Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 31

"Przyszła tu kobieta z twarza lodowatą,

I wpiła w Ciebie swe oczy bezłzawe,

Grożąc Ci hańbą, nieszczęściem, zatratą.

W miedzianym ręku trzyma jak buławę

Rózgi, którymi ściera w proch śmiertelnych cienie.

Spójrz na tą silną, bezlitosną postać:

To przeznaczenie."

Sofokles "Krol Edyp". Od tłumacza (Kazimierz Morawski)

 

#NINA

Wyszłam z domu i... nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Z jednej strony potrzebowałam samotności. Z drugiej najbardziej potrzebowałam rozmowy i to z jedną konkretną osobą. Zawachałam się, ale w końcu wyciągnęłam telefon i wybrałam odpowiedni numer.

- Halo? - usłyszałam po drugim sygnale. Poczułam jak poraz kolejny tego dnia, napływają mi do oczu łzy.

- Mamo? - zaszlochałam cichutko - Potrzebuję cię.

- Kochanie. Gdzie jesteś? Już do ciebie idę. - uśmiechnęłam się na te słowa. To jest właśnie moja mama - ta, która zawsze jest przy mnie kiedy tego potrzebuję, i która ochrzania mnie kiedy zrobie coś głupiego. Ta którą znam, a nie ta która przekazała mi jakieś nic nieznazące geny.

*******

Umuwiłyśmy się w kawiarni niedaleko domu. Zobczyłam ją przy jednym stoliku i nie wedziałam czy mam ochotę się rozpłakać czy uśmiechnąć. Podeszłam do nie powoli. Zawsze mnie dziwiło, że ani trochę jej nie przypominam. Dopiero teraz wiem dlaczego.

- Skarbie. - wstała kiedy mnie zobaczyła i mocno przytuliła do siebie. Otoczył mnie zapach jej perfum. Tak dobrze znany i słodki. Parę samotnych łez spadło na jej włosy. W końcu udało mi się opanować i odsunęłam się delikatnie. Posłałam jej blady uśmiech, próbując przekazać, że już wszystko dobrze. Usiadłyśmy przy stoliku i zamówiłyśmy po wielkim pucharze lodów.

Potrzebowałam rozmowy z nią, ale teraz kiedy już tu jestem nie mam pojęcia od czego zacząć. W końcu zdecydowałam się na najprostrze pytanie:

- Wiedziałaś?

- Tak - szepnęła cicho, jakby bała się, że będę na nią za to zła.

- O wszystkim? - chodziło mi o tą całą posraną historię, z innym wymiarem.

- Tak.

- Czy to znaczy, że ty też... - nie wiedziałam jak to powiedzieć.

- Nie jestem stąd. Nie. - zaśmiała się cicho. - Jestem 100% człowiekiem.

Znowu na chwilę zapadła cisza. Nie chciałam jej. Pragnęłam posłuchać kolejnej opowieści, tele, że tym razem z wesołym zakończeniem.

- Opowiesz mi jak się poznliście z tatą?

- Przecież tyle razy słyszałaś tą historię. Nie znudził ci się jeszcze?

- Tej prawdziwej jeszcze nie słyszałam. - widząc jej "niewiną" minę dodałam - Oj no proszę, mam uwierzyć, że poznaliście się i zakochaliście jeszcze w szkole? Przecież mój tata się tu nie uczył. A poza tym dla faceta z dwójką dzieci chyba trudną chodzić na randki.

- Spostrzegawacza jak zawsze. Niech ci będzie. Pozanliśmy się, kiedy przyszłam na rozmowę o pracę. Miałam zostać waszą nianią. Twoją i Brada. - moje usta ułżyły się w literę "O" - Najzabawniejsze jest to, że nie od razu dostałam tą robotę. Na początku twój tata stwierdził, że jestem nieodpowiedzialna i lekkomyślna. Nie pytaj dlaczego. Pamiętam, że moja odpowiedź również nie była zbyt miła. Ostatecznie zadzwonił, ponieważ inne opiekunki go wystawiły, a ja byłam lepsza niż nic. - uśmiechnęła się na to wspomnienie - Nasze relacje na początku były bardzo napięte. Jednak twój tata nie mógł zaprzeczyć, że świetnie sprawdzałam się w roli niani. I tak oto dostałam pracę. Długo trwało zanim zaczeliśmy normalnie rozmawiać, a jeszcze dłużej zanim się zaprzyjaźniliśmy i w końcu pokochaliśmy. Jednak nie będę opowiadać ci szczegółów. Jeszcze będzie na to pora.

Nie kłóciłam się z nią. Rozmyślałam nad jej słowami, gdy z tyłu mojej głowy pojawiło się kolejne pytanie.

- Właśnie, Brad. Przecież on mił w tedy jakieś 10 lat. Nie mógł nie pamiętać....

- On wiedział, Nino. Wiedział, że nie jestem waszą prawdziwą matką.

- Dla mnie jesteś. - złapałam ją za dłoń i uśmiechnęłam.

- Teoretycznie ty też powinnaś pamiętać.... - zaczęła niepewnie.

- Jak to?

- Nie zastanawiałaś się, dlaczego nie pamiętarz tych wszystkich rzeczy. Nie tylko poprzednego domu, ale też niektórych wspomnień już stąd, z Ziemi.

- Tak właściwie to nie.... Dlaczego niczego nie pamiętam?

- Twój tata jeszcze ci nie powiedział?

- Nie. Nie zdążył. Uciekłam z domu. A więc dlaczego?

- Nino, to nie ja powinnam ci to wyjaśniać.

- Momo. - kobiet westchnęła zrezygnowana.

- Twoje wspomnienia zpostały zmienione, a niekótere wykasowane. Twój ojciec chciał cię w ten sposób ochronić przed zdrajcą.

- Wszyscy mówią o zdrajcy rodu, ale nikt nie mówi kim on jest.

- Ponieważ nikt tego nie wie kochanie. Z tego co wiem, zdrajca wszystkie swoje sprawy złatwia przez pośredników. I chociaż złapaliśmy parę jego wrogów to żaden nie chciał ujawnić tych informacji.

- Acha... - odparłam - I to wszystko wiesz od mojego taty? - widząc, że kiwa głową kontynuowałam - Nie przeraża cię to wszystko?

- Na początku, owszem, ale teraz wydaje się to normalne. Czasem nawet czuję się, jakbym też nie była stąd. - zaśmiała się.

- Długo trwało zanim się przyzwyczaiłaś? Bo ja nadal nie mogę w to wszystko uwierzyć.

- I tak idzie ci lepiej niż mi. Kiedy twój ojciec postanowił mi o wszystkim opowiedzieć, wogóle mu nie wierzyłam. Na początku myślałam, że albo on zwariował, albo ja. Miałam mu też za złe, że opowiada mi takie historie teraz, kiedy byliśmy sobie tak bliscy. Przez jakiś miesiąc miałam proces wyparcia, potem stopniowo zaczęłam zastanawiać się czy to może być prawdą. Poza tym tęskniłam za twoim tatą i za wami, więc w końcu postanowiłam się z nim spotkać. Powoli zaczełam mu wierzyć, ale i tak trzymałam twojego ojca na dystans. Ostatecznie jednak ponownie się do siebie zbliżyliśmy.

- Miłości nie oszukasz. - mruknęłam słowa, które mama zawsze mi powtarzała.

- Dokładnie.

Chciałam ją jeszce o coś zapytać. Od małego lubiłam słuchać jej opowieści o swoim dzieciństwie, a także o moich wybrykach kiedy byłam małym szkrabem. Jednak nie dane mi ich było słuchać, ponieważ w mojej tylnej kieszeni zaczął wibrować telefon. Spojrzałam na ekran i przewróciłam oczami, widząc godzinę.

- Spuźniam się dopiero od minuty. Już tata daje mi większą swobodę.

- Wiem mała. To nie był mój pomysł. - usłyszałam Klaudiusza.

- Dlaczego sam nie zadzwonił? - westchnęłam

- Powiedział, że nie chce wychodzić na jakieś lamusa, którego owinełaś sobie wokół palca.

- Ej, nie takich słów użyłem. - uśmiechnęłam się na dźwięk głosu Luisa.

- Ale o to ci chodziło. Tak więc kazał MI do ciebie zadzwonić, żebym to JA na takiego wyszedł....- po drógiej stronie słuchawki można było usłyszeć krótką szarpaninę.

- Kiedy będziesz? - widać, Luis wygrał walkę o telefon.

- Nie wiem dokładnie - spojrzałam na mamę.

- Twó tata mówi, że ma nam jeszcze dużo do wytłumaczenia i że to bardzo ważne. Mrtwi się o ciebie. I ja też.

- Lamus! - krzyknął Klaudek z głębi pokoju, a na mojej twarzy momentalnie pojawił się uśmiech. Nie, nie na słowa tego przygłupa, ale na to co powiedział Luis.

- Nie długo będę. Obiecuję. - rozłączyłam się.

- Luis ma rację. Powinnaś już wracać. Porozmawiać z tatą.

- Dobrze, ale ty idziesz ze mną.

- Kochanie nie powinnam wtrącać się w wasze sprawy.

- Nie wtrącasz się. Mamo, proszę. Potrzebuję cię.

- No dobrze.

Sięgnęłam po łyżeczkę, z zamiarem dokończenia swoich lodów, ale mama mi przerwała.

- Co robisz? Nie ma na to czasu.

- Parę minut nikogo nie zbawi. - spojrzała na mnie sceptycznie.

- W tej chwili dla twojego taty, każda minuta jest męczarnią i z tego co łyszałam to dla Luisa jeszcze czymś gorszym.

- Podsłuchiwałaś?! - spytałam oburzona, ale posłusznie zaczęłam zbierać swoje rzeczy.

- Nie moja wina, że masz głośny telefon.

Ta odpowiedź była tak bardzo podobna, do mjego toku myślenia, że aż się uśmiechnęłam. W miłczeniu ruszyłyśmy w stronę domu. Kiedy byłyśmy już przed budynkiem mama odezwała się niespodziewanie.

- Wiesz, jesteś bardzo do niej podobna. Do swojej mamy.

- Już ci muwiłam, że to ty nią jesteś.

- Wiem i bardzo mnie to cieszy, ale to nie zmieni faktu, że Lili też nią jest. Kochała cię i broniła do końca. Nie możesz skupiać na niej całej swojej frustracji.

- Wiem, że pewnie była wspamniałął kobietą i pewnie królową i wszyscy ją opłakują, ale ja nie potrafię. Jak mam płakać po kimś kogo nie pamiętam, nawet jeśli tym kimś była kobieta, która mnie urodziła?

- Nie mówię, że masz ją opłakiwać. To nawet zrozumiałe, że tego nie robisz. Jesteś silną kobietą, to również masz po niej.

- A nie po tacie? - usłyszałam gromki śmiech kobiety.

-  Nie, napewno. Twój tata jest taki "miękki". Bardzej ode mnie.

- Mówisz o Lili, jakbyś ją zanała.

- Bo czasem mam takie ważenie. Twój tata często o niej opowiadał. Zwłaszcza na początku naszej znajomości. Mówił, że kiedy na was patrzy, widzi właśnie ją. Te same złote włosy, uśmiechy i rysy twarzy. Tylko oczy masz po nim.

 

*********

#LUIS

I znowu to samo. Siedzimy wszyscy w jebanym kułeczku. Z tą róznicą, że teraz jest z nami także mama Niny. Z tego co wiem, Sharon nie jest.... tym kim my, ale o wszystkim wie. Ciesze się, że Nina mimo całej tej posranej sytuacji, przypomina siebie, a nawet lepiej - czasem można dostrzec na jej twarzy uśmiech. Widać rozmowa z mamą jej pomogła.

- Okej, skoro znowu tu jesteśmy, czas dokończyć historyjkę. - zadrwił Klaudiusz.

- To to jeszcze nie wszystko? - w głośnie Mi można było usłyszeć zdenerwowanie i wcale się jej nie dziwiłem.

- Niestety, to dopiero połowa. Jak na razie dowiedzieliście się jak to było w przeszłości, jednak ważnejsza jest teraźniejszość - odparł mój ojciec.

- Udało nam się pokonać wroga, kiedy napadł na zamak, jednak wiedzieliśmy, że to go nie powstrzyma, że będzie rósł w siłę. Próbując zdobyć moc.

- Już parę razy wspomnieliście o tej MOCY, ale czym ona tak właściwie jest? - dopytywała blondynka.

- Tak jak Luis wcześniej zauważył, nie miałaś jej od razu. Zgodnie z przepowiednią, zyskałaś ją gdy została popęłniona zbrodnia. Lili, twoja mama, oddając życie przekazała ci niezwykłą moc, która miała cię chronić nawet po jej śmierci. - odwróciłem się do dziewczyny chcąc ją objąć i wchłonąć w siebie wszystkie jej smutki, ale ktoś mnie już ubiegł. Nina przytuliła się do kobiety, którą przez całe życie uważała za swoją matkę.

- Wszystko w porządku. - szepnęła i odsunęła się z bladym uśmiechem.

- A więc... co to za moc? I co oznacza to: "(...) z krwi zrodzona." - zapytałem niepewnie, przypominając sobie słowa przepowiedni.

- Ciężko dokładnie określić jej... zasięg. A co do wyroczni... - ojciec Niny zawachał się i spojrzał na swoją żonę. Ta skinęła głową zachęcając go do dalszych wyjaśnień - Moc ujawnia się dopiero, kiedy Nina "zetknie się" z krwią. I to nie byle jaką, tylko twoją. - spojrzał na mnie.

- Ale, dlaczego... dlaczego właśnie moją?

- Jesteście połączeni. - wtrącił się mój ojciec.

- Co? - zapytaliśmy oboje w tym samym czasie z blondynką.

- Spokojnie dzieciaki. - mój tata się zaśmiał - Jako obrońcy, zazwyczaj jesteśmy połązeni ze swoim - odrzrząknął - podopiecznym. Wybaczcie nie wiem jak to inaczej nazwać. Justeśmy z nim związani od momentu pełnienia funkcji, a ty synu, pełniłeś tę funkcję od dziecka.

- Jednak wy zawsze musicie wychodzić poza regóły, więc i wasza więź jest inna. - znowu zadrwił Klaudiusz - Królowa, oddając moc Ninie, przekazała też część tobie, żebyś mógł ją chronić.

Nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Po prostu mnie saparaliżowało. Czyl ja i Nina byliśmy związani, co kolwiek to oznaczało... Zacząłem się zastanawiać czy ta cała więź, wpływa jakoś na nasze uczucia, ale po głębszym zastanowieniu uznałem to za niemożliwe - w końcu na początku nie pałaliśmy do siebie zbyt wielką sympatią.

- To dlatego jeszcze żyjesz. - powiedział bez ogródek Klaudek - Kiedy ten facet przyszedł po Mi, a ty próbowałeś jej bronić, ale straciłeś przytomność, to właśnie w tedy Nina poraz pierwszy użyła swojej mocy, nawet nie zdając sbie z tego sprawy.

- Pamiętam jak wpadłem do pokoju, przestraszony. Zobaczyłem krew i okazało się, że jest twoja chłopcze. - Pan West spojrzał na mnie - Jednak po ranie nie było śladu, a ty oddychałeś równo jakbyś spał. Nina siedziła obok ciebie, a na rękach miała krew. W tedy zrozumiałem, że... przepowiednia zaczęła się spełniać.

Poczułem jak do mojego boku przytula się blondynka. Objąłem ją ramieniem. Nie wiem kto bardziej tego ptrzebował, ja czy na.

- A co się stało z tym mężczyznął? - zapytała cicho dziewczyna.

- Uciekł. Nie wiemy dlaczego. - odparł mój tata. - Wiedzieliśmy jednak, że przekaże wiadomość swojemu zwieszchnikowi, o twojej mocy. Musieliśmu cię ukryć.

- I tak oto wszyscy wylądowaliśmy na tej przedziwnej planecie. - dokończył wesoło Klaudek. Nie rozumiałem skąd w nim tyle optymizmu - Choć przyznam, że niekótere rzaczy na tej planecie, bardzo przypadły mi do gustu. - mrugnął do Niny, na co ta wywróciła oczmi. Nie udało jej się jednak powstrzymać uśmiechu.

- Zanim jednak, tu przybyliśmy poszedłem do wyroczni po jeszcze jednął przepowiednię - odparł tata Niny - Z jednej strony niesie pocieszenie, z drugiej równie dobrze może przynieść cierpienie.

 

Starcie dwuch podobnych oblicz:

Jedną Dzeus prowadzi,

Drugą Hades zgładzi.

Tak podobne, a w dwóch odmiennych miejscach się znajdą.

Gdy jedna w podziemiach,

Druga w niebiosach.

Kto wyjdzie zwycięsko, a kogo Mojry znajdą?

Czyją nić przetnie Atropos?

Kto drugie życie ocali,

Jak Apollo, gdy umierłał Admetos.

Kogoś ocali, kogoś zrani.

 

Pan West skończył mówić, a w pokoju zapadła cisza. Wszyscy próbowali na nowo przetrawić tę informację.

- Przecież tam nie było pwiedziene, że to ja będę walczyć. - próbowała zuważyć Nina, ale chyba sama w to do końca nie wierzyła.

- W poprzedniej bylo. Ta przepowiednia jest jedynie uzupełnieniem tamtej. - zauważył Kludiusz. Chyba w końcu i mu udzieliła się powaga sytuacji.

- Ale ona nieczego nie uzupełenia. - warknęła w odpowiedzi.

- To nie do końca jest prwda - zauważyłem - Mówi, że ktoś przeżyje, a ktoś - przełknąłem gulę która urosła mi w gardle - Umrze. Mówi też, o uratowaniu życia...

- Ale nie mówi przez kogo i w jaki sposób. - wtrąciła dziewczyna.

- Mówi w jaki sposób. No może nie dokładnie, bo nie można brać słowa wyroczni dosłownie, ale jednak.

- O czym ty móisz?

- Co, nie uważało się na lekcji? Nie pamiętasz mitu a królu Admetosie?

Przez chwilę twarz Niniy wyrażała skupienie, które potem zamieniło się w zaskoczenie i niedowieżanie. Sam też zacząłem wyszukiwać w pamięci, czego dotyczył ten mit.

- Poświęcenie. - mruknąłem gdy go sobie przypomniałem.

- No ok, przepowiednia może jednak coś tam tłumaczy, ale nadal nie wiadomo kim jest ta druga osoba. Zdrajca.

- Tego nikt nie wie - powiedział pan West - Gdybym widział, już dawno nie byłoby go na tym świcie! - waknął straciwszy nad sobą panowanie. Żona podeszła do niego i złapała za rękę, chcąc uspokoić. Zaczęła szeptać mu coś do ucha. Odwróciłem wzrok i jeszcze raz przypomniałem sobie słowa wyroczni. Nagle w mjej głowie pojawiła się oślepiająca żarówka.

- "Starcie dwóch podobnych oblicz"; "Tak podobne do siebie (...)" - zacytowałem - To przecież musi coś znaczyć. - zacytowałem podekscytowany.

- To ma sens.... Ale co to znaczy?

- Ja chyba wiem.

Wszyscy odwrócili głowy w stronę wejścia. Stał w nich wysoki, umięśniony blondyn, na oko 25 lat. Wszyscy wydali z siebie okrzyk zaskoczenia. Przyjżałem mu się dokładnie i dołączyłem do ich okrzyków kidy go rozpoznałem.

 

××××××××××

Mam nadzieję że wszystko jest zrozumiałe. Jeśli nie - pytajcie. Chętnie odpowiem :)

Chciałam również zachęcić do przeczytania zapowedzi mojego nowego opowiadania :*

Następne częściMoc Wspomnień - Rozdział 32

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania