Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 9

"Kobieta w okresie napięcia przedmiesiączkowego staje się agresywna, chce: seksu, jedzenia, uwagi i nic nie robć. Jednym słowem zachwuje się jak facet."

 

- Co to, gej? - z opresji wybawiło mnie, jakże spóźnione pytanie, małego chłopczyka. Ten duży odsuną się ode mnie, a ja wraz z odzyskaniem przestrzeni osobistej, odzyskałam również odwagę.

- No, może wytłumaczysz to swojemy bratu? - zwóciłam się do Luisa, który trochę się zmieszał tym pytaniem.

-No.... ten.... to jest... to jest...Myślę, że Nina lepiej ci to wytłumacy. - padła odpoiedź, typowego faceta, który woli wszystko zwlić na płeć pięknął. Westchnęłam i kucnełam przed małym:

- Gej, to taki stan umysłu oraz serduszka - kolejno dotknełam jego głowy i miejsca, gdzie powinno znajdować się serce - Nie można się z niego śmiać, bo w końcu każdy zarówno myśli, jak i czuje inaczej. Rozumiesz?

- Trochę. Powiesz mi coś więcej?

- Nie - odpowiediałam troche za szybok, przez co młody zmarszczył brwi, robiąc naburmuszoną minę. Dlatego szyko dodałam - Po prostu nie chcę psuć ci zabawy. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. W szkole. Na bardzo fajnej lekcji, zwanej WDŻ.

- A co to znaczy? To jakiś skrót prawda?

- Tak, to skrót. Jesteś bardzo spostrzegawczy - pochwaliłam go i zmierzwiłam włosy, myśląc że może to w jakiś sposób odwróci jego uwagę.

- Od czego? - niestety, ten młody osobnik jest bardziej uparty niż myślałam. Westchnęłam.

- Wychowanie do życia w rodzinie.

- Czyli gej to jedne z członków rodziny. Coś jak wujek, czy ciocia? - "Boże, czemu? Czemu obdażyłś 5 letnie dzieci darem mówienia?". Normalnie jestem cierpliwa, no ale to już przesada. Ile mżna ciągnąć jeden temat. Zwłaszcza ten niezbyt dla mnie wygodny. Ponownie westchnęłam, tym rzem zirytowana. Usłyszałam śmiech z boku i spojrzałam w tamtą stronę. W tej chwili miałam nadzieję, że Bóg okazał się jednak łaskawy i wyposarzył mnie w zwrok, który NAPRAWDĘ zabija. Dla zwiększenia efektu pokazałam Luisowi środkowy palec.

- Co znaczy ten gest? - kolejne pytanie, przez które zacisnęłam zęby, modląc się o to aby nie krzyknąć (no patrzcie, jaka to ja nagle wierząca się zrobiłam). "Spokojnie Mi, policz do 10 i będzie dobrze."

- Nic. Po prostu chciałam pokazać, twojemu bratu, mój nowy pierścionek. Ładny prwda?

- Ale ty nie masz pierścionka. - Tod zaczął chichotać, a ja marzyłam, żeby iść powiesić się na sznurówce, pociąć się mydłem, a najlepiej to utopić w kałuży.

Zaraz....STOP!

O czym ja myśle. Przecież ja nigdy się tak nie zachowuję. No chyba, że..... Tak, to napewno dlatego. Nie ma innego wyjaśnienia. Zbliża mi się ta mał szmata, którą zwą też miesiączką. - O tutaj jesteście - odwróciłam się i zobaczyłam mojego tatę. - I jak tam dobre te hamburgery?

- Może wejdziemy i sami sprubujecie? - zaproponowałam, patrzc na reakcje Luisa.

- Nie. Nie są dobre. Nie warto marnować na nie pieniędz. - zawołał gorączkowo chłopak i opociągnął swoich rodziców w inną stronę.

Przez te wszystkie gwałtowne ruchy, z kieszeni chłopaka wypadła karteczka. Pan Lee podnius ją i z uniesioną brwią, zacmokał:

- No, no. Jestś tu jeden dzień, a już wyrwałeś jakąś dziewczynę. Moja krew. - szturchnął żartobliwie go łokiem, a ja oczywiści siłął powsztzymywałam się aby nie parsknąć dzikim śmiechem, niczym hieny z "Króla Lwa". Luis mruknął coś pod nosem i zawstydzony z powrotem schował karteczkę do kieszeni.

Zaraz. Wróć.

Zawstydzony?

Nie no, teraz to już nie wytrzymałam. Parsknęłam śmiechem, a wszyscy zaczeli dziewnie mi się przyglądać. Łącznie z przechodniami, którzy mieli mnie w dupie, kiedy pare minut temu zglądałam śmierci w oczy. No co za ludzie! Miałam ochotę pokazać im wszystkim, mój niewidzialny, pieprzony pierścionek.

A wracając do śmieri.... Luis właśnie próbował zabić mnie wzrokim. "Powodzenia, kurwa, życzę. Jestem zbyt uparta na śmierć".

Oczywiście, nie wiedząc czemu, to spowrotem przywróciła mój dobry chumor, który straciłam minutę temu i zczęłam się śmiać, niczym jakaś nawiedzona wiedźma, której w końcu udało się uciec z psychiatryka.

Tiaaaa. To napewno okres.

 

*****

W końcu udało nam się dotrzeć do domu, z którego, prawie od razu wyszliśmy, kierując się na plażę. Tak jak przypuszczałm, dziś sobie nie popływam (wiadomo z jakiego powodu). No cuż. Przynajmniej trochę się poopalam. Luis, poszedł popływć, moi rodzice zatrzymali się w jakimś sklepie z upominkami, a państwo Lee, wraz z Todem poszli zapisać go na jakieś półkolonnie, na które mały chciał za wszelką cene chodzić. Nie wiem jaki jest w tym sens.

Leżałm na brzychu, już od dobrych 15min. No cuż, czas zmienić pozycję. Krzyknełam cicho, kiedy zauwżyłam, że ktoś nade mną stoi.

- Kogo me piękne oczy widzą?

- Jeszcze piękniejszą istotę. - usiadłam na kocu, rezygnując z dalszego opalania. Spojrzałam w górę, na zielonookiego blondyna, który dzięki mnie może dziś uprawiać bezpieczny seks (Tak, dokładnie. Typuś od prezerwatywy).

- Nie zaprzeczę - powiedział, studiując moje ciało, ubrane w krókie szorty i pódroworóżową górę od bikini. Kiedy w końcu skończył usiadł obok mnie na kocu - Tak wogule, to jestm Derek.

- Nina - przywitałam sie z nim.

- To może, wyjaśnisz mi w końcu czemu mi to dałaś - wyją mój "prezencik".

- Ej, powinieneś się cieszyć. W końcu dałam ci ją za darmo.

- Nie byłbym gentelmenem, gdybym jednak nie zaproponował zapłaty - chłopak mrugną do mnie, jednocześnie oblizując wargi. Pzewróciłam oczami - A więc...?

- Założyłam się z kimś, że ją ode mnie weźmiesz. - wzruszyłam ramionami.

- No tak. To zawsze musi być zakład. A już miałem nadzieję, że ta jednak jakaś propozycja. - zrobił smutną minę, a ja zaczełam chichotać.

- Niestety, życie nie wygląda jak pornos.

- Szkoda - znowu ta "smtna" minka.

- Oj no nie smuć się. Kupie ci kredki. - trąciłam go żartoblwie łokciem.

- Nie chcę kredek, ale... - oczy mu zabłyszczały, a ja stwirdziłam, że mogłabym się w nie wptrywać godzinami - Możesz inaczej poprawić mi chumor - dałam mu znak rękął, aby kontynuował - Chodź ze mną popływać.

- A przy okazji, odegrać scenkę ze "Słonecznego patrolu"?

- Skoro sama to zaproponowałaś... To jak? Idziesz?

- Nie mogę - powiedziałam zrezygnowana, a jednocześnie wkurzona.

"Dzięki Boże, że byłś na tyle kreatywny, żeby wymyślić coś tak niedorzecznego jak comiesięczna utrata krwi. Oczywiście takie dary tylko dla kobiet."

- Dlaczego? - spytał mój, niezbyt domyślny, nowy znajomy. No poważnie. Czy dzisiaj jest dzień zadawania głupich pytań, a ja nic o tym nie wiem?

- Z tego samego powodu, dziś mnie nie przelecisz - próbowałam wyjaśnić żartem (tak wiem, mam dziwne poczucie humoru). Oczywiście Derek nie jest w stanie rozwiązać tej, jakże trudnej, zagadki. Oky, nie chciałam tego mówić wprost, bo potem zawsze nastawała niezręczna cisza, ale nie mam wyboru - Mam okres. - wyjaśniłm.

- Acha...no to ten... może - odkrząknął - W takim razie, może pójdziemy pograć w siatkówkę? - wskazał na grupkę chłopaków, którzy odbijali piłkę przez siatkę. Obok nich stało kilka dziewczyn.

- Chętnie. - Nażuciłam na siebie szydełokową bluzkę na ramiączka, która i tak prześwitywała (ale w końcu to plaża, prawda) i poszłam za blondynem.

Okazało się, że Derek zna chłopaków (było ich 4) i wszystkich mi przedstawił. Niestety, ja to ja, więc nie zapamiętałam nawet jednego imienia. W każdej dróżynie było po 3 zawoników. Ja oczwiście byłam w składzie z Derekiem i jakimś chłopakiem z czerwonym irokezem. Podoba mi się ten styl. Grało nam się zaskakujco dobrze. Podczs gry, coraz to śmialiśmy się z wpatki, któregoś z nas. Oczywiście, to ja dostarczałam im najwięcej rozrywki, ale ej! W końcu trzba mieć dystans do siebie. Po pewnym czasie jeden z chłopak, z pzeciwnej drużyny, musiał iść.

- To nie fair - poiedział jeden z graczy, kiedy po przeciwnej stronie zostało tylko dwóch zawodników, a my zdobyliśmy kolejny punkt.

- Mówisz tak bo przegrywacie. - zaśmiał się Derek.

- Masz rację, dlatego uważam, że Nina powinna przejść do mojej drużyny.

- Nie ma mowy. Nie oddm ci naszej niezdarnej, czterolistnej koniczyny. - czerwny irokez mrugnął do mnie, a ja jedynie przewróciłam oczami - Zaraz znajdę ci kogoś innego. - zaproponował

- To może ja? - cała nasza piątka odwróciła się w tamtą stronę. Zobaczyłam Luisa, który chyba dopiero wyszedł z wody. Po czym wnioskuje? Nadal ma mokre włosy, które właśnie przeczesuje ręką, a po jego nagiej kladce piersiowej, spływają kropelki wody.

Usłyszałam ciche westchnienia i odwróciłam się do 4 dziwczyn, które były tam od początku meczu. Wszystkie wachlowały się ręką, a jedna udawała że mdleje. No, ja pierdole. Poważnie. Normalnie niczym jakaś scena z gównianego filmu dla nastolatków. Prychnęłam i odwróciłam się z powrotem w stronę chłopaków. Stwierdzłam, że ominęła mnie część ich rozmowy, a teraz Max (Jupiii. W końću przypomniałam sobie imię, tego z z czerwonymi włosami) wszystkich przedstawia.

- My się znamy. - powiedziałam, kiedy chciał zrobić to samo ze mnął.

- Naprawdę? Skąd? - dopytywał, zaskoczony Derek.

- Jesteśmy tu razem na wakacjach. - odpowiedział Luis. Zauważyłam, że zielonooki posmutniał.

- To co gramy dalej? - krzyknęłam.

Po 10 minutach gry, wylądowałam na tej samej pozycji co czarnowłosy przystojniak, czyli pod siatką. Nie zamierzałam przepuścić okazji.

- Dość długo cię nie było. Czyżyś wyrwał kolejnego przystojnika? - i poraz kolejny tego dnia, Luis próbuje mnie zabić, ale tak jak już mówiłm, nie warto nawet próbować, bo i tak nic z tego. Po chwili jednak się uspokoił i uśmiechnął.

- Kurde zapomniałem. Przecież muszę jeszcze dotrzymać obietnicy. - "Pożałujesz tego" - odbiły się w moich uszach jego słowa.

Okey, czy to właśnie jest ta chwila, w której idziesz do adwokata, aby spisać swój tesament?

 

 

×××××××××

Mam nadzieję, że jeszcze tam jesteście i nie zrezygnowaliście z czytania ;)

Poprzednie rozdziały były stare i nie do końca mi się podobały, ale nie potrafiłam ich zmienić :/

Oby ta część, bardziej przypadła wam do gustu, bo osobiście jestem z niej zadowolona :D (Ach, ta moja skromność)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania