Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - 12

Moja miłość, moje życie, moja mała, moja żona Zostawiła mnie, nie mogę się z tym pogodzić Bo wiem, że to po prostu nie jest fair

 

 

AXEL

 

W ekspresowym tempie do leciałem do L.A. Wypożyczyłem samochód i szybko pojechałem do szpitala, w którym leżała Martina.

 

Adam przez telefon poinformował mnie o stanie zdrowia mojej dziewczyny. Było z nią bardzo źle. Najgorsze było to, że nie wiadomo czy utrzymają ją i dziecko przy życiu. Byłem załamany. Nie wiedziałem co mam zrobić żeby moja kobieta i moje dziecko przeżyły.

 

Miałem tyle planów, które nadal chciałem zrealizować z moim aniołkiem. Planowałem się oświadczyć i poślubić kobietę, która zawładnęła moim życiem i sercem. Nie chciałem, by nasze dziecko urodziło się w nie czystym związku. Pragnąłem żeby wszystko było jak należy. Jednak wierzyłem, że będzie wszystko w porządku. Skoro ja dałem radę przeżyć, to i moja dzielna dziewczynka też zwycięży.

 

Lekarz, który prowadził mnie od dnia wypadku, był pod wielkim wrażeniem, że tak szybko dałem radę przywrócić sprawność nodze. Teraz mogłem sam prowadzić auto i czuć się stu procentowym mężczyzną.

 

Ale dla kogo to było teraz ważne? Z pewnością nie dla mnie. Najważniejsza była, jest i będzie moja miłość. Bez niej nie dałbym rady żyć. Wszystko straciłoby sens. Nic już nie byłoby ważne, a moje życie byłoby skończone.

 

W ciągu pół godziny dojechałem do szpitala. Przed wejściem siedział Adam i palił papierosa. Wyglądał na bardzo zmęczonego i załamanego. Byłem mu wdzięczny, że przez ten cały czas był przy Marti, że nie była sama. Podszedłem bliżej, jednak on zupełnie nie zwracał uwagi na to co dzieje się wokół niego. Dotknąłem lekko jego ramienia. Chłopak momentalnie stanął i odwrócił się w moją stronę.

 

- Boże, stary - uścisnął moją dłoń - Jak dobrze, że już jesteś. Lekarz chce się z tobą widzieć jak najszybciej.

 

- Co z nią?

 

- Bardzo źle - spuścił głowę w dół - Kurwa stary! Robiłem wszystko, by nic się Martinie nie stało... Naprawdę wszystko - miał oczy pełne łez - Wiesz co mi powiedziała? - pokiwałem przecząco głową - Nie martwiła się o siebie, tylko o dziecko. Powiedziała Moje dziecko. Wiesz jak ja się czuję? To moja wina...

 

- Nie, to nie twoja wina, tylko tego pojeba.

 

- Znajdę go i rozerwę na strzępy.

 

- Zająłem się już tym. Henry z wujkiem Martiny szukają go. Nie podarują mu tego.

 

Kiedy Dominic się dowiedział o wypadku swojej córki, to powiadomił brata i postawił na nogi całe Los Angeles. Liam nie miał szans wyjechać z miasta.

 

- Chodź, lekarz na ciebie czeka.

 

Adam prowadził mnie do windy, którą wjechaliśmy na trzecie piętro i doszliśmy do pokoju doktora Bessa. Zapukałem i wszedłem do środka. Za biurkiem siedział starszy mężczyzna w okularach i przeglądał jakieś papiery. Miał na sobie biały fartuch i stetoskop zawieszony na szyi.

 

- Dzień dobry. Jestem Axel Anderson, narzeczony Martiny Dorian - przedstawiłem się i wyciągnąłem do mężczyzny rękę, którą uścisnął mocno.

 

- Dobrze, że pan jest. Musimy bardzo poważnie porozmawiać - siedziałem na fotelu jak na rozgrzanym węglu.

 

- Jaki jest jej stan i dziecka?

 

- Nie będę pana okłamywać - czułem, że to co mi powie, załamie mnie całkowicie - Pana narzeczona ma niewielkie szansę na przeżycie. Podtrzymujemy jej serce ze względu na dziecko. Jeśli przez najbliższy tydzień nic się nie zmieni, będziemy musieli jedynie ratować dziecko, które na szczęście nie ucierpiało - siedziałem i myślałem, że to jest jakiś koszmar, z którego zaraz się wybudzę i zobaczę u swego boku śpiącą Martinę.

 

- Co pan chce mi.powiedzieć? To, że moja kobieta jest skreślona? Że nie ma szans na przeżycie?

 

- Najbliższe siedem dni nam to powiedzą. Pani Dorian miała wiele wylewów wewnętrznych, złamane trzy żebra, uraz mózgu, który ma nadal duży obrzęk. Jeśli mózg nie zacznie funkcjonować jej funkcję życiowe zanikną i wtedy mózg obumiera. A teraz z pewnością chce pan do niej pójść - kilka łez wypłynęło mi z pod powiek.

 

Lekarz zaprowadził mnie na intensywną terapię i wpuścił do sali, w której leżała moja piękna i wielka miłość.

 

- Zostawię pana samego - sprawdził jeszcze odczyt serca jak i mózgu i wyszedł, zostawiając mnie samego.

 

Stałem przez kilka minut i przyglądałem się aniołkowi. Widok był okropny. Głowę miała zabandażowaną, na twarzy wiele sińców i zadrapań. W usta była wsadzona rurka, która dawała jej tlen. Obydwie ręce były w gipsie. Nie patrzyłem dalej co jeszcze za krzywdy były na jej ciele.

 

Oparłem się o ścianę i zacząłem płakać. Plecami ześlizgnąłem się na zimną posadzkę i oparłem łokcie o kolana. Nie wiem ile tak siedziałem i płakałem. W końcu podniosłem się z podłogi i podszedłem do niej. Dotknąłem jej policzka i usiadłem na taborecie, który stał obok łóżka. Pierwszy raz nie wiedziałem co mam powiedzieć. Wsłuchiwałem się w aparatury, które wydawały głośne dźwięki.

 

Prowadzony dziwnym uczuciem, dotknąłem dłonią brzuch Martiny, który był już sporawych rozmiarów.

 

- Witaj maluszku. To ja, twój tata - głaskałem ciepłą skórę brzucha, gdy poczułem ruch dziecka. Na mojej twarzy ukazał się uśmiech, a z oczu kolejny raz wypłynęły łzy. Maleństwo coraz bardziej wykonywało wyczuwalne ruchy.

 

- Tatuś jest przy tobie... Mamusia też... Tylko śpi i nie może nic do ciebie powiedzieć - spojrzałem na kobietę, która była dla mnie wszystkim - Aniołku... Jeśli mnie słyszysz to wróć do mnie, do dziecka i do ludzi, którzy ciebie kochają. Nie zostawiaj mnie, słyszysz?! Ty musisz żyć... Bez ciebie nic nie będzie już takie jak było... Martina... Ja bardzo ciebie kocham, jesteś moim życiem, moim dobrem, które nauczyło mnie kochać i być lepszym człowiekiem. Przecież ja bez ciebie nie dam rady żyć dalej... - rozpłakałem się jak małe dziecko.

 

Siedziałem przy niej kilka godzin. Nie dawała żadnych oznak życia. Co godzinę przychodziła pielęgniarka i spisywała coś do swojego kajetu.

 

- Musi być pan silny i dużo do niej mówić. To pomaga i daje nadzieję na powrót do życia - spojrzałem się na starszą kobietę - Mój mąż miał wypadek i lekarze nie dawali mu żadnych szans na przeżycie. Jednak nie wierzyłam, że mąż może umrzeć. Gdy się obudził, powiedział mi, że wszystko słyszał i dzięki moim rozmową wrócił do świata żywych - podeszła bliżej i dotknęła mojego ramienia - Trzeba wierzyć, a pańska narzeczona wie, że ma dla kogo żyć - uśmiechnęła się i wyszła.

 

Zastanawiałem się nad sensem słów kobiety. Musiała bardzo kochać swojego męża, bo wierzyła w to, że nie umrze. Ja też wierzyłem, że mój aniołek wróci do mnie, że będziemy mogli żyć nadal razem i stworzyć wspaniałą rodzinę, w której będzie miłość, szczęście i dobro. Przy Martinie chciałem mieć dom pełen dzieci i u boku ją. Moją piękną i ukochaną kobietę, matkę mojego dziecka jak i zarazem moją przyszłą żonę. Martinę Anderson...

 

 

Witam was serdecznie.

Przepraszam was za długą nieobecność. Jednak nie miałam pomysłu na nowy rozdział i zawiesiłam się. Dziś usiadłam i pomysł narodził się sam.

 

Wiem, że zawiodłam takim tokiem myślenia.

 

Czy Martina przeżyje? Może nie. Czy wtedy Alex da radę żyć dalej? Może jednak wszystko zmieni swój bieg i ułoży się tak jak powinno?

Śledźcie dalej losy Martiny i Axela, a się przekonacie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Szalona123 10.12.2015
    Cudowne! Masz genialne pomysły! Jak myślisz kiedy będzie nowy rozdział? :)
  • kesi 10.12.2015
    Jeszcze jeden do końca tygodnia dodam.
  • Holly2004 11.12.2015
    Cudo *.* 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania