Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 27

– Do parku miejskiego proszę. Tylko trochę mi się śpieszy – poprosiła chudego jak patyk, wąsatego kierowcę.

– Dowiozę cię najszybciej, jak się da... w miarę możliwości. Sama rozumiesz... – odparł z uśmiechem mężczyzna, odpalając silnik.

Jechał dość szybko, więc na miejsce dotarli po niecałych siedmiu minutach. Laura zapłaciła i podziękowawszy miłemu facetowi, szybko opuściła auto. Śpieszyła się jak mogła, gdyż aby dojść do pomnika, trzeba było zejść na sam dół parku i przejść jeszcze około stu, może stu dwudziestu metrów. Dość szybko dotarła na miejsce, ale bruneta nie wypatrzyła. Usiadła pod rzeźbą ogromnego czterometrowego Grizzly z nadzieją, że jednak gdzieś jest, że nie poszedł, lecz raczej nie była optymistycznie nastawiona. Kurwa, wszystko przez matkę, mogłam wyjść wcze...

– Spóźniłaś się. – Ukucnął przed nastolatką, zerkając co raz to za pomnik, to za siebie, jakby znowu go coś go niepokoiło.

– Sorry, matka mnie zablokowała. Nie chciała mnie wypuścić, ale uciekłam – oświadczyła z niemałą dumą brunetka, uśmiechnąwszy się szeroko.

Jimmy’emu jednak najwyraźniej nie było do śmiechu, gdyż spojrzał tylko z dołu na dziewczynę i zaraz wznowił obserwację okolicy.

– Co się dzieje? – zapytała w końcu.

Nie odpowiedział, nadal wgapiał się w stronę centrum, jakby coś bezlitośnie przykuło jego uwagę, lecz po chwili agresywnie wstał.

– Chodź! – rzucił szorstko, mocno pociągnąwszy rękę towarzyszki, więc zmuszona jego silnym uściskiem wstała i ruszyła za nim.

Szedł bardzo szybko, ciągnąc dziewczynę za sobą i gdy doszli do końca parku, skręcił w pobliskie zarośla i dopiero tam się zatrzymał.

– Trzymaj – wyjął z kieszeni telefon nastolatki, który zaraz jej oddał.

– Dziękuję. Ale... – zacięła się, nie będąc pewną, czy pytać. – Jak go zdobyłeś? – wydusiła, patrząc niepewnie na chłopaka.

– Nieważne. I pilnuj go lepiej, bo drugi raz już mogę go nie odzyskać. A teraz muszę się napić – oświadczył markotnie Jimmy wątle i wydobył z krzaków butelkęę jabłkowego soku i dużą wódkę, którą zaraz odkręcił.

Otworzył też napój i bez słowa wyciągnął w kierunku Laury dłonie z oboma trunkami.

– Nie lubię wódki, ogólnie nie przepadam za alkoholem... – poinformowała i chłopak już chciał zabrać poczęstunek. – Ale dziś się napiję – wyskoczyła nagle i praktycznie rzecz biorąc nie zabrała, a wyrwała mu z rąk oba opakowania.

Uśmiechnął się szeroko, zdziwiony nieco jej obecną, raczej niespotykaną zawziętością.

– Ktoś nadepnął ci na odcisk, co? Mogę z nim pogadać – rzucił Jimmy, gapiąc się na brunetkę w oczekiwaniu, aż się w końcu napije, jakby był bardzo ciekaw, cóż za zjawisko ujrzy.

– Nieważne, niektórzy ludzie są po prostu pojebani – mruknęła.

– No to napij się w końcu, grzejesz towar. – Zaśmiał się chłopak.

Spojrzała na butelkę, wzięła głęboki wdech i w końcu pociągnęła niewielki łyk, w okamgnieniu popijając dużą ilością soku. Skrzywiła się mocno, co wywołało u chłopaka jeszcze większy wybuch radości i po chwili rzekł:

– No, śliczna. Gdybym miał częściej z tobą pić, to na wódkę wydałbym tylko dwadzieścia dolców, ale za to na sok stówę, mimo iż ten kosztuje sześć razy mniej. – Rechotał brunet, zapomniawszy chyba przez moment o tym, co go gryzie.

Laurze po tych słowach od razu stanął w oczach Frank, wydawało jej się, że Jimmy ma strasznie podobne poczucie humoru, a przynajmniej pyskówki, lecz na chwilę obecną drugi z chłopaków chyba nie chciał zbyt mocno zagościć w jej głowie, liczyło się tylko to co tu i teraz.

– Laura. – Dotknął jej ramienia. – Pijesz na drugą? – ponaglał, gdyż dziewczyna nadal stała jak kołek, z wódką w dłoni.

– Piję!

Kolejna porcja wylądowała w brzuchu nastolatki, przy akompaniamencie identycznej, zabawnej miny. Zadzwonił telefon bruneta i jego soczysty humor zniknął w okamgnieniu. Spojrzał na wyświetlacz, schował komórkę i odebrawszy Laurze butelkę, przyssał się do niej jak pijawka, zostawiając tylko na jeden, może dwa kieliszki, po czym oderwał się od szkła, ciężko oddychając.

– Przepraszam, cham ze mnie. – Spojrzał na brunetkę, unosząc do góry butelkę. – Chodź, kupimy następną.

– Nie trzeba, nie lubię pić, już ci mów...

Przerwał jej kolejny dźwięk telefonu, z których każdy kolejny wywoływał u Jimmy’ego coraz to inne odruchy i miny. Teraz już była pewna, że to coś poważnego i najchętniej dowiedziałaby się w końcu, co jest grane? Komórka zadzwoniła po raz trzeci i Jimmy rzucił:

– Muszę iść, bo kurwa, nie dadzą mi spokoju! Chodź, odprowadzę cię na taksówkę, tu nie jest zbyt bezpiecznie.

Nie wiedziała, co zrobić, szczerze mówiąc nie chciało jej się wracać. Dziś czuła się towarzystwie chłopaka wyjątkowo dobrze, lecz widząc, że ma wisielczy nastrój, bała się mu przeciwstawić, posłuchała więc i ruszyli na schodki prowadzące na górę. Chłopak by mocno zdenerwowany, co Laura widziała jak na dłoni. Milczała jednak; mimo wszystko nie miała odwagi się wtrącać, zwłaszcza, że miał grobową minę. Doszli na górę i skierowali się w prawo, na postój. Dzięki niewdzięcznym telefonom ponownie wędrowali w ciszy i Laura gotowa była już cokolwiek powiedzieć, lecz nagle chłopak mocno pociągnął ją za koszulkę i wciągnął między dwa najbliższe budynki. Stali tam chwilę, po której Jimmy delikatnie wyjrzał zza kamienicy i zaraz ponownie schował głowę.

– Co się dzieje? – zapytała w końcu spięta już mocno nastolatka.

– Nic, cicho!

Zamilkła, kompletnie zagubiona w sytuacji. Jimmy wyjrzał jeszcze dwa razy, po czym rzucił: „idziemy” i powoli wyłonił się zza kamienicy, ale gdy tylko zrobili kilka kroków, usłyszeli z tyłu:

– Młody!

– Kurwa! – syknął chłopak i jakby zamarł w bezruchu, podobnie Laura, która bała się odwrócić.

Nie czekali długo, po chwili wyrósł przed nimi podejrzanie wyglądający, wysoki gość, który, ku trwodze nastolatki, był w towarzystwie typa, którego widziała na stadionie w towarzystwie Amber.

Ciężko przełknęła ślinę, a nogi zrobiły się jak z waty. Jej niedawna hardość natychmiast zniknęła, poczuła się jak malutka zbłąkana owieczka.

– No i co? Myślałeś, że się nie dowiem?! – zapytał oschle koleś, stając jak posąg przed brunetem. – Gdzie, kurwa, miałeś być?!

Jimmy milczał, stojąc jak kukła w totalnym, jak można było stwierdzić, przerażeniu.

– Zgoniłeś coś?! – kontynuował typ, karcącym zimnym głosem.

– Nie, kurwa, jest za wcześnie nie? – warknął Jimmy.

– Miałeś być w centrum, a gdzie jesteś?! Ciągasz się po parku z jakąś dziwką! – Oprych spojrzał na Laurę, która czuła, że chyba zaraz zemdleje.

– Zakochał się. – Zaśmiał się drugi z chłopaków.

– Do domu! – ryknął wyższy z typów, mocno uderzając bruneta w potylicę.

Siłą ciosu Jimmy zrobił dwa kroki w przód i wolno ruszył przed siebie.

– A ty spierdalaj! – dodał zbir, odwracając się do Laury i poszedł za kompanami.

Dziewczynie nie trzeba było dwa razy powtarzać, w mig odkręciła się na pięcie i skierowała w pierwsze lepsze miejsce, w którym było trochę więcej przechodniów.

 

Włączyła telefon i zaraz była na przystanku. Odjazd autobusu przewidywany był dziesięć minut, lecz po dwóch kolejnych musiała zrobić przesiadkę, i w drugim już środku transportu była dopiero ponad kwadransie, a kilka minut po wpół do dziesiątej na swoim przystanku. Obawa przed powrotem do domu po jej dzisiejszym wyskoku mieszała się z myślami o zgnębionym chłopaku, ponownie wywołując myślowy chaos, Przerwał go jednak dzwoniący telefon. Spojrzała na wyświetlacz – Jimmy. Zablokowało jej oddech –przecież go zabrali.. Telefon grał nadal, wcisnęła więc ikonkę, wypowiadając niepewne: – halo.

– Dotarłaś już do domu? – zapytał brunet.

Brzmiąc strasznie, niemal jąkał się przy każdym słowie.

– Nie.

– Przyjedź na działki, zaraz tam będę.

Dziewczynę zamurowało, zaskoczył ją totalnie. Nie wiedziała, co robić, poza tym po spotkaniu z bandziorami panicznie się bała.

– Laura, proszę cię. – Głos zbladł jeszcze bardziej. – Nie bój się, nikt cię nie skrzywdzi, zaufaj mi. Proszę cię, przyjedź, na chwilę – naciskał Jimmy, już niemal płacząc.

– Dobrze, a czym tam dojadę? – Laura ustąpiła, będąc pewną, że dziś nie skrzywdziłby nawet muchy, choć z drugiej strony... mógłby być też nieobliczalny.

– Siódemką, ale może weź taksówkę, zapłacę. Autobus będzie się tam wlekł prawie godzinę. Będę na przystanku.

– Dobrze, złapię coś i przyjadę – mruknęła nastolatka i chłopak się wyłączył.

Zawróciła w stronę centrum, pełna obaw. W parku nie chciała się z nim rozstawać, lecz teraz zgodziła się chyba tylko dla świętego spokoju, no i przecież była mu winna przysługę...

Telefon zagrał ponownie i teraz to był już Travis. Nie chcąc się zadręczać, odebrała, zdziwiona przy okazji tym telefonem, przecież wie, że go ukradli.

– No kurwa, coś mnie tknęło, żeby jednak zadzwonić na twój numer i widzisz? Skąd masz telefon?! – zagrzmiał chłopak. – I gdzie się ciągasz?! Ale się popisałaś, nie ma co! Gdzie jesteś?!

– A co cię to...? W mieście – fuknęła.

– O tej godzinie? Sama? Wracaj.

– Nie sama, z Frankiem – Skłamała, a sztuczna pewność siebie wylewała się z niej strumieniami.

– Z Frankiem?! To dziwne, bo godzinę temu z nim gadałem i mówił, że nie może się do ciebie dodzwonić!

– To było godzinę temu, a teraz to teraz! – pyskowała dziewczyna, czując, że ponownie ogarnia ją rozdrażnienie i rozglądając się jednocześnie za tą nieszczęsną taksówką.

– Daj mi go do telefonu! – rozkazał Travis.

– A odwal się, idę do sklepu!

– Laura, ty chyba naprawdę chcesz się doigrać, i teraz mówię poważnie! To już nie są żarty. Wracaj do domu!

– Kurwa, przestań mnie w końcu pilnować! Jestem z koleżanką, nie znasz jej, i co ci do tego?!

– Mło...

Nie dokończył, bo sfrustrowana dziewczyna wyłączyła rozmowę, miała dość swojej całej nadopiekuńczej rodzinki, ich szkoleń i rozkazów. Telefon zadzwonił ponownie i chwilowo pomyślała, że może go wyłączyć, lecz przecież może dzwonić Jimmy... Naprzeciwko jechała wolna taksówka, więc Laura zaraz ją zatrzymała i władowała się do środka, każąc się wieźć się na końcowy linii numer siedem.

– O tej godzinie na odludzie? Sama? – zapytał młody kierowca, który w tej chwili wydał się brunetce cholernie wścibski.

– Niech pan jedzie, albo znajdę inny transport! – warknęła chamsko, opierając się o wygodne o czarne skórzane siedzenie.

– No cóż, twoja sprawa... – westchnął chłopak i wolno ruszył.

Jechali w ciszy, lecz kierowca bezustannie obserwował w lusterku nieuprzejmą pasażerkę, chyba zaniepokojony jej dziwną nocną wycieczką. Ta siedziała, zła, cały czas myśląc, jak uciekł i dlaczego na działki? A może to jednak zły pomysł? Dziesiąta wieczorem, podejrzane miejsce, zero ludzi. Ale dlaczego płakał? przecież to twardziel. A jak są z nim? Może kazali, żebym przyjechała, nudzi im się, chcą się zabawić? Przecież był tam kumpel Amber, a ten drugi? Choć Jimmy nie brzmiał, jakby miało coś się stać... ale może jednak zawrócić? Chociaż jak już powiedziałam, głupio tak, będzie miał pretensje i się może zemścić...

– Halo! – „obudził" ją kierujący.

Spojrzała spod byka.

– Gdzie dokładnie cię wysadzić?

– Na przystanku siódemki – stęknęła, nie zauważywszy nawet, że są już prawie na miejscu.

Była tu już kiedyś, ale tylko raz, kompletnie nie znała tej okolicy. Po chwili typek zatrzymał się na pętli i Laura, płacąc prawie pięćdziesiąt dolarów, z kompletnie suchym i nieszczerym: „Dziękuję. Dobranoc”, opuściła morskiego koloru Forda. Koleś z niedowierzaniem spojrzał jeszcze na pozostającą na tym wygwizdowie dziewczynę i zaraz odjechał. Dopiero teraz lęk do maksimum opanował nastolatkę, gdyż nie dość, że nie wiedziała, na co się decyduje, to egipskie ciemności tylko wzmagały trwogę. W pobliżu nie było żadnej porządnej latarni, te, które się tam znajdowały, migały i gasły, nie dając krzty światła, jedyne jasności, które widziała, to te w oknach oddalonych o ponad kilometr domów.

Przysiadła na ławeczce, marząc, aby już się zjawił, mrok przerażał ją dobitnie. Nie bała się jednak długo, po minucie na podjazd podjechała kolejna taksówka, z której z plecakiem na ramieniu i flaszką w dłoni wyłonił się brunet.

– Długo czekasz? – wystękał, gdy zbliżył się do dziewczyny.

– Nie.

– Chodź. – Wziął jej dłoń i ruszył w kierunku domków działkowych.

Niepewnie ruszyła za nim i gdy tylko przekroczyli bramę ogródków, chłopak odpalił latarkę, którą wręczył towarzyszce.

– Patrz pod nogi. Ta ścieżka jest ostro zjebana, można powybijać zęby – mruknął, uśmiechnąwszy się mętnie.

Ręka chłopaka była wilgotna i gorąca, lecz wciąż trzymał dziewczynę w dość mocnym uścisku.

– Gdzie idziemy? – zapytała w końcu, gdyż kierowali się prawdopodobnie dość daleko od wejścia.

– Jeszcze minuta. Napijesz się? – Chłopak podał jej wódkę.

Wzięła alkohol i w tej chwili nie przeszkadzał jej nawet brak napoju. Upiła łyk, tak... na odwagę, krzywiąc się przy tym jak po cytrynie, Za moment Jimmy skręcił obok jednego z domków, notabene bardzo zniszczonego, co było widoczne nawet w tym marnym świetle i zaraz otworzył kluczem wkurzające skrzypiące drzwi. Zapalił światło, ale to po chwili zagasło.

– Kurwa, jebane korki, zawsze to samo! Siadaj tu! – warknął, pokazawszy Laurze duże, dość ładnie wyglądające łóżko i poszedł do drugiego pomieszczenia.

Za minutę było już jasno, Jimmy wrócił i dopiero teraz nastolatka zobaczyła, co się stało z jego twarzą. Warga, która była niedawno tylko trochę uszkodzona, teraz wyglądała jak umazana wyschniętym ketchupem, na czole pojawiła się krwawa, niezbyt gruba szrama, a część prawego policzka była cała brudna, wyglądała, jakby wycierał nią kurze.

Zrobiła wielkie oczy, ale nie pytała, gapiła się tylko na nowego znajomego z bólem serca. Jimmy sięgnął do kieszeni i zaraz miał w zębach odpalonego skręta, którego podał dziewczynie.

– Nie chcęęę – miauknęła, więc nie nalegał, otworzył tylko plecak i na niezbyt czystym stoliku pojawiły się dwie kolejne flaszki i litrowy Sprite.

Laura się nieco przeraziła, ale zszokowała się dopiero wtedy, jak po chwili znowu sięgnął do torby i położył na meblu duży srebrny pistolet, stukając nim dość głośno. Zdrętwiała od stóp do głów, czując, że zaczyna dławić się znikającym gdzieś z jej płuc powietrzem.

– Spokojnie, nie zamierzam cię tu zastrzelić i zakopać w warzywniaku – ironizował chłopak, siadając obok Laury z plecakiem w dłoniach. – Zobaczmy, co tu mamy, nawet nie wiem – dodał i ponownie schwał dłoń do torby.

Wyjął parę szarych dresów, czarne spodenki, dwie koszulki, bluzę, skarpetki i kilka par bokserek.

– Niezbyt tego dużo, ale zawsze. – Spojrzał na koleżankę, która siedziała jak trusia, bojąc się poruszyć.

Ponownie podał jej skręta, lecz znów odmówiła.

– Zapal, chujowo palić samemu. – poprosił.

– Nie chcę, nie używam. – Laura próbowała się uśmiechnąć, lecz słabo jej to wyszło.

– No zapal, kurwa, co ci szkodzi?! – powtórzył, lecz teraz już raczej rozkazał brunet.

I po co w ogóle tu przyjechałam, kurwa?! – pomyślała wystraszona dziewczyna i niezręcznie się zaciągnęła, po czym chciała oddać mu używkę.

– Jeszcze jednego – nakazał Jimmy, nalewając wódkę i napój.

Nie mając wyjścia, pociągnęła po raz drugi, obserwując kątem oka, jakie będą jego dalsze działania. Bojąc się już maksymalnie, nadal trzymała marihuanę, nie mając odwagi mu jej oddać, nie musiała jednak, sam po chwili ją jej odebrał.

– Wypijesz? – podał jej kubeczek, który bez sprzeciwu, szybkim ruchem opróżniła, wypijając przy tym znikomą ilość Sprite'a, jakby bała się zaczerpnąć więcej.

Chłopak sięgnął po broń, sprawdził magazynek i odłożył na miejsce, po czym wypił swoją porcje, wykręcając twarz w grymasie bólu.

– Kurwa! – ryknął, odstawiając ze złością kieliszek.

Laura czuła się już, jakby miała zaraz upaść, zwłaszcza, że zapaliła, co powodowało jeszcze większy dół.

– Nie bój się, mam zjebane ostatnie dni, dlatego jestem taki chamski – Jimmy przytulił nastolatkę, wychylając twarz przed jej nosem.

– Nie boję się – mruknęła, trzęsąc się w jego objęciu.

– Mało – orzekł chłopak i zaraz nalał następną kolejkę, a po niej trzecią.

Tempo picia było dziewczynie zdecydowanie za szybkie, lecz cóż mogła zrobić? Milczała, nie patrząc na bruneta.

– Laura, wyluzuj, nic ci nie grozi, ja nie rzucam słów na wiatr – uspokajał Jimmy.

– Wiem – podlizywała się, czym w końcu wymusiła na chłopaku uśmiech. Zaraz się jednak znowu skrzywił, sycząc pod nosem.

– Mam tylko to, więc musisz mi wybaczyć – mruknął, kładąc na stole paczkę, a raczej pakę paprykowych chipsów. – Przegryź po wódce, pójdę, przepłuczę trochę ryj, bo nie wygląda wyjściowo – dodał i wyszedł do znajdującej się obok malutkiej kuchenki.

Laurze od razu przeszło przez myśl, żeby uciekać, lecz strach jej na to nie pozwalał. Jak mnie dorwie, to może być jeszcze gorzej, a tak może jakoś przejdzie. Ale wódka, zioło, do tego ma broń...

– Śliczna, nie dumaj, nie ma nad czym! – Wystraszył dziewczynę.

Uśmiechał się, widocznie mina zawieszonej brunetki wyraźnie poprawiła mu humor.

– Czego się boisz? Broni, alkoholu? Nic ci nie zrobię, ale jeśli masz tu siedzieć na siłę, dam ci na taksówkę i pojedziesz do domu. Chciałem tylko z kimś posiedzieć, a że z tobą? Nie ma nikogo godniejszego uwagi – rzucił, widocznie rozczarowany jej chęcią ucieczki.

Laura natychmiast wyczuła szansę na uwolnienie się od tej niekomfortowej imprezy, lecz miała wątpliwości. Zaproponował, więc chyba nie zamierza nic złego – dumała i gdy spojrzała na chłopaka, ujrzała przed sobą dłoń z kolejnym kieliszkiem i napój. Wypiła i chcąc zapozować na odważną, otworzyła chipsy i wzięła kilka do ust.

– W porządku? – Znów ją przytulił. – Chcesz wracać?

– Nie wiem – bąknęła.

– Zostań – poprosił brunet, patrząc błagalnie na nastolatkę.

Nie odpowiedziała, więc uznał to za zgodę.

– Co ci się stało? – zapytała w końcu po dwóch kolejnych porcjach alkoholu, gdyż ten już wzmagał w niej odwagę.

– Nic, nieważne, po co mam zawracać ci dupę? – odparł Jimmy, ale to pytanie spowodowało, że głos znowu mu się zmienił, stając się cichy i dławiący, a kolejna porcja natychmiast została nalana i zniknęła w ustach chłopaka.

Patrzyła na niego w oczekiwaniu, lęk znikał z sekundy na sekundę, pojawił się za to smutek wódka robiła swoje.

– Ten koleś, którego dziś widziałaś,... który mnie uderzył... to mój kochany brat, który codziennie umila mi życie – wyjechał Jimmy płaczliwym głosem. – Każe mi handlować koką. Kiedyś to robiłem z własnej woli, ale teraz chyba zmądrzałem, bo szkoda mi wolności. Pierwszy raz przyjebał mi rok temu, a teraz napierdala mnie codziennie – kara za nieudany handel – oświadczył i wypił kolejną działkę. – Dlaczego sam, kurwa, nie pójdzie? Jestem młodszy, to szuka łatwego zarobku, nie wystawiając pizdy na ulicę. Kiedyś był normalny, ale ćpa już od ponad trzech lat i kompletnie go pojebało. Lałbym się z nim, ale nie mam szans, skurwiel bije się lepiej. Zresztą dziś spróbowałem i widzisz, jak to się skończyło. Żeby nie Duży, ten drugi chuj, chyba by mnie tam zatłukł.

Na tym chłopak zakończył swój życiorys i wyjął papierosa. Cały czas chlipał. Laura słuchała go w kompletnym szoku; jednak dobrze wyczuła, że ma jakieś kłopoty w domu.

– Kurwa! – ryknął nagle Jimmy i rozpłakał się na dobre, mając przy okazji problem z odpaleniem fajki.

– Daj to! – nakazała dziewczyna i zaraz odebrała mu zapalniczkę, pomagając w rozżarzeniu używki.

– Nalej – poprosił, gdyż ręce telepały mu się już na wszystkie strony.

Wykonała prośbę, otwierając nową butelkę i po chwili wypili po raz któryś z kolei. Laura po jego opowieści na moment otrzeźwiała, lecz teraz znowu zaszumiało jej w głowie.

– Dlaczego nie jesz chipsów? – zapytał brunet, pociągając nosem, lecz płacz powoli ustawał.

– Nie chcę. Czy to twój domek? Przecież on może tu wpaść – stwierdziła Laura.

– Kumpla. – Jimmy przełknął płyn. – On nie zna tego miejs...

Nagle zamaszyście otworzyły się drzwi i stanął w nich niewysoki, około dwudziestoletni ciemny blondyn. Na głowie miał czarną czapeczkę z daszkiem, a w ręku dużą białą torbę.

– Jimbo, przy...! – zaczął, ale ujrzawszy Laurę, od razu się zaciął, zdziwiony widokiem brunetki.

Ta zdrętwiała. Na początku była pewna, że to bydlak, który pobił Jimmy’ego, lecz gdy zobaczyła, że nie, trochę jej ulżyło, choć nie do końca.

– Jimbo, przywiozłem ci żarcie – dokończył koleś, stawiając zakupy na stole, lecz wciąż przypatrywał się Laurze, niezadowolony raczej jej obecnością.

– Musisz tak wpadać? Straszysz dziewczynę – warknął Jimmy. – Dzięki, siadaj, wypijesz kielicha – dodał, opanowawszy się po chwili.

Koleś usiadł i odpalił papierosa.

– Sorry, śliczna, on nie wie, do czego służą komórki, albo jak się z nich korzysta – szydził brunet, uśmiechając się z sympatią.

– Spierdalaj! – odpyskował przybyły.

Przekomarzanie się zakończyło i chwilę później Laura dowiedziała się, że chłopak ma na imię Billy, a jego pseudonim to „Mały”, zapewne ze względu na wzrost.

– Co kupiłeś? – zapytał Jimmy, a może Jimbo?

– Nie kupowałem, podjebałem z domu, ale starałem się, żeby było treściwe. Jest sporo wędliny, dwa steki, kawa, cukier, pieczywo, jakieś zdechłe pomidory i coś tam jeszcze. Nie pamiętam, brałem, jak leci. No... ale mam flaszkę! – Zaśmiał się Billy. Nie za duży wybór, ale babka nie robiła jeszcze zakupów. Tylko ciekawe, czy to badziewie jeszcze działa? – Chłopak wskazał ręką na stojącą w kuchni, małą lodówkę. – Dawno nikt nie był w tym chlewie, ale widzę, że udało ci się zorganizować przynajmniej światło – dowcipkował Billy ponownie spojrzawszy na nastolatkę. – Miałeś być sam!

– Wyluzuj, bez przypału. To laska, o której ci mówiłem.

Laura słuchała dyskusji i była coraz bardziej zestresowana; nie potrafiła zinterpretować, co myśli w tej chwili blondyn. Nie był raczej zachwycony, ale nie wyglądał też zbyt groźnie. No i to „...o której ci mówiłem”, co to miało znaczyć?

Dialog trwał nadal: –...nie mogę dużo, jutro muszę coś zarobić. Jestem w czarnej dupie, posiadam dwie dychy – rzekł Billy i właśnie otrzymał do połowy napełniony kieliszek.

Młodzik raz po raz spoglądał na Laurę, co wywoływało w dziewczynie spory niepokój.

– Śliczna, wyluzuj – wtrącił Jimmy, wyrywając ją z potajemnego obserwowania przybysza. – Mały nie jest seryjnym mordercą, chyba, że o czymś nie wiem – dorzucił wesoło, podając jej kieliszek.

Wypiła, zapiła i nerwowo chwyciła chipsy, którymi zapchała połowę buzi. Mały odpalił kolejnego skręta, którego po spaleniu kilku chmur podał przyjacielowi, ale ten od razu przekazał go Laurze. Wstydziła się odmówić, więc w milczeniu pociągnęła dwa razy i oddała mu towar.

– Zaraz dwunasta, czym przyjechałeś? – zapytał Jimmy.

– Kumpel mnie podwiózł, mam zadzwonić, jak będę wracał.

Odezwał się telefon dziewczyny i ta natychmiast struchlała...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Zielonka. Mattiego połamałaś, Jimmy’ego tłuczesz – niegrzeczna dziewczynka. Zgadłam wszystko odnośnie do Jimmy’ego. Jednak jestem wróżką. 😊
    Laurę ciągnie do chłopaka, a Frank to takie piąte koło u wozu. Dziewczyna na pewno go nie kocha – to jasne jak słońce.
    Fakt, że Jimmy brata ma nieciekawego, ale cóż poradzić. Zaciska usta i robi, co karzą. Jak by tak wygrał z milion baksów, to na pewno, pierwsze, co by zrobił, to wyjechał z tej dziury bez oglądania się za siebie.
    Laurę i Jimmy’ego dużo łączy. Oboje są zastraszani, poniżani, okaleczani i boją się własnego cienia.
    Dobry rozdział. 😊
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Dziękuję, kochanie. I teraz, w 28, będzie wielkie BUM! Szykuj się. :D
  • Pasja 3 miesiące temu
    Za dużo pije i pali. Za dużo wszystkiego naraz. Rozwalony Jimmy i Laura też psychicznie zdołowana. Myślę, że obydwoje coś do siebie czują. Tylko dziewczyna powinna pozałatwiać niedokończone sprawy. Kłamiąc coraz bardziej wpada w bagno. A Jimmy chyba jest dobrym chłopcem, tylko nie potrafi uciec od brata

    Miłego
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    Oj tam, za dużo. Profilaktycznie. Impreza to dopiero będzie.🥳 Jimmy jest fest, wolę go, niż Franka. "Łobuz kocha najbardziej" - powiedziała, pudrując podbite oko.🤣 Miłego.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania