Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 21

Gdy weszła za ladę, od progu przywitał ją szeroki uśmiech Troy’a.

– Cześć, piękna! Masz pięć minut spóźnienia, pracujesz pół godziny dłużej, bez stawki! Kara za niepunktualność, zarządzenie szefa! Wiem, głupie zarządzenie, ale cóż ja mogę poradzić... – oświadczył głośno.

Laura natychmiast się zmieszała.

– Wyluzuj, żartowałem! – wrzasnął rozradowany barman, widząc minę nastolatki. – Siadaj, zaraz przyjdzie Travis, da ci ciuchy.

Usiadła, pokrzepiona spotkaniem z sympatycznym chłopakiem. Amber jednak nie zniknęła z jej głowy, a jeden z oprychów, którego zobaczyła, przyprawiał ją o jeszcze większy lęk. Wytatuowany od stóp do głów, dobrze zbudowany koleś, nie wyglądał zbyt przyjaźnie. Drugim był małolat ze stadionu, który mimo, iż był znacznie od nich młodszy, także napawał brunetkę niepokojem. Dobrze pamiętała jego bezczelne, zaczepne odzywki, poza tym miała w świadomości, że to rzekomo właśnie małolaci pobili jej przyjaciela...

– Hej Co jest? – Troy dotknął ramienia nastolatki. – Źle się czujesz? Marnie wyglądasz.

– Trochę. Zabalowałam wczoraj z kumpelą – mruknęła Laura.

– Luzik, damy radę. Nie ma dziś zbytniego ruchu na sali, wczoraj było zamknięte i dlatego dziś wszyscy smażą się w słońcu, czego nie rozumiem. Widzisz tamte? – Chłopak wskazał dwa stoliki z czterema osobami przy każdym. – Jak pójdą, przetrzesz je i sprzątniesz wszystko, co znajdziesz na nich i pod nimi. Rzadko zmywamy, gdy są jeszcze zajęte, chyba, że goście siedzą przy nich pół dnia, wtedy już wypada machnąć szmatką co półtorej – dwie godziny. Spokojnie, szybko załapiesz, łatwiejszą i lżejszą pracę można sobie tylko wymarzyć. A basen tak konkretnie to już po zamknięciu, ale tam też szybko ci pójdzie, zresztą będziesz miała mnie do pomocy... jak ja teraz ma do pomocy ciebie. W godzinach otwarcia zbierzesz tylko z grubsza, to, co rzuca się w oczy, ale ludzie z reguły nie robią syfu, tam raczej znajdziesz więcej skarbów. – Troy pokazał dziewczynie kilkanaście młodych świerków, porozsadzanych po całym terenie, w sąsiedztwie ogrodzenia. – Tam pijaki chowają się od słońca – dodał wesoło i wręczył Laurze kubek lodowatego pomarańczowego soku. Teraz właśnie uświadomiła obie, że nie wzięła butelki z plecaka, a już chciało jej się pić.

– Dzięki. Gdzie w ogóle jest Travis? – zapytała.

– W biurze. Ciekawe, co tam robią, nie ma go już piętnaście minut? – Cyniczny uśmieszek zagościł na ustach szatyna. – Spokojnie, na razie nie ma nic do roboty.

Laura miała głęboką nadzieję, że ludzie wykażą się kulturą i nie będą zaśmiecać trawnika, plątanie się na oczach Amber nie za bardzo leżało w jej interesie.

– To tak się pracuje?! – wrzasnęła Emma, stanąwszy przed ladą.

Laura się roześmiała i przedstawiła sobie oboje. Blondynka kupiła mrożoną kawę i zapytała:

– Gdzie Travis? Nie ma z kim pogadać.

– Zaraz przyjdzie – odparła Laura i wyszła zza lady. – Co robią? – spytała cicho.

– Nic, siedzą i piją, ale już chyba wyczaiła, że mnie zna, bo ciągle się na mnie gapi. Zaraz przesiądę się za wieżyczkę, bo zaczyna mnie to wkurwiać. No i mam nadzieję, że nie przyjdzie jej ochota na pogawędki.

– To chodź do baru – zaproponowała niespokojna brunetka.

– Przestań, nie zamierzam się chować. A kim na jest? Jak zobaczysz Travisa, powiedz, niech ruszy dupę; nudzę się – oświadczyła blondynka i ruszyła w stronę swojego ręcznika. – I przestań się denerwować.

 

Wchodząc na zaplecze z zamiarem odwiedzenia łazienki zderzyła się w drzwiach z bratem. Włosy miał całe zakurzone, a ciuchy utaplane w szaro-czarnych plamach od... nie wiadomo, czego. Od razu zmierzył Laurę karcącym wzrokiem.

– No, zjawiłaś się w końcu. Dlaczego nie przyszłaś do biura?

– Nie wiem, nie wiedziałam – mruknęła nastolatka.

– Jak tam? Jebie? – Travis wyszczerzył się najmocniej, jak umiał.

– Spieprzaj. Miałeś mi dać jakieś ciuchy...

– Widziałaś? – Chłopak wtrącił o osobie Amber.

– Tak.

– Najlepiej rób to, co robisz i nie zwracaj uwagi. Zresztą dziś nie będziesz miała okazji.

– Dlaczego? – podniosła brwi.

– Bo mamy dla ciebie inne zajęcie, tylko jak twoja ręka? Jeśli dasz radę, to pomożesz Sandrze powynosić majdan z biura... książki, dokumenty, ogólnie większość tego, co się tam znajduje. Generalnie są to lekkie rzeczy, więc nie umrzesz. No, chyba że... – Ratownik uśmiechnął się złośliwie.

– A odpierdol się w końcu! – warknęła Laura. – Co cię boli?!

– Mnieeee? – podburzał siostrę ratownik. – Chodź, dam ci ciuchy.

– Muszę do łazienki.

– To idź i przyjdź do nas. Toaleta jest otwarta.

Lżej się zrobiło na duchu dziewczynie, gdy dowiedziała się, że nie będzie musiała paradować niedaleko Amber i z kilkunastoma kilogramami zmartwień mniej ruszyła do łazienki, a chwilę później wchodziła już do biura

– Dzień dobry – przywitała się z pakującą do pudeł różnorakie drobiazgi córką właściciela.

– Dzień dobry? – Rozradowała się Sandra, w której ślady zaraz poszedł Travis. – A może jeszcze raz? – zaproponowała, śmiejąc się

– Cześć – wycedziła Laura.

– No widzisz.? Już lepiej. Cześć. To co, pracujesz dzisiaj ze mną?

– Chyba tak – mruknęła brunetka, speszona nieco zaistniałą sytuacją.

– To przebierz się i zaraz ci powiem, co masz robić.

Brat wręczył jej koszulkę i spodenki, obie rzeczy nowe i zafoliowane.

– Zobacz, czy dobre, jak coś, to wymienimy – oznajmił i dał dziewczynie klucz od szatni.

– Emma jest, siedzi chyba przy twoim stanowisku – oświadczyła Laura.

– Dopiero teraz mówisz? – Travis zmarszczył brwi.

– Nie było cię... – rzuciła nastolatka i teraz to ona poczęstowała brata cyniczną miną, po czym, bardzo z siebie dumna, zniknęła z pomieszczenia.

 

Koszulka i spodenki niczym nie różniły się wyglądem od stroju ratownika, w tym, że spodenki były niebieskie, nie czerwone, a na t-shircie nie widniał napis: „Ratownik”. Pasowały jak ulał, do tego były bardzo zwiewne i wygodne. Po chwili Laura stała już obok szefowej.

– Idę na chwilę na zewnątrz – poinformował Travis i wyszedł.

– Na pewno możesz to robić? – zapytała szatynka, wskazując głową rękę pracownicy.

– Tak.

– Dobrze, to bierz te mniejsze i noś tam. – Pokazała brunetce drzwi z drugiej strony biura.

Laura mimo bardzo przyjacielskiego zachowania wobec niej szefowej czuła się trochę nieswojo. Nie zważała jednak na to, tylko chwyciła pierwszy z brzegu karton i wyszła z nim na zewnątrz, znajdując się tym samym w niewielkim ogródku. Pudło nie było zbyt ciężkie, co dodatkowo pokrzepiło dziewczynę, bardziej motywując do działania. Po około dwóch godzinach wszystko zostało zapakowane i większość pudeł wyniesiona, pozostało tylko kilka większych.

– No i gdzie jest Travis? – zapytała nagle Sandra. – Ta chwila dziwnie długo u niego trwa. Randkuje w pracy, jak mu dam! – Zaśmiała się i chwyciła kolejny z brzegu karton, lecz po chwili go odstawiła, lub raczej rzuciła niechlujnie na miejsce. – Usiądź sobie, zaraz wracam – powiedziała i wyszła z gabinetu.

Laura klapnęła na stojącym przy biurku krześle i mimo że już dość dobrze zapoznała się w wyglądem biura, nie mając nic ciekawszego do roboty, zaczęła się po nim rozglądać. Amber powróciła, dzięki czemu brunetka w duchu prosiła losu, aby dzisiejsze zajęcie trwało jak najdłużej, a najlepiej przez kolejne sto dwadzieścia minut, czyli do samego zamknięcia.

– Odpocznijmy sobie, strasznie dziś gorąco – oświadczyła znienacka Sandra, stawiając na biurku dwa zimne piwa i karton z pizzą. – Poza tym kto nas goni, prawda? Zjedzmy coś. – Uśmiechnęła się, stawiając jedno z piw pod nos brunetki.

Laurze zrobiło się głupio, nie była zbyt optymistycznie nastawiona do picia w obecności szefowej, choć była już mocno spragniona, o czym w ferworze pracy wcale nie myślała.

– Laura, co jest? Nie krępuj się, to tylko piwo. Zimne, idealne na tę pogodę i nasz odpoczynek. – Sandra się zaśmiała, otwierając karton z pachnącą ciepłą pizzą. – Smacznego – dodała i natychmiast ugryzła spory kęs, popijając po chwili piwem.

Laura przyssała się do kufla, lecz lodowatość płynu sprawiła, że zaczerpnęła tylko odrobinę. Nie była głodna, aczkolwiek wywnioskowała, że posiłek może nieco pomóc na dzisiejsze dolegliwości, wzięła więc kawałek, który, o dziwo, zniknął dość szybko. W rezultacie zjadła trzy, spoglądając sporadycznie na starszą dziewczynę, która przez cały ten czas nie odezwała się ani słowem.

– Dziękuję – mruknęła nie do końca oswojona jeszcze z sytuacją Laura, w odpowiedzi na co otrzymała szeroki uśmiech i wjeżdżającą przed jej nos paczkę srebrnych Marlboro.

– Dzięki, nie palę.

– Słusznie. Powiedz mi, jak to się robi? – rzuciła wesoło się szatynka, odpalając papierosa.

W drugą dłoń chwyciła krótkofalówkę.

– No i co? Zdążyłam już zjeść i zapalić, a ciebie nadal nie widzę. Jak masz lepsze zajęcia, to poproś Dave’a, niech tu przyjdzie. Zostało tylko kilka dużych pudeł, które zawalają mi miejsce. Który z was to zrobi, to już mnie nie obchodzi, mają po prostu stąd zniknąć – rzuciła w słuchawkę. – Za bardzo im pobłażam, chyba czas wprowadzić jakąś dyscyplinę – oświadczyła, biorąc w rękę cienką drewnianą listewkę.

Laura natychmiast parsknęła śmiechem, pozbywając się przy okazji znajdującej się w ustach znikomej ilości piwa.

– Przepraszam – mruknęła, zasłaniając dłonią twarz.

Sandra uśmiechnęła się szeroko i chwyciła swój kufel. W milczeniu dokończyły posiłek, wypijając swoje trunki i 1nastolatka doszła do wniosku, że po tej skromnej porcji alkoholu czuje się nieco lepiej. W końcu biurze pojawił się Travis i zaraz otrzymał wymowne spojrzenie.

– Sorry, sporo ludzi, musiałem tam posiedzieć. Zresztą radio jest chyba zjebane, bo coś szumi i przerywa, ledwie cię słyszałem – tłumaczył się.

– Radio? Travis, dwie godziny, już dawno byśmy to skończyli. Tłum tłumem, a dziewczyna dziewczyną, nie bujaj mi tu o tłumie – fuknęła Sandra, lecz uśmiech zagościł na jej twarzy.

– No dobra, już akurat się wybierałem. Ale jak widzę, dobrze sobie radzicie – oznajmił Zaczepnie Travis.

– Młody, nie przeginaj. Bierz się za te duże, a my za ten chlew z podłogi. Ale najpierw przynieś nam jeszcze po piwie. Z sokiem! – Rozkazała szefowa i wręczyła Laurze szczotkę. – Zamiećmy tylko z grubsza, aby się wszędzie nie nosiło. Nie widzę sensu czyścić tego na błysk, i tak jutro będzie tu pobojowisko. Którą połowę wybierasz? – Spojrzała na pracownicę z niezmiennie pozytywnym wyrazem twarzy.

– A jaka to różnica? – Zaśmiała się brunetka i zaczęła od strony, przy której stała.

– Twój brat jest totalnie nieokrzesany, w domu też tak ma? – zapytała szatynka.

– A nawet gorzej. Ale trzeba być wyrozumiałym, bo to przecież jeszcze gówniarz, mimo że o cztery lata ode mnie starszy – szydziła wesoło Laura, rozbawiając szefową, kwitującą swoje zadowolenie głośnym śmiechem.

– Dlaczego szatnia jest otwarta? – zapytał nagle dwudziestodwulatek, który wrócił właśnie z dwoma piwami i butelką coli. – Zamknęłaś? – Spojrzał na siostrę.

Kołek stanął w gardle dziewczyny, choć dałaby sobie dwie ręce uciąć, że przekręcała klucz.

– Tak – odparła wystraszona.

– Na pewno?

– Na pewno!

– Mam nadzieję, że nic nie zginęło, zresztą co miało zginąć? Przecież nikt prócz pracowników nie ma wstępu na zaplecze.

Brunetka milczała, cały odzyskany podczas pracy z Sandrą spokój rozpłynął się w powietrzu jak mgiełka. Była pewna, że zamknęła pomieszczenie, lecz mimo to niepokój z sekundy na sekundę wzrastał.

– Może któryś z chłopaków? – wtrąciła szatynka.

– Nie wiem, nie sądzę... zresztą nieważne, już zamknąłem – rzekł Travis i chwycił największe z pudeł. – Nakładłaś tam cegieł? – Spojrzał na szefową, z trudem dzierżąc ciężki pakunek. – Nic tu praktycznie nie było, a co do czego, to nazbierało się wszelakiego badziewia. To na pewno całe barachło z regału, ale cegły? – drwił, niezadowolony.

– Kara za obijanie się! – roześmiała się Sandra.

Laurze nie było do śmiechu, dobijało ją to, że jak nie jeden problem, to drugi. Uniknęła Amber, to teraz znowu jakaś nieszczęsna szatnia. Wkurzał ja fakt, że codziennie zmuszona jest do dołowania się przez coś innego. I znowu pytania, tym razem: „Dlaczego jest otwarta? „A może faktycznie któryś z chłopaków?”. Miała nieodparte wrażenie, że przebieralnia nie została niezamknięta przypadkiem, przez co doszedł jeszcze obawa pred kradzieżą lub innym, niepożądanym zdarzeniem.

Zadumała się tak głęboko, że nie spostrzegła, że wymiotła już wszystko, co było do wymiecenia, do tego zrobiła to niezwykle dokładnie.

– Co teraz? – spytała, tępo patrząc na szefową.

– Siadaj, napij się, zaraz kończymy. Zjedz jeszcze, jeśli masz ochotę, choć zapewne już jest zimna – odparła Sandra, spoglądając na zegarek. – Trzy po piątej, jak chcesz, możesz już iść, sprzątanie basenu dziś cię nie dotyczy. Policzę ci za cztery godziny – dodała, wyrzucając zamiecione brudy do worka i po chwili usiadła obok nastolatki.

– Pojadę z Travisem.

Sandra natychmiast zlepiła usta z kuflem, a następnie w ruch poszedł kolejny papieros.

– No, nareszcie można w spokoju napić się piwa, mam już dość tych porządków. W taką pogodę należy moczyć się w wodzie, nie użerać z tym bajzlem. Widzisz? Mam basen pod nosem, a tkwię tu. Ale nie z tym wrzeszczącym tłumem, to nie dla mnie. Jak chcesz, w łazience dla pracowników jest gorąca woda, możesz wziąć prysznic. Albo wskakuj do basenu. Poza tym to idź się przebrać, koniec na dziś. Czerwony jest od szatni, a ten z obwódką od łazienki. – Sandra wręczyła brunetce pęczek kluczy.

Laura, pchnięta przymusem jak najszybszego sprawdzenia przebieralni, bez chwili zwłoki wyszła z biura. W szatni znalazła się błyskawicznie i na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego się w niej nie działo, lecz gdy weszła do części damskiej, w lot zauważyła zmiany. Pierwotnie zamknięte drzwi były teraz uchylone, a jej pozostawione na krześle ciuchy zauważalnie zmieniły swoje położenie. Już wiedziała, że coś jest nie tak, choć jeszcze miała nadzieję, że może tylko jej się wydaje. Natychmiast sięgnęła do spodni i jej obawy właśnie się ucieleśniły – komórka zniknęła. Mrożący krew w żyłach dreszcz spłynął od stóp do głów, totalnie spanikowała. Od razu nasunęło się pytanie: „co powiem Frankowi?”, do tego ogarnęła ją wściekłość na siebie, że nie wzięła telefonu ze sobą. Lecz przecież do głowy by jej nie przyszło, że włamią się do pracowniczej szatni, że mają na tyle odwagi.

Nie wiedząc, co robić, i łudząc się bezsensownie, sprawdziła jeszcze pod ławeczką i we wszystkich kątach, choć wiedziała, że już po telefonie. Zrezygnowana usiadła na tyłku, mając już w głowie niemiłą perspektywę rozmowy z brunetem. Im dłużej myślała, tym większe rozżalenie atakowało ją całą, najchętniej zapadłaby się pod ziemię, zniknęła... Pozbierała się jednak, przebrała, zamknęła szatnię, sprawdzając dwa razy, i pełna niepokoju, udała się na zewnątrz. Minęła bar, rzucając w kierunku nalewającego piwo Troy’a wymuszony uśmiech i za chwilę była przy basenie.

Pierwszą rzeczą, na którą skierowała swoją uwagę, było miejsce, gdzie siedziała złowroga ekipa, ale to już było puste. No tak! Jak już zwinęli komórkę, to się ulotnili! – krzyczała do siebie, zła do granic możliwości. Kilka sekund później doszła do stanowiska Travisa, przy którym leżał ręcznik przyjaciółki, lecz jej samej przy nim nie było. Ta zjawiła się po chwili, mokra od stóp do głów.

– Co się stało? – zapytała od razu, widząc osobliwą minę koleżanki.

– Zajebali mi telefon – mruknęła załamana nastolatka. – To na pewno oni, bo któż by inny? I nie bali się włamać? – dodała, z trudem tłumiąc wybuch płaczu.

– Powiedz Travisowi, tak być nie może – wzburzyła się Emma. – Poza tym dlaczego nie wzięłaś go ze sobą?

– Kurwa, a kto by pomyślał, że wjebią się do szatni pracowników i że akurat mam fajną, drogą komórkę? Zwłaszcza, że nie pomyśleliby raczej, że ją tam zostawię. Powiedz Travisowi, powiedz Travisowi... I co? Nie ma ich już, jak widzisz. A było tak pięknie. I co ja mu powiem? – Dziewczyna napomniała o Franku. – Kurwa mać, nic nie powiem, może nie zauważy – panikowała, trzęsącym się głosem.

– Frank tu był, ale nie mogłam cię znaleźć, a Travisa też nie było. Nawet nie kupił biletu i nie wchodził, gadałam z nim przy bramie. Kazał ci powiedzieć, że jedzie w sprawie pracy i zadzwoni po szóstej. No... tylko jak teraz zadzwoni? – rzekła zatroskana Emma.

– No, ładnie, to teraz mam słodko. I co ja mam mu powiedzieć? Na pewno nie będzie zły, ale znając go, zaraz będzie chciał interweniować, a ja nie chcę, aby ją zaczepiał, ona jest pojebana. Przecież ten telefon kosztował kupę kasy, dlaczego nie zostawiłam go w samochodzie? – karciła się zagubiona w tej całej sytuacji brunetka.

– To mu powiedz, że zostawiłaś u mnie, a jutro coś wymyślimy.

– Co wymyślimy? On nie jest przecież głupi.

– Dobra, coś wymyślimy – powtórzyła Emma. – Skończyłaś już pracę?

– Nie wiem, chyba tak, ale muszę jeszcze iść do biura. Przyjdę do ciebie przed zamknięciem.

– Mam nie wychodzić z innymi, tylko poczekać na Travisa, tak mi powiedział. To idź i przychodź, nudno mi samej. Dobrze, że przyszedł chociaż na trochę, bo jakby nie przyszedł, wzięłabym się za barmana. Jest całkiem, całkiem... – oświadczyła niemal uroczyście zadowolona blondynka.

– No... i dostał za ciebie burę. – Zaśmiała się Laura, najsztuczniej, jak mogła.

– Młoda! – Dobiegło z oddali.

Niedaleko baru stał Travis z dużym niebieskim workiem – Chodź! – Machnął ręką i schował się za budynkiem.

– Idę, postaram się szybko wrócić – rzuciła Laura i odeszła od pakującej się przyjaciółki.

Gdy dotarła na tyły knajpy, chłopak zbierał szklane opakowania z trawnika.

– Idź, kończ piwo i pozbieraj kufle, Sandra chce zamknąć biuro – nakazał, nie odrywając się od pracy.

Nastolatka bez słowa udała się do gabinetu, czując się trochę nieswojo, nie było jej przecież dłuższy czas.

– Chodź, podpiszesz się –poprosiła szatynka, gdy Laura przekroczyła próg pomieszczenia.

Po chwili brunetka nachyliła się nad kartką, na której widniały między innymi nazwiskami jej nazwisko, oraz godziny, w których pracowała. Sandra dotrzymała słowa, koniec pracy wpisany był na osiemnastą. Szybko złożyła autograf i spojrzała na szefową, nie bardzo wiedząc, jak się teraz zachować.

– Zanieś to do baru, karton wywal do kubła z makulaturą i jesteś wolna. – Sandra się uśmiechnęła, wskazując cztery szklanki i pudełko po pizzy. – Jutro też przyjdź na drugą. Nie ma sensu lecieć wcześniej, po południu nie ma jeszcze nic do roboty.

– Travis mówił, że praca może być też od dziesiątej – stwierdziła, a raczej zapytała Laura.

– Tak, ale to raczej w weekendy, wtedy jest masa ludzi. Ale jak już mówiłam – na weekend mamy innego pracownika, ale zdarza się, że czasem potrzebujemy kogoś do pomocy, wtedy dzwonimy.

– To dlaczego nie zatrudniacie jednej osoby?

– Ci pracujący w tygodniu chcą mieć wolne weekendy, też chcą skorzystać z lata, sama rozumiesz... No... nie liczę ratowników... nawet tych zbuntowanych... – Zadrwiła wesoło Sandra.

– Kończycie już?! – Wystraszył dziewczyny Travis, wtykając na początku głowę, a następnie resztę siebie do biura.

– Nie krzycz, nikt tu nie jest głuchy. – Napuszyła się szatynka, patrząc krzywo, lecz z sympatią na pracownika. Ale ty nie kończysz, więc nie rozumiem tego poganiania. Obijałeś się pół dnia, więc pomożesz Troyowi sprzątać, poza tym trzeba też pozmywać w łazienkach i pozakładać papier – dodała, spoglądając wymownie w stronę nastolatki.

Travis chyba zgłupiał, o czym świadczyła jego niezbyt rezolutna mina. Zaraz jednak stanął do walki.

– Dobra, dobra, kibel, kiblem, a ja pytam poważnie. Ludzi już prawie nie ma, Troy już posprzątał, więc pytam, czy zamykamy?

– A ja poważnie mówię. Śmigaj do magazynku, umyj posadzkę i wymień ten papier – rozkazała Sandra, migiem poważniejąc.

Kompletnie zdezorientowany chłopak spojrzał na szefową, następnie na siostrę i bez słowa, niemrawo ruszył w stronę wyjścia.

– Stój, żartowałam! – krzyknęła Sandra, uderzając głośnym śmiechem. – Już kończymy, możecie szykować się do zamknięcia.

Travis szybko zniknął, szefowa zamknęła biuro i otworzyła znajdujący się obok niewielki schowek.

– Kompletnie o tym zapomniałam. Powiesisz? Ubikacje są na tyłach budynku, zaraz za wejściem na zaplecze. Może się już nie spotkamy, więc do jutra. – Oznajmiła Sandra, wręczając Laurze cztery rolki pachnącego papieru i zniknęła z zaplecza.

 

Schludne, wyłożone biało-szarymi kafelkami, z błyszczącymi zadbanymi sedesami toalety wcale nie wyglądały jak toalety na basenie, prezentowały się raczej jak te ładne, hotelowe. Widać było, że goście szanują to miejsce i nie robią w nim syfu, w końcu było ono dla nich przeznaczone.

Laura szybko wymieniła w czterech kabinach puste rolki i kilkanaście sekund później stała już przy barze, przy którym siedziała Emma z sokiem w dłoni. Travisa nie było, Troya też nie, usiadła więc obok, mając nieustannie na końcu czaszki myśli o tym nieszczęsnym telefonie.

– Skończyłaś? – zapytała przyjaciółka.

– Tak.

– To możemy jechać?

– Poczekajmy na Travisa...

– To jak, zmęczona? – zapytał nagle barman, który jak duch wyłonił się spod lady.

– Cały czas tu byłeś? – zapytała zaskoczona brunetka.

– Ja poruszam się jak kot. – Chłopak się uśmiechnął, otrzymując w zamian identyczny wyraz twarzy.

– Nie, nie zmęczona... no, może trochę. Wczorajsza impreza nadal we mnie tkwi. – Pochwaliła się się nastolatka, szturchając pokazowo przyjaciółkę.

– Bujaj się, do niczego cię nie zmuszałam – warknęła wesoło Emma, odpychając koleżankę.

– Dobra, laski, bez bijatyk mi tu. Za duże jesteście na to. – Zarechotał Troy, kładąc na ladzie szarą ściereczkę.

Dziewczyna się rozweseliła, zapominając chwilowo o wszystkich swoich nieszczęściach. Dziwiła się trochę i szczerze nie wiedziała, czemu przy tym akurat chłopaku czuję się kompletnie wyluzowana, co w jej przypadku było raczej rzadkością przy starszych facetach. Biło od niego ogromną dobrodusznością i ciepłem, miała wrażenie, że zna go pół życia. Sympatię do Troy'a pogłębiał też fakt jego dość luźnego poczucia humoru, przez co był też niezwykle charyzmatyczny.

– Napijesz się czegoś? Chłopaki poszli się przebrać i pozamykać, masz jeszcze chwilę – zapytał.

– Może czegoś zimnego.

Dostała lodowany sok i dopiero teraz szatyn zabrał się za wycieranie lady, spoglądając raz po raz na towarzyszki.

– Przestań już myśleć – szepnęła Emma, trącając łokciem milczącą kumpelę.

Nie otrzymała odpowiedzi, w zamian za to przy barze pojawił się Travis, kładąc na ladzie pęczek kluczy.

– Czekasz na mnie? – spytał siostrę. – To dobrze, matka dzwoniła i mówiła, żebyś przyjechała ze mną po pracy do domu, że to ważne. Dziwnie brzmiała, nie wiesz, o co chodzi?

Laurę zmroziło.

– Jak to: „dziwnie brzmiała”? – Laura zdenerwowała i, nie wiedzieć, dlaczego, od razu pomyślała o psychologu.

– Nie wiem. Ale wyluzuj, nie była zdenerwowana, raczej jakaś dziwnie tajemnicza, gadała podobnie, jak to zawsze przynudza przed jakąś ważną rozmową z nami. „Na razie nie pytaj o nic, proszę tylko, abyście przed siódmą byli w domu” – tyle się dowiedziałem. Zresztą sam nie wiem, była po prostu jakaś dziwna – powtórzył ratownik.

Tego było już Laurze za wiele na jej dzisiejsze przejścia. Jakby mało było Amber, komórek i kaca, to jeszcze teraz matka, której nie wiadomo, o co chodzi. Mimo że Travis powiedział, że nie była w podejrzanym nastroju, dziewczyna bała się jechać do domu, niepewność, co ją tam czeka, dobrze grała swoją rolę. Do tego Frank – dzwonił już, czy nie? i dumanie nad wiarygodnymi kłamstwami, które trzeba jakoś wcisnąć brunetowi, co na pewno nie będzie łatwe...

– Młoda! – Travis podniósł głos, szarpiąc siostrę za bark.

Oprzytomniała i zobaczyła przed sobą dziwne, pytające miny trzech osób.

– Jedziemy! – zakomunikował, gapiąc się na nią na wskroś i ruszył z Emmą przodem.

– Wszystko ok? – zapytał idący obok Troy.

– Tak.

– Jakby co, jestem dobrym słuchaczem. – Uśmiechnął się sugestywnie.

– Wszystko ok – mruknęła, chcąc jak najszybciej wsiąść do samochodu i uniknąć dalszej rozmowy, na którą, notabene, nie miała ani pomysłu, ani chęci.

Szatyn dobrze odczytał jej postawę, gdyż zamilkł i w takiej atmosferze doszli do swoich aut, po czym pożegnali się z barmanem, który zaraz odjechał.

– Nie jedziesz z nami? – zapytał Travis, widząc, że Emma trzyma w dłoni kluczyki do swojego samochodu.

– Nie, przecież macie jakiś sprawy.

– No tak, może i masz rację. Ale przyjedziesz potem – dopytywał ratownik, choć wyglądało to raczej na stwierdzenie, niż pytanie. – Zadzwonię – nalegał.

– Nie ma sprawy, przyjadę. Na razie – rzuciła blondynka i szybko wsiadła za kółko. – Zabieraj to, mi to niepotrzebne! – Emma się zaśmiała, wystawiając przez okno butelkę z „lekiem” brunetki.

Laura zabrała od niej napój i bez słowa wsiadła do wozu brata. Wiedziała, że Travis już dawno zauważył jej podejrzane zachowanie, dlatego też marzyła, aby być już w domu, z drugiej strony jednak ten dom nie wydawał jej się w tej chwili odpowiednim miejscem pobytu. Po chwili rozmowy z Emmą Travis w końcu wsiadł za kółko. Laura siedziała niewzruszona i gapiąc się w szybę, usilnie próbowała udawać, iż nie porusza jej zbytnio obecność chłopaka. Ten w milczeniu odpalił silnik i ruszył. Nie zaczynał tematu, nie pytał o nic, lecz jego szybka, a wręcz wściekła jazda, dosadnie mówiła o jego obecnym nastroju.

Dziewczynę przez natłok poplątanych myśli powoli zaczynała boleć głowa, do tego kac męczył ją niemiłosiernie. Matka odpłynęła z jej głowy, na powrót ustępując miejsca srebrnej komórce. Nie chciała już myśleć, kombinować, miała dość. Lecz łatwiej powiedzieć, gorzej zrobić, jeśli wszelakie spekulacje na chama wpychały się do jej podświadomości, nie dając chwili wytchnienia i szarpiąc przy okazji nerwy. Przez chwilę pomyślała, że może jednak powiedzieć Frankowi prawdę, jednak wstyd z powodu bezmyślnej utraty telefonu wziął górę, dlatego pomysł został zduszony w zarodku. Przeszło jej też przez myśl, aby kupić taki sam, tylko skąd, do jasnej cholery, wziąć pieniądze? Może pożyczyć od Emmy? ona zawsze ma. A może powiedzieć Jimmy’emu, może jemu uda się jakoś go odzyskać...?

– Laura, do chuja jasnego, co się znowu z tobą dzieje?! – huknął Travis, patrząc z niemałym już teraz niepokojem za zawieszoną dziewczynę.

Musiała odlecieć na dobre, skoro nie zauważyła nawet, że są już na swoim podjeździe.

– Nic, sorry.

– Nic?! Młoda, dlaczego znowu ściemniasz, skoro i tak ci to nie wychodzi? Co się stało? – drążył chłopak, już nieco spokojniej.

– Mówię, że nic. Myślę o tej zdzirze, chyba specjalnie dziś przyjechała, żeby pograć mi na nerwach. Przecież powinna być w pracy. I pewnie jutro też się pojawi – zełgała ze stanowczością Laura i to chyba pomogło, bo Travis stwierdził:

– Olej sukę. Rób, co robisz i nie zwracaj uwagi, znudzi jej się. Idziemy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Obecna szefowa całkowite przeciwieństwo tego durnego właściciela knajpy. Laura to ma pecha. Wyśmiali ją, a na deser – okradli. Kolejne kłopoty i kolejne kłamstwa. Masakra.))
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    A to jeszcze nie koniec (nie będę spojlerować). ;)
  • Pasja 3 miesiące temu
    Jeśli się nie odważy porozmawiać uczciwie (barman zaproponował pomoc) i będzie dalej grzęzla w kłamstwach nie pomoże sobie. Z telefonem poważna sprawa. Zna złodzieja i pewnie na basenie są kamery. Emma też powinna zadziałać.

    Pozdrawiam serdecznie
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Ona porozmawia? Jak ciężko przestraszona. Ale się nie dziwię, sama nie wiem, bo bym na jej miejscu zrobiła. Pozdro.😉

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania