Pokaż listęUkryj listę

Hallowe'en (część 17/32) - 16. października - Kociołki

Leżałem w mięciutkiej, świeżutkiej pościeli. Starą babcia po mojej chorobie zabrała. Wdychałem zapach wiatru.

I przez to mało nie spóźniłem się do szkoły. Biegłem potem z wywieszonym językiem przez połowę Potworkowa, aż wbiegłem do klasy równo z dzwonkiem.

- Wszyscy chyba już wiedzą, że Jerzy mało nie zatruł się śmiertelnie dżemem z wilczych jagód – powitał mnie pan Angus. – Dlatego zrobimy sobie cykl lekcji z chemii i gospodarstwa domowego, aby uniknąć na przyszłość takich sytuacji.

- A czy Jerzy już jest zdrowy? – zapytał jakiś Murzynek, którego skądś kojarzyłem, ale na pewno nie ze szkoły.

- O tak, spokojnie, wiedźma Wiktoria zna się na truciznach i odtrutkach.

- Oj nie wiem, psze pana – zawołał Fafik. – Dyszy z ozorem na wierzchu jak prawdziwy wilk! Może zmieni się w wilkołaka?

- Na razie – dyrektor trzymał się tematu – zaczniemy od wyrobu kociołków. Jak wiecie, każda porządna wiedźma ma kociołek. Mało kto wie, że najlepsze wiedźmy mają cztery różne kociołki: żelazny, miedziany, srebrny i złoty…

- Naprawdę? To musi być drogie! – rzucił ktoś z klasy.

- Tak jest napisane w podręczniku, który wydała Malina Wozignojowa z Gołodupiec, najpotężniejsza wiedźma w kraju! – dyrektor podniósł do góry gruby tom. Ukazał się nam tytuł: „Zarys wiedźmiarstwa. Tom pierwszy”. Nasza wiedźma Wiktoria, babcia Jerzego, też tak samo pisze w swoim „Samouczku dla wiedźm: Kurs wakacyjny” – podniósł drugą książkę.

- Zatem, jak pisze Wiedźma Malina… - kontynuował opisy i charakterystykę kociołków.

Straszne to było nudne. Nawet były zdjęcia! Co ciekawego może być w żelaznym czy miedzianym kotle?

Zainteresowałem się dopiero, gdy pokazał srebrne kociołki. Te były dużo mniejsze i bardzo mocno zdobione w różnorodne scenki z życia wiedźm.

Najprostsze były złote. Wystarczyło wziąć dużą złotą monetą, jak dukata czy lepiej portugała, i wytłuc młotkiem na okrągło.

Później do końca lekcji mieliśmy rysować obrazki z naszego życia do wykucia w srebrnym kociołku! Nie muszę chyba mówić, że moje zupełnie niczego nie przypominały!

Jak dobrze, że przyszła przerwa śniadaniowa.

Gdy dyrektor zadzwonił dzwonkiem, wyjaśniło się, skąd znam tego Murzynka, który się pytał o moje zdrowie.

- Gońcie mnie, frajerzy! – zawołał głośno na głos dzwonka.

Zamienił się w czarnego kota i umknął przez okno.

Fafik z Reksiem nawet nie zareagowali.

- Nie gonicie kota? – zdziwiłem się.

- Jesteśmy tolerancyjni – szczeknął Reksio. – Nie ganiamy kotów.

- Jest za szybki dla nas – zaskomlał cicho Fafik. – Chodźmy lepiej na bujaczkę!

Po przerwie zeszliśmy do piwnic pod warsztatami. Tutaj parę dni temu rzeźbiliśmy nasze dynie. Dyrektor nacisnął jakąś cegłę i kawałek podłogi odsunął się, ukazując schody.

Trochę się lękałem schodzić do podziemi, ale Fafik z Reksiem od razu się zerwali i pobiegli w dół. Niewiele myśląc więcej pobiegłem za nimi.

Zawsze uważałem, że w podziemiach jest zimno i wilgotny. Tutaj było coraz cieplej! I powietrze jakby suche.

Szybko wyjaśniło się czemu tak jest.

Wbiegliśmy do wielkiej groty.

Pośrodku bulgotało jeziorko lawy. Dookoła rozstawione były ciężkie drewniane stoły zawalone różnymi narzędziami i kowadła rozmaitych rozmiarów.

- O rany, ale bajer! Jezioro lawy! Tak płytko! – nie mogłem wyjść z podziwu.

Fafik przyjrzał się mi uważnie. Obwąchał. Polizał po twarzy.

- No nie, gorączki już nie masz – szczeknął. – Nie znasz pojęcia geotermia?

- Yyy… w Toruniu coś się mówi o tym… - bąknąłem.

W sumie za bardzo nie słuchałem. Ktoś podobno w Toruniu miał się tym zajmować, ktoś inny to krytykował, w sumie spory dorosłych, nie zwracałem na to uwagi.

- A myślisz, że czym są ogrzewane wszystkie domy w Potworkowie? I baseny?

- Chłopcy, proszę o ciszę! – zawołał pan Angus. – Oto Dżak - Czerwony Nos Dżakson z Siedmiogrodu, z klanu Sinobrodych! Na stałe Dżak – Czerwony Nos uczy w Warsztatach Manufakturowych i Fabrycznych! Wyjątkowo zgodził się dla was poprowadzić zajęcia z produkcji kociołków.

Pobiegł szybko na górę, zostawiając nas samych. Dopiero po chwili dostrzegłem, że w grocie jest dwóch Stefanów. Przy czym jeden ubrany jest jedynie w dżinsowe szorty. I, zgodnie z imieniem, ma imponujący czerwony nos. I siną brodę.

- Myślałem, że to Stefan – szepnąłem Kostii.

- No coś ty, Stefan nie jest aż tak gruby jak krasnolud!

Rozpoczęły się zajęcia. Wybór grubego arkusza miedzianej blachy. Obtłukiwanie go młotkiem, aż się zaokrąglił. Wybór drugiego arkusza. Wyklepanie go w walec. Nawiercenie otworów na nity. Połączenie w całość nitami. Dorobienie uszu. Pałąka. Dżak – Czerwony Nos pokazał wszystko, a potem chodził dookoła sali, przyglądając się pracy każdego i cicho doradzając.

Ręce mnie już bolały niesamowicie przy klepaniu pierwszego kawałka. Nie wiem, jak zdołałem ukończyć pracę do dzwonka. Podszedł do mnie Dżak – Czerwony Nos.

- No, no, no – pooglądał kociołek z każdej strony. – Widzę, że mamy tutaj mistrza robótek ręcznych! Po przerwie obiadowej zrobisz w nagrodę srebrny kociołek! A reszta będzie próbowała choć trochę dokończyć swoje prace!

Dopiero teraz się rozejrzałem dookoła. Mało kto zabrał się za klepanie drugiego arkusza blachy, większość nie skończyła kształtowania dna kociołka. A już nikt nie miał całego gotowego.

- Wiedźmak, to pewnie kociołki od lat wytwarza tuzinami – wzruszył ktoś ramionami. – Gdzie nam do niego się równać!

Wdrapaliśmy się na górę. Jakże było miło odetchnąć świeżym powietrzem, zimnym i wilgotnym. Poszedłem prędko do domu. Siadłem na werandzie. Babcia podała moje ulubione danie – pieczoną dynię z serem. Jadłem powoli. Ręce mnie strasznie bolały od machania młotkiem.

- Coś nie tak? Nie smakuje? – zmartwiła się babcia. – Jesz tak powoli…

- Kuliśmy dzisiaj kociołki – przyznałem. – Wykułem cały miedziany! Ręce mnie bolą.

- Jeden cały kociołek w pół dnia? Duży?

- No, gdzieś taki – pokazałem rękami. – Spora dynia by się zmieściła.

- To ty jesteś uzdolniony! – babcia była pod podziwem. – Gdy ja robiłam swój pierwszy kociołek, pod kierunkiem Wiedźmy Maliny z Gołodupiec, to zajęło mi to tydzień! Ale co chłop, to chłop!

- Kto was uczy ludwisarstwa? – zapytał pan Alexandru.

Dopiero teraz go zauważyłem. Cichutko dosiadł się do stołu i przysłuchiwał naszej rozmowie.

- Jakiś Dżak – Czerwony Nos – wzruszyłem ramionami.

- Ten Dżak – Czerwony Nos? – zdumiał się.

- Nie wiem, czy ten, czy inny. Jest ich więcej?

- Myślę o Dżaku – Czerwonym Nosie Dżaksonie z Siedmiogrodu, z klanu Sinobrodych.

- Tak go przedstawił pan Angus – potwierdziłem.

- Wielkie nieba! – zawołał pan Alexandru. – Wytrzeźwiał! Po ponad dziesięciu latach pojawił się w pracy! Poczekajcie chwilę!

Wstał i zniknął w cieniu.

Kiedyś odkryję, jak robi tę sztuczkę! Na jutubie był kanał, na którym koleś tłumaczył sztuczki iluzjonistów. Dotąd mnie to nie ciekawiło, ale teraz, gdy tylko wrócę do Torunia, obejrzę! I sam się nauczę!

Lekko zadyszany wyłonił się z cienia.

- Tu masz cztery dukaty króla Zygmunta – położył przede mną cztery ogromne złote krążki i kartę papieru. – Oraz list ode mnie do mistrza Dżaka – Czerwonego Nosa.

Spróbowałem podnieść ciężkie krążki.

- To jest dukat? – zdziwiłem się. – One ważą pewnie ponad kilogram!

- Prawie półtora kilograma złota w sumie – potwierdził pan Aleksandru. – Ta moneta ma wagę i wartość stu dukatów, czyli dziesięciu portugałów. Przekujesz je na kociołki, pod kierunkiem Dżaka – Czerwonego Nosa.

- Takie piękne monety? – zdziwiłem się.

- Złote kociołki, niezbędne do wytworzenia niektórych eliksirów, należy wykonać z pojedynczej złotej monety – babcia powtórzyła to, co nam mówił pan Angus na początku dzisiejszych lekcji. Zazwyczaj robi się maleńki kociołek z dukata. Rzadko która wiedźma ma większy, wykuty z portugała. Na pewno Malina z Gołodupiec ma taki, widziałam u niej. Ale z Dukata Króla Zygmunta? Niebywałe!

- Nikt jeszcze takiego nie wytworzył, na ile znam historię magii – potwierdził pan Aleksandru. – Myślałem o tym od lat. Skupowałem Dukaty Króla Zygmunta, gdy ktoś wystawił na aukcji, bo to rzadka moneta, raz tylko wybita w Brombergu.

- Szkoda trochę takiej monety – mruknąłem.

- Szkoda nie wykorzystać szansy!

Poczłapałem do szkoły na popołudniową część lekcji.

Fafik i Reksio już nitowali swoje kociołki. Kostia kończył wiercić otwory pod nity.

- Całą przerwę obiadową pracowaliśmy – pochwalił się Fafik.

- Musimy być lepsi od tego kota – Reksio wskazał uchem przeciwną część groty.

Tam faktycznie stał prawie ukończony kociołek. Brakowało mu tylko uszu i pałąka.

Podszedłem do Dżaka – Czerwonego Nosa.

Pan Aleksandru przesyła panu list – podałem mu.

Rozerwał bez entuzjazmu. W miarę czytania zapalał się coraz bardziej.

- No, chłopcze, nie ma ani chwili do stracenia! Zabieramy się do pracy!

Otworzył swoją torbę z narzędziami. Niby takie jak nasze, ale wyglądały profesjonalnie. I drogo.

Pod kierunkiem Dżaka – Czerwonego Nosa, który nie odstępował mnie teraz ani o krok, przykryłem pierwszą monetę filcem i zacząłem uderzać delikatnie młotkiem. Wyglądał na kościany, ale wiedziałem, że to niemożliwe.

Po długim czasie kociołek był gotowy. Usunąłem postrzępione fragmenty filcu. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się wykuć z płaskiej monety niewielki kociołek, a obrazek znajdujący się na monecie pozostał nienaruszony. Zabrałem się za kucie pozostałych monet.

Otarłem pot z czoła. Opadłem na skałę. Miałem dość. Wykułem cztery złote kociołki.

Podbiegł do mnie Fafik i Reksio. Oblizali mnie intensywnie po twarzy.

- Ale jesteś smacznie słony – skomentował Fafik.

- No, po ciężkiej pracy ludzie smakują lepiej – przyznał Reksio.

Dżak – Czerwony Nos zadzwonił na koniec lekcji.

- Koniec na dzisiaj! – zawołał. – Ale jeśli ktoś chce ukończyć i zabrać do domu kociołek, to ja jestem tu do północy. Można zostać i dokończyć! A panom Jerzemu, Pasztetowi, Fafikowi, Reksiowi i … i Kostii, proponują zrobić sobie srebrne kociołki, skoro miedziane skończyli!

Kostia dopiero w tym momencie wbił ostatni nit, ale liczy się, że skończył.

Nikt nie wyszedł. Do naszej szkoły chodzą fajne chłopaki, mają ambicję!

Spodziewałem się co prawda, że Domowiki będą lepsze w wytwarzaniu kociołków, ale okazało się, że zabrało im siły. I chyba za bardzo skupili się na wyglądzie ich pracy. Mój kociołek był zwyczajny. Skute blachy, znitowane. Trochę krzywy. U nich każdy nit był wyklepany na kształt kwiatka. Każdy innego! Miedziane blachy wypolerowali z obu stron jak lustro, można się było w nich przeglądać. To im sporo czasu zajęło.

Srebrny kociołek miał się składać z czterech arkuszy ze scenami i okrągłego dna. Mieliśmy siebie wyrazić. Swoje uczucia. Swoją historię. Mówił o tym pan Angus, mówił Dżek – Czerwony Nos. To samo wspomniała babcia. Że tylko taki kociołek nabędzie swoich mocy. Co ja mam wykuć?

Nie myśląc za wiele, zacząłem stukać młotkiem. Pięć blach ze scenami, skute razem. Nie wiem, co tam było. Kułem nie patrząc. Znając mój talent, to nie będą podobne do niczego. Wyszedłem na dwór z gotowym kociołkiem. Było już ciemno. Gwiazdy świeciły intensywnie.

Burmistrz przyszedł po Fafika i Reksia. Zaaferowani, pokazywali tacie swoje dzieła. Nawet nie wiem, co zrobili. Byłem tak zmęczony, że było mi wszystko jedno.

Po Kostię podszedł dziadek. Był wyraźnie zachwycony pracą wnuka.

Jestem kiepskim kumplem. Nie mam pojęcia, co zrobili. Jak w amoku stukałem własny kociołek. Nie wiem nawet, co sam zrobiłem. Wręczyłem go panu Alexandru, który przyszedł po mnie. Dałem mu też cztery złote kociołki.

- Jeden sam wręczysz babci – szepnął mi pan Alexandru. – A jeden jest dla ciebie. A dwa pozostałe zabieram. Wiedźma Malina ucieszy się z prezentu.

- Ta z Gołodupiec? – zapytałem.

Tak mi się wydawało, że ktoś mówił mi o jakieś wiedźmie Malinie z Gołodupiec, ale kto? I co?

Byłem tak zmęczony, że chyba zasnąłem wracając do domu, w ramionach pana Alexandru.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Wszystkie części tej opowieści są wspaniałe. Malinę z Gołodupiec też pamiętam.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Dziękuję.

    Malina z Gołodupiec czeka na swoją kolej, aby dokończyć. Na razie staram się napisać draft Hallowe'en.
  • Tjeri dwa lata temu
    Świetna część! Wykuwanie kociołków ciekawe, a
    wiedźma Malina z Gołodupiec rządzi :))).
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Dziękuję

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania