj - próbował zażartować Klaudiusz, przez co oberwał w tył głowy od Luisa.

- Palant.

- Tak ma na drugie. Nie wiedziałeś? - zapytałam z lekkim uśmiechem. Jego widok poprwił mi nieco humor, szkoda tylko że nie potrafił okiełznć gonitwy myśli w mojej głowie.

- Gdzieś idziesz? - zaniepokoił się Luis i zbliżył się do mnie. Położył swoje ciepłe dłonie na moich ramionach i zaczął pocieszając je pocierać.

- Muszę zaczerpnąś świerzego powietrza, przejść się, pomyśleć.

- Pujdę z tobą.

- Luis, nie. Naprawdę chcę być sama.

- Mam ci przypomieć co było kiedy ostatni raz to powiedziałaś? Nie pojawiałaś się parę godzin, nie odbierłaś teleonów, nie dawałś znaku życia... Wiesz jak się w tedy martwiłem? - uśmiechnęłam się na te wyznanie. Czy to oznaczało, że naprawdę mu na mnie zależało? Nie zamierzałam jednak zmieniać zdania. Mósiałam pomyśleć, a to najlepiej robiło się w samotności. - Dobrze - odparł niebieskooki, jakby czytał mi w myślach - Ale obiecaj mi, że nie będzie cię max. godzinę i będziesz odbierała telefony.

- Luis...

- Obiecaj. Po prosu nie chcę przechodzić tego drugi raz.

- Obiecuję. - po tych słwach pocałowałam go deliaktnie w ustach i wyminęłam. Przystanęłam na chwilę i przytuliłam Klaudka.

- Godzina to kupa czasu. Mi obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. - szepnął mi do ucha.

- Wiesz, że nie lubię łamać obitnic. - również odpowiedziłam szeptem, tak aby Luis tego nie usłyszał.

 

×××××××

Mam nadzieję, że jak na razie wszystko jest zrozumiałe, ale jeśli macie jakieś wątpliwości to pytajcie.

Ps. Niektóre rzeczy będę wytłumaczone dopiero w następnym rozdziale. Na przykład to, jaką moc ma Nina i kim jest zdrajca rodu. A także to, co naprawdę stało się z bratem Niny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania