Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 67

Spojrzała na zegarek – dziewiętnasta dziesięć.

– Laura, słuchasz mnie? – zapytał zniecierpliwiony Travis. – Co tym masz z tym zawieszaniem się? Mówię coś, a ty w ogóle mnie nie słuchasz, trzeba było wychlać jeszcze więcej piwa – fuknął, zniesmaczony.

– Sorry, zamyśliłam się. Nie wiem, co powiedzieć matce – mruknęła niezadowolona z faktu, że musi przyznać się do swoich słabości.

– Naprawdę? – Travis uniósł brwi, robiąc wybitnie zabawną minę. – To wręcz niewiarygodne. Ty nie wiesz, co powiedzieć? No kto jak kto, ale ty? Taka mądra dziewczynka, najmądrzejsza na świecie bohaterka, i nie wie, co powie…

– Dobra, skończ już, ok? Z tego, co wiem, miałeś iść do sklepu? – Laura się napuszyła, lecz jej niedawna złość powoli się zacierała, jej miejsce zajął lęk przed nieuniknioną rozmową i tłumaczeniem się. Przydałby jej się w tej chwili Frank.

– No co? Powiedziałem coś nie tak? – ironizował chłopak, artystycznie wyszczerzając zęby.

– Kup coś do picia – poprosiła sucho dziewczyna i ułożyła się na kanapie, nie chcąc wdawać się w dyskusję, która prędzej czy później na pewno skończyłaby się awanturą.

Komórka zadzwoniła po raz drugi. Na myśl od razu przyszedł jej Frank, ale i przy okazji Jimmy. Rozpalił ją nieprzyjemny, gorący dreszczyk.

– Przynieść ci telefon? – zapytał chłopak, który już chyba dawno zorientował się, że dziewczyna się czegoś boi.

Nie dziwiło go to jednak tak bardzo, przecież wiedział już prawie wszystko i nie widział potrzeby zadawania zbędnych pytań, na które i tak pewnie nie udzieliłaby odpowiedzi.

– Nie, ładuje się, potem zobaczę – skłamała dziewczyna.

– Ok, to idę. A może kupię mrożoną pizzę, upieczemy sobie? Albo kurczaka, naszło mnie na niego? Tylko że o tej godzinie już raczej nic nie kupię.

– Nie wiem, jak chcesz. Może coś zjem, ale kup też jakąś sałatkę.

– Frank na pewno zrobiłby dobre żarcie i teraz byłoby jak znalazł, ale nie, musiałaś przecież pokazać swoje ja, prawda? – orzekł Travis, będąc już za ścianą, nie zdążyła jednak odpysknąć, bo szybko trzasnął wejściowymi drzwiami.

Westchnęła ciężko, lecz nie odczuwała już irytacji, była coraz bardziej zmęczona. Telefon zagrał po raz trzeci, wywołując kolejny napad lęku. Bała się, nie chciała z nikim rozmawiać, niemniej jednak wstała jednak i targana ciekawością i niepewnością, poczłapała do sypialni. Póki doszła na górę, przez głowę przewinął jej się tłum ludzi, od Franka zaczynając, na Jay'u kończąc. Spojrzała na wyświetlacz i zobaczyła nieznany jej numer. Usiadła na łóżku, zastanawiając się, co zrobić. Ręce już drżały, lecz nie podejmowała żadnych kroków, nie wiedziała, czy oddzwonić.

Siedziała tak dobre kilka minut, grzebiąc w zakłócających jej spokój opcjach, w końcu doszła do wniosku, że jeśli nie sprawdzi, będzie się coraz mocniej denerwować. A może to jednak nic złego? – pomyślała i zdecydowała się w końcu wcisnąć zieloną słuchawkę. Wsłuchiwała się już w trzeci sygnał, które z każdym kolejnym coraz bardziej dławiły jej przełyk, w końcu usłyszała damski głos, którego nie poznała.

– Laura? Dlaczego nie odbierasz? – fuknęła dziewczyna nastolatka odetchnęła z ulgą.

– Sorry, byłam na dole i nie miałam telefonu – odparła Laura, siląc się na spokojny ton, lecz Jenny nie dała się nabrać.

– Laura, coś się stało? Płakałaś? Znów coś ci dokucza? – zapytała, wydawała się bardzo przejęta.

– Nie, jestem trochę zmęczona. Skąd masz mój numer?

– Frank mi dał, mam nadzieję, że na niego nie nakrzyczysz – zaśmiała się Jennifer.

Natychmiast rozdrażniło to brunetkę, lecz dzielnie starała się zachować spokój. Prawdę mówiąc nie była zła na Jenny, a tylko i wyłącznie na Franka, choć to nie zmieniało faktu, że było jej przykro i także czuła się trochę nieswojo w czasie tej rozmowy. – Nie dałam ci kasy na psa, zupełnie zapomniałam – kontynuowała rozmówczyni.

– To nic, nie pozwolę mu umrzeć z głodu, możesz być spokojna – zażartowała Laura.

– Dziś już późno, ale jutro może do ciebie podjadę, co? Albo dam pieniądze Frankowi?

– Nie! – wrzasnęła nastolatka, krzyk mimowolnie wydobył się z jej ust.

– Co nie? – zapytała zdumiona blondynka.

– Pokłóciłam się z nim, nie chcę go widzieć – stwierdziła otwarcie Laura.

Jenny przez chwilę zaniemówiła, na pewno w tej chwil pomyślała dokładnie o tym samym, o czym Laura.

– Jenny – mruknęła nastolatka.

– Przepraszam, mam tu trochę zamieszania – mruknęła Jennifer, której głos definitywnie się zmienił.

Laura dobrze wiedziała, co się w tej chwili dzieje z dziewczyną, nie zamierzała jej jednak jeszcze bardziej dołować, nie czuła takiej potrzeby.

– Nie wiem, co będzie jutro, poza tym stać mnie na to, aby nakarmić psa – powiedziała wesoło brunetka, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

W żadnym stopniu nie zamierzała być cyniczna, lecz wyszło chyba zupełnie na odwrót, gdyż Jenny znowu zamilkła. Laura zdawała sobie sprawę, że chęć przekazania przez dziewczynę pieniędzy zmienił się teraz w przykry przymus.

– Jenny! – zaśmiała się nastolatka. – Ćpałaś coś?

– Przepraszam, zadzwonię później, dobrze? – wycedziła przez zęby blondynka i szybko się rozłączyła.

Zdziwiona Laura odrobinę się pogubiła i nie wiedzieć, dlaczego, zrobiło jej się głupio, słysząc zakłopotanie starszej koleżanki. Myślała chwilę i ponownie wcisnęła zieloną ikonkę, lecz Jenny nie odbierała. Nie odpuszczała jednak i zadzwoniła ponownie, tym razem odnosząc sukces.

– Dlaczego się rozłączyłaś? – zapytała, emanując totalnie wyluzowaną barwą głosu.

Była nieco zdziwiona postawą Jennifer, przecież, jakby nie było, należała ona raczej do gatunku twardych lasek.

– Nie wiem, chyba samo rozłączyło – wydusiła Jenny.

– Nie musisz dawać mi pieniędzy, ale jak chcesz, możesz jutro wpaść – powiedziała Laura, która nagle poczuła niewyjaśnioną chęć zobaczenia się z dziewczyną.

Fakt zdrady wciąż siedział w jej głowie, ale olewała to, chyba naprawdę bardzo polubiła koleżankę.

– Ale… Laura, ale ja nie wiem, o której. A może niech David ci podrzuci, będzie miał po drodze?

– Nie rozumiem, przecież sama zadzwoniłaś z propozycją – rzekła brunetka, dołując Jenny jeszcze bardziej, choć wcale nie miała tego na celu.

– Ale młoda, ja zapomniałam, że… zapomniałam, że muszę jechać jutro do rodziców – paplała Jennifer, robiąc sobie totalny przypał.

Brzmiała jak mała zagubiona dziewczynka.

– Co się stało? – zapytała Laura.

– Nic, ja po prostu zapomniałam…

– To dobrze, więc przyjedź po wizycie, albo przed. – Brunetka nie odpuszczała.

– Ale Lau…

– Jenny, przestań kręcić i się denerwować, po prostu przyjedź i pogadaj ze mną – nakazała twardo nastolatka, która miała już dość tej zabawy. – Przecież ja wszystko wiem…

Jennifer zamurowało, Laura słyszała tylko cichy, nerwowy oddech, który znacznie przyśpieszył.

Kurwa, narobiła sobie smrodu, a teraz nie umie stawić temu czoła? – pomyślała, zniesmaczona.

Połączenie trwało, lecz Jennifer wciąż nie otwierała ust.

– Jenny – zagadała Laura – odezwij się.

– Ale młoda… ale ja… ja cię przepraszam, naprawdę… ja… przepraszam cię – wypaplała płaczliwie starsza dziewczyna.

– Płaczesz? – zapytała zdumiona Laura, której zrobiło się odrobinę przykro.

Kompletnie nie rozumiała, dlaczego ma jeszcze wyrzuty sumienia i nie ma do dziewczyny tak dużych pretensji, jak do Franka. Przecież oboje uczestniczyli w tej zabawie i oboje są w takim samym stopniu winni, aczkolwiek wychodziła też z założenia, że Jenny nie jest jej dziewczyną, a Frank jest.... był jej chłopakiem, stwierdziła więc, że on bardziej tu zawinił.

– Nie płaczę – wymamlała Jennifer i mimo że coraz trudniej było jej prowadzić tę rozmowę, Laura odniosła wrażenie, że dziewczyna wciąż boi się rozłączyć.

Trzasnęły wejściowe drzwi i brunetka uśmiechnęła się pod nosem. Miko znalazł się w jej pokoju pół minuty później, a za nim pojawił się Travis.

– Poczekaj chwilę, nie rozłączaj się – poprosiła nastolatka.

– Z kim gadasz? – zapytał od razu.

– Z Jenny – odparła z pełnym spokojem, delikatnie odsuwając od siebie atakującego ją psa.

– Pozdrów ją i podziękuj jej jeszcze raz.

Kurwa, jasne, bardzo jej podziękuję – wzburzyła się dziewczyna, lecz wciąż zachowywała kamienną twarz, nie chciała, aby brat widział, że coś nie gra.

– Ile dać mu tego jedzenia? – Chłopak pokazał siostrze puszkę.

– Nie wiem, już późno, więc może tylko trochę. Jenny, ile dać jeść Miko?

– Nie wiem – wydusiła. – A jadł coś wcześniej?

– Tak, kilka plasterków szynki. – Laura się zaśmiała.

Jenny mruknęła wesoło, lecz był to śmiech tak płytki, że gdyby się zmaterializował, postawiłby na mieliźnie wszystkie statki w Ameryce.

– Daj mu ze trzy, cztery stołowe łyżki – bąknęła, zapewne marzyła już o tym, aby zakończyć tą katorżniczą rozmowę.

– Cztery łyżki – poinformowała brata, ale ani na moment nie przestała wsłuchiwać się w odgłosy dochodzące z drugiej strony słuchawki.

– Zamówiłem kurczaki, jak skończysz, zejdź na dół – poprosił Travis i zabierając psa, przymknął za sobą drzwi.

– Jesteś? – zapytała Laura.

– Tak – odparła Jenny.

– Przyjedziesz?

– Nie wiem.

– Przyjedź, przecież cię nie pobiję. Jestem mniejsza i do tego, jak wiesz, niedołężna, wyobrażasz sobie, że dam ci radę? – Rozradowała się nastolatka.

– Laura, ale ja naprawdę muszę jechać do rodziców – kręciła uparcie Jenny, miała chyba głupią nadzieję, że dziewczyna odpuści.

– O której będziesz? – zapytała twardo nastolatka, ta zabawa w kotka i myszkę zaczęła ją już powoli drażnić i męczyć.

– Nie wiem, zadzwonię rano, dobrze?

– O której?

– Nie wiem, może o dziesiątej, jedenastej?

– Może…? – warknęła pretensjonalnie Laura, wkurzając się, że jeszcze robi łaskę.

– Dobrze, to o jedenastej, ok?

– Więc czekam. Na razie – rzuciła brunetka, wiedząc, że przeciąganie tego cyrku i tak nic nie da, a sama się tylko jeszcze bardziej wkurwi.

Może jak się prześpi, to nabierze odwagi? – pomyślała.

– To cześć – rzuciła Jenny i w okamgnieniu zakończyła połączenie, wkurzając tym Laurę jeszcze bardziej.

Znowu się nadąsała, nie mogąc zrozumieć, dlaczego dziewczyna boi się przyjechać. Woli siedzieć i się z tym gryźć, niż z nią pogadać i mieć to wszystko z głowy? Przecież zrobili to praktycznie na jej oczach i Jennifer powinna mieć świadomość, że ona mogła to wszystko słyszeć.

Westchnęła z ciężką rezygnacją, odłożyła telefon na biurko i drugi raz postanowiła sprawdzić zawartość szuflady. Wyglądała w tej chwili, jakby sama wyszukiwała sobie powodów do złości, znowu zaczęło nosić ją na wszystkie strony. Olewała jednak, że sama dąży do tego, że humory zmieniają jej się z każdą chwilą i przez to doprowadza przy okazji do nieporozumień z bliskimi.

Rozdrażniona, z determinacją otworzyła szafkę i dzielnie wszczęła poszukiwania, choć zdawała sobie sprawę, że to bez sensu. Przewaliła całą, wywalając niemalże wszystkie rzeczy na łóżko, ale kasy jak nie było, tak nie było, a ona była już bez grosza. Matka pewnie o tym wiedziała, mimo to zabrała banknoty, co bardzo drażniło dziewczynę.

Kurwa, no i zajebała mi pieniądze, na które ciężko zapracowałam, szarpiąc się przy okazji dzień w dzień z tą kurwą. Co ona sobie, do cholery, wyobraża? – fuknęła w myślach, zatrzaskując z hukiem szufladę. Spojrzała na łóżko.

– A kurwa, pierdolę to, nie będę niczego sprzątać. Jebać to! – zaklęła artystycznie na odchodne, chwyciła komórkę i zostawiając cały ten rozgardiasz, wolno ruszyła na dół.

Była już w połowie schodów, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, nie przejęła się tym jednak, wiedziała, że to dostawa.

– Kurwa, Miko, przestań w końcu skakać, chcesz mnie połamać?! – wydarła się na Bogu ducha winnego psa, który powitał ją na dole, wywijając powietrzne piruety.

Po chwili minęła się w korytarzu z bratem, który zmierzył ją morderczym wzrokiem i nadęta jak balon usiadła na kanapie, chwytając pilot. Apetyt minął jej jak ręką odjął. Miko niezbyt przejął się furią swojej obecnej opiekunki, bo nadal łasił się do dziewczyny.

– Przepraszam – bąknęła, przytulając głowę zwierzaka, którą zaraz ucałowała.

– Co się znowu stało? – zapytał spokojnie Travis, stawiając na stole białą reklamówkę.

– Nic.

– Wiesz co? Ja myślę, że matka nie do psychologa powinna cię zaprowadzić, a już do psychiatry. Masz świadomość, jak się zachowujesz? Jak niespełna rozumu psychopatka, ostrych psychotropów ci trzeba, dobre, mocne pasy na oddziale zamkniętym i gumowe cztery ściany – podsumował chłopak.

Laura się nie odezwała się, w odpowiedzi chłopak otrzymał jedynie wystawiony z zupełną obojętnością, środkowy palec.

– Zjesz? Kupiłem sałatkę – Travis zrezygnował z walki, rozpakowując torbę.

– Nie, chcę piwo.

Ratownik zaśmiał się z pełną ironią.

– No co się śmiejesz?

– Pocałuj mnie w dupę – odparł sucho Travis. – Jesz, czy nie?

– Nie, obejdzie się, sam sobie żry…

Zatrzeszczał klucz w drzwiach i Miko pobiegł do nich jak wariat. Laura natychmiast się wyciszyła. Wściekłość momentalnie zmieniła się w lęk i ogromną niechęć na spotkanie z matką.

– O Jeeezuuu! – wrzasnęła nagle wystraszona kobieta, która już powinna dojść do salonu, ale widocznie Miko nie dawał jej przejść.

Laura uśmiechnęła się pod nosem.

– Traaavis!

Chłopak zerwał się z miejsca i po chwili był przy matce, z którą za moment wtargnął do pokoju, trzymając zwierzaka za obrożę. Kobieta przeszła przez salon i schowała się w kuchni. Travis wyjął z torby piwo, spokojnie zajął miejsce obok siostry i zaczął wcinać zamówionego kurczaka. Uśmiechał się kąśliwie, wiedząc, jak wkurza ją to, że pije trunek. Laura nadal gapiła się w telewizor zupełnie bez zainteresowania, dziewczyna po prostu włączyła byle co.

– Cześć. Jak się czujesz? – Kobieta pojawiła się znikąd i ucałowała córkę w czoło.

Miko szykował się już do przypuszczenia kolejnego ataku, ale ratownik go zatrzymał.

– Dobrze – mruknęła Laura.

– Dlaczego nie jesz?

– Nie chcę.

– Jadłaś coś?

– Tak, stek i frytki. Miko, leżeć! – Nastolatka zganiła psa, gdyż koniecznie chyba chciał bliżej poznać matkę nastolatki.

Usłuchał i położył się obok jej nóg. Kobieta przemknęła obok stołu i delikatnie usiadła między córką a synem. Laura zdrętwiała od stóp do głów, cała jej zaciętość uleciała w okamgnieniu.

– Mamo, zjesz kurczaka? Jeszcze ciepły. Tylko nie radzę ruszać sosu, chyba, że lubisz sobie polatać. – Zaśmiał się ratownik.

– Nie, dziękuję, już jadłam. Laura – Pani Anderson spojrzała na córkę, nadal będąc chyba jeszcze w lekkim szoku.

Brunetka nieustannie gapiła się przed siebie, myśląc chyba (jak to myślą dzieci), że jak nie widzi matki, to i ona jej nie widzi.

– Dziecko, możesz mi to wyjaśnić? Co to za pies i on skąd się tu wziął? Wystraszył mnie niemiłosiernie, zdajesz sobie sprawę?

Laura już wiedziała, że nie będzie tak łatwo, jak to sobie wyobrażała, wręcz przeciwnie – będzie bardzo krucho. Głos matki oznaczał tylko i wyłącznie jedno – duże kłopoty. Ale wiedziała, o co chodzi. Zrozumiała, że nie będą nadskakiwać przecież nad nią do końca życia, zwłaszcza, że sama nawarzyła sobie tego piwa.

– Laura – ponaglała kobieta.

Zagubiona nastolatka najdyskretniej jak umiała spojrzała na brata, ale u niego uśmiech znacznie się powiększy.

– Pokaż mi rękę. – Westchnęła kobieta, chcąc najwidoczniej dać dziewczynie czas na znalezienie jakichś racjonalnych odpowiedzi.

Laura niepewnie wyciągnęła drżącą już dłoń.

– Ładnie się zagoiła, ale blizna cię nie ominie. Może coś na to poradzimy, ale jest jeszcze za wcześnie.

Travis wstał i wyniósł pozostałość kurczaka do kuchni. Laura nie była zachwycona, nie chciała być z matką sama. Już wolała jego wkurzające towarzystwo.

– To Miko, pies Davida, chłopaka, który mi pomógł. – Nastolatka w końcu raczyła zaszczycić kobietę jakimkolwiek zdaniem.

– Davida? – Zdziwił się matka. – No dobrze, ale co on robi u nas w domu?

– Musiałam go zabrać… To znaczy nie musiałam, ale oszalał, jak pojechałam i nie dawał im żyć – tłumaczyła dziewczyna.

– I co? Może jeszcze zamierzasz go zatrzymać?

– Nie wiem, ale on będzie się tam teraz męczył. Zakochał się we mnie. – Brunetka uśmiechnęła się przez zęby, choć była już zła.

– Mówiłem jej, że nie będzie tak łatwo, ale ona ma to wszystko w dupie. Odwala jej coraz bardziej, kompletnie zdziczała. Naprawdę powinnaś przemyśleć zamknięcie jej w psychiatryku – wtrącił chłopak, wróciwszy na miejsce.

– Travis…

– No co? Mówię, jak jest.

– Zamknij ryj – zareagowała w końcu Laura.

– Laura, Travis, przestańcie! Co jest z wami?! Dziecko, no i jak ty to sobie wyobrażasz? – drążyła kobieta. – Nie doszłaś jeszcze do siebie, a my pracujemy, kto się nim zajmie?

– Ja – odparła dziewczyna.

– Taaak… – ironizował Travis. – Na dwa dwa d…

– Kurwa jego mać, mam was dość! – Nastolatka w końcu pękła, zerwawszy się z miejsca. – Oni mi pomogli, zabrali z ulicy, a teraz, jak mają kłopoty, to mam na nich wywalić?! – darła się, machając rękoma przed twarzą matki.

– Laura, co się z tobą dzieje? – Kobieta nie dowierzała w to, co się właśnie dzieje, zupełnie nie poznawała córki.

– Gówno cię obchodzi, odwalcie się w końcu ode mnie, rozumiecie?! – zawyła dziewczyna, już praktycznie płacząc i niemal ekspresowym, jak na jej obecne możliwości tempem, ruszyła w stronę schodów.

– Laura, wracaj! – krzyknęła oszołomiona, ale dziewczyna i piesek byli już na schodach.

– Laura!

 

A co się działo z Frankiem?

 

Szedł do wozu bardzo szybko, prawie biegiem. Był wkurwiony, jak rzadko kiedy i cholernie chciało mu się płakać. Dziewczyna ewidentnie pokazała, na co ją stać. Nie mógł darować tego, że ma czelność wyrzucać mu zdradę, skoro sama go zdradziła, do tego zrobiła to jako pierwsza.

Wsiadł do wozu, mocno łupnąwszy drzwiami i zupełnie nie patrząc na bezpieczeństwo, jak wariat wyjechał z podjazdu. Zadzwoniła komórka i mimo złości, targnięty nadzieją chłopak chwycił ją w dłoń, niestety na wyświetlaczu nie ujrzał imienia ukochanej, lecz imię siostry. Zatrzymał się na poboczu i wcisnął zieloną ikonkę.

– Halo! – warknął nieuprzejmie.

– Frank? Cześć. Co się stało?

– Nic, kurwa, wkurwiony już być nie mogę? –

syknął chłopak

– Frank… – powtórzyła dziewczyna operując stoickim spokojem.

Brunet wziął głęboki wdech i odparł:

– Pokłóciłem się z Laurą.

– Czyli się dowiedziała, tak? – Bekcy migiem pokapowała.

– Tak.

– No widzisz? Mówiłam ci. A skąd wie?

– Nie mam pojęcia, na pewno nas słyszała.

– No tak, pewnie... Trzeba było jeszcze wleźć jej do łóżka i tam się bzykać

– podsumowała bezkompromisowo dziewczyna.

– Kurwa, właśnie się dowiedziałem, ona też pieprzyła się z innym, i jak ci?! – wkurwił się chłopak. – Do tego wykrzyczała mi prosto to w twarz, rozumiesz?!

– Co takiego? – zaskoczoną Becky nieco przytkało.

– To takiego! Puściła się z jakimś frajerem, zresztą ja wiem, z którym, i jeszcze ma czelność drzeć do mnie mordę, dasz wiarę?! O nie, kurwa, ja sobie na to nie pozwolę! Niech spierdala, mam jej dość! Stać mnie jeszcze na to, żeby znaleźć sobie dziewczynę, i to NORMALNĄ dziewczynę, taką, która nie będzie się pieścić i której nie będzie trzeba wiecznie włazić w dupę! – wrzeszczał chłopak, nakładając bardzo odpowiedni nacisk na słowo: „normalną”. – Niech wypierdala do swojego Jimmy’ego, won, kurwa! – darł się jak wariat, przełykając zalegające w gardle łzy.

– Taaaak... – Becky wznowiła złośliwości, najwidoczniej rozbawiona manierą brata, jakby było w tym coś zabawnego.

– A spierdalaj, kurwa, a żebyś wiedziała, że tak! Bądź tego pewna!

Piknęła bateria i chłopak zajrzał do schowka i zaczął w niej grzebać, ale ładowarki do Nokii akurat w niej nie było.

– No kurwa – burknął, opanowawszy się trochę.

– Co się stało?

– Kurwa, ładowarek tysiąc dwieście, a do mojego akurat nie ma. Czy ktoś mi robi po złości, czy jak, czy po prostu mam taki chujowy dzień?

Becky w odpowiedzi tylko luźno się zaśmiała, wtedy bateria piknęła po raz drugi. W

ferworze kłótni z ukochaną Frank zupełnie nie słyszał, że wcześniej dawała już o sobie znać setki razy.

– Pada mi bateria, może zdzwonimy się później? No co za pojebany świat! – warczał chłopak.

– Dobra, nie denerwuj się już. Może przyjadę i na spokojnie pogadamy? Jesteś zdenerwowany, boję się, że znowu wpakujesz się w jakieś kłopoty. Pamiętasz, jak to się ostatnio skończyło.

– Nie, nie dziś, może jutro. Wiem, gdzie dziś pojadę.

– Gdzi…

Bateria piknęła kolejne trzy razy i rozłączyło połączenie.

– No kurwa jego mać! – zawył brunet i już chciał rzucić telefonem, ale w porę się pohamował.

Westchnął ciężko, głęboko nabrał powietrza, odłożył telefon na fotel pasażera i spokojnie ruszył. Starał się jak mógł opanować nerwy, lecz te bezlitośnie się nad nim znęcały. Złość była ogromna, rozczarowanie także, ale najbardziej gryzło go jednak fakt, że jego związek chyba właśnie się rozpadł. Kochał ją, to nie ulegało wątpliwości, dzielnie znosił jej humory, zresztą i tak, nawet, jakby chciał, nie umiał się na nią gniewać. Wkurzyć się, tak, wkurwić nawet, ale nigdy nie chował do niej urazy, po prostu nie potrafił. Od chwili zakończenia rozmowy z siostrą w oczach stała mu tylko i wyłącznie jej piękna, uśmiechnięta twarz, te pocieszne fochy, które zawsze poprawiały mu humor, i, co dziwne, sytuacja, w której była pijana w sztok – wyglądała wtedy przekomicznie. Przypomniał mu się ten odwieczny bunt w kwestii jedzenia, ta zabawna walka, którą nawet czasami udało mu się wygrać i dzień, w którym tak ostro naskoczyła na niego i Matta. Jej pierwszy prawdziwy pazur, ta złość i krzyk, pocieszne pretensje i obrażalstwo – była wtedy taka słodka…

Uśmiechnął się smutno pod nosem. Przypomniał sobie ją nagą w łóżku i ciepło mu się zrobiło. Jej miękka, gładka skóra delikatne aksamitne usta i ten seksowny kolczyk, który tak polubił i który dodawał nastolatce uroku. I właśnie uświadomił sobie, że chyba nie widział jeszcze tak ładnej dziewczyny. Musiał przyznać, że Laura bez dwóch zdań powaliłaby na kolana swoją urodą każdego, a przynajmniej powaliła jego. Była po prostu niesamowita.

Kurwa, i ten skurwiel jej dotykał, widział jej ciało, pieprzył się z nią… Kurwa! – warknął w duchu rozżalony chłopak. Zaczął się zastanawiać, co robili, co on robił, ile razy i jak się zachowywała. I te kłujące w uszy słowa: „Z nim przynajmniej było mi dobrze”, aż dławiły w przełyku. Nie wiedział, czy powiedziała to, aby mu dopiec, czy faktycznie tak było, aczkolwiek poczuł się teraz jak kompletny idiota, wiedząc, że się nie popisał i wyszedł na totalnego błazna. Czuł się jak skończona ciota.

Zastanawiał się też, dlaczego to zrobiła? Przecież od zawsze była wstydliwa, nieśmiała... Naćpała się, napiła, naciskał, a potem już samo poszło? A może najzwyczajniej w świecie coś do niego czuje, co w tej chwili wyjaśniałoby, dlaczego lepiej mu było z tym frajerem, niż z nim.

Odetchnął nieco z ulgą, pomyślawszy, że to jednak może nie on jest kiepski w łóżku, tylko po prostu nie było między nimi wystarczająco dużo chemii. W końcu Laura nie była jego pierwszą i żadna dotąd nie narzekała, więc…?

Ta koncepcja tak nim zawładnęła, że przestawał skupiać się na drodze, zatrzymał więc auto, aby się trochę uspokoić. Spojrzał na swoje dłonie – drżały. Napiłby się chętnie, choć wiedział, że to lek jedynie na „chwilę”, że jutro parszywe myśli powrócą.

I coś nagle coś go tknęło! Ni z tego, ni z owego przypomniało mu się, że przecież coś sobie poprzysiągł.

Nie czekał, tylko ruszył dość ostro i po dziesięciu minutach dojechał do centrum, zatrzymując się w miejscu, gdzie sfotografował Jimmy’ego. Owszem, bał się, aczkolwiek coś dziwnego, siedzącego w tej chwili w jego wnętrzu pchało go uparcie w stronę realizacji tego niezbyt racjonalnego postanowienia. Domyślał się, do jakiej grupy ludzi należy chłopak, że może bardzo pożałować tego spotkania, lecz mimo strachu korciło go, by w końcu się z nim spotkać, zobaczyć, jaki jest i dokładniej przyjrzeć się jego parszywej gębie. Zrobił się nagle tak zawzięty i wściekły, że nie baczył na konsekwencje. W głowie uparcie zainstalował mu się obraz nagiej Laury u jego boku i to pchało go w stronę zrobienia tej kompletnej głupoty.

Spojrzał na zegarek – dochodziła siódma. Czekał już prawie trzydzieści minut, lecz bruneta nie wypatrzył. Nie miał pojęcia, że jego dom stał dokładnie po drugiej stronie, a miejsce, w którym zniknął wtedy Jimmy, to dom Billy’ego. Nie rozglądał się zbyt sumiennie, najczęściej patrzył na kamienice, między które wszedł wtedy chłopak, bo gdyby dokładniej się rozejrzał, znalazłby przy okazji zgubę – Emma od kilku minut siedziała w pubie, około pięćdziesięciu metrów od jego wozu. Nie zauważył, jak szła z Susan przez przejście, choć przemknęła prawie pod jego nosem.

Siedział uparcie następne dziesięć, może piętnaście minut i obie blondynki właśnie wstały i wyszły na chodnik, przed ogródek pubu. Póki przyjechała taksówka, stały tam jeszcze dobre trzy lub cztery minuty, lecz tego brunet też nie wyłapał, siedział i jak w transie gapił się na oba budynki.

Zaczynał się powoli niecierpliwić i nudzić, wysiadł więc i postanowił przespacerować się chwilę i rozprostować kości. Lecz co z tego? Dziewczyny odjechały kilka minut temu.

Wszedł do sklepu i wziął butelkę wody, po czym zaczął kręcić się w kółko w jakimś obłędnym niezdecydowaniu. W końcu się jednak skusił i zaraz stał przy alkoholach. Przeliczył pieniądze, wziął litrową wódkę, sok i dużą paczkę orzeszków.

– Poproszę jeszcze niebieskie LM’y 100’s – mruknął, stawiając koszyk przed zaineresowanym nim od kilku minut sprzedawcą.

Chłopak dość długo marudził między półkami i koleś pomyślał chyba, że chce coś zwinąć.

– No co? – burknął w końcu Frank, widząc, że facet zbyt długo i zbyt intensywnie się mu przygląda.

– Nic. Trzydzieści sześć, dziewięćdziesiąt – odparł bardzo grzecznie sprzedawca.

Brunet migiem zapłacił, nie mając ochoty dłużej patrzeć na jego krzywą mordę, szybko wziął torbę i zniknął mu z pola widzenia.

– Kurwa, jebany pedał – fuknął, zły i zaraz siedział za kierownicą.

Odkręcił wódkę napił się odrobinę. Mijały kolejne minuty i wkurzony już tym siedzeniem Frank chciał powoli rezygnować, ale w tym momencie, dokładnie przed jego nosem zatrzymał się czarny Ford i po chwili wysiadł z niego Jimmy w towarzystwie Chrisa.

– Ty zajebany frajerze! – huknął targnięty wściekłością Frank, wyskoczył z auta i biegiem ruszył w stronę bruneta.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    No i mamy skutki uboczne tego, jak Amber walnęła parę razy głową Laury o stół. Czyżby nadciągała Amber 2? Na to wychodzi. Jakie to maleństwo pyskate, obrażalskie i jeszcze wredne.
    „– To takiego! Puściła się z jakimś frajerem, zresztą ja wiem, z którym, i jeszcze ma czelność drzeć do mnie mordę, dasz wiarę?! O nie, kurwa, ja sobie na to nie pozwolę! Niech spierdala, mam jej dość! Stać mnie jeszcze na to, żeby znaleźć sobie dziewczynę, i to NORMALNĄ dziewczynę, taką, która nie będzie się pieścić i której nie będzie trzeba wiecznie włazić w dupę! – wrzeszczał chłopak, nakładając bardzo odpowiedni nacisk na słowo: „normalną”. – Niech wypierdala do swojego Jimmy’ego, won, kurwa! – darł się jak wariat, przełykając zalegające w gardle łzy”. – TO MI SIĘ PODOBA. NARESZCIE.😁😁
    Zajefajne zakończenie. Frank w akcji. Zaraz go usadzą, ale przynajmniej pokazał, że nie jest całkowitym ciotą.
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Chciałaś rozruszać Laurę, to się rozruszała. XD Domyślam się, że Ci się podoba, ale czy on jest pewien, że chce konfrontacji? :D
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    ZielonoMi, na pewno tego nie przemyślał, ale z drugiej strony, wkurzony mózg pracuje inaczej i najpierw robisz, a później myślisz. Najważniejsze, że będzie akcja.
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Joan Tiger ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania