Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - 15

Wróciłem do szpitala, kiedy na dworze robiło się ciemno. Spacer dobrze mi zrobił. Mój umysł był bardziej oczyszczony i otwarty na nowe wiadomości.

 

Wszedłem do sali, w której leżała Martina. Była taka piękna i taka spokojna. Brzuszek bardziej większy się zrobił. Dotknąłem go dłonią i poczułem dziwny ruch. Odsunąłem rękę i z uśmiechem na ustach przyłożyłem ją ponownie i znów ten sam ruch poczułem.

 

- Moje maleństwo kopie tatusia? Nie ładnie tak - zaśmiałem się.

 

Nagle do sali wszedł Wan.

 

- Tak myślałem, że pana tu zastanę. Dziecko kopie? - lekko wygiął usta w uśmiechu.

 

- Pierwszy raz poczułem ruch.

 

- A poznał już tatuś płeć?

 

- Jeszcze nie - nikt w Nowym Jorku o tym nie pomyślał, a ja byłem ciekawy czy będziemy mieć tak piękną córkę jak mamusia czy synka tak zdolnego jak ja.

 

- Gotowy na zobaczenie dziecka?

 

- Oczywiście, że tak - uradowany czekałem na aparaturę USG, która została podłączona, a brzuch Martiny wysmarowany jakimś żelem.

 

- Jak pan sądzi, będzie córka czy syn?

 

- Najważniejsze żeby było zdrowe.

 

- Niech pan spojrzy - spojrzałem w stronę ekranu i zamarłem - Rozumiem, że dobrze pan widzi. Moje gratulacje, będzie pan miał córkę i syna - z wrażenia zakręciło mi się w głowie.

 

- Ale jak to możliwe? - byłem w szoku, ale szczęśliwym szoku. Podwójna radość.

 

- Chyba nie muszę pana uświadamiać - zaśmiał się.

 

Usłyszałem bijące serca moich dzieci, które wywołały łzy radości. Te małe rączki, nóżki i ciałka, były takie piękne. Kochałem je bardzo. Żeby tylko Martina mogła się wybudzić i zobaczyć to co ja.

 

- Będziecie musieli się zastanowić nad imionami.

 

- Zrobimy to jak tylko moja kobieta się obudzi.

 

- Panie Anderson, proszę być cierpliwym. Pani Dorian wybudzi się, tylko trzeba czasu.

 

- Rozumiem to doskonale.

 

- Niech się pan wyśpi i rano tu przyjdzie. Teraz będzie pana potrzebowała bardziej niż kiedyś - ucałowałem Martinę w czoło i opuściłem salę, kierując się do swojego pokoju.

 

Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka zapalając światło. Miałem dziwne przeczucie, że w pokoju oprócz mnie, był ktoś jeszcze.

 

- Jest tu ktoś? - powiedziałem, ale nikt nie odpowiedział.

 

Zamknąłem drzwi na klucz i zacząłem rozglądać się w łazience, w pokoju, ale oprócz mnie nikogo nie było. Widocznie byłem za bardzo zmęczony i miałem omamy. Rozebrałem się i skorzystałem z prysznica. Ciepła woda spowodowała parę w pomieszczeniu. Zakręcając wodę usłyszałem dziwny dźwięk, jakby ktoś dłonią pociągał po szkle. Owinąłem się ręcznikiem i otworzyłem drzwi prysznica. Na przeciwko mnie wisiało lustro, a na nim było napisane będzie żyła. Wyskoczyłem szybko do pokoju, ale nikogo nie było, złapałem za klamkę by wyjść na korytarz, jednak drzwi były zamknięte. Zastanawiałem się, jak to mogło być możliwe. Czy rzeczywiście to miejsce było nawiedzone czy po prostu ja głupiałem. Nie wiedziałem. Położyłem się do łóżka i zasnąłem.

 

Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałem i nałożyłem na siebie szlafrok. Otworzyłem, jednak za drzwiami nie było nikogo. Komuś widocznie się nudziło. Spojrzałem na zegarek. Była ósma rano. O cholera! Prawie zaspałem. Powiedziałem na głos. Gdyby nie to pukanie to jeszcze z pewnością bym spał. Najwidoczniej dzieją się tu dziwne rzeczy, których nie dało się łatwo wytłumaczyć.

 

Po szybkim prysznicu zszedłem na dół i zamówiłem sobie śniadanie. Tym razem zamówiłem sobie naleśnika, który wyglądał całkiem apetycznie. Mogłem zobaczyć jak się go robi. Na smażonym naleśniku rozprowadzane było surowe jajko, na to dodany był szczypiorek, kolendra, chili oraz sos hoisin. Na sam koniec kucharka położyła jakiegoś chrupka ryżowego i całego naleśnika zawinęła i śniadanie było gotowe. Zamówiłem jeszcze kawę z mlekiem i z gotowym daniem usiadłem przy stoliku i zacząłem jeść. Moje kubki smakowe były zadowolone ze śniadania. Naprawdę to było dobre. Dokończyłem jeść, wypiłem kawę i ruszyłem do sali Martiny. Wszedłem do środka. Wkoło łóżka Martiny kręciło się trzech lekarzy. Jednym z nich był Wen. Oprócz lekarzy były też dwie pielęgniarki.

 

- Zhuwei hao ( dzień dobry ) - to nie liczny zwrot jaki udało mi się zapamiętać.

 

- O witam pana Andersona. Jak minęła noc?

 

- Powiedzmy, że dobrze - spojrzał się na mnie, unosząc brwi do góry.

 

- Czyżby jakaś wizyta zabłąkanej duszy? - wszyscy spojrzeli się na mnie z zaciekawieniem.

 

- Można tak powiedzieć - chyba tu się zbyt często zdarzały takie dziwne sytuacje, a ja nie byłem pierwszym ani ostatnim, który się z tym spotkał.

 

- W tym szpitalu tu tak niestety jest, ale my się już wszyscy do tego przyzwyczailiśmy, a żadne z dusz, które tu pozostały nie robią nikomu krzywdy. Trzeba je zaakceptować.

 

- Dziś obudziło mnie pukanie i gdyby nie ten ktoś, to bym zaspał.

 

- Ok, a teraz wracajmy do pańskiej narzeczonej. Więc sprawa wygląda tak - podszedł do mnie bliżej z jakimiś papierami - Zrobiliśmy badanie mózgu i wykres pokazuje, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

 

- To dlaczego nie chce się obudzić?

 

- Obudzi się i to szybciej niż mnie i panu się wydaje. Dziś zrobimy podłączenie do mózgu i trochę go pobudzimy. To powinno pomóc i pani Dorian się obudzi - nie wierzyłem w to co słyszałem.

 

- A czy takie podłączenie do mózgu jest bezpieczne? - za bardzo nie podobało mi się takie leczenie. Nie chciałem żeby jakakolwiek stała się krzywda mojemu aniołkowi.

 

- Proszę się nie martwić. Wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Dzięki tej metodzie wielu pacjentów obudziło się i do dziś nie ma żadnego skutku ubocznego.

 

- Trochę mnie pan doktor podtrzymał na duchu.

 

- Jednak musi pan być przygotowany na długą rehabilitację. Będzie musiał pan zatrudnić najlepszego fizjoterapeutę i rehabilitanta. Podobno jest to jedno i to samo, ale każdy ma inne metody i dlatego o tym panu mówię.

 

- Nie ma żadnego problemu. Zatrudnię najlepszych. Dla mojego aniołka jestem w stanie zrobić wszystko.

 

- W takim razie koniec gadania. Pan idzie na spacer, a my bierzemy się za leczenie. Jak się zacznie coś dziać to zadzwonię. Proszę zostawić mi numer telefonu - wyciągnąłem z portfela swoją wizytówkę i podałam mężczyźnie.

 

- Dziękuję za wszystko.

 

- Jeszcze nie ma za co dziękować - wrócił do pozostałych mężczyzn i coś po chińsku do nich mówił.

 

Zamyślony szedłem aleją ogrodową. Wokół mnie spacerowali ludzie, śmiali się wesoło i radośnie rozmawiali. Zazdrościłem im wszystkim, że oni mają siebie, mogą ze sobą rozmawiać, a ja z moją ukochaną kobietą musieliśmy czekać na taki dzień, by móc razem spacerować tymi pięknymi alejami. Usiadłem na ławce i wyciągnąłem nogi przed siebie, a ramiona rozłożyłem na długości oparcia. Cholera, ale bym zapalił. Tyle czasu nie myślałem o paleniu, jednak nerwy i stres robią swoje, a nikotyna potrafiła mnie trochę wzmocnić. Na moje szczęście szedł mężczyzna mniej więcej w moim wieku i zaciągał się papierosem. Wstałem z ławki i zatrzymałem faceta.

 

- Przepraszam bardzo, mógłby mnie pan po ratować jednym papierosem? - chłopak z kieszeni wyjął paczkę i mi podał.

 

- Proszę bardzo, ja mam zapas - uśmiechnął się serdecznie.

 

- To ja zapłacę - chciałem wyjąć pieniądze z portfela.

 

- Proszę się nie wygłupiać. Wiem co znaczą nerwy. Sam jestem już tym wykończony, ale wierzę, że Bóg sprawi te złe dni w dobre i cudowne lata życia u boku mojej żony.

 

- Proszę mi uwierzyć, że tak będzie. Czasami jesteśmy wystawieni na ciężkie próby życiowe, ale my ludzie musimy być silni i trwać, bo po ciężkich dniach nastaną przepiękne i niepowtarzalne dni i lata.

 

- Wierzę w to, ale moja żona nie chce się obudzić - zaciągnął się papierosem - Muszę już iść - podał mi rękę, którą uścisnąłem.

 

- Trzeba wierzyć, bo wiara czyni cuda - powiedziałem do jego pleców, ale chłopak nie odpowiedział.

 

Usiadłem z powrotem na ławce i wyjąłem jednego papierosa z paczki. Z kieszeni dżinsów wziąłem zapalniczkę i podpaliłem papierosa. Zaciągnąłem się kilka razy, kiedy w kieszeni zadzwonił telefon. Był to Henry. Odebrałem.

 

- Cześć stary - nie dokończyłem dalej, bo mój przyjaciel mi przerwał.

 

- Znaleźliśmy tego sukinsyna. Nie było łatwo, ale mamy go u siebie w celi.

 

- W końcu. A teraz zabijcie sukinsyna, ale najpierw niech cierpi póki nie umrze - miałem tyle złości w sobie dla tego skurwiela. Sam z chęcią rozerwałbym go gołymi rękoma.

 

- Wiesz, że to nie problem dla mnie, ale gdy znajdą ciało mogą ciebie z tym powiązać.

 

- To zrób tak, by nigdy ciała nie znaleźli.

 

- Jak sobie życzysz - rozmowa dobiegła końca.

 

Nie zastanawiałem się nad konsekwencjami tego wszystkiego. Najważniejsza była dla mnie zemsta. Chociaż zemsta nie zawsze prowadziła do dobrego, zwłaszcza w świecie mafii.

 

 

O to kolejny rozdział. Staram się wynagrodzić wam długą nieobecność rozdziałów.

 

Postaram się jutro też dodać rozdział.

 

Wiem, że na razie wieje nudą, ale nie długo się wszystko rozwinie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Majeczuunia 31.01.2016
    O ile wiem, oni tutaj są w Chinach. Kazuya to nazwisko japońskie.
  • kesi 31.01.2016
    Po pierwsze nie nazwisko, a imię, więc jeśli tak to razi to imię zmieniłam na Wen. Nie sądziłam, że będzie to taki problem.
  • Szalona123 31.01.2016
    Cudowne! Wcale nie zanudzasz! Czekam na kolejne części :)
  • kesi 31.01.2016
    Kolejny rozdział jutro wieczorem. Pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania