Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 26

– Co, do cholery?! – Sandra zerwała się z miejsca i szybkim krokiem ruszyła w kierunku pizzerii.

Troy ruszył za nią, więc Laura także.

– Cholera! – krzyknęła kobieta, która pierwsza weszła do pomieszczenia; pozostali nie wiedzieli jeszcze, co się dzieje.

Gdy Laura stanęła w progu, szefowa przykucnęła już przy przywalonej ciężką półką, nieprzytomnej Jessice, naokoło której leżały różnego rodzaju blaszki, miski, sztućce i tym podobne, kuchenne atrybuty.

– Dzwońcie po karetkę– nakazała Sandra, próbując podnieść mebel, niestety, bez rezultatu.

Troy natychmiast wezwał pomoc i doskoczył do kobiety.

– Odsuń się! – zażądał i także spróbował swoich sił w podniesieniu regału – Leć po Chrisa – rzucił do Laury i ta od razu wybiegła z pomieszczenia.

Z ochroniarzem wróciła w okamgnieniu i teraz już we dwóch udało im się uwolnić dziewczynę spod masywnej półki, po czym barman chwycił pod ręce i delikatnie odciągnął od miejsca katastrofy.

– Jess – zaczął poklepywać ją po policzku, lecz bez efektu, dopiero, gdy dwa razy powtórzył czynność, dziewczyna otworzyła oczy.

– Co się stało? – zapytała, gdy trochę oprzytomniała.

– Napij się. – Sandra podała jej do ust szklankę z wodą.

Blondynka chciała wstać, lecz jęknęła tylko głośno i wróciła do półleżącej pozycji, spoczywając w ramionach Troy'a.

– Nie wstawaj, zaraz przyjedzie karetka – rozkazał chłopak.

– Moja noga... – wystękała Jessica. – Boli...

– Nie ruszaj się, na pewno złamana. Zaraz przyjedzie pogotowie – powtórzył barman, kurczowo trzymając ręce przyjaciółki.

– Widzę, że już ok, więc spadam – mruknął Chris i zniknął z baru.

– Po co żeś lazła na tę półkę? Na zapleczu jest przecież mała drabinka – skarciła chłodno Sandra, nachylając się złowieszczo nad pracownicą.

– Chciałam zdjąć dużą blachę... Nie raz już wchodziłam, nie wiem, co się stało? – bąknęła Jessica, z oznaką cierpienia w głosie.

– Chyba są tu faceci, od czego są? Przecież masz Troy'a za ścianą. Do licha, dziewczyno... – Sandra nie odpuszczała, definitywnie poirytowana wypadkiem.

– Dobra, nieważne, nic się nie stało – mruknęła blondynka. – Daj mi papierosa.

– Oj, Jess... – Szefowa cicho westchnęła i dała jej używkę. – Poradzicie sobie? Muszę zadzwonić – zwróciła się do barmana.

– Jasne – odparł chłopak.

– Jak przyjedzie pogotowie, przyjdź po mnie. Laura, możesz zrobić mi jeszcze kawę? I zrób coś sobie, jak masz chęć, wszystko znajdziesz w biurze. Dwie łyżeczki i łyżeczka cukru. Dziękuję. – Sandra spojrzała na brunetkę i szybkim krokiem wyszła z lokalu.

– Chcecie coś? – zapytała nastolatka.

– Nie – mruknął Troy.

W jego głosie Laura od razu wyłapała wstyd i lęk przed pozostaniem sam na sam z przyjaciółką, co ją wielce ucieszyło. Dobrze ci tak, teraz kombinuj – pomyślała i zadowolona ruszyła wykonać prośbę, przy czym, tym razem, zrobiła sobie herbatę.

Gdy oba napary były już gotowe, dziewczyna nie wiedząc, co ma robić, ruszyła z powrotem do pizzerii. Dochodziła już do drzwi, lecz usłyszała: – ...ten przeklęty bar, albo za dużo kawy – tłumaczył się chłopak.

Zatrzymała się, a dialog trwał nadal: – Dobra, koniec tematu. Było, minęło – rzekła Jessica.

– Przepraszam – Za plecami Laury rozbrzmiał męski głos, który dobitnie ją przestraszył i jego właściciel delikatnie prześlizgnął się obok nastolatki, a za nim drugi.

Poszła za młodymi ratownikami, którzy natychmiast przycupnęli przy Jessice, wyciągając z torby potrzebny sprzęt.

– Co się stało? – zapytał jeden z nich, patrząc to na poszkodowaną, to na stojącego już na nogach Troy,a.

– Wlazła na regał i zwaliła się razem z nim – odparł oburzony chłopak.

– Pójdę po Sandrę – rzuciła Laura i udała się na teren basenu, gdzie, jak przewidywała, znajdowała się szefowa, gdyż w budynku jej nie było.

Dochodziła siedemnasta dwanaście i ludzi było już o wiele mniej, zapewne połowa tego, co godzinę temu. Od razu spojrzała w miejsce, gdzie wczoraj egzystowała Amber, lecz nikogo podejrzanego nie wypatrzyła, po czym rozejrzała się po ośrodku, ale szefowej nigdzie nie było.

Zerknęła na stanowisko Travisa – pusto, podeszła więc do Dave’a.

– Cześć – Uśmiechnęła się. – Gdzie Sandra? Jest potrzebna.

– Cześć. Za bramą, jakieś zamieszanie.

– Dzięki. – Laura ponownie wygięła usta i ruszyła w kierunku kasy, nie zdążyła jednak dojść do wyjścia, bo Sandra właśnie pojawiła się naprzeciwko, w oddali kilkunastu metrów, mówiąc do Travisa: – Co tu się, do kurwy nędzy, dzieje?! Gdy się zbliżyli, Laura oznajmiła kobiecie:

– Chodź, przy...

– Wiem, widzę, stoi przed wejściem – fuknęła szefowa, której prezencja stała się nagle strasznie dziwna.

Wyminęła pracownicę i szybko poszła w kierunku pubu, a w jej miejsce, jak z podziemi wyrósł Travis.

– Młoda... – Spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby chciał zamienić siostrę w sopel lodu.

Laurze oddech zatrzymał się gdzieś między przełykiem a żołądkiem.

– Co? – wydusiła w końcu.

– Chodź! – Ratownik mocno chwycił jej ramię i mocno pociągnął za sobą. – Widzisz?! – Wskazał jej srebrnego Forda.

Przednią szybę ozdabiało duże pęknięcie w postaci pajęczyny, a opony zostały przebite.

– Nadal twierdzisz, że nic nie wiesz?! Może jednak czas już cokolwiek zgłosić, jak myślisz?! – zagrzmiał. – Zdemolowanie knajpy, a kilka godzin później samochodu Sandry to dziwny zbieg okoliczności, nie uważasz?!

Słabo się zrobiło dziewczynie, teraz już wiedziała...

– Laura! Do jasnej cholery, trzeba z tym zrobić. Ta laska naprawdę ma coś z głową i widzę, że chyba dobrze zalazłaś jej za skórę, skoro poczyna sobie coraz śmielej.

– A skąd wiesz, że to ona? – broniła się dziewczyna, o mało nie płacząc. – No właśnie, dziwny zbieg okoliczności Co, Amber? Co by jej przyszło z robienia tu syfu? – tłumaczyła się, kompletnie zagubiona i wystraszona, plącząc pośpiesznie rzucane słowa.

– Więc kto? Pracuję tu trzy lata i nic nigdy się nie działo, więc młoda...nie bujaj. Dość już tych cyrków, trzeba zadzwonić na policję – syknął chłopak.

– Nie! Zresztą i tak im nic nie udowodnią, a ja się boję, rozumiesz?! – Laura podniosła głos. – Nie wiadomo, czy to oni, więc nie będziesz nigdzie dzwonił, zrozumiałeś?!

– Więc kto, pytam?! Chcą ci nabruździć i nieźle im to wychodzi, tylko czemu ktoś ma przez to cierpieć i się denerwować?! – huknął wkurzony do granic możliwości chłopak.

– Taaak?! Czyli to wszystko moja wina, tak?! – wrzasnęła Laura, wyrwała się bratu i biegiem ruszyła w stronę bramy.

Złapał ją jednak po chwili, chwytając jeszcze mocniej.

– Kurwa, puszczaj mnie!

– Dokąd się wybierasz? Tu nie ma czasu na żale, tu trzeba coś robić!

– Kurwa, puszczaj mówię, bo zacznę krzyczeć! – szarpała się nastolatka, lecz groźba nie była potrzebna, gdyż darła się już tak głośno, że większość obecnych już od dawna wlepiało w nich wzrok.

Speszony widownią Travis puścił dziewczynę, która z płaczem wybiegła za ogrodzenie.

– Laura! – Usłyszała jeszcze brata, ale nieszczególnie ją to obeszło.

Basen mieścił się daleko od wszelkich zabudowań, na samym końcu miasta, więc nie wiedząc, gdzie iść, weszła do rosnącego nieopodal lasku i tam, padłszy na kolana, w końcu dała upust swoim emocjom. Tkwiła tak chyba z pół godziny, lecz gdy poczuła, że gardło zaczyna ją boleć, a łzy się wyczerpują, uspokoiła się i niechętnie ruszyła w stronę przystanku. Szła bardzo wolno, rozglądając się, czy aby nie widzi jej ktoś z pracowników basenu, lub jej brat. Gdy doszła na przystanek, autobus stał akurat z otwartymi drzwiami, zapraszając pasażerów do środka. Na zegarku kasownika sprawdziła godzinę – 1siedemnasta czterdzieści osiem, po czym usiadła na samym końcu, chowając się przed światem. Nie chciała rozpłakać się przy masie gapiących się na nią ludzi, którzy zaraz zaczęliby zapewne wypytywać: „wszystko w porządku?”, „co się stało”, „źle się czujesz?”, i tym podobne, męczące gadanie.

Spojrzała na siebie i dopiero uświadomiła sobie, że nadal jest w roboczym ubraniu, które, mimo żywej reklamy basenu, dzięki Bogu, były przynajmniej czyste. Kurwa, jak ja zajadę do domu? – pomyślała, zła. Nieważne ciuchy, ale przecież nie mam kluczy. Co powie matka, zaraz będzie wypytywać, dlaczego jestem tak ubrana.

Zaraz się jednak „obudziła”, gdyż poczuła lekkie popchnięcie; mocno otyły mężczyzna posadził tyłek obok, zajmując prawie dwa siedzenia i przesuwając przy okazji nastolatkę na środek jej.

– Mógłby się pan nie rozpychać? – warknęła Laura, wkurzona wizytą grubasa.

Kurwa, cały autobus pusty, ale nie... on musiał się wpierdolić akurat tu! – pyskowała w myślach, gdyż nie wiadomo, dlaczego, niedawny smutek z minuty na minutę zamieniał się w złość.

Typek obojętnie spojrzał na pasażerkę i milczał, wykazując zupełną obojętność. Poirytowana nastolatka szybko wstała i zajęła miejsce z przodu autobusu. Odwróciła się jeszcze, obcinając mężczyznę złośliwym wzrokiem, zachichotała cicho i wlepiła wzrok w szybę, przypomniawszy sobie, że nie ma przecież biletu.

 

Targana na przemian to żalem, to spowodowanym irytacją, głupkowatym humorem, po niecałych czterdziestu minutach skręcała już na chodnik swojego domu. Zerknęła na podjazd – pickupa nie było, co zdziwiło dziewczynę, przecież już dawno po pracy; stał ta za to czerwony Lexus, co oznaczało, że ktoś jest w domu, a dokładnie rzecz biorąc – matka ze swoim nowym partnerem.

No nie, no kurwa! – przeszło jej przez myśl, nie miała ochoty na gości, kolacje i smętne rodzinne pogaduszki.

Wzięła się jednak w garść i delikatnie uchyliła drzwi, po czym cicho jak myszka wślizgnęła się do środka. Od razu usłyszała głos matki: – ...nie wiem, trzeba by ją o to pytać. – To porozmawiaj z nią, myślę, że mimo wszystko się zgodzi” – rzekł Charlie, potwierdzając swój optymizm miłym, szczerym śmiechem, któremu, ku zdziwieniu Laury, towarzyszyła radość nie tylko pani Anderson, lecz także jakiejś młodej dziewczyny. Od razu się spięła, ale i zezłościła, czując, co się się kroi. Ta zawsze przyjazna dziewczyna zmieniła się nagle w zimną jak głaz, chamską sukę. A chuj tam, będę tu stać do jutra? – pomyślała i zdecydowanym krokiem ruszyła na górę.

– Dzień dobry – bąknęła, rzucając krótkie spojrzenie w kierunku salonu i ekspresowo znalazła się na chodach.

– Laura, chodź tu! – Usłyszała rodzicielkę, ale nie zareagowała, zaraz zamykała od środka drzwi swojej sypialni.

Wiek od osiemnastu do góra dwudziestu dwóch lat, brązowe włosy z jasnymi pasemkami oraz podobna do niej samej, krucha postura i szeroki uśmiech – tyle tylko udało jej się zaobserwować z wyglądu, jak sądziła, córki Charlesa. Długo nie czekała na gości, po chwili zamaszyście otworzyły się drzwi i matka wtargnęła do pokoju.

– Laura, wołałam cię, nie słyszałaś? – zapytała łagodnie, lecz pretensja wręcz potokiem wylewała się z jej głosu.

– Słyszałam, muszę się przebrać, szefowa wyjechała nagle i zabrała klucze. Moje ciuchy zostały w pracy, kumpel mnie podwiózł, poza tym głowa mnie boli, chyba od słońca, źle się czuję i nie mam ochoty na wizyty. Muszę wziąć kąpiel i trochę odpocząć, mieliśmy włamanie, było dużo zamieszania, do tego koleżanka miała wypadek i nie mam chęci dziś na nic... – wyjechała na jednym tchu nastolatka, wyprzedzając wszelkie pytania kobiety i operując przy tym istnym, mało zresztą zrozumiałym słowotokiem.

Pani Anderson patrzyła na córkę, dokładnie widząc jej dziwne zachowanie, lecz po chwili rzekła:

– A gdzie Travis? Dlaczego nie przyjechaliście razem?

– Mówiłam, że mieliśmy włamanie, został jeszcze w pracy. Idź już, chcę się przebrać – naciskała Laura, mając dość tego spotkania, choć trwało ono tylko chwilę.

– Przebierz się i zejdź na kolację. Jeśli źle się czujesz, nie musisz siedzieć długo, ale wypada się przywitać, poznać...

– Przecież się przywitałam, czy musisz mnie zmuszać do czegoś, na co akurat dziś nie mam ochoty? Co mnie obchodzi jakaś paniusia? Mam inne sprawy na głowie – syknęła nieuprzejmie nastolatka.

– Laura, co się dzieje? – Matka za nic nie dała wyprowadzić się z równowagi, przez co jej zachowanie sprowadziło dziewczynę na ziemię.

Kurde, co ja wyprawiam – zbeształa się w duchu dziewczyna.

– Przepraszam, mówiłam, że było włamanie i wypadek, po prostu nie mam dziś nastroju. Przepraszam... – bąknęła, uciekając wzrokiem od wiercącej ją spojrzeniem kobiety.

– Kochanie, zejdź, na kilka minut, potem się położysz – nalegała matka.

– Dobrze, za chwilę, Dasz mi się w końcu ubrać? – syknęła brunetka i kobieta, ciężko westchnąwszy, opuściła sypialnię.

Laura, wywalając w poszukiwaniach połowę szafy, nałożyła w końcu niebieskie, wpadające w odcień szarości jeansy, białą koszulkę na ramiączkach, przemyła twarz zimną wodą i za chwilę stała przy schodach. Nie chce mi się, o czym ja mam z nią gadać? Na pewno jakaś bogata, zarozumiała lala. Kurwa, za jakie grzechy? Choć Charlie jest w porządku, więc może i ona...? – dumała, rozpatrywała, przeciągając jak się da zejście na dół. Tkwiła tam jeszcze chwilę, ale z sekundy na sekundę dochodzący z dołu zapach czegoś smakowitego wiercił jej coraz większą dziurę w brzuchu. Nic przecież nie jadła i czuła się już głodna, lecz dobiegający, i jakże irytujący obecnie głos nieznajomej bił się z tym zapachem, wprowadzając jeszcze większą nerwówkę.

Dobra, jakoś to będzie – stwierdziła nastolatka i usiłując zaprezentować ogromną pewność siebie, ruszyła do salonu. Gdy tylko stanęła w progu, wszystkie oczy skierowały się w jej stronę i pewność siebie natychmiast zniknęła. Starając się unikać kontaktu wzrokowego z kimkolwiek z obecnych prócz matki, szybko usiadła obok nieznajomej, gdyż tylko tam stały dwa wolne krzesła, przeznaczone najwyraźniej dla niej i brata.

– Poznajcie się. To moja córka Samantha, a to Laura – wyjechał od razu Charlie, uśmiechając się jak zwykle od ucha do ucha. – Jest tylko o rok starsza, więc myślę i mam nadzieję, że się dogadacie – dodał.

– Cześć. Sam. – nieznajoma wyciągnęła dłoń.

– Laura. – Brunetka powtórzyła gest, lecz był on tak oziębły, że Samanta tylko musnęła jej dłoń; chyba zrobiło jej się głupio z powodu aż tak dużej oschłości nastolatki.

– Lepiej się czujesz? – kontynuował mężczyzna ciepłym, ojcowskim głosem, mając zdecydowanie na myśli ich pierwsze spotkanie.

– Tak – mruknęła Laura i chwyciła naczynie z zapiekanką, której od razu nawaliła sobie cały talerz.

Spojrzała na matkę – jej wyraz twarzy stał pod coraz większym znakiem zapytania.

– Przepraszam. Nic dziś nie jadłam, jestem głodna jak wilk – wydusiła, próbując wyplątać się jakoś ze swojego coraz mniej racjonalnego zachowania.

– Nie krępuj się, smacznego – rzekł wesoło Charles.

Za moment obok zapiekanki pojawiła się warzywny stos pomieszanych sałat, a przed nią wyrósł kieliszek czerwonego wina. Wywaliła oczy i znów przeszyła matkę wzrokiem.

– Tylko jeden, na apetyt... – Kobieta uśmiechnęła się niemrawo. – Choć widzę, że na ten chyba nie masz co dziś narzekać – dodała, rozbawiając obecnych, co natychmiast wzburzyło nastolatkę.

Kurwa, to teraz już jestem obiektem żartów przed paniczem i lalunią?! – Laura ekspresowo zinterpretowała słowa matki, wzięła widelec i bez słowa, zamaszystym ruchem posłała pierwszy kęs kolacji do ust, a po nim drugi i trzeci. Tak się zadumała nad tym, co myślą teraz o niej towarzysze wieczoru, że nie połapała, że ma w ustach całą masę żywności i że więcej się już w nich nie zmieści. Podniosła głowę – obecni nadal inwigilowali ją wzrokiem, przy czym Charles z niezmiennym, wyrozumiałym uśmiechem. W mig przeżuła, natychmiast popijając połową zawartości kieliszka i znów zerknęła na towarzyszy – zajęli się kończeniem posiłku, jedynie matka bacznie obserwowała córkę, będąc już wyraźnie zniesmaczona i zawstydzona jej zachowaniem.

– Przepraszam – powtórzyła Laura i wróciła do kolacji, tym razem już na spokojnie.

– Pracujesz u Sandry? – wyjechała nagle Samanta i Laura momentalnie zakrztusiła się tkwiącą jeszcze w jej ustach pozostałością zapiekanki.

– Tak – odparła niechętnie.

– To pewnie znasz Troy'a?

Dobrze, że przełknęła, bo gdyby tego nie zrobiła, teraz zapewne by się zadławiła.

– Znam, a co?

– Nic, tak tylko pytam...

– To jak już pytasz, to może jaśniej?

– Laura! – Wkurzyła się pani Anderson.

Nastolatka zamilkła, ale znowu była zła, sama już nie wiedziała, co się z nią dzieje.

– Po prostu mamy wspólnych znajomych, tylko tyle – oznajmiła cicho córka Charlesa, lecz głos miała bardzo niepewny.

– Bardzo mnie to cieszy, jestem wielce wzruszona – mruknęła oschle Laura, zionąc coraz większą złośliwością.

– Laura, dość tego! Myślę, że skończyłaś już kolację! – huknęła kobieta.

– I bardzo dobrze, i tak nie powalała smakiem – odpysknęła nastolatka i szybko wstała od stołu.

Matka nie zdążyła odezwać się ponownie, gdyż właśnie zadzwonił telefon i Laura chwyciwszy słuchawkę, migiem znalazła się w swojej sypialni.

– Halo? – rzuciła do dzwoniącego, wielce zadowolona swoim jakże promującym ją przed Samanthą przedstawieniem.

– Cześć, śliczna. Mam twój telefon, ale za pół godziny musisz być przy „Trzech Diabłach”, a najlepiej w tym parku obok, bo mam tylko chwilę, no i nie chcę zbytnio kręcić się przy pubach – usłyszała Jimmy'ego.

Brzmiał bardzo dziwnie, jakby bardzo mu się śpieszyło, a jednocześnie koniecznie chciał się z nią spotkać.

– Nie wiem, czy wyjdę, mam tu małe zamieszanie – powiedziała cicho Laura, bacznie obserwując drzwi. – Ale czekaj, wyjdę, tylko nie zdążę w pół godziny.

– Weź taksówkę, zapłacę. Będę w parku, przy starym niedźwiedziu. Muszę kończyć, do zobaczenia – rzucił chłopak i się rozłączył.

Wieść o odzyskaniu telefonu chwilowo wytrąciła z jej głowy wszystko inne, lecz za moment wróciła do rzeczywistości, zastanawiając się, czy matka nie będzie robić problemów z jej wyjściem z domu. Przecież tak źle się czuła.

Kombinowała chwilę, w końcu postanowiła nie sprawdzać reakcji kobiety, tylko po prostu wyjść, a raczej uciec. Problem tylko w tym, że osobie siedzącej bliżej kuchni z salonu nie będzie problemem dostrzeżenie jej, a tam akurat siedzi matka, więc jak tu przemknąć? Spojrzała na zegar – dziewiętnasta dwanaście – otworzyła szufladę, wzięła pięćdziesiąt dolarów, mały ręczny zegarek, który schowała do kieszeni i wyszła z pokoju. Bezszelestnie zeszła po schodach, zatrzymując się na przedostatnim, skąd jeszcze nie było jej widać, lecz gdy usłyszała, że kobieta, jak na złość, nadal siedzi na swoim miejscu, straciła wszelką mobilizację.

Postanowiła na żywioł. Weszła do salonu, odłożyła telefon i oświadczyła, starając się ukryć stres:

– Mamo, wychodzę, zaraz wracam – po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku drzwi.

– Poczekaj!

No, to teraz będzie pierdolić.

– Gdzie idziesz? Kiedy wrócisz? – Wyrosła przed nią rodzicielka.

Mówiła dość cicho, nie chcąc chyba, aby goście usłyszeli tę rozmowę.

– Mamo, umówiłam się, czy ty musisz o wszystko pytać? Za godzinę wrócę i już muszę iść, bo się spóźnię.

– Z kim się umówiłaś? Już po siódmej, nie idziesz jutro do pracy?

– Mamo, nie wiem, Travis mi powie. Z Frankiem, zadowolona? – wymruczała Laura, chcąc, aby ta wścibska baba w końcu się od niej odpierdoliła.

– Laura, kłamiesz, gdzie idziesz? – drążyła kobieta, coraz mocniej zdenerwowana.

Znała przecież córkę od osiemnastu lat, widziała, co się z nią dzieje, zwłaszcza po jej zachowaniu przy gościach.

– Mamo, nie mam już czasu. – Wkurzyła się dziewczyna, wyminęła matkę i szybko zbiegła do drzwi, ale kobieta natychmiast przed nimi stanęła.

– Laura! Nie wyjdziesz, póki mi nie wyjaśnisz! – oznajmiła zdecydowanie.

– Puść mnie! – huknęła dziewczyna, próbując przepchnąć się przez kobietę, ale ta była nieustępliwa i zatrzymała córkę, łapiąc ją za ubranie.

– Mamo! – krzyknęła prosząco brunetka, bliska już wybuchu płaczu, zwłaszcza, że czas uciekał, a pół godziny to niezbyt długo.

– Nie wyjdziesz!

– Kurwa, puść mnie, kobieto! – ryknęła jak wariatka rozzłoszczona nastolatka, agresywnie odepchnęła matkę od drzwi i migiem wyskoczyła na zewnątrz.

– Laura!

Dziewczyna się nawet nie obejrzała, przyśpieszyła tylko kroku.

– Laura, wracaj! – apelowała kobieta, ale dziewczyna właśnie skręciła za ogrodzenie i jak już zniknęła matce z oczu, zwolniła.

W dupie to mam, co mi zrobi, jak wrócę? Pogada i tyle. Co, już nawet nie mogę wyjść? – tłumaczyła się, rozglądając przy okazji, czy nie nadjeżdża zagrożenie w postaci samochodu brata. Spojrzała na zegarek – dziewiętnasta trzydzieści dwie, więc ma około kwadransa, a nigdzie nie widać taksówki. Była na przedmieściach, więc nie dziwiła więc się brakiem transportu. Jednak zdenerwowanie wzrastało, w końcu miał jej komórkę i już nie musiałaby martwić się Frankiem.

Zerknęła przed siebie i ujrzała oddalony o jakieś sto metrów przystanek. Kurde, autobusem nie zdążę, czemu nie ma tu żadnej pierdolonej taksówki? Jak nie trzeba, to jeżdżą tabunami – warczała w duchu, lecz o obserwacji okolicy nie zapominała.

Nagle z futurystycznym, nieco kosmicznym szumem minął ją nowiutki autobus i Laura rzuciła się w pogoń za nim. Zatrzymał się, gdy dziewczyna była kilkadziesiąt metrów od przystanku i zaraz ruszył, ale po chwili ponownie stanął. Gdy resztą sił dotarła w końcu do celu, drzwi się otworzyły i brunetka ciężko wkroczyła na schodki.

– Dziękuję! – krzyknęła do kierowcy i zmęczona do granic, usiadła z przodu, ponownie nie kupując biletu.

Nie mam kondycji – pomyślała, szczęśliwa wyrozumiałością człowieka za kierownicą. Ciekawe, gdzie Travis? A może coś jeszcze się stało? – pomyślała nagle i przeszedł ją zimny dreszcz. A pierdolę to, dość myślenia. Co będzie, to będzie – postanowiła i zerknęła na kasownik – dziewiętnasta czterdzieści jeden. Poczeka – stwierdziła, lecz pewna nie była. Do najbliższego miejsca, gdzie jest szansa na złapanie taksówki, jeszcze dwa przystanki, a do parku jakieś dziesięć minut jazdy.

Autobus błyskawicznie pokonał dwa kolejne postoje, bo już po minucie dziewczyna opuściła pojazd i ku jej wielkiemu uradowaniu, zaraz obok przystanku stał znak z napisem: „Taxi”, a pod nim czarny błyszczący mercedes. Laura uśmiechnęła się szeroko.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Kuźwa, jak ta Laura mnie wpienia – masakra. Zachowuje się jak neandertalczyk i tylko co chwilę to jej: „Przepraszam”. Co za tępa dzida. Na miejscu matki dałabym jej w mordę, aż by oprzytomniała. Bunt, buntem, ale ta dziewka ma szwajcarski ser zamiast mózgu.
    Boję się, ojojoj, a zapiepsza do Jimmyego na skinienie palca – OMG. To, jak odnosi się do matki, brata i Franka, nie różni jej znacznie od Amber.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Hehe, to jej zapierzanie nie wyjdzie jej na zdrowie, gorzko będzie żałować. 😈
  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    ZielonoMi. No i po co było to pisać.;) Teraz mnie ciekawość zżera. Dawaj kolejną część.
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Joan Tiger Dziś już nie ma sensu, bo póki pousuwam usterki, ze dwie godziny. Sporo tego, aż mi wstyd. Rano wrzucę, ale w kolejnej części jeszcze szmacenia nie będzie, musisz uzbroić się w cierpliwość. To miłe, że ktoś "na mnie czeka".😅😅 😘
  • Pasja 3 miesiące temu
    Włamanie i szereg innych niejasności. Zbieg okoliczności, czy celowe działanie? Laura dalej niezłomnie trwa w swojej skorupie i myśli, że będzie dobrze. Ta dziewczyna jest wkurwiająca na maksa i dziwię się Jej bratu, że nie potrafi załatwić sprawy. Spięcie w domu i Samanta. Kolejna osoba obok Laury i z towarzystwa jej znajomych. Świat jednak jest mały?
    Pozdrawiam i smacznego pączka
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Dziękuję, wzajemnie.😉

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania