Poprzednie częściMoc Wspomnień - Wstęp

Moc Wspomnień - Rozdział 21

"Miejsce kobiety jest w kuchni: Powinna siedzieć z nogami na stole, popijając wino i patrzeć jak jej facet robi obiad."

 

#NINA

- Klaudek, co ja mam zrobić.? - siedziałam na łóżku i kończyłam opowiadać swojemu przyjacielowi  wczorajszej "randce" - Kolejny chłopak okazał się być totalnym dupkiem.

- Nie przesadzaj. Jest jeszcze tyle przystojnych facetów na świecie. Tak się składa, że z jednym z nich mieszkasz. - warknęłam zirytowana, słysząc ponownie tą samą śpiewkę.

- Daj spokój. Odpuść w końcu ten temat. Ja się pytam poważnie. Nigdzie nie mogę znaleść chłopaka, który pasowałby do mojej osobowości.

- Mówisz? A w psychjatryku szukałaś? - jęknęłam do słuchawki i rzuciłam się na łóżko. Usłyszałam śmiech, który nie cichł przez co najmniej 5 minut. "No bardzo, kurwa zabawne." - Dobra, a teraz na poważnie - nadal słyszałam cichy śmiech - Kogo tak właśiwie szukasz? Opisz mi go.

- Kogo tak dokładnie szukam? - zastanowiłam się - Kogoś kto jest ciepły, za kim będe tęsknić cały dzień, ktoś kto będzie pomagał mi odpocząć i zapomnieć o stresie. Kurde, zowu opisuje swoje łóżko.

Klaudiusz ponownie zaśmiał się do słuchawki. Zawtórowałam mu.

- Wybacz kocie, ale z takimi wymaganiami nikogo nie znajdziesz. Skup się na rzeczywistości. Luis naprzykład nie dość, że jest meeega przystojniakiem - "Niemal jakbym słyszała Sugar". Jęknęłam, ale Klaudiusz mówił dalej. - ...to jest jedną z niewielu osób, ktróre przeżyły dłuższy kontakt z tobą i nie jest uszkodzony wewnętrznie jak i zewnętrznie. Dlatego uważam, iż bylibyście cudwną parą. A wasze dzieci, śmiało mogłyby byś modelami porno. - skończył swój wykład.

- Przepraszam, co mówiłeś? Nie słyszę Cię. Mam chorobę schłuchową, która nazywa się: "gówno mni to obchodzi".

- Dobra, dobra. I tak wiem, że mnie kochasz. Jestem cudowny, wspaniały a do tego przystojny. - mogłam przysiąść, że właśnie szczerzy się do swojego odbicia w lutrze.

- No oczywiście. Taki mężczyzna jak ty to skarb. Nic tylko zakopać...

- Ej! - usłyszałam głośny protest.

- Też cię kocham. - cmoknęłam w słuczwkę i szybko się rozłączyłam.

Zamknęłam oczy. Zaczęłam się śmiać jak opętana, do swoich myśli. Nasze rozmowy zawsze tak wyglądały. Mnóstwo śmiechu i docinek. Trochę jak z Luisem...Tyle, że z Klaudiuszem się nie całuję. Przypomniałam sobie wczorajszy wieczór. Momio fatalnego początku, zakończył się...sympatycznie. Chyba poraz pierwszy, spędziliśmy ze sobą tyle czasu i do niczego między nami nie doszło. Nie mam nic przeciwko naszym pocunkom, ale to była miła odmiana. Dowiedziałam się, że oprócz tego, że świetnie całuje, to dobrze mi się z nim rozmawia. Mimo tego, nie zamierzałam odrazu powierzać mu swoich tajemnic. Nie chciałam opowiadać mu o Bradzie, a już napewno nie tak szczegółowo. To ta cholerna wódka rozwiązała mi język. Ale trudno, stało się i muszę przyznać, że teraz czuję się lepiej. W końcu powiedziałam komuś co mi leży na wątrobie. Nawet Klaudiusz nie wie tyle, co teraz Luis.

Przypomniało mi się jak pijani szliśmy obok siebie po uliy, oświetlnej lampami przy drodze. Nadal słyszałam nasze głosy połączone we wspólnym śmiechu. Niebiesooki zaskakuje mnie z dnia nadzień. I choć nie chcę przyznać tego nawet sama przed sobą, to im więcej czasu z nim spędzam, tym bardziej się do niego przywiązuję. Nie chcę tego. Boję się, że wkońcu dojdzie do tego, że Luis stanie się częścią mojego życia, bez której nie potrafię wyobrazić sobie reszty egzystencji, a za kilka tygodni zniknie. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Pomimo strachu nadal brnęłam w tę znajomość.

**********

Zeszłam na dół, podążając za zapachem, przez który niemal ciekła mi ślinka. Weszłam do kuchni oczekując, że zobaczę swoją mamę, albo pani Lee przyżądającą obiad. Może nawet obie. Dlatego zdziwiłam się kiedy zobaczyłm Luisa krzątającego się po całej kuchni, szukając czegoś. Stanęłam jak wryta. Chłopk odwrócił się do mnie, nadal czego szukając. Drgnął przestraszony - najwidoczniej nie słyszał kiedy weszłam. Zaczął się śmiać widząc moją minę.

- Ty....ty... ty gotujesz? - wykrztusiłam wreszcie - Czekaj inaczej. Gotujesz coś co, naprawdę dobrze pachnie?

- A jak inaczej? - zaśmiał się.

- No wiesz....

- Dobra lepiej nie mów. Głodna?

Skinęłam głową i usiadłam przy wysepce, obserwując poczynania chłopaka. Wyglądało na to że już kończył. Przyprawił, chyba sos, który był na patelni, wrzucił do tego makaron ryżowy, przez chwile jeszcze pomieszał i wyłączył palnik. Nałożył dwie porcje, a resztę przykrył pokrwką, żeby zbytnio nie wystygło. Podał mi tależ i widelec, a swój postawił na przeciwko.

- Smacznego. I spokojnie nie zatrułem tego.

- Wierze. - mruknęłam szybko i zabrałam się za jedzenie. Byłam strsznie głodna. Wziełam pierwszy kęs i mruknęłam z zadowolenia, gdy moje kupki smakowe poczuły ten niebiańśki smak. Po paru następnych kęsach oblizałam usta i spojrzałam na chłopaka. Miał na twarzy wielkiego banana.

- Co to tak włśiwie jest?

- Danie azjatyckie. Nic konkretnego. Makaron ryżowy, mleczko kokosowe, ostry sos, oraz warzywa i owoce. - wzruszył raminami.

Nadziałam na widelec jakiś, ni to żółty, ni to pomarańczowy, kwadracik i podniosłam na wysokość oczu:

- Co to jest?

- Mango. - zaczął się śmiać. Włożyłam je do ust.

- A to? - Podniosłam następny żółty kwadracik. Coś mi przypominał.

- Ananas. - nie przestawał się śmiać.

- No tak. - mruknęłam. Zjadłam i sięgnęłam po kolejny. Tym razem czerwony.

- Papryka. - tym razem nawet nie zdążyłam spytać. Zaczęłam się śmiać razem z nim.

- Mmmm, a co tu tak pięknie pachnie? - do pokoju weszli nasi rodzice. Tod jak codziennie był na półkolonniach.

- Założe się, że to Luis gtował. - zadrwił mój ojciec.

- Ej! Czy ty mi coś sugerujesz? - spojrzałam na niego wyzywająco.

- A co może się pomyliłem? - powiedział i usiadł bok mnie.

Inni poszli w jego ślady. Tylko pani Lee krzątała się, nakładając dla reszty osób.

- To co dzisiaj robiliście? - zapytała siadając po prawej stronie syna.

- Właśnie uczyłem Ninę rozpoznawać podstawowe warzywa i owoce. Może jutro przejdzimy do czegoś trudniejszego? Nprzykład: Jak odrużnić pomarańcze od mandarynki? - wypiełam mu język. Wszyscy zaczeli chichotać.

- W sumie mnie to nie dziwi. - westchnął mój ojciec, ocierając łzę.

Byliśmy z moim staruszkiem bardzo podobni. Ten sam odcień blondu, i te zame brązowe oczy. Na szczęście nie odzedziczyłam po nim cycków, ale po mamie chyba też nie. Podczas kiedy ja miałam miseczkę C, jej wachała się między dużym A, a małym B. Wogóle nie miałam nic z matki.

- W końcu ty nawet wodę umierz przypalić. - prychnął mężczyzna, a wszyscy znowu zaczeli się śmiać.

A niech im bdzie. Lubie rozweselać ludzi, nawet jeśli jest to zwykłe nabijanie się ze mnie. Również przyłączyłam się do śmiechu. Teraz przynajmniej śmieją się ze mną, a nie ze mnie.

 

- To co dzieciaki, zmywacie. - odparł pan Lee i mrugnął do nas. Chciałam zaprotestować, ale uprzedził mnie czarnowłosy:

- Nie ma sprawy.

Wszyscy rozeszli się do pokoi, albo salonu, a ja pdeszłm do zlewu razem z chłpakiem.

- Teraz ty wycierasz. - rzucił w mnie ściereczką - To co jak za dawnych czasów? - puścił do mnie oczko.

- No tak, bardzo dawnych - mruknęłam - Ale chyba jedank zrezygnuje. Tym razem wolałabym pozostać sucha.

- Nie ma z tobą zabawy. - powiedział, niczym obrażone dziecko. Zaśmiałam się cicho. Słysząc to Luis uśmiechnął się pod nosem, a mi ponownie przypomniała się jego proźba, abym znowu się zaśmiała, bo lubi ten dźwięk.

Pracowaliśmy przez chwilę w milczeniu, które chłopak postanwił przerwać.

- Zastanawiałem się czy niemiałabyś ochoty....

- Zaczynasz jakbyś zapraszał mnie na randkę. - zaśmiałam się - Skończ to zanim bdzie za późno. - powiedziałam, udając poważny ton. Chłopak wyczuł to i się uśmiechnął.

- O nie. Mam dość randek na najbliższe 50 lat. - zaprotestował. Nie przestawał się uśmiechać - Bardziej myślałem, żeby w ramch rekopensaty i poprawy chumoru, po wczorajszym, wyjść dziś do klubu.

- Tylko jeśli stwiasz drinka. - puściłam mu oczko - Jak narazie koniec z wódką.

- Aż do następnego razu?

- No widziesz? Mówiłam że wielkie umysły myślą podobnie.

 

#LUIS

Dochodziła 21:00. Czekam na Ninę w salonie. Ile można się stroić? Choć w sumie jak na dziewczynę to ona robi to ekspresowo. Usiadłem na kanapie i zacząłem latać po kanałach. Po 5 minutach bezzsensownej czynności wreszcie usłyszałem słowa, które były dla mnie niczym zbawienie:

- Możemy już iść. - odróciłem się w tamtą stronę. Dzięki temu, że Mi zawzięcie szuka czegoś w torebce, mogę bezkarnie podziwiać jej ciało w obcisłych czarnych rurkach z dziurami na kolanach i czanym krutki topie na ramionczka.

- Nie będzie ci zimno?

- Wątpie. W klubie jest gorąco, a wódka dobrze rozgrzewa. - przerwała na chilę poszukiwania i sporzała na mnie, puszczając mi oczko.

- Może i tak, ale idziemy piechotą. Przeziębisz się.

- Od kiedy to jesteś taki troskliwy? - mruknęła, ale chyba nie oczekiwała odpowiedzi - Spokojnie, biorę jeszcze kurtkę. - wskazała na czarną skórę, która wisiła przy drzwiach - Gdzie jest ten cholerny telefon! - zaczęła wyjmować wszystkie rzeczy z torebki.

Była tam miedzy innym szminka, kluczyki, tuż do rzęs i portfel. A to nawet nie jest połowa.

- Jest! - w końcu wynurzyła swoją komórkę i zaczęła chować wszystko z porotem.

- Jak to możliwe, że w tak małej torebce mieści się aż tyle rzeczy? - zapytałem, patrząc na znikające przedmioty. Miałem wrażenie, że w środku ma jąkąś czarną dziurę, albo trójkąt bermucki.

- A jak to możliwe, że w tak małej osobie, mieści się taki wielki seksapil. - pokazała na siebie.

- Nie mam pojęcia. Mam ponad 185cm wzrostu. - zobaczyłem jak wywraca oczami. Uśmiechnąłem się, widząc jak jej końciki drżą od powstrzymanego śmiechu.

- Idziemy?

 

Weszliśmy do klubu bez większych problemów. Najpierw skierowaliśmy się do baru. Zamuwiliśmy po drinku na rozluźnienie. Dziwne, że nikt nie pyta Ninę o dowoód. Ale dla nas tym lepiej. Spojrzałem na wejście i zamarłem.

- Nie uwierzysz kto właśnie wszedł. - szepnąłem - Nie patrz.

Niestety było już za późno. Mi odwróciła się w "idealnym" momęcie. Derek akurat spojrzał w naszą stronę. Pomachał do nas i zaczął się przedzierać przez tłum tańczących ludzi.

- Kurwa - powiedziała odwracając się w moją stronę. Zaczęła sączyć drinka.

- Tak, ona też tu idzie. - zobaczyłem jak Sugar łapie za ręke Delle i idzie za blondynem. Nina jęknęła.

- Potrzebuje czegoś mocniejszego - powiedziała odstawiając pustą szklankę.

Zamówiła kieliszek wódki, który wypiła od razu.

- Mówiłaś, że koniec z wódką bez popicia. - zaśmiałem się.

- Tak, ale razem się zgodziliśmy, że do następnego razu, który jest właśnie teraz.

Zamówiła kolejny i wypiła go tuż przed pojawieniem się Derek obok nas.

- Siema piękna. - ucłował ją w policzek. Myślałem, że mu trzasnie - Co tak nagle wczoraj zniknęłaś? - zapytał z udawaną troską.

Na mnie nie zwracał uwagi. Dotarła do nas Sugar.

- Luis, kochanie. Tutaj jesteś - zaszczebiotala. Zamówiła nam po kolejce i wepchnęła mi się na kolana.

- Ja.....ten no.... źle się poczułam. Naprawdę źle. Nie chciałam wszyskiego obrzygć, więc jak najszybciej, wyszłam na podwórko. - spojrzała na mnie, chcąc żebym to powierdził.

- A ja zobaczyłem jak wychozi więc poszedłem za nią. Wymiotowała, więc jak najszybciej zabrałem ją do domu. Sami rozumiecie nie było czasu, na informowanie. To była sytuacja awaryjna.

- Ale teraz już dobrze się czujesz? - zapytał blndyn, który łyknął haczyk. "Nie wierze, że o jest na tyle głupi."

- Mhym. - mruknęła Nina, biorąc kolejny łyk drinka.

Mrugnąłem do niej, kiedy na mnie spojrzała. Nie rozumiałem, dlaczego nie powie mu prawdy: że jest skończonym debilen, idiotą, dupiekiem itd. i dlatego dała nogę. Spojrzałem na nią. Derek usiadł obok niej i cały czas coś mówił. Dziewczyna potakiwała co chwilę, nie patrząc na niego i sącząc swojego drinka, który już się kończył. Była zamiękka, aby powiedzieć mu: spierdalaj. Wolała już siedzieć i psuć sobie wieczór, słuchając wywodów tego tlenionego blondyna. Nie pojmowałem tego, ale nie zamierzałem się wtrącać. Poczułem czyjeś ręce na moim kroczu. Spojrzałem w dół, na dłoń z czerwonymi tipsami. No tak, zapomniałem o Sugar. Chociaż wcześniej ją zepchnąłem, ona znowu prawie siedziała mi na kolanach. Zabrałem jej dłoń. Zrobiła nabyrmuszoną minę i chwyciła swoją szklankę. Kątem oka zobaczyłem, że Mi prosi o dolewkę. Kiedy barman podał jej drinka, zabrałem go.

- Ej! - krzyknęła, przerywając monolog Dereka. Spojrzała na mnie, a jej oczy ciskały we mnie gromy.

- Przystopuj młoda, bo nie wytrzymasz nawet godziny. - zblirzyłem się do niej, aby nikt poza nią mnie nie usłyszał.

- W tedy będę miała wymwkę, żeby stąd iść. - odpowiedziała i zabrała swoją szklanę. Westchnąłem zezygnowany.

- Dlaczego poprostu stąd nie pujdzeiesz? Tak jak wczoraj? - dopytywłem, ale nie otrzymałem już odpowiedzi. Kiedy odwracała wzrok zobczyłem coś jakby poczucie winy. Tylko dlaczego?

 

Dwie godziny później siedzieliśmy przy okrągłym stoliku. Dołązyli do nas miedzy innymi Della, Max i paru chłopaków z drużyny. Dość dobrze dogadywało mi się z czerwonowłosym, natomiast Ninia chyba złapała kontakt z Dellą. Dzięk nim nie byliśmy już tak narażeni na kontakt z Derekiem i Sugar. Wszyscy byliśmy już nieźle potpici, oczym świdczyły tematy naszyh rozmów. Jedną z nich rozpoczęła Sugar:

- A tak włściwe to ciekawa jestem skąd się wziełam - zaczęła bękotliwie. Uniusła do góy szklankę, co chwila wylewając trochę na stół i podłogę - Rodzice mówią, ż od bociana, ale ja za chuja do bociana podobna nie jestem. - Skończyła i zaczła się śmiać ze swjego dowcipu. Sorki, ale żart jest w tedy, kiedy wszyscy się śmieją, a oprócz niej nie robił tego nikt.

Spojrzałem na drobną blondynkę, która patrzyła na czarnowłosą z pogradą. W pewnym momęcie zobaczyłem błysk w jej czekladowych oczach, i nim zdążyłem się zastanowić co on oznacza, Mi zaczęła mówić:

- Nie wiesz? To ja ci chętnie wytłumaczę. Bóg się potknął i krzyknął: "Kurwa". A słowo ciałem się stało i tak właśnie powstałaś koleżanko.

Cały nasz stolik wybuchną śmiechem, w tym również ja. Sugar siedziała prez chwiłę zdziwiona z szeroko wytrzeszczonymi oczami. Nie wiedząc co robić, również zaczęła się śmieć. Najwidoczniej alkochol dodał Ninie odwagi, bo wstała ze swojego miejsca i podeszła do mnie. Sięgnęła po moją rękę i pociągnęła do góry, tak że również wstałem. Nie puszczając mojej dłoni, skierowła się do tłumu tańczących ludzi. Kiedy zrozumiałem co zamierza, zatrzymłem się gwałtownie, ciągnąc za sobą dziewzynę.

- Co jest Luis? Chcę zatańczyć. - uśmiechała się do mnie.

- Ja nie tańcze, mała - odparłem patrząc z przerażeniem na parkiet.

- Zawsze możesz zacząć. Teraz. - znowu próbowała mnie pociągnąć, ale moje nogi przykleiły się do podłogi.

- Spróbuj mnie przekonać. - powiedziałem z chytrym uśmieszkiem. Wiedziałem, że żadan siła nie zdoła mnie zmusiać abym poszedł w tamtą stronę.

- Okey... - powiedziała po namyśle. Uniosła gwałtownie głowę i spojrzał na mnie przymróżonymi oczami. Usmiechnęł się i podeszła do mnie. Nachyliła się do mojego ucha (co umożliwiły jej jedynie obcasy, w innym wypadku mósiałbym się schylić) i wyszeptała - Wiesz czym jest dla mnie taniec? To zmysłwa, pciągająca, pełna uczuć i namiemiętności czynność. Prawie jak seks, prawda. Dla mnie jest właśnie nim, tylko, że nie jest zabroniony w miejscach publicznych - mówiła cichym, zmysłwym głosem, a jej usta coraz to zachaczły o moje ucho. Dłonie natomiast błądziły po moich ramionach.

- Nie wiem jak ci, ale mi seks kojarzy się ze ściąganiem ubrań, a tu wszysy je mają - powiedziałem, nie dokońca przekonany swoich racji.

- Kiedy włśnie tak jest ciekawiej. - odpowiedziała szybko - Ubrania czynią nas w pewien sposób niedostępnymi. A przeceż najbardziej pragniemy tego czego nie możemy mieć. To dzięki nim możymy stowrzyć chwilę napięcia, oczkiwania i podniecenia. - Poczułem jak jej ręka ześlizguje się z mojego ramienia, a ciepły oddech przy moim uchu znika.

Spojrzałem na środek sali, gdzie właśnie zmierzała Mi. Kidy dotarła do skraju tańczących ludzi odwróciła się i spojrzała na mnie smysłowo, po czym znowu się odwróciła i zniknęła w tłumie. Stałem tam ogłupiały, analizując to co mi powiedziała. Spojrzalem na ludzi i w końu to zobaczyłem. To samo co widziała Nina. Nigdy nie przypuszczałem, że taniec może być czymś, aż tak intymnym i ..... nieprzyzwoitym. Wokół było widać ocierające się o siebieiała, tańczących w rytm muzyki dobiegające z łgośników, ludzi. Było w tym coś zmysłowego, namiętnego. Gdzie niegdzie mżna było dostrzec pary, które nie przestając tańczyć, całowały się. Wśród tłumu ludzi, błysnęła mi drobna blondynka, ktora teraz także tańczyła, z przymkniętymi oczami. Oczarowany tym widokiem zacząłem iść w jej kierunku nie spuszczając jej z oczu. W końcu znalazłem się wystarczająco blisko, aby zobaczyć ją całął. Mimo, że muzka była dość szybka, ona tańczyła wolniej. Nie śpieszyła się. Mimo to i tak ruchy jej ciała doskonale zgrywały się z melodią. Przełknąłem ślinę, tłumiąc podniecenie. Postawiłem krok w jej stronę, chcąc poczuć jej drobne ciało przy sobie i zaciągnąć się zapachem truskawek, który zwsze jej twarzyszył. Zatrzymałem się gwałtownie, widząc, że ktoś mnie uprzedził. Chłopak podszedł do niej od tyłu i chwycił ją w talii. Nina obejrzała się do niego z uśmiechem, który trochę przygasł, kiedy zobaczyła kto za nią stoii. Przyjrzałem się brunetowi i rozpoznałem te tunele w uszach i tatuaże. Był to chłopak, który robił nam koczyki. Chłopak który widział pierś Niny. Poczułem jak ogarnia mnie gniew, który wzrósł, gdy zobaczyłem jak brunet szepcze coś blondynce, a ta w odpowiedzi się śmieje.

Odwróciłem się na pięcię, nie chcąc zrobić niczego głupiego i skierowałem się do baru.

- Wódkę, proszę.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania