Poprzednie częściZacząć wszystko od nowa - 1

Zacząć wszystko od nowa - rozdział 26

Kiedy Ax zasnął, ja wstałam i zeszłam na dół, żeby zadzwonić do taty. Musiałam wszystko powiedzieć co się dowiedziałam od narzeczonego. O powiedziałam tatkowi co powiedział mi Ax. Tata nie był wcale zaskoczony.

 

- Córeczko, wiem że kilka dni temu była wielka strzelanina w lesie za miastem. Więcej ci nie powiem, bo w twoim stanie nie możesz się denerwować - siedziałam i byłam oszołomiona słowami ojca.

 

- To tam Ax został postrzelony.

 

- Na to wychodzi. Ja z wujkiem wszystkim się zajmiemy.

 

- Tatuś ... Ja się boję, że za aresztują ... - tata nie dał mi dokończyć.

 

- Nie wolno ci tak myśleć. Nie raz ja takie rzeczy robiłem. Będzie dobrze - rozłączył się, a ja poszłam do kuchni po lody waniliowo wiśniowe. Usiadłam na kanapie i włączyłam laptopa. Ku mojemu zdziwieniu, pokazała mi się informacja o dużej ilości maili. Szybko weszłam na pocztę i zobaczyłam odpowiedź od Jacka. Otworzyłam i zaczęłam czytać.

 

Moja droga Martino...

 

Cieszę się, że napisałaś. Chciałbym się spotkać z tobą, ale boję się, żeby nikomu z nas nic się nie stało. Słyszałem, że dwóch z pięciu oprychów nie żyje. Ktoś zaczął wybijać tych skurwieli. Ale do rzeczy moja przyjaciółko. Jeżeli czujesz się bezpieczna, to spotkajmy się w tym barze za miastem, w którym byłaś na pierwszej randce z Axem, jutro w południe.

 

Twój przyjaciel Jack.

 

Ucieszył mnie mail od Jacka i jutrzejsze spotkanie z przyjacielem. Jednak bałam się zostawić Axa samego, bo przecież on mógł sobie zrobić coś złego. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Henriego. Odebrał po dwóch sygnałach.

 

- Co się stało Martina? - był bardzo przejęty.

 

- Jak na razie jeszcze nic. Boję się o Axa, bo z jego psychiką nie jest najlepiej.

 

- Co ty mówisz? - był zdziwiony.

 

- Stwierdził, że muszę odejść od niego, bo on zgnije w więzieniu.

 

- Zaraz będę.

 

- Dziś nie Henry, jak możesz to przyjedź jutro rano.

 

- Dobrze. Będę.

 

Rozłączyłam się i udałam się pod prysznic, a później do łóżka obok śpiącego Axela, w którego wtuliłam się.

 

AXEL

 

Ktoś dobijał się do drzwi. Wstałem z łóżka i poszedłem otworzyć. W drzwiach stała policja, a ja zamarłem.

 

- Pan Axel Anderson? - powiedział jeden z policjantów.

 

- Tak. A co panów sprowadza do mnie?

 

- Starszy sierżant Michale Brown, a to sierżant Adam Boolean - pokazali mi obaj swoje odznaki - Musi pan pojechać z nami.

 

- Na jakiej podstawie?

 

- Jest pan podejrzany o zabójstwo i prowadzenie grupy przestępczej - moje przeczucia i obawy się potwierdziły.

 

- A są na to jakieś dowody?

 

- Dowie się pan na miejscu - serce stanęło mi, a scenariusz na szczęśliwe życie u boku mojej ukochanej, został podarty i spalony.

 

- Panowie pozwolą, że pójdę się ubrać.

 

- Jak najbardziej. My tu poczekamy.

 

Pobiegłem na górę do sypialni, zadzwoniłem do Henriego i powiedziałem co się dzieje. Ten oczywiście zaraz miał wysłać mojego prawnika na komisariat i przyjechać, by zająć się moim aniołkiem.

 

Spojrzałem na śpiącą Martinę i pocałowałem ją w policzek.

 

- Wolę uciec niż więcej nie zobaczyć ciebie ani dzieci - powiedziałem sam do siebie i wsadziłem broń za pas.

 

Zabrałem z sejfu pieniądze i udałem się do tylnego wyjścia. Nie zauważyłem, że Martina zeszła na dół i obserwowała mnie.

 

- Gdzie ty idziesz? - usłyszałem jej zaspany głos.

 

- Kiedyś ci to wyjaśnię - wybiegłem z domu i głosy policjantów docierały do mych uszu.

 

- Stój! Stój, bo strzelę - ja jednak nie zważałem na te groźby, ale strzał ostrzegawczy i krzyki Martiny zmusiły mnie do odwrócenia się. To był mój błąd.

 

Padł pierwszy strzał w moją stronę. Kula trafiła mnie w ramię. Moja narzeczona krzyczała, żeby nie strzelali, by dali mi spokój. Kochałem ją, ale nie mogłem pozwolić, by mnie zamknęli. Wyjąłem broń i zacząłem strzelać. Rozbrzmiały wokół strzały. Było bardzo gorąco. Oddałem strzał, który padł wprost w klatkę piersiową. Upadł i wtedy ja upadłem na ziemię. Kula przebiła mi najwyraźniej płuco. Krew sączyła się jak woda. Czerń wpływała mi na świat. Usłyszałem płaczący głos mojego anioła i czułem jak ktoś mnie szarpie...

 

- Kochanie, obudź się! Słyszysz?

 

Otworzyłem oczy i gwałtownie zerwałem się z łóżka. Przejechałem nerwowo ręką po włosach, które były całe mokre od potu. Poczułem jak do mych pleców, przytula się Martina.

 

- Już wszystko dobrze. To był tylko zły sen - cmoknęła mnie w ramię.

 

Odwróciłem się w jej stronę i przytuliłem mocno. Kurwa, ten sen był taki realistyczny. Nie mogłem pozwolić na to, aby ten sen stał się prawdą.

 

- Kocham cię dziecinko, ale muszę wziąć się w garść i zacząć grać o własne życie - wbiłem się namiętnie w jej soczyste usta i próbowałem okazać jej tym pocałunkiem ile dla mnie znaczy.

 

Oderwałem się niechętnie od niej i słyszałem jaki jej oddech był przyśpieszony, a oczy pełne podniecenia. Wiedziałem, że kocha mnie tak samo mocno jak ja ją.

 

- Wybacz mi maleńka, ale muszę coś załatwić - musnąłem delikatnie jej czubek nos - Kładź się i śpij. Jak coś to jestem w gabinecie.

 

Założyłem spodnie, bluzę i wyszedłem, zostawiając oszołomioną Martinę samą. Dzięki niej i temu cholernemu koszmarowi, zrozumiałem że muszę walczyć o własne życie i o szczęście własnej rodziny. Była godzina trzecia w nocy, ale nie przeszkadzało mi to, żeby zadzwonić do przyjaciela. Odebrał po kilku sygnałach i odezwał się zaspanym, ale przejętym głosem.

 

- Ax? Kurwa stary, co się stało?

 

- Znajdź mi tego skurwiela i ustal z nim spotkanie w opuszczonej fabryce.

 

- Co ty chcesz zrobić? - był naprawdę bardzo przejęty.

 

- Chce zawalczyć o szczęście i własne życie - powiedziałem i się rozłączyłem.

 

Odpaliłem laptopa i zacząłem przeglądać wiadomości na swój temat. Na szczęście nic nowego o mnie i Szarym nie pisali. Widocznie, nie mieli zbyt dużych dowodów na powiązanie mnie ze światem przestępczym. Odetchnąłem z ulgą i poszedłem do kuchni, by zrobić sobie kawy i jakieś kanapki, bo kiszki marsza zaczęły mi grać. Po zjedzonych kanapkach i wypiciu kubka gorącej kawy, zadzwonił telefon.

 

- Słuchaj stary. Ubieraj się, bo o szóstej rano masz spotkanie z tym frajerem. Zaraz będę u ciebie - rozłączyłem się.

 

Poszedłem na górę, by zabrać rzeczy i broń oraz wziąć szybki prysznic. Na kartce napisałem Martinie, że musiałem wyjść załatwić coś ważnego i żeby się o mnie nie martwiła, bo nie długo wrócę. Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.

 

Henry tak jak obiecał, zjawił się u mnie i pojechaliśmy razem do opuszczonej fabryki. Byliśmy punktualnie. Henry chciał ze mną iść, jednak ja mu na to nie pozwoliłem i wszedłem sam do środka. Miałem nadzieję, że owa rozmowa w czymś mi pomoże, a jemu da satysfakcję na długie i dość bogate życie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania