Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Neglerioza rozdział VIII.

VIII. Docent fotowoltaiki

 

- Kto zasiada w moich władzach umysłowych? Jaki jest statut tej organizacji?

- C...co? - Mateusz odrywa się od black bacardi.

- Nic. Tak się zastanawiam.

- Myśliciel... Gadaj, po co ci złom - Emil uśmiecha się nieco diabolicznie, jak taki swojski, mało groźny, batmanowski Joker. Właściwie to bardziej jego imitacja, pomalowany burakiem trefniś w fioletowym garniturze z ciuchlandu.

- Przebranżowił się, teraz będzie robił w surowcach wtórnych. Zobaczycie - kupi żuka skrzyniowego i zacznie popierdalać od wsi do wsi, skupować rozdeptane puszki, dziurawe garnki...

- ...połamane grabie, szpadle bez trzonków - do podśmiechujek przyłącza się Marcin "Wagin".

- ...telewizory kineskopowe, bo wiadomo - miedziane uzwojenie... - najeżdża na mnie Blondyn O Durnej Ksywce, Której Nie Pamiętam.

Zaciskam zęby.

- Co się interesujesz? Książkę piszesz?

Towarzystwo wybucha śmiechem. Zezują jak na frajerzynę, który kupił kompletnego śmiecia w cenie oldtimera i ciska się za słowa prawdy.

- Był mi zwyczajnie potrzebny - marszczę brwi.

- Do czego?

- Jezu - po chuj ci to? Zajmij się swoimi... - niemal zanurzam nos w drinkalu.

- Odremontuje i będzie wyrywał dupy na klasyka.

- ...sprawami.

- Kredens bardziej by się nadał. Choć byłoby gdzie poruchać. W kaszlu niewygodnie, trzeba robić wygibasy.

- Poćwiczy chłopina Kamasutrę.

- Prędzej złamie kręgosłup. On, albo panienka. A nie, sorry - partner.

- Od...- czuję, że czerwienieje mi się na pysku.

- ...pier... - sapię rozjuszony. Odzywa się we mnie bydlę jakieś neandertalskie, człekowina przygarbacona do ziemi, z kością w nosie, okryta skórą zabitego i pożartego przy ognisku z równie niecywilizowaną rodziną, mamuta.

- ...dolcie się! - zgrzytam sięgającymi do pasa kłami. Tak - każdy mój ząb stał się ostrym kłem, ja - machiną do zabijania, drapieżnym furiatem.

Chłopaki nie ustają w docinkach. Taka kurwia natura niektórych - znaleźć słabszego, bezbronnego, chorą, chromającą sztukę, wlekącego się w ogonie, na końcu stada poetę, wypatrzeć, podbiec - do słabeusza można i bez skradania się, bo i gdzie taki ucieknie, jak on astmatyk, do tego - Hamlet-Wallenrod i w zasadzie na rękę będzie mu męczeńska śmierć - dopaść ofiarę (losu), przegryźć jaj gardło. Spijać powoli, jak wampir, ciepłą, pulsującą krew. Delektować się nią.

- Szykuj furmankę pieniędzy na części. Blacharz i lakiernik skasują z paręnaście tysięcy, jak nie lepiej.

- O, może i z dwadzieścia - wtrąca się Kamil "Matka", nazywany tak z powodu - nie wiem, na ile prawdziwych - pogłosek, że sypia ze swoją starszą. Podobno ktoś widział-nie widział, jak się całowali, inny - jak łapał ją za biust, tyłek; kolejny plotkarz, Radziszuk, przysięga na obraz Matki Boskiej Kodeńskiej, że podglądał przez okno, jak spółkowali. Tak brutalnie i ohydnie, nieludzko wręcz, że nie szło tego nawet nazwać seksem.

Z głośników zaczyna lecieć nieśmiertelny przebój Basshuntera. Jo szianam bot, oniete Ana, ana dese hot... Żesz cholera jasna - nie miał czego wygrzebać z mroków czesnych lat dwutysięcznych bot-didżej, co to ukochał piosenkę o bocie-samicy i puszcza lamerski kawałek co najmniej dwa- - trzy razy każdego wieczora. I tak niezmordowanie od dobrych piętnastu wiosen.

Szwedzki człowiek-syntezator, mający wgrany program autotune, wyłazi po zmroku z techno-pieczary i zaczyna piosenkarzyć o panience z zer i jedynek, która może dać bana, bana i to ciężkiego. Bana okrutnego, inkwizytorskiego. Bana bez lubrykantów. I będzie bolało.

- Za późno się obejrzałeś - ciągnie amator matki - jeszcze parę lat temu części były za grosze, mogłeś kupić cały samochód dosłownie za czapkę gruszek. A teraz każdy się ceni, bo ma, kuźwa, dzieło sztuki peerelowskiej, z samiuśckich Włoch i Bielska Białej. Czegoś się wcześniej nie brał za ratowanie, jak...

- Starej spytaj - rzucam niepotrzebnie. Kamil aż podrywa się z krzesełka. Migusiem dostaje agresora, zaczyna wrzeszczeć, że nie życzy sobie podobnych insynuacji, że chuj ze mnie, nie kolega, skoro gadam jak inni, powtarzam bzdury, jak w ogóle można zarzucić mu coś takiego, przecież to gorsze od posądzenia o gwałt, nekrofilię, albo jedno i drugie razem wzięte; on nie jest żaden zbok, czy coś, obskoczył wszystkie możliwe portale randkowe, łazi na dyskoteki, stara się poznać poderwać jakąś znośniejszą pannę, a w ogóle matka to matka - jej się nie bije, nie dyma.

Atmosfera momentalnie kiśnie, zwarza się, jest teraz paskudnym mlekiem, serwatką w bańce po benzynie. Nie do wypicia. Tak bardzo niestrawna, że aż zrywa na wymioty.

- Oj, bo przysraliście się z tym fiatem. Mam plan. Potrzebowałem auta, że tak powiem, doświadczalnego. Cinquecento bardziej by się połacało kupić, ale widzicie - cienias jest za duży. Za szeroki. Maluch też - ledwie-ledwie się nadał. Co - miałem wydać z parę tysięcy na ligiera, aixama, wiecie - badziewie, na które nie trzeba prawa jazdy? Przecież bym tylko umoczył. A jak z eksperymentu nic by nie wyszło - co - zostaję z samochodem w kawałkach? Ani to poładować, potem, ani sprzedać, chyba, że na części. Wtedy byście mieli radochę, jakbym wtopił paręnaście kafli, na przykład w norkę, a potem pokroił unikat.

- Norkę? Na futro? Niemodne, ekologia... Kto teraz kupuje naturalne... - Darek Z Niebieskim (genialna ksywka, choć żadna ze znanych mi dziewczyn nie była na tyle odważna, by sprawdzić, czy syn dawnego sołtysa faktycznie ma klejnoty w odcieniu błękitnym, jak wieść gminna niesie) kiwa się nad piętnastym dziś kielonkiem.

- Nie taka! Dezamet norka, motorydwan. Wygooglajcie sobie. Plastikowy skuter, samochód, czort wie co. Wyprodukowali tego kilkadziesiąt sztuk. Góra dwieście. Toczydło na trzech kołach, z jednym tylko światłem, w dodatku od charta. Inwalidzkie.

- Co ty... fandzolisz, jak gadał Bercik. Pamiętasz taki serial? "Jo ci przeca godołech"...

- Do kogo ja gadam? Była taka! Jest! O - zaraz zobaczysz! - wyciągam komórkę.

- Dobra, wierzę. Nutria z silnikiem od komara...

- Baran.

- Byłeś pisarz, poeta, a teraz co - konstruktor, wynalazca?

- Patrzcie - Ten Od Durnej Ksywki, kumpel "Gagarina" wstaje i wygłasza natchnionym tonem:

- Objawił się nowy Nicola Tesla, Newton...

- Nawet mnie dobrze nie znasz, chujcu. A znalazł się, stand-uper, kuźwa, komediant wielki. Fotowoltaika. Auta zasilane energią słoneczną. Lekkie do bólu, wypatroszone ze wszystkiego, co zbędne: wygłuszeń, głośników, klimy i innych dupereli. Fotele - wymienione na kubełkowe...

Dalsze ściemnianie przerywa mi rechot. Kumple i kumple kumpli dostają ataku śmiechopadaczki. Rzuca nimi - góra - dół, góra - dół, na boki. Epilepsja po usłyszeniu najśmieszniejszego z kawałów. Wic nad wice, od którego można odgryźć sobie język.

Rechoczą, konie rącze, ześwirowane, wyją, ogiery tknięte wścieklicą rżawczą. Z chrap i otworów gębowych bryzga piana. Piwna, wysokoprocentowa, sumuje drogi, tani, niemarkowy alkohol. Kapie rum, księżycówka, strzyka burbon i wszystko, co raczyły wlać w siebie rumaki znarowione.

Stolik wywraca się jakoś tak przypadkowo, od niechcenia, niejako sam z siebie.

Pierwszy, pustą i do połowy stłuczoną szklanką dostaje Z Niebieskim. Potem, chyba, Emil. Nie przyglądam się, w amoku walę na oślep, czym popadnie. W ruch idą pięści, pazury, stopy, podudzia, a nawet... zady. Naparzamy się, aż miło. Oni są śmiertelnikami, ja - każdym z demonów opisanych w Dictionnarie Infernal.

Taki na przykład Rahovant ze mnie: rogaty olbrzym porywający ludzi do dźwiganego na plecach kosza. Albo Glasja-Labolas - dwudziesty piąty duch goecji, skrzydlaty hrabia piekielny rozporządzający trzydziestoma sześcioma legionami duchów.

Stałem się trójgłowym Baalem, smutnym panem o łbie kota, żaby, pajęczych odnóżach, królem demonów Asmodeuszem, który uosabia wszystkie siedem grzechów głównych i któremu z wszystkich paszcz przeokrutnie capi.

Rzucam się na byłych już kumpli, ich ziomów, po porostu miażdżę, wgniatam ich w parkiet, ściany, rozdeptuję, rozrywam towarzystwo na strzępy. Obsypuję się powstałym w ten sposób konfetti.

Mój uśmiech jest jak strzelba - jak śpiewał John Frusciante, ich był ledwie procami, pistolecikami na kapiszony.

Zmiatam drwicieli z powierzchni klubu. Trzeci (sic!) wieczór kawalerski Emila (niektórym ciężko jest się rozstać z przyjemnościami świata doczesnego, przeprogramować na odczuwanie wyłącznie miłości, zrobienie z niej swoistej demencji, zdradliwej, podstępnej odmiany choroby Alzheimera, wymazującej z pamięci wszystko) kończy się regularnym mordobiciem, utratą paru przednich zębów, ze dwóch garści włosów. I wszystkich przyjaciół.

Sparszywiałem przez tę zadymę, stałem się niejako zadżumiony. Teraz rozlezie się fama, jakim to świrem i furiatem jestem.

Zwolniłem całą radę nadzorczą, nikt nie jest zatrudniony w moich władzach umysłowych; stałem się niestabilnym emocjonalnie psychopatą ze skłonnością do wpadania w szał - i to bynajmniej nie uniesień.

Wariat groźny, którego za wszelką cenę należy unikać, schodzić z drogi, uciekać na pobocze, jeśli nie chce się zostać oplutym, obrzyganym, zagryzionym, potraktowanym jak worek treningowy.

Spróbujesz kulturalnie porozmawiać z takim, to cię zaatakuje bez dania racji i bez ostrzeżenia, Hannibal Lecter kolejny, Kajetan Poznański, obrąbywacz głów!

Nie zna się, pomyleniec, na żartach, chcieliśmy ponabijać się z zakupu malucha, którego chce przerobić na światło, zamiast poczciwej benzyny napędzać go energią słoneczną - to rzucił się na nas z pięściami! A niech mu ten edkowy grat wrośnie w dupę i nie odpada! Pryciwało coś durniowi, pokochał samochodowy szrot i może będzie ściągał tego więcej, jak Tabencki - słynny muzealnik-amator z Grodziska Mazowieckiego, albo Åke Danielsson ze Szwecji, całe podwórko, las, czy pół miejscowości zaśmieci ruinami aut, zrobi z Kwirewki jedno wielkie złomowisko, ludzie będą się tu zjeżdżać jak do Prypeci, zwabieni czarną sławą ponurego miejsca, gdzie wszystko niszczeje, gnije i nie ma nic trwałego, poza tęsknotą za trwałością - jako rzekł Stachura w swoim liście pożegnalnym.

Niech no zacznie zwozić moto-padlinę - przegoni się na cztery wiatry śmiecioroba, bandytę, mitomana, szalbierza zeroemisyjnego. Na gnojówkę, co ja ma w głowie zamiast mózgu, niech auto zbuduje i jedzie nim do najbliższego psychiatryka. I nie wraca. To spokojna wieś, nie trzeba tu takich zwyrodnialców.

Kyrkö Mosse, cmentarzysko samochodowe próbować zrobić z naszej wsi? Niedoczekanie!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Wrotycz 10.02.2019
    "Chłopaki nie ustają w docinkach. Taka kurwia natura niektórych - znaleźć słabszego, bezbronnego, chorą, chromającą sztukę, wlekącego się w ogonie, na końcu stada poetę, wypatrzeć, podbiec - do słabeusza można i bez skradania się, bo i gdzie taki ucieknie, jak on astmatyk, do tego - Hamlet-Wallenrod i w zasadzie na rękę będzie mu męczeńska śmierć - dopaść ofiarę (losu), przegryźć jaj gardło. Spijać powoli, jak wampir, ciepłą, pulsującą krew. Delektować się nią. " -- dalej barwne przełożenie w konkret dialogu.

    Smakowite, bo idea wcale w metaforze nie jest ściemnianiem:
    " - Objawił się nowy Nicola Tesla, Newton...
    - Nawet mnie dobrze nie znasz, chujcu. A znalazł się, stand-uper, kuźwa, komediant wielki. Fotowoltaika. Auta zasilane energią słoneczną. Lekkie do bólu, wypatroszone ze wszystkiego, co zbędne: wygłuszeń, głośników, klimy i innych dupereli."

    I to:
    "(...) i nie ma nic trwałego, poza tęsknotą za trwałością - jako rzekł Stachura w swoim liście pożegnalnym."

    ______________
    Jesteś literackim objawieniem.
  • Florian Konrad 10.02.2019
    jeju- dziękuję!! szalenie, aż psychopatycznie mi miło i ... boję się nie skszanić tekstu dalej :) Wiem, że są auta słoneczne :) a,,list do pozostałych:" znam i często cytuję z pamięci :)
  • Florian Konrad 10.02.2019
    Dezamet norka - oczywiście też istnieje taki samochód :)
  • Wrotycz 10.02.2019
    "- Kto zasiada w moich władzach umysłowych? Jaki jest statut tej organizacji? "
    ____________________________________
    Rozgryzłeś? Można się zapisać?:)
  • Florian Konrad 11.02.2019
    w moich? - oczywiście nikt :)
  • Wrotycz 12.02.2019
    Wiadomo:) Organizacja, statut - o to pytałam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania