Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 22

Po wejściu do domu przywitał ich miły zapach pieczeni i mimo że byli dopiero w przedpokoju, od razu poczuli panujący we wnętrzu, dziwnie uroczysty klimat i po chwili w salonie ukazał im się nakryty zastawą dla gości, stół. Travis widząc zastawę dla czterech osób, od razu zaatakował kręcącą się w kuchni matkę.

– Cześć. Kto ma przyjść?

– Zobaczycie. Tylko zachowujcie się przyzwoicie, dobrze? – Kobieta uśmiechnęła się tajemniczo, całując w policzki swoje pociechy.

– No nie mogę, masz faceta?! – Rozradował się ratownik, lecz matka już nie odpowiedziała, tylko wznowiła czynności dotyczące krojenia warzyw na sałatkę.

– Pójdę się wykąpać – mruknęła niezbyt przejęta Laura i zniknęła na schodach.

Po wejściu do sypialni od razu skierowała kroki do szuflady, w której znajdowało się kilka banknotów, które jak zwykle dziewczyna rzuciła niechlujnie, gdzie popadnie. Przeliczyła – dwieście czterdzieści dolarów, w tym niecałe dziesięć w bilonie. Na pewno kupię za to telefon... – warknęła w myślach, wzięła czyste ciuchy i zniknęła w łazience.

Cały czas gryzło ją to, jakim cudem udało się komuś wejść do szatni, otwierając ją przy tym bezszelestnie. Musiał przecież przejść przez zaplecze, czyli koło biura, jak on to do cholery, zrobił?!

Odkręciła wodę i weszła pod miły, chłodny strumień. Gdy skończyła zabiegi dotyczące kąpieli, zbliżała się osiemnasta czterdzieści jeden. Nie była zbyt zachwycona perspektywą wizyty „kogoś”, lecz starała się wziąć w garść, aby nie narobić wstydu i przy okazji nie sprawić przykrości matce. Niestety, fakt kradzieży nie miał litości, znęcał się nad dziewczyną nieustannie. Głowa przestała boleć, lecz złe samopoczucie minęło tylko na chwilę, po ubraniu się i doprowadzeniu do ładu roztrzepanych włosów kac znowu się odezwał. Postanowiła nie pić przez kolejne pół roku, rok albo nie pić już wcale.

– Młoda, śpisz tam?! – Travis głośno zabębnił w drzwi.

– Chwila, nie?!

– Chwila?! Siedzisz tam już pół godziny!

– Spierdalaj i daj mi się w spokoju ubrać! Musisz tu łomotać?! – ryknęła rozdrażniona nastolatka.

– Zgęszczaj ruchy, matka czeka!

Nie odpowiedziała, tylko wyszła z pomieszczenia, głośno trzasnąwszy drzwiami. Bez słowa minęła chłopaka, rzucając w jego stronę demoniczne spojrzenie i migiem schowała się w sypialni. Travis nie zszedł na dół, tylko, jak na złość, zawisł w progu, opierając się o framugę. Miała wrażenie, że robi to specjalnie, chcąc albo wyciągnąć jakieś informacje, albo ją po prostu wkurwić. Jakby za mało była jeszcze zdenerwowana.

– Musisz tu sterczeć? – burknęła w końcu, artystycznie udając, że szuka czegoś w szafie.

– Muszę.

– Wyjdź!

Travis ani drgnął, przenikając zezłoszczoną siostrę podejrzliwym spojrzeniem.

– A stój sobie, masz najebane! – huknęła Laura, na powrót chowając głowę w szafie.

– Dzwonił Frank, prosił, żebyś oddzwoniła – poinformował chłopak.

Brzmiał dziwnie, jakby przeczuwał, a wręcz wiedział, że ta informacja wywoła w siostrze popłoch.

– Coś jeszcze? – mruknęła oschle, lecz w środku chodziła już cała.

Nie odpowiedział, tylko odszedł, nie zamykając drzwi. Laura przez swoje aktorstwo powywalała z szafy wszystko, co było chyba do wywalenia, więc zmuszona była to teraz sprzątnąć. Ani trochę nie miała ochoty na układanie rozbebeszonych ciuchów, zaczęła je więc byle jak skręcać i upychać do szafy. Była już tak poddenerwowana, że nie mogła się skupić, przez co wkładane do środka rzeczy złośliwie wypadały na zewnątrz.

– Kurwa! – ryknęła, wściekła, wpychając furiacko nogą ubrania, a stercząca w głowie myśl: i skąd ja teraz wezmę jego numer? tylko podsycała agresję.

I nagle ją olśniło! Przypomniała sobie, że przecież Frank dawał jej kiedyś kartkę z numerem, olała więc porządki i biegiem ruszyła do stojącego w łazience kosza z praniem. Wywalanie zawartości niczym nie różniło się od procederu zaistniałego w pokoju i po chwili podłoga łazienki zewsząd usłana była wszelakiej maści garderobą. Nie pamiętała jednak, w które spodnie miała wtedy na sobie, przeszukała więc wszystkie, ale karteczki nie znalazła. Ciuchy wróciły na miejsce, po czym z resztką nadziei wzięła się za szufladę biurka, lecz tam pożądanej rzeczy także nie było. Płacz rozpaczy utkwił w gardle, nie wiedziała już, gdzie szukać. Szafie dała spokój, gdyż w tej znajdowały się tylko uprane rzeczy, lecz po chwili zadumy postanowiła jednak sprawdzić. Dla wszystkiego.

– Młoda, długo jeszcze? Zaraz siódma, koleś ma przyjść o siódmej... o ile to koleś – wyskoczył Travis, stanąwszy za siostrą.

– Jeszcze chwila – odparła, nie odwracając się.

Czując za plecami oddech brata jeszcze bardziej nerwowo zaczęła przewalać kieszenie, co w rezultacie wyglądało nieco chaotycznie, czego chłopak nie mógł nie zauważyć.

– Czego szukasz? I dlaczego zrobiłaś tu taki bajzel? – zapytał.

– Niczego – bąknęła Laura i po raz drugi zaczęła chować ubrania.

Poczucie, że wypadałoby jednak zadzwonić do bruneta, powodował coraz większy lęk, dlatego, nie wiedząc już, co robić, mruknęła, nie patrząc na brata:

– Masz numer do Franka? Zostawiłam telefon u Emmy.

– Mam. I streszczaj się, ja mówię poważnie! Masz dwie minuty. – Travis dał jej swoją komórkę i wyszedł.

Nastolatka była bardzo zdziwiona, że dostała ją bez słowa, bez pytań, lecz mała to była pociecha w sytuacji, kiedy zaraz będzie musiała się tłumaczyć. Zamknęła szafę, mocno przyciskając niedomykające się przez natłok ciuchów drzwi, wzięła głęboki wdech i usilnie próbując zapanować nad nerwami, przycisnęła widniejące na ekraniku: „Frank – Laura”. Im dłużej trwały sygnały, tym bardziej wzrastało napięcie, a chłopak, jak na złość, odebrał dopiero po dłuższej chwili, rzucając dziwne, mało wyraźne: „halo”.

– Cześć, to ja. Dzwonię od Travisa, bo zostawiłam komórkę u Emmy – wystękała ciężko dziewczyna, po czym się zacięła; pomysł na dalszą cześć rozmowy uleciał gdzieś hen, hen, daleko.

– Dzwoniłem na komórkę. Dlaczego jest wyłączona? – zapytał brunet.

– Nie wiem, może się rozładowała – łgała nastolatka, modląc się w duchu, aby nie zadawał już więcej pytań.

– Dobra, nieważne. Powiedz lepiej, jak się czujesz? – Frank zaśmiał się czytelnie. – To co, przyjedziesz? Podjadę po ciebie.

– Na razie nie mogę, ktoś ma do nas przyjść, nie ma pojęcia, kto – odparła dziewczyna, zastanawiając się jednocześnie: co będzie potem, jutro, jak nadal nie będę mieć telefonu?

– Mała, słuchasz mnie?

– Tak... sorry... Co mówiłeś?

– Pytałem, o której będziesz wolna, o ile oczywiście masz ochotę i siłę na spotkanie?

Nacisk, jaki nałożył na słowo „siła” był tak przepięknie ironiczny, że Laurze zrobiło się strasznie głupio i zaraz się nadąsała.

– Nie bądź taki mądry – burknęła byle jak, chcąc ponad wszystko, aby ta rozmowa dobiegła już końca.

– Laura, co znowu? Tylko nie kłam, dobrze? I nie rób mnie w chuja, za duży jestem na takie gierki. Co się dzieje? – zapytał Frank, wiejąc grozą, którą dziewczyna odczuła tak, jakby stał przed nią, nie siedział na drugim końcu miasta.

– Frank, przestań, nie wymyślaj, ma przyjść do nas jakiś „ktoś”. Travis twierdzi, że matka ma faceta, a ja niezbyt dobrze się czuję i nie mam ochoty na pogaduszki z jakimiś typkami, to się dzieje – oświadczyła w pośpiechu Laura.

– Spotkamy się? Dostałem pracę, musimy to oblać... chociaż nie wiem, czy jest tu coś do oblewania. Choć w sumie najgorzej nie jest, ale znowu fast-food – poinformował brunet, wyraźnie niezadowolony.

– Młoda, chodź – zagadał nagle Travis, wtargnąwszy do pokoju.

– Już. – Odwróciła się, wystraszona.

– No to już! Nie będę cię wołał tysiąc razy – zganił chłopak i zniknął za drzwiami.

– Muszę iść, chodź wcale mi się nie chce – oznajmiła Laura i nie chcąc wzbudzać podejrzeń, dodała: – dobra, posiedzę trochę z nimi i zadzwonię. Ale może przyjadę sama, nie chcę, abyś znowu marnował paliwo, wciąż po mnie przyjeżdżasz...

– Mała, nie marudź! – przerwał jej Frank. – Dobrze, to czekam na telefon, tylko mam nadzieję, że nie o północy. Do zobaczenia. – Zaśmiał się i na tym rozmowa się zakończyła.

Brunetka odetchnęła z ulgą, lecz co z tego – przecież to nie koniec, to na pewno dopiero początek. Zerknęła na budzik – dziewiętnasta jeden, szybko spisała numer ukochanego i z niechęcią, lecz niemałą też ciekawością ruszyła w końcu w kierunku schodów.

 

– Laura, chodź tu! – Doszło z kuchni, skierowała więc do niej swe kroki.

Oddała bratu telefon i niepewnie podeszła do mieszającej sałatkę pani Anderson. Mina Travisa nie podnosiła jej zbytnio na duchu, do tego te tajemnice, chciałaby już wiedzieć, co się tu, do cholery, dzieje.

– Ma na imię Charles, ma czterdzieści osiem lat i jest właścicielem sieci perfumerii. Wiem, powinnam powiedzieć wam wcześniej, nastawilibyście się na to spotkanie, ale jakoś nie było okazji. Non-stop jestem zabiegana, wy też, więc sami rozumiecie... – rzekła kobieta, wyglądając na nieco wyobcowaną.

– No widzisz?! Wiedziałem! Ja wszystko wiem! – ogłosił uroczyście Travis, podjadając warzywa z miski.

Matka wymownie spojrzała na córkę, gdyż ta nie odezwała się ani słowem, wykazując totalną obojętność.

– Spoko, że masz faceta, mam nadzieję, że jest w porządku – wystękała w końcu, aby tylko cokolwiek powiedzieć i mieć to z głowy.

Spojrzała na brata – jego mimika nie uległa zmianie. Dziewczyna czuła przed nim niemały respekt i miała cichą nadzieję, że się do niej nie uczepi, jak to często miał w zwyczaju.

– Zanieście sałatkę i pieczywo – poprosiła kobieta, zaglądając do piekarnika, z którego po uchyleniu drzwiczek wyłonił się piękny ziołowy zapach.

Laura nie czekała, chwyciła miskę i z gracją zasiadła za stołem, stawiając naczynie na środku. Starała się uciekać od brata, otaczało ją dziwne przeczucie, że mimo wszystko nie obejdzie się dziś bez jakiejś smętnej gadki. Jego mina była dość sugestywna, wprowadzając niepewność i strach w dziewczynie. Chłopak zaraz pojawił się z koszyczkiem z chlebem i usiadł na końcu stołu.

– Jak będę dzwonił, powiem, żeby przywiozła twój telefon – rzekł w temacie Emmy.

Laura zamarła, nie spodziewała się, że na to wpadnie. Zdenerwowanie natychmiast wzrosło, czego, mimo usilnych prób nie udało jej się raczej ukryć.

– Jak nie zapomni – mruknęła. – Znasz ją...

Ratownik raz po raz spoglądał na siostrę, miała wrażenie, że coś wie, coś podejrzewa, aczkolwiek pewna jeszcze nie była. Travis milczał, więc także się nie odzywała, chciałaby w tej chwili, aby nieznajomy już przyszedł i rozwiał tę wkurzająca atmosferę. Jak na życzenie właśnie zadzwonił dzwonek i pani Anderson przemknęła do drzwi. Rodzeństwo jak jeden mąż skierowało głowy w stronę wejścia do salonu, nasłuchując pomruków dochodzących z korytarza. Kobieta wróciła po chwili w towarzystwie o głowę od niej wyższego, nieco siwiejącego mężczyzny. Uśmiechający się od ucha do ucha facet na pierwszy rzut oka wydał się Laurze bardzo sympatyczny.

– Wejdź, oni nie gryzą. – Zaśmiała się kobieta, wskazując partnerowi salon.

Nieznajomy na pierwszy ogień podszedł do Laury.

– Cześć. Charles... a raczej Charlie. – Uśmiechnął się, podając jej dłoń oraz jedną z torebek. – Miło mi cię w końcu poznać – oświadczył miłym ciepłym tonem i po nieco markotnym: „wzajemnie”, identyczne gesty wykonał w kierunku Travisa.

– Usiądź i daj mi chwilę – poprosiła pani Andersona, wskazując mu krzesło, wstawiła otrzymany bukiet róż do wody i zniknęła z synem w kuchni.

Brunetka nie wiedziała, o czym gadać z gościem, siedziała więc w milczeniu. Trwało ono jednak tylko chwilę, gdyż mężczyzna nie miał podobnych do niej zahamowań i zaraz wszczął rozmowę.

– Otwórz. – Wskazał ręką prezent. – Starałem się wybrać jak najlepiej, lecz to, co jest ładne dla mnie, nie musi być ładne dla ciebie, prawa? Jeśli ci się nie spodoba, podobnie twojemu bratu, odwiedzicie któryś z moich sklepów i wybierzecie sobie odpowiednie. – Facet ponownie się uśmiechnął i zaczerpnął łyk wody ze stojącej przed nim szklanki.

Dziewczyna otworzyła znajdujące się w torebce, różowe pudełeczko i wydobyła z niego mały flakonik Diora. Od razu przeszło jej przez głowę, czy facet jest bogaty, czy tylko chciał zrobić dobre wrażenie? Wiedziała, że perfumy do najtańszych nie należały, no, ale przecież miał perfumerie, więc wszystko jasne.

Kwiatowy z nutą „czegoś” zapach nie wydawał się dziewczynie zbytnio wyszukany, lecz jego delikatność i dodatek tego właśnie „czegoś” sprawiał, że zachęcał do natychmiastowego użycia, notabene, był bardzo ładny. Laura skropiła delikatnie nadgarstki i schowała buteleczkę na miejsce.

– Bardzo ładny, dziękuję. – Delikatnie wygięła usta, myśląc przy okazji: co oni robią w tej kuchni?

– Nie ma za co. Niech ci dobrze służy...

Charles nie zdążył rozwinąć myśli, bo na stół wjechała własnie pieczeń i dwa różne sosy, a obok talerzy, ku zdziwieniu Laury, postawione zostały nie trzy, a cztery kieliszki do wina.

– Nalejesz? – zapytała kobieta, podając znajomemu butelkę.

– Jasne.

– Tylko jedną lampkę – poinformowała kobieta, spojrzawszy na córkę i wzięła się za krojenie mięsa.

Po chwili szkła były już pełne, podobnie talerze. Brunetka niechętnie patrzyła na widniejąca przed nią porcję, kompletnie nie miała ochoty na jedzenie, lecz na alkohol i owszem. Lubiła wino, tym bardziej wytrawne i takie właśnie stało przed jej nosem. Głupio jej było jednak złapać od razu za kieliszek, spojrzała więc przelotem na towarzystwo i niezbyt entuzjastycznie ukroiła pierwszy kawałek mięsa. Ręka zapiekła odrobinę i mimo iż nie był to już dający się we znaki ból, to jednak drażnił nastolatkę. Głupia pojebana suka – pomyślała o Amber, z wyrazem wielkiej sympatii na twarzy.

– Słyszałem, że jesteś ratownikiem? – Jej zacietrzewienie przerwał Charlie, upijający właśnie łyk alkoholu.

Laura, widząc to, szybko poszła w jego ślady. Teraz już chyba nie tak głupio? – wywnioskowała, zerkając bądź co bądź znad kieliszka na wszystkie reakcje i miny matki.

Ta nie dawała jednak powodu do niepokoju, więc Laura wypiła dość sporo i najchętniej wychlałaby wszystko, lecz myśląc jeszcze racjonalnie, zaraz odstawiła kieliszek.

– ...Lubię tę pracę – kontynuował rozmowę Travis, patrząc przy okazji na niezbyt subtelne zachowanie siostry, która dłubała widelcem pieczeń, nastawiając się psychicznie na pokonanie drugiego kawałka.

Jego spojrzenie było tak nieprzychylne, że brunetkę przeszedł cierpki dreszcz. Oderwała od niego wzrok, udając, że nie zwraca na to uwagi. Z ciężkim sercem drugi kęs wylądował w ustach dziewczyny, a po nim następny łyk. Zaszumiało przyjemnie, lecz w kieliszku ubyło już pół, co nie napawało brunetki zadowoleniem.; gdyby mogła, wypiłaby zapewne całą butelkę.

Nie wiedzieć, czemu, nagle przypomniała sobie o Jimmym, o tym, że miał być, a jednak go nie było. Zastanawiała się, dlaczego? I czy może naprawdę się z nim skontaktować, poprosić o pomoc w sprawie telefonu? Ale skąd wziąć jego numer?

Odruchowo upiła kolejny łyk i od razu spojrzała na matkę – teraz już i ona nie miała zbyt przyjacielskiej miny.

– Przepraszam. – Poruszyła bezdźwięcznie ustami i skierowała uwagę na rozbabraną w talerzu potrawę. Nie wyłapała nawet, kiedy ją tak zdeformowała. Zdawała sobie sprawę, co siedzący obok mogą sobie w tej chwili myśleć o jej zachowaniu i zrobiło jej się totalnie głupio. Chciałaby już opuścić to niefortunne posiedzenie i najchętniej napić się jeszcze wina, lub nawet piwa, zresztą... czegokolwiek. Musiał przyjść akurat dzisiaj, kiedy źle się czuję? – warczała w duchu, zła, że musi jeszcze siedzieć tu nie wiadomo, ile. Do tego telefon męczył ją nieustannie i myśl, co powie Emma, kiedy Travis poprosi ją o jego przywiezienie? A Frank? Do jutra przejdzie, to nie będzie trudne, ale co potem? Co jutro? Powie, że znów zapomniała? To już na pewno nie przejdzie...

– Laura. – Jej uszu doszedł matczyny, surowy ton.

Spojrzała tępo, nie różniąc się w tej chwili prezencją od ćpuna na głodzie. Zdawała sobie sprawę, że nie wygląda kwitnąco, nie wiedząc więc, co zrobić z rękoma, ponownie zaczerpnęła ze szkła.

– Co ci jest? Mówi się do ciebie – rzuciła kobieta, zawstydzona ale i najwyraźniej przejęta obecną prezencją córki.

– Nic, przepraszam. Zamyśliłam się – rzuciła poddenerwowana brunetka i ponownie chwytając swój kieliszek, wysuszyła całą jego zawartość, jeszcze bardziej zwracając na siebie uwagę podejrzliwej i tak już w stosunku do niej rodziny.

Zerknęła na matkę – miała niepojęty wyraz twarzy, co od razu zmroziło nastolatkę. Miała świadomość, że jej bezmyślne zachowanie mocno już zdenerwowało kobietę, powtórzyła więc gest z przeprosinami i uciekła wzrokiem. Nie wiedząc, jak się zachować po swoim wybryku, wzięła widelec i na siłę zaczęła kończyć napoczętą potrawę.

Zapadła cisza. Laura, mimo bólów, zjadła cały posiłek i znów spojrzała na matkę – jej wyraz twarzy stał się nieco luźniejszy. Na Travisa wolała nie patrzeć, rzucała tylko krótkie spojrzenia to na gościa, to znów na stół lub w talerz, usilnie chcąc udowodnić swoje wyluzowanie, co wychodziło jej raczej niezbyt wiarygodnie.

– Źle się czujesz? – zapytała w końcu kobieta.

– Trochę boli mnie głowa.

– Pewnie dlatego, że mało zjadłaś, o ile cię znam. I teraz, jak widzę, też marnie ci idzie...

– Dajmy jej spokój, może po prostu ma zły dzień – wtrącił z uśmiechem Charles, kierując wzrok na kobietę.

– Jak chcesz, to weź tabletkę i połóż się na trochę – zaproponowała, ku wielkiej uciesze brunetki, pani Anderson.

– Może masz rację, pośpię godzinę – mruknęła Laura i wstała od stołu.

Z ogromnym podziękowaniem spojrzała na mężczyznę, który puścił do niej oczko i uśmiechem odprowadził wzrokiem w stronę kuchni.

Dziewczyna nie kłamała, głowa na powrót zaczynała dokuczać. Miłe uczucie po winie tkwiło w środku, napiłaby się jeszcze, więc gdy tylko weszła do kuchni, korzystając z tego, iż rozmowa w salonie trwa w najlepsze, podkradła z lodówki piwo, szybko schowała w spodnie, zakrywając koszulką i wziąwszy z szafki tabletkę, z napojem w dłoni ruszyła z powrotem. Wciągając brzuch w celu niezauważenia kontrabandy, migiem przebyła salon, rzucając fałszywy uśmiech i chwilę później, odetchnąwszy z ulgą, skryła się w sypialni.

Zadowolona z kwestii przemycenia alkoholu usiadła dumnie na łóżku, zapomniała jednak o problemie dotyczącym jego otwarcia. Przeleciała wzrokiem po szklanym opakowaniu i gdy okazało się, że kapsel jest odkręcany, radość zagościła na jej twarzy. Szybko otworzyła trunek i popiła nim tabletkę, wysuszając połowę jego zawartości. Ona, nie lubiąca zbytnio chmielowego specjału, w tej chwili stwierdziła, że bardzo jej on smakuje, do tego jest wielce pomocny. Nasłuchując bacznie, czy zza drzwi nie nadchodzi jakieś zagrożenie, dość szybko dokończyła piwo, butelkę schowała pod łóżko i położyła się na nim, lekko podkulając kolana.

Zbliżała się dwudziesta, a łeb pękał coraz bardziej, do tego senność ogarniała dziewczynę. Wino i piwo zrobiły swoje i mimo że brunetka czuła się o niebo lepiej, temat kradzieży nie zniknął. Nie dumała jednak nad nim zbyt długo, chwilę później odpłynęła.

 

Przy niewyraźnym szmerze czyjegoś głosu poczuła lekkie szarpanie, lecz domyślając się, że to Travis, nie zamierzała ruszać się z miejsca.

– Wstawaj, do jasnej, zaraz dziesiąta. Zamierzasz tu gnić do rana? – zapytała Emma, tarmosząc półprzytomną przyjaciółkę.

– Nie chce mi się – bąknęła Laura, lecz przekręciła się na plecy, niemrawo podnosząc powieki. – Podaj mi napój – poprosiła, siadając anemicznie obok kumpeli.

Osuszyła puszkę w okamgnieniu i spojrzała na przyjaciółkę, która wyglądała na wyraźnie rozweseloną.

– Travis gadał coś o komórce? – zapytała od razu.

– Gadał, ale powiedziałam, że zapomniałam, bo matka mi dupę zawróciła. Nie ciągnął tematu, chyba łyknął, że zostawiłaś.

– I co jutro? A Frank? Muszę zadzwonić, choć już chyba trochę za późno na spotkanie, poza tym nie mam zbyt optymistycznego nastawienia w jego kwestii. On domyśli się, że coś kręcę, zawsze się domyśla.

– To się zmobilizuj, bo on za dziesięć minut tutaj będzie – oświadczyła Emma.

– Ja to: „za dziesięć minut”? Przecież się z nim nie umawiałam? – Laura natychmiast się obudziła.

– Dzwonił przed chwilą, ale dowiedziawszy się, że śpisz, nie chciał cię nie budzić. Niestety Travis powiedział, żeby przyjechał. Powiedział? Raczej nakłaniał. Długo się przekomarzali, Frank chyba nie chciał, ale ten się uparł i koniec. On chyba podejrzewa, że znowu coś z tobą nie tak, zresztą sama jesteś sobie winna, bo nie zachowujesz się normalnie. Tego nie da się nie zauważyć.

– No to ładnie. I co ja mam zrobić?

– Nie mam pojęcia. Chyba musimy ciągnąć tę ściemę, a jutro coś wykombinujemy.

– Kurwa, co wykombinujemy? Jak ja mogłam być taka głupia i nie wziąć tego pieprzonego telefonu ze sobą? Powiem mu, że źle się czuję i że muszę się jeszcze zdrzemnąć, że spotkamy się jutro. Tylko jakoś tak głupio...

– Trudno, już po fakcie. Nie panikuj, będzie dobrze. Dołożę ci i kupimy jakiś te...

– Co z twoją komórką? – zapytał nagle Travis, wchodząc znienacka do pokoju.

Laura natychmiast się spłoszyła i od razu ogarnął ją myślowy chaos, przez co żadna, nawet najbardziej banalna wymówka nie przychodziła jej do głowy. Spojrzała na Emmę, lecz ta wyglądała na równie zmieszaną

– Młoda!

– Nic., poza tym musisz podsłuchiwać?! Kurwa, nie ma już krzty prywatności w tym domu?! – wydarła się brunetka.

– Nie trzeba podsłuchiwać, żeby cię usłyszeć, nawijasz na całą chatę. Co z telefonem? – powtórzył chłopak.

– Nic.

Travis spojrzał pytająco na Emmę, lecz ta milczała. Ponownie skierował wzrok na siostrę, oczekując zeznań, lecz nie uzyskiwał odpowiedzi. Zadzwonił dzwonek do drzwi i Travis zrobił dość jednoznaczną minę.

– Dobra, jak chcesz. Jeśli już nie ufasz bratu, trudno, tylko ciekawe, co mu powiesz? – oznajmił kąśliwie i chciał wyjść, ale Laura zerwała się z łóżka i migiem złapała go za rękę.

– Nic mu nie mów, potem wszystko ci powiem. – Przeszyła brata oślim wzrokiem.

– Teraz namyśliłaś się na zwierzenia? „Bo musisz?” Za późno – burknął ratownik, wyrwał się brunetce i wyszedł.

Błyskawicznie zatrzymała go w korytarzu, stając przed nim jak posąg.

– Ukradli mi telefon. Nie chciałam ci mówić, bo zaraz byś się rozdarł – mruknęła, przestraszona.

– Rozdarł? Jesteś pewna? – rzucił zniesmaczony chłopak i chciał uwolnić się z uścisku, lecz dziewczyna była nieugięta.

– Travis, proszę cię...

– Puść mnie, nie słyszysz dzwonka?! – warknął ratownik i wyszarpując się agresywnie, udał się w stronę schodów.

– Travis! – krzyknęła jeszcze, lecz on bez słowa zszedł na dół i szybko podążył w stronę drzwi.

– Kurwa! Jak coś mu powie, zajebię go! – warknęła Laura, wracając do sypialni.

– Myślę, że nie powie, drażni się z tobą. Trzeba było samej iść otworzyć, chociaż co to zmieni?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Joan Tiger 3 miesiące temu
    Laura, brak mi słów do ciebie – tyle. :)))
  • Pasja 3 miesiące temu
    Urozmaicona akcja w telefonem w tle i Laura rozmamłana. Obiad z przyjacielem matki i znowu skiśnięta młoda wszystko psuje. Weź ją obudź z marazmu, albo kopnij w dupę.

    Pozdrawiam
  • ZielonoMi 3 miesiące temu
    A będzie jeszcze gorzej, nie jest jeszcze dostatecznie zdołowana. XD

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania