Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - rozdział 28

AXEL

 

Przyjechało pogotowie, które zabrało Martinę do szpitala. Chciałem jechać razem z nią, ale policja zwinęła mnie i nie wiedziałem za co. Moja kobieta rodzi, a ja powinienem być przy niej i trzymać ją za rękę. Tak pragnąłem usłyszeć pierwszy płacz dzieci. Zostałem tego pozbawiony przez te psie mendy, bez podanego mi powodu. Henry obiecał mi, że wyśle do mnie adwokata, a sam pojedzie do szpitala. Taki przyjaciel to skarb.

Po pół godzinie dojechaliśmy na komendę. Zaprowadzili mnie do sali przesłuchań i zostawiali mnie samego. Miałem takie nerwy, że chętnie wszystko wkoło bym porozpieprzał. Odebrali mi najważniejszą chwilę jaką było przyjście na świat moich kruszynek. Do sali wszedł wysoki i chudy policjant. Usiadł na przeciwko mnie na krześle i rzucił notes na biurko. Spojrzałem się na niego wrednie i wyczekiwałem momentu, kiedy mnie stąd wypuszczą.

 

- Panie Anderson - odezwał się chudy policjant piskliwym głosem. Kurwa co to był za mutant? - Rozumiem, że nie wie pan z jakiego powodu został tu pan przywieziony?

 

- Zamieniam się w słuch, bo pańscy koledzy nie raczyli mi niczego powiedzieć, a przez to nie mogę być teraz przy porodzie moich dzieci - mam nadzieję, że wyczuł moje zdenerwowanie i pogardę dla nich.

 

- Przykro mi, ale musi pan złożyć zeznania i odpowiedzieć na kilka pytań związanych z panem Liamem Hemsworth - na samą myśl kurwica mnie brała, że przez tego kutasa ominie mnie poród.

 

- To przejdźmy do rzeczy, bo chciałbym stąd wyjść jak najszybciej i pojechać do narzeczonej.

 

I zaczęła się ta cała durna procedura zeznaniowa i durne pytania, na które odpowiadałem szczerze, by Liam już nigdy nie opuścił zakładu zamkniętego. Po dwóch godzinach byłem wolny i mogłem udać się do szpitala, w którym znajdowała się moja kobieta. Wpadłem jak szaleniec do wnętrza budynku szpitalnego i ruszyłem do stojącego Henriego.

 

- Gdzie jest Martina?

 

- Na sali i rodzi - pokazał mi w której leży i wpadłem jak szaleniec do środka. Złapałem Martinę za rękę, a drugą głaskałem po spoconej głowie.

 

- Kim pan jest? - padło pytanie od lekarza.

 

- Narzeczonym Martiny i ojcem naszych dzieci - pielęgniarka podała mi zielony fartuch, który musiałem założyć na siebie.

 

- Jak się kochanie czujesz? - zapytałem.

 

- A jak mam się kurwa czuć?! To wszystko przez ciebie! - patrzyłem na nią i nie wiedziałem o co tej kobiecie chodzi.

 

- Martina, jestem przy tobie.

 

- Nienawidzę cię. To przez ciebie ten cholerny ból. Więcej pieprzenia nie będzie. Możesz zapomnieć - lekarz i pielęgniarki zaczęli się po cichu śmiać.

 

- Proszę się nie przejmować. To normalna reakcja kobiety rodzącej - poklepała mnie po plecach jedna z pielęgniarek.

 

Krzyki i wulgaryzmy z ust Martiny nie wychodziły przez kolejną godzinę. Ja sam byłem już wykończony tym wszystkim, a co dopiero moja rodząca dziecinka. Lekarz stwierdził, że potrzebne jest jeszcze większe rozwarcie, by mógł się zacząć poród. Ile to jeszcze miało trwać? Przecież ona była już całkowicie wykończona. Po godzinie przyszedł lekarz i zbadał Martinę. Nie podobało mi się to, że obcy facet wkłada tam swoje paluchy. Przecież tylko ja mogłem to robić i nikt inny.

 

- Martina, czas na przyjęcie dzieci na świat. Rozwarcie na dziewięć palców - ucieszyłem się, że w końcu ta męczarnia dla Martiny się zakończy.

 

Ogólnie całe to parcie trwało może z pół godziny. Na świat przyszła pierwsza dziewczynka, która była tak samo rozdarta jak jej matka. Mierzyła 50 centymetrów i ważyła 3 kilogramy. Drugi był syn, który mnie płakał niż siostra. Synek miał 52 centymetry i ważył 2850. Jednak to prawda, że kobieta od dnia narodzin jest silniejsza niż facet. Wyjąłem telefon i zacząłem robić zdjęcia naszym dzieciom i mojej kobiecie. Leżała wycieńczona, ale bardzo szczęśliwa. Pielęgniarki podały jej dzieci, które od razu się uspokoiły. Aniołkowi ze szczęścia wypłynęły łzy, tak jak i mnie. Pocałowałem Martinę w usta i wyszeptałem jej do ucha.

 

- Kocham cię maleńka. Dałaś mi wiele szczęścia.

 

- Ja ciebie również kocham mój tatusiu - uśmiechnąłem się do niej.

 

Cholera, dopiero dotarło do mnie, że jestem ojcem i to podwójnym. Wybiegłem na korytarz gdzie stał Henry, Amanda i Dominic. Wyczekiwali chwili, w której im powiem, że jestem ojcem.

 

- Kochani, właśnie zostałem podwójnym tatą! - Henry z Dominiciem poklepali mnie po plecach, a Amanda się popłakała.

 

- A ja jestem babcią - zaśmiała się przez łzy mama Martiny - A ty stary jesteś dziadkiem - Dominic wytrzeszczył oczy i przytulił z wielką czułością swoją żonę.

 

Jak ja bym chciał, tak za dziesięć lat z Martiną czuć się kochanym i kochać tak silnie jak teraz. Teraz kiedy wszystko się wyjaśniło, to już musiało być tylko lepiej. Lekarz pozwolił nam wszystkim wejść do sali i zobaczyć dzieci i Martinę. Jak się okazało, dzieciaczki zabrali na ogólne badania, bo przecież przyszły na świat o trzy tygodnie za wcześnie.

 

- Kochani, co byście powiedzieli na ślub i chrzciny razem? - wszystkie pary oczu, wpatrywały się we mnie, a najbardziej moja narzeczona.

 

- To cudowny pomysł - powiedziała Amanda.

 

- Również się zgadzam - uśmiechnął się mój przyszły teść.

 

- A ty nic aniołku nie powiesz? - zwróciłem się do Martiny. Ona tylko się uśmiechnęła i popłakała.

 

- Nawet nie wiesz jak ja się bardzo z tego cieszę kochanie - podszedłem do niej i przytuliłem mocno.

 

Kiedy bliźniaki wróciły do nas, wziąłem na ręce małą księżniczkę, a małego księcia podałem Martinie.

 

- Aniołku, my nawet nie zastanawialiśmy się jak damy na imię naszym dzieciom?

 

- Faktycznie.

 

- Może dla małej księżniczki Isabella, a dla księcia Harry? - Martina popatrzyła na mnie.

 

- Malutka Isabella, Bella. Ładnie, podoba mi się. A Harry? Jak prawdziwy książę Harry, też mi się podoba.

 

- To mamy małą Isabelle Anderson i małego Harrego Andersona - ponownie nasze usta się złączyły.

 

Po dwudziestu czterech godzinach Martina z dziećmi wyszła do domu. W tajemnicy przed nią zrobiliśmy małe przyjęcie niespodziankę. Przyjechał Steven z żoną i dziećmi. Oczywiście nie mogło zabraknąć Emi z Michaelem i synem, nawet David zrezygnował z meczu i przyjechał. Kiedy przywiozłem do domu przyszłą panią Anderson była zaskoczona gośćmi. Jednak niespodzianka się udała. Byliśmy wtedy tacy szczęśliwi, ale trwało to chwilę. Do mieszkania wkroczyła policja i zakuła mnie w kajdanki. Nie wiedziałem co się dzieje. Czego oni znów ode mnie chcieli.

 

- Jesteś aresztowany o prowadzenie grupy przestępczej, handlu narkotykami i zamordowanie kilku mafiosów - mój świat ponownie się zawalił, ale tym razem już na stałe. Z tego bagna nie było już odwrotu.

 

Dziś o to taki mały maraton z Axelem i Martiną.

Jeszcze trzy może góra pięć rozdziałów plus epilog i koniec.

Mam nadzieję, że czytało się dobrze.

Pozdrawiam.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Magda 10.04.2016
    Wow. Wena wróciła jak widać ;)
  • Szalona123 10.04.2016
    Świetny taki maraton! Dzięki wielkie za to że mogę podziwiać twoją wspaniałą twórczość!
  • kesi 10.04.2016
    Dziś już odpuszczam pisanie i zacznę jutro pisać. Teraz dodam rozdziały już wszystkie do samego końca, razem z epilogiem
  • Ewcia:D 10.04.2016
    Ale się ucieszyłam, wchodzę, patrzę, a tu nowe części. Niektóre momenty straszne :c ale były też inne cudowne :) cu-do-wne :) cieszę się, że tyle na raz dodałaś i czekam na jutrzejszy dzień :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania