Śpij dzisiaj ze mną - rozdział siódmy.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Dzisiaj, pierwszy raz od dwóch tygodni wyjdę z domu. Dokąd? To pewnie, nie będzie specjalne zaskoczenie – chodzą tam wszyscy młodzi ludzie, którzy pragną się zabawić. Chodzi oczywiście o imprezę. Nie, nie byłam ich miłośniczką, ale każdy z nas od czasu do czasu potrzebuje kontaktu z innymi ludźmi. Właściwie, to moja najlepsza przyjaciółka od trzech lat Sandra namówiła mnie na wyjście.
-Co będziesz siedziała w domu? Za kilka miesięcy zaczynamy studia, musimy się przed tym porządnie znieczulić.
Na słowo „znieczulić” zaśmiałam się głośno. Sandra była taka jak ja, wykładała prosto i otwarcie kawę na ławę, nie bawiła się w różnego rodzaju grzeczności, które na dłuższą metę bardziej nam szkodziły niż pomagały. Jej cecha rozpoznawcza? Tajemniczość – nikt nie potrafił przejść obok niej obojętnie. Każdy próbował ją rozgryźć, podejść w jakiś sposób. Jej oczy bez względu na sytuację, w jakiej się znalazła, pozostawały bez wyrazu. Nie było możliwości czegokolwiek z nich wyczytać.
-To gdzie mnie dzisiaj zabierasz? – skapitulowałam – mów, bo muszę wiedzieć co na siebie mam założyć.
Teraz to ona się śmiała.
-Pieprzyć ubrania. Jest ryzyko, jest zabawa.
Tylko ona potrafiła zrobić z mojego mózgu galaretę – była dla mnie jak siostra. Imponowała mi, czego nie dało się ukryć. Jak się poznałyśmy? W pretensjonalny sposób. Pani od języka polskiego postanowiła posadzić nas razem, ponieważ tylko my na trzydzieści osób siedziałyśmy same. Ani ja, ani Sandra nie miałyśmy zamiaru się przesiadać, w końcu jednak to ona ustąpiła i z ostatniej ławki przeniosła się do środkowej. Nić porozumienia pojawiła się między nami na tej samej lekcji.
-Ja mam jechać po ciebie, czy ty przyjedziesz po mnie?
Usłyszałam, jak zaciąga się papierosem. Znów pali. Kłamczucha mówiła, że nigdy więcej nie będzie palić. Uśmiechnęłam się.
-Ja przyjadę po ciebie.
Bez słowa rozłączyłam się i poszłam do swojej garderoby wynaleźć jakiś fajny zestaw na wieczór. Skrzywiłam się – czas najwyższy wybrać się na zakupy.
Moja garderoba w stu procentach wyrażała mój charakter. Pełna seksownych sukienek i szpilek na niebotycznych obcasach. Na czterdzieści pięć par butów przypadają tylko dwie pary płaskich. Skąd wiem, że jest ich czterdzieści pięć? Liczę je za każdym razem, gdy wracam z zakupów. Obsesja? Nie twierdzę, że nie.
Wracając do mojej garderoby, wybrałam na wieczór czerwono-czarną, koronkową, odcinającą się pod biustem sukienkę i czarne lśniące szpilki na dziesięciocentymetrowej platformie. Do tego delikatny makijaż, włosy w nieładzie i jestem gotowa.
Nie malowałam się na co dzień, nie lubiłam tego. Chemia w postaci podkładów i tym podobnych psuła cerę i wpływała niekorzystnie na jej wygląd – nie chciałam w wieku dwudziestu pięciu lat wyglądać jak rycząca czterdziestka.
Komentarze (15)
,,Dzisiaj, pierwszy raz od dwóch tygodni wyjdę z domu" - bez przecinka;
,,To pewnie, nie będzie specjalne zaskoczenie" -bez przecinka;
,,bo muszę wiedzieć (przecinek) co na siebie mam założyć". 5:)
Ciekawi mnie, jak Kacha wytrzymała 2 bite tygodnie w domu... Brak powietrza uderza do głowy.
Garderoba pełna seksownych sukienek i niebotycznych szpilek wyraża charakter... Ale jaki? Ceniący modę, czy lubujący się w towarzystwie... hm, panów?
Makijaż, jeśli jest dobrze dobrany, nie psuje cery. Wygląda pięknie, trzeba tylko wykonać go umiejętnie.
Czterdziestka jest uważana za okres rozkiwtu, skąd założenie, że jest "rycząca"?
Mam ostre wrażenie, że Kacha jest bardzo bazowana na tobie w rzeczywistości... Mam rację?
Makijaz nawet dobrany psuje cere...to co my nakladamy na siebie to czysta chemia..poczytaj sobie sklad :*
Kosmetyki mineralne wręcz pomagają cerze
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania