Pokaż listęUkryj listę

Hallowe'en (część 22/32) - 21 października - Dobromiła Radowola Jeża

Obudziłem się na drewnianej podłodze, przykryty ciężką kołdrą.

Przez moment nie rozumiałem, co się dzieje. Czemu nie śpię w łóżku? Czemu ta pierzyna zrobiła się taka ciężka?

Po chwili dotarło do mnie, że deski nie są czerwone, jak u mnie w pokoju, tylko zwykłe, niepomalowane. Podniosłem się nieco i rozejrzałem.

Spałem na podłodze w babcinej kuchni, przykryty Fafikiem i Reksiem. Szturchnąłem Reksia.

- Nianiu, jeszcze chwila! – wymamrotał. – Dzisiaj Fafik pierwszy się kąpie, to ja jeszcze pięć minut mogę się przespać!

Szturchnąłem go drugi raz. Otwarł oczy.

- Jerzy? – zdziwił się.

Polizał mnie po twarzy.

- To faktycznie ty – zaszczekał. – Nikt inny tak nie smakuje! Czemu śpisz w moim łóżku?

- Nie jestem w twoim łóżku! Śpimy na podłodze w mojej kuchni!

Zerwał się i rozejrzał bacznie wokół. Zobaczył babcię, pana Alexandru i truchła pająków. Opadł na podłogę.

- Już pamiętam – jęknął. – Pobiegliśmy do Ratusza. Nigdzie tatka nie było. Wszyscy urzędnicy spali. Pobiegliśmy do domu. Tatko spał na progu naszej Tajnej Zbrojowni, w postaci Potwora Wilkołaka. Obiegliśmy z Fafikiem prawie wszystkie domy! Wszyscy śpią! No i przybiegliśmy do ciebie, a ty… też spałeś na podłodze.

Fafik liznął mnie po twarzy.

- Myśleliśmy, że też się nie obudzisz. To położyliśmy się spać na tobie.

- Czyli tylko my nie śpimy? – zapytałem niepewnie.

- Chyba tak – chlipnął Fafik. – Dwa biedne szczeniaczki wilkołaka i szczeniak wiedźmy.

- W szczeniakach moc! – zawołałem.

Zaburczało mi w brzuchu.

- Masz coś do jedzenia? – zapytał nieśmiało Fafik.

Poszliśmy do kurnika. Zebraliśmy jajka. Kozy uciekały przed Fafikiem i Reksiem. Posłałem ich do domu, aby nakroili cebuli, a sam wydoiłem zwierzaki.

Wróciłem do domu. Wielka góra poszatkowanej cebuli leżała na stole. Wilczki kroiły kolejne.

- Wystarczy! Kto to zje?

- Nie mówiłeś ile – wzruszył ramionami Fafik. – Kroiliśmy, aby nikomu nie zabrakło.

Roznieciłem ogień. Nasmażyłem cebuli. Wbiłem jajka.

- Babcia robi lepsze – powiedziałem, podając na stół.

- Dobre – zamamrotał Fafik z pełnymi ustami. – Lepsze niż Whiskas!

- Lepsze niż Chappi! – dodał Reksio.

Z pełnymi brzuchami mogliśmy myśleć, co dalej. Spojrzałem na książeczkę o niebezpiecznych zwierzętach. Zacząłem czytać na głos.

Pająki Snu Wiekuistego

OPIS: Białe. Długości dwóch cali. Samce mają na grzbiecie czerwoną gwiazdę, samice różową.

ZAGROŻENIE: Niezwykle wytrzymałe i elastyczne. Ich jad wprawia ofiary w sen, który się nie kończy. Takie żywe ofiary są dla pająków zapasem pożywienia dla nich i dla młodych.

ZWALCZANIE: Giną od Smoczego Ognia. Podobno giną od Dzikiej Magii, ale ze względu na rzadkość zjawiska wiadomość niepotwierdzona. Nie widzą szczeniąt krokodylołaków. Ibrahim ibn Ibrahim podaje, że możliwe, że u innych łaków też może wystąpić ta ślepota.

- To dlatego nas nie atakują – szczeknął radośnie Fafik.

- A ty, Jerzy, jesteś szczenięciem jakiegoś łaka? – zastanawiał się Reksio.

- Przecież mnie widzą! Atakowały mnie! Tylko zdychały, nie wiem czemu – wzruszyłem ramionami.

Czytałem dalej.

ODTRUTKA: Nie istnieje. Twierdzenie Dobromiły Radowoli Jeża, szalonej wiedźmy z Czarciego Jaru, o prostej odtrutce, należy włożyć między bajki, podobnie jak inne jej szalone twierdzenia.

Verificați jurnalul – brzmiał odręczny dopisek uczyniony starannym pismem.

- To koniec – oznajmiłem.

- Znajdziemy tę Dobromiłę Radowolę Jeża, i uratujemy wszystkich! – szczeknął Fafik. – Daleko jest do Czarciego Jaru?

- Jeża? – zadumał się Reksio. – Czy ty, Jerzy, nie masz na nazwisko Jeży? To jakaś twoja ciotka?

- Nie mam pojęcia – przyznałem się. – Nikogo nie znam z rodziny, poza mamą i babcią. A babcia śpi.

- No, a mama?

- Jest w Toruniu, w szpitalu. Po wypadku. Zabandażowana jak mumia. Nie wiem, czy przeżyje – przyznałem.

Łzy same pojawiły mi się w oczach.

Fafik polizał mnie po twarzy.

- Nie płacz! Wyzdrowieje!

Reksio przeglądał książkę o zwierzętach.

- Tu nic więcej nie ma – oznajmił.

- Może… - coś przyszło mi od głowy – w bibliotece znajdziemy coś o tej Dobromile Radowoli Jeżej?

Poszliśmy do biblioteki. Uśpione Orangutany leżały na podłodze. Atak pająków musiał je zaskoczyć podczas porządkowania stosów książek. Z Fafikiem i Reksiem przeglądaliśmy tysiące tomów, ale nie było nic, co choć trochę mogło nam pomóc.

- Wiem! – olśniło mnie po kilku godzinach bezsensownego przerzucania książek. – Encyklopedia!

- Jaka Encyklopedia? – zdziwił się Fafik.

- Takie wielkie książki, mojego wzrostu, w niebieskiej okładce! Szukamy!

Po dwóch godzinach odnaleźliśmy wielki stos. Po kolejnych dwóch odszukaliśmy tom JEŻ, część drugą.

Zacząłem ją przeglądać. Wielkie kartki trzeba było przekładać chodząc od prawej do lewej. Na szczęście teraz był Fafik i Reksio.

Hasła skończyły się na JEŻA TEODORA, WIEDŹMA.

- Tu nie ma – jęknąłem. – Szukamy kolejnej części!

Po godzinie poszukiwań odnaleźliśmy część pierwszą tomu JEŻ. Na szczęście część trzecia leżała zaraz niżej.

Wreszcie odnaleźliśmy hasło JEŻY DOBROMIŁA RADOWOLA, WIEDŹMA

JEŻA DOBROMIŁA RADOWOLA, WIEDŹMA z Czarciego Jaru (zob.). Wnuczka wiedźmy Winnisławy (zob.). Spłonęła w Smoczym Ogniu (zob.) walcząc ze Smokiem Wawelskim (zob.) zanim zabił go Dratewka, szewczyk (zob.). Powszechnie uważana za szaloną. Podobno opanowana przez Dziką Magię (zob.), po wypadku z eliksirami (zob.) w dniu trzynastych (zob.) urodzin (zob.). Zostawiła po sobie pamiętnik z recepturami, uznany za zaginiony.

- O co chodzi z tymi trzynastymi urodzinami? – zdziwiłem się.

- Nie wiesz? – szczeknął Reksio. – To najbardziej magiczny dzień w życiu! Wilkołaki zaczynają być wrażliwe na Światło Pełni Księżyca! A jeśli pełnia przypadnie w urodziny, to na zawsze zmienią się w Potwora!

- Mam nadzieję, że wasze urodziny nie przypadną w pełnię…

- Będziemy groźni! Wrrrr! Wrrr! – Fafik próbował udawać wilkołaka w potwornej postaci.

- Przypadną w pełnię! Tatko to wyliczył w nasze dwunaste urodziny! Tuż po tym sprowadziliśmy się do Potworkowa – szczeknął Reksio. – A do tego czasu będziemy Szczeniaczkami!

- A kiedy to będzie?

- Już niedługo! – szczeknął radośnie Fafik. – Przybyliśmy tu wtedy, co Kostia!

- Ale… - coś mi się nie zgadzało – Kostia mówił, że jest tu już trzydzieści lat.

- No! I niedługo będą nasze trzynaste urodziny! – szczeknął Fafik. – Będziemy groźni! Wrrr! Wrrrr!

- Szkoda tylko Pimpusia – westchnął Reksio. – Na zawsze w Niebie będzie Szczeniaczkiem!

- Kto to jest Pimpuś? – zdziwiłem się.

- Nasz brat – szczeknął Fafik. – Baba Jaga go porwała i chciała zjeść. Diabły porwali ją do Piekła, a Anioły zabrały Pimpusia do Nieba.

- Babcia mi o tym opowiadała – przypomniałem sobie.

Siadłem na podłodze. Coraz więcej rzeczy w Potworkowie mi się nie zgadzało. A teraz jeszcze ta sprawa z trzynastymi urodzinami Fafika i Reksia…

Myślałem… Myślałem… Myślałem…

- Głodny jestem – jęknął Fafik.

Nic nie wymyśliłem. Ale obiad ugotować umiem.

Poszliśmy do domu babci. Stos posiekanej cebuli leżał na stole. Zgarnąłem połowę na patelnię, zacząłem smażyć. Dorzuciłem jabłek z sadu. Kiedyś mama grała w westernie i coś takiego bohaterowie jedli. Też mnie wtedy zaangażowali do filmu. Grałem dzieciaka, który siedzi w Saloonie i pije Coca-Colę. A poza zdjęciami jadłem tą cebulę z jabłkami, bo na planie nasmażyli tego kilkanaście garnków.

Teraz taką samą cebulę z jabłkami nasmażyłem dla Fafika i Reksia. No i dla siebie. Doprawiłem sowicie pieprzem i majerankiem.

Wylizali talerze do czysta.

Fafik położył się na podłodze, wachlując ogonem. Reksio zaczął ponownie przeglądać książkę o niebezpiecznych zwierzętach.

- Co to za dopisek? – wskazał na niezrozumiały tekst na dole strony.

- Nie wiem, nie rozumiem, to po obcemu – przyznałem. – Trochę przypomina mi książkę o gimnastyce.

- Pokaż!

Przeglądał obie książki naraz.

- To po rumuńsku – oznajmił.

- Skąd wiesz? – zdziwiłem się. – Znasz rumuński?

- Nie, ale hrabia jest z Rumuni, tak mówił tatko. A w jednej i drugiej książce jest złoty znaczek hrabiego Alexandru.

Nie zwróciłem wcześniej na to uwagi. Na drugiej stronie okładki był wklejony złoty herb ze smokiem, jednorożcem i dwugłowym orłem i napisem EX LIBRIS CONTE ALEXANDRU CONSTANTIN ARHIDUCE AL TRANSILVANIEI.

- To chyba po prostu znaczy, że to książki pana Alexandru – odpowiedziałem. – Taka pieczątka, jak w bibliotece!

- A jeśli ma jakieś inne książki w pałacu? – szczeknął Reksiu.

Dałem im się przekonać na wyprawę do pałacu pana Alexandru. Po parunastu minutach stanęliśmy pod bogato zdobionych białych gmachem.

- Wchodź pierwszy – szepnął mi Reksio. – Ciebie lubi. Będę tuż za tobą.

- Nie bójcie się, przecież śpi! Ja będę trzymał otwarte drzwi, tak na wszelki wypadek – szczeknął Fafik.

Ostrożności okazały się niepotrzebne. Zaraz za progiem, ledwie znaleźliśmy się w wielkiej, białej sieni, podleciał do nas Casper.

- Pan Alexandru was przysyła? Znalazłem tę książkę, którą chciał! Zanieście mu prędko!

- Sam nie możesz? – zdziwił się Fafik.

- No… ten tego… - zmieszał się Casper.

- Jesteś duchem i możesz straszyć tylko w tym pałacu – domyślił się Reksio.

- No… to prawda – przyznał Casper.

- Nieprawda – wrzasnąłem. – Byłeś w Bibliotece! Możesz wychodzić!

- Tylko do Wielkiej Biblioteki Aleksandryjskiej – chlipnął Casper. – To pan Alexandru mi pozwolił. A nigdzie indziej nie! Taki wstyd! Tak wstyd!

- Co jest złego w byciu duchem w pałacu? – zdziwił się Fafik.

- Nie ma gości! Pan Alexandru jest wampirem i nikt go nie odwiedza! Kogo mam straszyć, co? Pozwolił mi na pracę w bibliotece, bo z nudów już zaczynałem robić sweterki na drutach! No, bierzcie tę książkę i zanieście mu! Mówił, że to pilne!

Wypchnął nas z pałacu i zatrzasnął drzwi!

Zajrzałem do książki. Dziwne, kanciaste, ręcznie pisane literki.

Z trudem odczytaliśmy tytuł na pierwszej stronie.

Dobromira Radowola Jeża

uczennica wiedźmia

NOTATNIK

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Tjeri dwa lata temu
    Super się rozwija akcja.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    dzięki
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Ogólnie polubiłem tę serią, chociaż moją sporo nieprzeczytanych odcinków nieco się w niej gubię (w wolnym czasie postaram się nadrobić). Na minus oceniam jednak nagromadzenie niepotrzebnych wątków i mało elastyczne przechodzenia między odcinkami. Można pisać na dwa sposoby. Pierwszy to serial. Zaczynamy tam, gdzie skończyliśmy i bezpośrednio nawiązujemy do poprzedniego epizodu. Drugi to tworzenie luźnej serii (jako moje Kości) zamkniętych opowiadań, które są tylko wspólnym uniwersum, ale nawet nie mają oficjalniej kolejności. Trzeba jednak się zdecydować. Pozdrawiam 5
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Generalnie jest to serial. Jedna część to jeden dzień, po kolei, aż do Hallowe'en.

    Gdy się pojawi całość i trochę odetchnę, spróbuję zrobić redakcję i bardziej powiązać kolejne dni ze sobą.
  • Tjeri dwa lata temu
    Domenico Perché
    Problem może leżeć gdzie indziej. Nie wiem dlaczego, nie wszystkie części pojawiały się na głównej. Może Marek czytał tylko te z głównej? Ja sama przegapiłam kilka odcinków. Dopiero gdy ponumerowałeś, cofnęłam się i uzupełniam braki.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Tjeri A, to też możliwe.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Tjeri Chyba masz rację.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania