Poprzednie częściSzare istnienie – Prolog
Pokaż listęUkryj listę

Szare istnienie cz. 68

– Kurwa, ty gnoju! – zawył.

Gdy Jimmy usłyszał za plecami krzyk, odwrócił się, zdumiony i natychmiast otrzymał potężny cios w twarz. Padł na ziemię. Kompletnie zaskoczony Chris stanął jak wryty, lecz zaraz się pozbierał i bez chwili zwłoki kopnął stojącego obok napastnika stopą w brzuch. Frank siłą uderzenia mocno się pochylił, wtedy blondyn poprawił mu z pięści i gdy chłopak także upadł, natychmiast zaczął go kopać.

– Chris, zostaw! – krzyknął Jimmy, odciągając przyjaciela od chłopaka.

Frank już zdążył przyjąć kilka konkretnych razów.

– No co jest? – wyjechał pretensjonalnie Chris, który nic a nic nie zrozumiał.

Jimmy nie odpowiedział, tylko chwycił Franka za fraki i mocno pociągnąwszy, podniósł do pionu i z całej siły łupnął o ścianę.

– Co ty, kurwa, szukasz wrażeń?! – zagrzmiał, uderzając chłopakiem po raz drugi.

– Puszczaj, kurwa! – ryknął Frank, siłując się z brunetem.

– Do chuja, Jimbo, co to za frajer? – dopytywał Chris.

– Chodź tu, kurwa! – zagrzmiał Jimmy, ignorując przyjaciela, ponownie szarpnął brunetem i wciągnął go za pierwszą z brzegu kamienicę. – Co ty, kurwa?! – powtórzył, wściekły, trzymając chłopaka za ubranie i podnosząc do góry jego podbródek.

Był prawie o głowę niższy, lecz to nie przeszkodziło mu w zadarciu głowy Franka niemal do samego nieba. Po chwili go jednak puścił, wtedy Frank ponownie natarł na Jimmy'ego i zaczął pchać go do tyłu. Teraz to starszy z chłopaków trzasnął plecami o przeciwległy budynek i od razu oberwał kolanem raz i drugi.

– Kurwa, pieprzyłeś moją kobietę! – zaryczał Frank i już przymierzał się do zadania kolejnego ciosu, lecz nie zdążył, bo Chris odciągnął go od kumpla i rzucił na ziemię.

– Kurwa, Mnichu, nie wpierdalaj się! – ryknął Jimmy, powoli prostując się z półskłonu. – Skoro ty nie potrafisz, to ktoś musiał to zrobić – rzucił ironicznie.

– Ty zajebany frajerze! – Wściekły Frank migiem wstał i znów ruszył na chłopaka, chcąc kolejny raz go uderzyć, tym razem jednak Jimmy zręcznie się uchylił i po chwili to on zdzielił rywala raz, drugi i trzeci. Frank w okamgnieniu znalazł się z powrotem na ziemi, uderzając twarzą w beton. Ciosy były błyskawiczne. Jimmy nie czekał, tylko od razu przykucnął przy leżącym i wykręcił mu do tyłu prawą rękę, mocno przyciskając kolanem szyję.

– Kurwa, szukasz guza, pytam?! – warknął furiacko.

– Puszczaj, skurwielu! – pyskował Frank, lecz głosik miał już bardzo nietęgi.

– Pytałem, co tu robisz?! Chcesz się bić?! Pojebało cię chyba! – kontynuował zdyszany Jimmy. – Mam cię połamać, a potem śliczna połamie mnie?! – grzmiał.

– Kurwa, Jimbo, dowiem się w końcu czegoś, czy nie?! Bo zaraz sam ci najebię! – Chris się zdenerwował.

– To książę, jak to mówi ta jebana szmata, twoja siostra. Chłopak Laury.

– Puszczaj mnie – szumiał Frank, lecz już dawno złagodniał; przeciwnik trzymał go bardzo mocno.

– Kurwa, chłopak? – fuknął Jimmy. – Co ja mówię, chłopak? Jebana ciota! – drwił. Gdzie byłeś, bohaterze, jak Amber ją prześladowała, co? – zapytał, już spokojniej.

– Puszczaj!

– Gdzie byłeś, pytam?! – zagrzmiał ponownie brunet, ciut mocniej wykręcając rękę ofiary.

Frank starał się wyjść na twardziela, ale zmuszony był niestety głośno jęknąć.

– Kurwa, ona nic mi nie mówiła, rozumiesz, frajerze?! – wystękał.

– A ty, biedaku, jesteś tak ślepy, że nie wiedziałeś, nie? – szydził wkurzony Jimmy.

– Kurwa, wiedziałem, ale prosiła mnie, kazała mi, żebym nic nie robił, nie zgłaszał, to co ja, kurwa, mogłem?! – Frank znowu się rozkrzyczał. – Chciałem jej nakopać, to mi nie pozwoliła, potem prosiłem, żeby zgłosiła, to się zapierała, w końcu chciałem załatwić to wszystko po cichu, to wynik był taki, że się na mnie obraziła! Ona się panicznie bała, nie rozumiesz, skurwielu?! Mój kumpel wklepał tej suce w jej obronie, to wylądował na intensywnej terapii, i ty się, kurwa, dziwisz, że nie chciała?! I nie sprzedała kurwy, nic nikomu nie powiedziała, to mimo to widzisz, co się stało?! Prze ciebie zresztą! – Frank wrzasnął tak głośno, że gdyby był na cmentarzu, obudziłby pewnie wszystkich jego mieszkańców.

Jimmy’ego w tym momencie jakby ktoś trzepnął w łeb. Poczuł się strasznie, bo jakby nie było, Frank miał przecież rację. Chłopak do tej pory czuł się cholernie winny wszystkiemu temu, co się stało, a obecny tekst rywala tylko dobił gwóźdź do trumny jego psychicznej porażki.

Puścił chłopaka i wstał.

– Spadaj stąd, i żeby cię tu więcej nie widział! Bo jak znowu cię zobaczę, już nie będę się z tobą pierdolił, rozumiesz! – nakazał szorstko, po czym ruszył w stronę ulicy, a za nim milczący Chris, który chyba zupełnie pogubił się w całej zaistniałej sytuacji.

I nagle Jimmy się odwrócił.

– I ja jej nie pieprzyłem, tylko się z nią kochałem! – krzyknął jeszcze, idąc tyłem, po czym wykręcił się na pięcie i zniknął z przyjacielem za rogiem.

Frank tkwił na ziemi jeszcze chwilę, po czym ciężko się podniósł, wycierając obficie sączącą się z wargi i nosa krew. Chciał wyprostować i rozmasować wykręconą rękę, ale nie dał rady, bolała jeszcze zbyt mocno; Jimmy się nie patyczkował. Wkurwiło go, że nie udało mu się go pobić, aczkolwiek był bardzo zadowolony z faktu, że mu dogryzł, i to jak? Nie widział twarzy Jimmy’ego, ale bardzo dobrze rozczytał jego zachowanie po wyrzuceniu mu winy. Słyszał natychmiastowe milczenie chłopaka, wręcz widział jego zakłopotanie i to powiedziało mu wszystko, co powinien wiedzieć.

Wolnym krokiem ruszył do samochodu, pęknięte żebro zostało kopnięte przez Chrisa i teraz rwało już z całą swoją siłą. Chłopak pomyślał, że może z pęknięcia zrobiło się już złamanie, ale zignorował to, w tej chwili miał ochotę tylko i wyłącznie się napić.

Powoli dotarł do Toyoty, z grymasem bólu na twarzy wyjął z niej zakupy, telefon, zamknął auto i ruszył przed siebie.

Rozpoczął poszukiwania taksówki, ale w okolicy, jak na złość, nie było ani jednej. Znowu zaczął się irytować, a bolący nos, żebra i piekąca warga tylko tę złość zaogniały. Wyraźnie odczuł ciosy Jimmy’ego, chłopak miał co nieco w dłoni.

Kwadrans później Frank już dzwonił pod jedynkę i niemal natychmiast usłyszał w domofonie damski głos.

– Cześć, Kim. Jest Matt? – wycharczał brunet.

– Frank? Wejdź – odparła zdziwiona dziewczyna i w drzwiach zabrzęczał mechanizm otwierający.

Mimo, że był to parter, chłopak miał dość nieprzyjemną podróż. Wiedział, że nieźle oberwał. Gospodyni już czekała na niego w progu.

– Jezu, Frank, co ci się stało?! – Dziewczyna natychmiast do niego doskoczyła i ujęła w dłonie twarz chłopaka.

– Nic, miałem bliskie spotkania trzeciego stopnia – zażartował brunet, śmiejąc się mdło.

– Boże, dzieciaku, gdzieś ty się wpierdolił? – dopytywała zszokowana Kim, która nie zwykła przeklinać.

– Jest Matt? – Chłopak ponowił pytanie.

– Poszedł do sklepu, zaraz wróci. Chodź, trzeba to przemyć – nakazała ciepło gospodyni, więc Frank zdjął buty adidasów i zaraz siedział w salonie.

– Schowaj do lodówki, ale zrób mi najpierw drinka – poprosił, wręczając dziewczynie reklamówkę. – Dwie trzecie wódki, jednak trzecia soku. – Wyszczerzył zęby.

Kim tylko przewróciła oczami, wzdychając ciężko i zniknęła z pokoju. Migiem była z powrotem, stawiając przed chłopakiem stole dwa drinki i asortyment z co najmniej połowy apteki. Brunet natychmiast złapał za szklankę, z której od razu ubyło pół.

– Frank, co się stało? – wnikała, nabierając na wacik płyn dezynfekujący.

– Nic, pobiłem się, nie ma z czego robić afe… Kurwa! – zawył nagle chłopak, gdyż dziewczyna właśnie przyłożyła watkę do jego rozciętego z lewej strony nosa.

– Cicho! Sam wlazłeś, więc musisz teraz pocierpieć. – Kim uśmiechnęła się wymownie, po czym namoczyła drugi raz i delikatnie przytknęła mu do ust.

Już nie darł twarzy, syknął tylko, niezadowolony.

– Jak to nie ma? Wiesz, że masz złamany nos? – kontynuowała.

– Skąd wiesz?

– Wiem, widzę.

– Tak? A ciekawe, skąd ty możesz to wiedzieć?

– Jest mocno spuchnięty, to na pewno złamanie. Kto cię tak urządził?

– Nieważne, i tak nie znasz, więc po co pytasz? Skąd wiesz, że złamany, rozcięcie jest niewielkie, a spuchł, bo mi przyjebał, proste – burknął zawstydzony chłopak.

– Matt miał dwa razy, wiem, jak to wyglą…

Zatrzeszczał klucz w zamku i po chwili w progu salonu stanął przyjaciel bruneta z pizzą i reklamówką w dłoniach.

– Frank? – Chłopak zrobił wielkie oczy i natychmiast zawisł naprzeciwko kumpla. – No ładnie, kurwa. Tylko mi nie mów, że zrobiłeś to, o czym myślę? – zapytał, marszcząc brwi.

Brunet uśmiechnął się pod nosem.

– Jesteś umysłowy, tylko tyle ci powiem – warknął Matt, obrócił się na pięcie i schował w kuchni.

– Co zrobiłeś? – Kim natychmiast zareagowała.

– Nic, nieważne, ok? I tak nie zrozumiesz, więc daj już spokój, dobra? – wkurzył się Frank.

– Musisz koniecznie jechać dziś z tym do lekarza, bo jak ci szybko nie nastawią, będziesz miał kulfon jak baba jaga. – Zaśmiała się dziewczyna.

Matt powrócił, operując bardzo nieciekawą miną.

– Czyja to wódka? – zapytał, słychać było, że jest zły.

– Franka.

Nie zdążył nic więcej powiedzieć, bo kolejny raz delikatnie trzasnęły drzwi i po chwili zza pleców Matta wyłoniła się uśmiechnięta postać Ashley, która spojrzała w stronę kanapy i momentalnie zamarła. Frank zdębiał.

– Cześć – wydusiła z siebie dziewczyna po krótkiej obserwacji niebyt ładnie wyglądającego bruneta.

– Cześć – mruknął.

Starał się być miły, lecz mimo chęci, jego powitanie było suche jak pieprz.

– Co ci się stało? – zapytała dziewczyna, zupełnie ignorując jego ton.

– No jak to co? Wlazł tam, gdzie nie powinien A mówiłem… – wtrącił wkurzony Matt. – Wielki bohater, kurwa – dodał, krzywiąc usta w grymasie niezadowolenia.

– To nieźle. Chyba słaby z ciebie bokser, co? – Ashley się uśmiechnęła, napinając Frankowi i tak naciągniętą już żyłkę, po czym podeszła, ukucnęła przed chłopakiem i delikatnie chwyciła w dłonie jego twarz. – Trzeba jechać z tym do chirurga, masz połamany nos – stwierdziła, oglądając go bardzo ostrożnie.

Nie uśmiechała się już, była poważna, jak Sąd Najwyższy, a jej mina mogłaby sugerować, że dobrze się na tym zna.

– Już mu to mówiłam, ale mi nie wierzy – burknęła Kim.

– Jutro – odparł spokojnie chłopak.

– Mogę ci go nastawić, ale to nie będzie miłe doświadczenie – zaproponowała brunetka, na usta której powrócił tym razem szeroki jak banan uśmiech.

Frank spojrzał jej w oczy, zadając milion bezgłośnych pytań – był kompletnie zaskoczony, podobnie Kim. Matt jednak nie okazywał żadnych emocji, był zimny jak głaz.

– Ty? – zapytał po chwili zdumiały brunet.

– Możesz jej zaufać, wie, co robi – wtrącił Matt.

Frank spojrzał na kumpla, oczekując natychmiastowych wyjaśnień, gdyż zaczynała go już drażnić ta gra półsłówek.

– Spokojnie, już to robiłam – wyjaśniła Ashley, wstając z przysiadu.

Starszy z kumpli nadal siedział w milczeniu, niezdecydowany. Za nic w świecie nie chciało mu się jechać do szpitala, chciał pić wódkę, z drugiej strony jednak nie był małym dzieckiem i zdawał sobie sprawę, jak będzie wyglądał jego nos, gdy go nie nastawią.

– Mój ojciec jest lekarzem i nauczył mnie kiedyś, jak jeszcze trenowałam. Mojego znajomego potraktowali podobnie i jakoś przypadkiem weszłam z tatą na rozmowę w kwestii złamanych nosów. – Zaśmiała się dziewczyna. – No a potem się uparłam, więc mnie nauczył, praktykując na moim drugim kumplu zresztą. To łatwiejsze niż może się wydawać – dodała.

– Trenowałaś? – Frank nie bardzo pojął.

– Nic, nieważne, stare dzieje – mruknęła brunetka.

– Dobra, dość tego. Ash, chcesz drinka? – zareagował w końcu Matt, widząc, że dziewczyna czuje się zakłopotana. – I czemu ty w ogóle stoisz? Siadaj. – Wskazując głową miejsce obok Franka. – Kto chce drinka?

– Chuj w te drinki – fuknął oschle brunet. – Sorry. – Spojrzał na Ashley. – Dawaj kieliszki, będę pił drinki jak jakaś baba? No i nos… na trzeźwo nie przejdzie – warczał, lecz po chwili wreszcie luźno się zaśmiał, zarażając swą radością wszystkich obecnych.

– Przejdzie, ale znieczulenie się przyda, a na pewno nie zaszkodzi – podsumowała wesoło Ashley

– Ej, nie pij! – huknęła Kim, widząc, że brat już szpera w kredensie.

– Dobra, nie przeżywaj, z kumplem nie mogę wypić? Poza tym ma tylko litra, więc jakie to picie? – odparł spokojnie Matt. – Ale to nic, sklep jest niedaleko – dorzucił z zaczepnym uśmieszkiem, stawiając kieliszki na stole.

– Matt, ja nie żartuję! – wkurzyła się Kimberly.

– Wyluzuj, dobra? i nie rób mi wstydu przed kobietą! – fuknął chłopak i poszedł do kuchni.

Frank wstał i poszedł za przyjacielem. widać było, że czuje się jak u siebie w domu.

– Ty – szturchnął go natychmiast. – Wy tak na poważnie?

– A co? – odparł Matt, ciesząc się od ucha do ucha.

– Nic, tylko pytam. Jest w porządku? Ostatnio same suki – burknął, przypomniawszy sobie kłótnię, choć żal szarpał nim od środka.

– Zajebista, jest tak luźna, że wymiękam. Nie jakaś pizda z rozpartym ego, tylko taka… No nie wiem, jak ci to powiedzieć… po prostu taka… dziewczyna – kumpel. – Zaśmiał się Matt, który rozgadał się na całego, przeżywając, jak dziecko Mikołaja. – I jest ostra – szepnął konspiracyjnie, oglądając się za siebie, czy nie nadchodzi jakieś zagrożenie.

– Że co? – Frank wywalił oczy. – Już?

– Cicho, kurwa – warknął Matt

– Wyluzuj, przecież nic takiego nie powiedziałem – mruknął nieco speszony Frank, nie spodziewał się zapewne, że przyjaciel będzie aż tak bronił osoby, którą poznał zaledwie dwa dni temu.

– Ja już dobrze wiem, co powiedziałaś, a przynajmniej zasugerowałeś – bąknął Matt.

– Dobra, nie napinaj się, ok? – teraz Frank się nastroszył.

– Ona coś treno…

– Pomóc ci? – zapytała nagle wesoło Ashley, stając za plecami Matta i położywszy ręce na jego ramionach, wyjrzała zza pleców chłopaka, chcąc sprawdzić, co robi.

Obaj podskoczyli, wystraszeni, co wywołało u dziewczyny jeszcze większą radość.

– Nie, już kończę – odparł niepewnie Matt, nie wiedząc, czy słyszała ich rozmowę.

– Wiecie, że nieładnie tak obgadywać, poza tym w tym wieku to już nawet nie wypada – wyjechała nagle Ashley, bawiąc się coraz lepiej i zaraz objęła Matta w pasie.

– A wiesz, że straszenie, a potem rozpraszanie człowieka trzymającego w ręku nóż jest niebezpieczne – odparł Matt.

– Przepraszam – zaświergotała Ashley , ucałowawszy go w policzek i uwolniła chłopaka.

Frank zmył się do salonu.

– Ma laskę i nawet mi nie powiedział. – Z miejsca poskarżył się Kim, dopijając swojego drinka.

– Nie miał czasu, oni od czasu jej noclegu praktycznie się nie rozstają – odparła dziewczyna.

– No, pięknie, najlepszy kumpel dowiaduje się ostatni. – Napuszył się brunet.

– Wyluzuj, daj mu się nacieszyć. Po prostu zapomniał, ona chyba zupełnie zawróciła mu w głowie. Ale wcale się nie dziwię, jest naprawdę bardzo sympatyczną i miłą dziewczyną. Jest taka... normalna, nie ten motłoch, który przyprowadzał do nas kiedyś – stwierdziła kwaśno Kim.

Franka wcale to nie zdziwiło, zwłaszcza, gdy zobaczył, jak ubrana jest nowa znajoma. Matt nigdy nie lubił, a nawet nienawidził typowych „lalek Barbie”, a Ashley zupełnie przeczyła takiemu wizerunkowi. Nie była wystrojona jak typowe, buszujące całymi dniami po mieście w poszukiwaniu frajerów „landryneczki”, wręcz przeciwnie – miała na sobie podarte jeansy, najzwyklejszą pod słońcem, białą koszulkę na ramiączkach i szarą rozpinaną bluzę z kapturem.

– Dobra, mamy kanapki z szynką, z wędzonym pstrągiem i koperkiem, do tego sos czosnkowy i koreczki z serem, ziołami i oliwą z oliwek – poinformował znienacka Matt, dumnie stawiając na stole dwa talerze, przy których brunetka zaraz umieściła miseczki z sosami i trzy czyste szklanki.

– Chcesz, żebym dostała zawału? – syknęła Kimberly, którą chłopak dobitnie wystraszył. – Kiedy zdążyłeś to zrobić? – zapytała, zaskoczona, nie było go dosłownie dziesięć minut.

– No widzisz? Czary mary. – Roześmiał się Matt, zatoczywszy rękoma koła przed samym nosem siostry, po czym odkręcił butelkę i nie czekając na atak z jej strony, szybko zapełnił kieliszki.

– Nie chcę z kieliszka, jutro idę do pracy – oznajmiła Kim.

Matt przytargał stojący w roku pokoju, duży fotel i postawił po drugiej stronie stołu.

– Siadaj, zrobię jej drinka. – Uśmiechnął się do Ashley i zniknął z pokoju.

W okamgnieniu wrócił z trunkiem, który wręczył siostrze.

– Dlaczego nie siadasz? – zapytał Ashley, widząc, że stoi, jak słup.

– A ty?

Chłopak nie odpowiedział, tylko posadził tyłek na fotelu i zaraz wciągnął dziewczynę na kolana.

– Pasują do siebie – pochwalił miękko Frank, próbując się wyluzować. Laura wciąż nie dawała mu spokoju, poza tym bolały go żebra i cała twarz, co tylko dopełniało dzieła w temacie „złość i dół”. Ashley się uśmiechnęła.

– Dobra, wypijmy, tak? – zarządził Matt, podając kieliszek dziewczynie i chwilę później byli już po zabiegu.

– Matt, nie pij dużo – wznowiła apel Kim.

– Spoko, przecież żartowałem. Jutro jadę z nią w sprawie pracy – odparł chłopak, wskazując głową sympatię.

– Co trenowałaś? – Frank nie wytrzymał, w okamgnieniu zapraszając do siebie surowe spojrzenie przyjaciela.

– Mówiłam, że to stare dzieje, nie ma o czym gadać – odparła Ashley, dla której był to chyba niewygodny temat.

– Ej, uspokój się, dobra? Będzie chciała, to powie, w swoim czasie – warknął Matt.

– He.j – Brunetka szturchnęła go z dezaprobatą.

– No co? – Matt wywalił maślane oczy. – Ale to, że przedwczoraj w pięknym stylu pozamiatała Amber, to ja nie mówiłem – dodał czupurnie, szczerząc zęby.

Teraz dźgnęła go już konkretnie, ale już nie upominała chłopaka.

– Co takiego? – Frank rozdziawił gębę.

– Mogę mu powiedzieć? – zapytał Matt.

Brunetka tylko wzruszyła ramionami, była wyraźnie zawstydzona.

Matt pokrótce opowiedział kumplowi zajście.

– Szkoda, że tylko tyle. Trzeba było nakopać jej do dupy tak, żeby już nie pokazała się w wśród ludzi, dziwka zajebana. Ja bym kurwie nie popuścił – klął diabolicznie Frank. – Przepraszam, ale nie mogę… – mruknął po chwili, nachylił się i sam nalał wódki; był już wykończony tym wszystkim.

 

Urządzali pogaduszki do jedenastej wieczorem, przy czym Kim wypiła tylko trzy drinki.

Frank wstał.

– Dzięki, że mnie nie wygoniliście – uśmiechnął się niemrawo – ale pojadę już.

Przyjechał tu z zamiarem wywalenia kumplowi swoich żali i oczywiście przenocowania, ale skoro jest z dziewczyną, nie chciał robić zamieszania.

– Gdzie pojedziesz, czym? – zaprotestowała Kim. – Poza tym jesteś już podpity i zaraz wpakujesz się w jakieś kłopoty, a tych chyba na dzisiaj ci wystarczy. Przenocujesz tu.

– Jak tu?

– Normalnie, na kanapie.

– Nie, Kim, nie będę wam dupy zawracał. Rano idziesz do pracy – upierał się brunet i

już chciał ruszać do korytarza, lecz Kimberly go zatrzymała.

– A co z operacją? – Zaśmiała się Ashley.

– Dajmy sobie dziś z tym spokój, może jutro – odparł Frank, który chyba nie bardzo ufał dziewczynie. W końcu nie była lekarzem.

– Ok, to my spadamy. – rzekł Matt.

– Jasne. Dobranoc – odparła Kim, ścieląc łóżko.

– Nie rozrabiaj – rzucił na odchodne do Franka przyjaciel i po chwili zniknął z brunetką z salonu.

– Kładź się i grzecznie śpij – nakazała wesoło Kim i zniknęła w swojej sypialni.

Frank był już zmęczony dzisiejszym dniem, więc z ulgą położył się do łóżka. Laura nie opuściła go ani na chwilę, ale zasnął dość szybko.

 

Kompletnie wyprowadzona z równowagi wpadła do pokoju, wpuściła idącego za nią psa, po czym tak mocno łomotnęła drzwiami, że o mało nie wywaliła ich z zawiasów.

– Kurwa mać! – krzyknęła psychopatycznie i zaczęła zrzucać z łóżka wszystkie porozwalane rzeczy, rozrzucając je, gdzie popadnie – nie zachowywała się normalnie.

Gdy już przemieściła bałagan z mebla na podłogę, usiadła, oddychając szybko. Miała wszystkich i wszystkiego dość, chciała tylko, żeby przestali w końcu wypytywać, czepiać się i dali jej wreszcie święty spokój. Świat był bardzo zły.

Gniew narastał, płacz wisiał na włosku, chcąc więc oderwać się od tego stanu, żeby nie urósł do takich rozmiarów, że rozniesie coś lub kogoś, chwyciła telefon i postanowiła kolejny raz zadzwonić do Emmy. Nie zdążyła jednak, bo nagle drzwi zamaszyście się otworzyły, do pokoju wpadł wściekły Travis i szybko ruszył w kierunku dziewczyny.

– Kurwa, ty pojebana gówniaro, dość już tego, rozumiesz?! Dooość! – zawył demonicznie i powalając siostrę jak kukłę, soczyście przyłożył jej pięścią w lewy bok.

Wrzasnęła przeraźliwie, ale nie zrobiło to na chłopaku najmniejszego wrażenia, bo po chwili przy akompaniamencie: „Kurwa, ty pojebie, ostatni raz obraziłaś matkę!”, otrzymała drugi i trzeci cios.

– Przestań! – krzyknęła, lecz chłopak był tak rozjuszony, że nie reagował i pewnie pobiłby dziewczynę do nieprzytomności, gdyby nie Miko, który myśląc chyba, że to zabawa, skoczył na niego znienacka i Travis dopiero wtedy się opamiętał.

Laura zwinęła się w kłębek i złapała za bolące miejsce, uderzając głośnym płaczem.

– Kurwaaa, ty bezczelna ruro, mam cię powyżej dziurek w nosie! – zagrzmiał chłopak, mocno popychając siostrę, która przekręciła się z boku na plecy.

Momentalnie zasłoniła głowę, skręcając się jeszcze bardziej. Była przerażona. Panicznie wystraszyła się brata, zwłaszcza, że nigdy jeszcze nie widziała go w napadzie takiej furii. Ze strachu bała się ruszyć, nie widziała, czego może się jeszcze spodziewać, czy za chwilę kolejny raz mu nie odwali i znowu nie zacznie jej bić.

– Co, płaczesz? – wysyczał ratownik, wisząc nad jej głową, po chwili jednak ruszył w stronę drzwi. – Dobrze, popłacz sobie, może w końcu przemyślisz swoje postępowanie – warknął, po czym wyszedł, łupnąwszy mocno drzwiami.

Dziewczyna leżała zwinięta, płacząc coraz intensywniej, ból pobitych żeber był nie do opisania. Wiedziała, że musiała nieźle wyprowadzić chłopaka z równowagi, skoro zupełnie nie patrzył, gdzie bije i jak bije. Ciosy były bardzo mocne, do tego wszystkie skumulowały się praktycznie w jednym miejscu.

Chlipała, oddychając ciężko. Miała spore problemy z odzyskaniem powietrza, które uciekło po tych potężnych razach, jednakże po przeleżeniu jeszcze kilku chwil i wylaniu kolejnych łez oddech zaczął wracać do normy.

Brat zniknął, więc i lęk się zatarł, przez co ból się nasilił. Z trudem przekręciła się na drugi bok, lecz to tylko wzmogło dolegliwości, wywołując jeszcze większą falę płaczu. Kręciła się na łóżku, przyjmując różnorakie pozy – a to na plecy, a to znów na bok lub na kolana, zgięta w pół, ale to nie poskutkowało, ból nie dawał za wygraną. Zastygła w końcu w tej ostatniej pozycji, roniąc słone łzy. Czuła się pokrzywdzona, nieszczęśliwa i było jej niewiarygodnie przykro. W uszach nadal stał jej wrzask chłopaka, nie mogła uwierzyć, że stać go było na to, co przed chwilą zrobił. Wiedziała, że przegięła, zachowując się w stosunku do matki jak skończona suka, ale przecież jej połamane żebra… Przecież wiedział, więc jak mógł?

Ból wciąż nie ustępował, drąc dziewczynę na kawałki, nie wiedząc więc już, gdzie wleźć, ciężko zwlekła się z łóżka, wzięła telefon, usiadła w kącie i obejmując rękoma podkulone nogi, położyła głowę na kolanach. Miko w okamgnieniu pojawił się obok, dał jej „całusa” we włosy, po czym grzecznie położył się obok.

Ta pozycja przynosiła znikomą ulgę, dziewczyna zastygła więc na podłodze, pochlipując. Pomyślała o tabletkach, te jednak zabrał Frank, do kuchni nie chciała iść, zwłaszcza, że nie wiedziała, czy da radę, no a matki przecież nie poprosi. Przez głowę przeszedł jej także David, a nawet Jenny, pomyślała, że może zadzwonić i wybłagać zastrzyk, lecz gdy podświetliła ekranik i dowiedziała się, że dochodzi wpół do dziewiątej, jej plan spalił na panewce.

Siedziała pod tą ścianą już dobre pół godziny, rozmyślając o wszystkim i o niczym, i starając się choć na chwilę zapomnieć o dolegliwościach. Cierpiała, aczkolwiek był wściekła, a dolegliwości tylko tą złość podkręcały. Matka swoim podejściem napięła jej żyłkę do granic możliwości, nie mogła zrozumieć, dlaczego tak się zachowała, dlaczego była taka zimna. Przecież Ricksowie tak wiele jej pomogli, a ona teraz przypieprza się o głupiego psa? Mogłaby chociaż spróbować dostosować się do tej sytuacji, dać Miko szansę, ale nie, od razu założyła, że pies będzie strasznie wielkim kłopotem. A Travis? Tak to niby wielce się martwił, a tak, zamiast jej pomóc, tylko podburza matkę, do tego gra jej na nerwach głupim piwem, robiąc to z chamską premedytacją. No i Emma – gdzie ona jest, do cholery? Przypomniała jej się przyjaciółka i obawa, który na dłuższą chwilę dała jej spokój, powróciła. Nie ma jej już ponad dobę – stwierdziła nastolatka i podniosła z podłogi komórkę. Ponownie wykręciła numer przyjaciółki, lecz mogła się spodziewać, że telefon będzie wyłączony. Zadzwoniła na domowy.

– Halo – usłyszała matkę dziewczyny, lecz głos już nie był tak hardy jak za poprzednim razem.

– Dobry wieczór, tu Laura. Czy Emma wróciła? – zapytała wprost dziewczyna.

– Nie i mówiłam, żebyś tu nie dzwoniła – fuknęła kobieta.

– Ale czy się odzywała, dała jakikolwiek znak życia? – naciskała brunetka, ani trochę nie zamierzając ustąpić.

– Nie i nie dzwoń, powiedziałam ci!

– Pani Colleman, co się z panią dzieje? Nie martwi się pani o nią?! – fuknęła Laura, postawa kobiety maksymalnie działała jej na nerwy.

– Do widzenia. – Tyle usłyszała w odpowiedzi, po czym matka przyjaciółki odłożyła słuchawkę.

– No kurwa, co za pojebana suka! – warknęła nastolatka, spojrzawszy na Miko, lecz ten zupełnie ją olał, bo nie zareagował. – Pierdolona rura!

 

Ból nieco zmalał i coraz bardziej zaczął ustępować miejsca zdenerwowaniu z powodu dalszej nieobecności przyjaciółki. Laura teraz już na poważnie zaczęła się zastanawiać, czy blondynka, nie daj Boże, nie zrobiła sobie jakiejś krzywdy, tym bardziej wiedząc, jak zachowuje się jej matka. A może ona już nie żyje? – Przeszło jej nagle przez myśl, wywołując zimne dreszcze, szybko jednak odsunęła od siebie tę możliwość, tłumacząc podświadomie, że kto, jak kto, ale nie Emma. Przecież ona nie w życiu zrobiłaby takiej głupoty, poza tym na pewno by się bała. Choć swoją drogą…?

Znowu nie powstrzymała łez, świadomość, że dziewczynie mogłaby stać się jakaś krzywda, rozbijała psychikę nastolatki na drobne kawałeczki.

 

Tyłek zaczął ją już boleć, ale nie ruszała się z miejsca. W pozycji, która przyjęła, było jej odrobinę lżej, postanowiła więc pozostać jeszcze trochę pod tą ścianą. Wolała już, aby dokuczała jej dupa, niż mają dokuczać żebra. Spojrzała na psa – spał, rozciągnięty na całą szerokość, jak pranie na sznurku. Pogłaskała go i oparła głowę o ścianę; znów poczuła się zmęczona. Przysnęła.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    Dobra, szybka akcja. Szacun dla Franka za odwagę. Jimmy zachował się jak trzeba, odpuścił, a mógł go przecież posłać na OIOM, bez pomocy Chrisa, który znów mnie rozśmieszył, swoimi odzywkami i pytaniami. 🤣🤣
    Przynajmniej Matti jest szczęśliwy i tak trzymać.
    No, nastawianie nosa na żywca – będzie śpiewał falsetem. ;)
    W końcu ktoś stanowczo zareagował na wybryki Laury i zamknął jej japę – brawo Travis. Dziewczynę na egzorcyzmy oddaj, bo ma diabła pod skórą. Może wtedy przestanie się nad sobą użalać. Krzywda, krzywdą, ale ona ewidentnie przegina do każdego.😡
  • ZielonoMi 2 miesiące temu
    Jak ja lubię Twoje komentarze. Xd
  • Joan Tiger 2 miesiące temu
    ZielonoMi, cieszy mnie to niezmiernie.😘

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania