Pokaż listęUkryj listę

Hallowe'en (część 19/32) - 18. października - Muzeum Narodowe w Potworkowie

W Potworkowie polubiłem niedziele.

W Toruniu nie za bardzo wiedziałem, co w nie robić. Sklepy pozamykane. Katolicy chodzili na Msze, a ja? Mama w niedziele często pracowała. Różne „Niedziele w Teatrze”, warsztaty dla dzieci i tego typu sprawy. Wieczorem występy w kolejnych klubach.

A ja nudziłem się jak mops.

Tutaj zaś mogłem się wyspać do woli. W pierwszą niedzielę w Potworkowie co prawda zbudziłem się wczesnym świtem, ale teraz organizm wiedział, że to dzień na spanie. Może dlatego, że w soboty babcia zakładała świeżo wypraną pościel? Twarda jak deska, pachnąca wiatrem i świerkami… cóż więcej potrzeba?

Zbudziłem się, gdy było jasno. Wyślizgnąłem się z łóżka i zarzuciłem na siebie szlafrok. Szlafrok to kolejna dziwna rzecz, którą doceniłem. To taka jakby długa koszula. Można zarzucić na siebie wychodząc spod prysznica albo wstając z łóżka, na piżamę. Albo bez piżamy, jak tam śpicie.

Babcia dała mi taki, z cienkiego śliskiego materiału. Mówiła, że jedwabny, chiński. Chińczycy to same podróbki robią. Nie wiem, co to ten jedwab, pewnie jakaś podróbka bawełny, ale jest super. Cienki, a ciepły.

Mój jest dwustronny. Z jednej strony czerwony, z drugiej czarny. Czarna strona ma wyhaftowanego smoka. Ekstra rzecz!

No więc zszedłem po drabinie z mojego strychu. Babcia już przygotowała śniadanie. Pewnie jak zwykle wstała wczesnym świtem, i już dawno była u kóz. Świeża maślanka stała w dzbanku.

Trochę lubiłem babci pomagać. Trzepanie masła było męczące, ale w robieniu sera powoli stawałem się specjalistą. Tylko… czemu to wszystko zawsze się robiło wczesnym rankiem?

- O, wstałeś! To zaczynam smażyć jajka – babcia postawiła wielgachną patelnię na piecu.

Jeśli myślicie, że podała sadzone lub jajecznicę, to się mylicie!

Babcia miała specjalny przepis! Jajka nadziewane w skorupkach! Smażyła na patelni i podawała gorące! Doskonałe!

Skończyłem jeść. Policzyłem skorupki. Osiemnaście połówek, czyli dziewięć jajek. Jak ja to zjadłem? W domu sadzone zjadałem jedno. Mama narzekała, że mało jem. Babcia chyba zbankrutuje. Dobrze, że miała własne kury.

- Widzę, że smakowało – uśmiechnęła się babcia.

- Bardzo dobre – pochwaliłem szczerze. – Mama takich nigdy nie robiła!

- To klasyczny przepis z Czarciego Jaru – pochwaliła się babcia. – Tylko bez pieczarek! Inne wiedźmy dodają pieczarki, a to niszczy smak jajka!

- Babciu – poprosiłem – opowiesz coś więcej o Czarcim Jarze? Nigdy tam nie byłem! A chyba nasza rodzina się stamtąd wywodzi, co?

- A co ja tam będę gadać – machnęła ręką babcia. – Pójdziemy do muzeum, to sobie pooglądasz. Ubierz się w szkolny mundurek, pójdziemy pozwiedzać.

- W szkolnym mundurku? – jęknąłem. – Jest niedziela! Nie mogę iść ubrany jak Wiedźmak? Mam taką fajną szatę przecież!

- W szkolnym mundurku młodzież wchodzi za darmo – wyjaśniła babcia. – Wraz z opiekunem.

- Jakbym słyszał pana Angusa – jęknąłem.

- A tak – babcia kiwnęła głową – mówił o tym na wykładach na Uniwersytecie Otwartym. Zrobiłam licencjat z Gospodarstwa Domowego!

- Serio? – byłem w szoku, że jest taki kierunek studiów.

- A co w tym dziwnego, że się dokształcam na starość? – Babcia chyba inaczej zrozumiała moje pytanie. – To jest bardzo popularne w Potworkowie. Pan Burmistrz też chodzi.

- Ale chyba nie na Gospodarstwo Domowe! – zawołałem.

- Och, oczywiście, że nie, kochanie – babcia pokręciła głową. – Na Gospodarstwo Domowe chodził w zeszłych latach. Przed wakacjami obroniliśmy licencjat. Dostał nagrodę za pracę o nalewkach na leśnych owocach. Teraz na Uniwersytecie jest kierunek Drukarstwo i Introligatorstwo. Trochę mnie to nudzi.

- To czemu chodzisz?

- Dla rozrywki! Potworkowo to małe miasteczko, za dużo się nie dzieje. Trzeba korzystać z tego, co jest!

Po drodze do muzeum babcia opowiadała mi różne śmieszne historyjki ze studiowania na Uniwersytecie Otwartym w Potworkowie.

Stanęliśmy przed samotną wieżą. Wybudowana z polnych kamieni, na poziomie parteru nie miała żadnych drzwi ani okien. Jedynie strome wąskie schodki wiły się wokół aż na wysokość drugiego czy trzeciego piętra.

- No, wchodź na górę – babcia wskazała kamienne stopnie.

- To na pewno tu? – wolałem się upewnić.

Schodki nie miały nawet balustrady!

Wdrapałem się na górę. Tutaj, obok czarnych drzwiczek okutych żelaznymi sztabami, tak niewielkich, że nawet ja musiałem się schylić, pyszniła się czerwona tablica:

MUZEUM NARODOWE W POTWORKOWIE

Oddział Historyczny

Skarbiec

KASA

Weszliśmy do środka.

Naprzeciwko nas stało dębowe biurko. Leżały na nim kartonowe bilety. Skakał jakiś czarny ptak. Rozejrzałem się. Nikogo z obsługi.

- Dzień dobry, to kawaler powiedzieć nie umie? – zaskrzeczał ptak.

- Yyy… Dzień dobry – wymamrotałem.

- No, i już lepiej. Zawsze tych uczniów trzeba uczyć dobrych manier – zaskrzeczał ptak. – Muszę powiedzieć panu Angusowi, żeby szybciej zrobił lekcje z kindersztuby!

- Dzień dobry – przywitała się od progu babcia. – Dwa bilety do Świątyni Sybilli poproszę, dla ucznia z opiekunem.

- Dzień dobry, kochanie – ptak zaskrzeczał jakoś milej. – Dwa bilety, proszę. I pilnuj tego łobuza, już mi podpadł!

Babcia wzięła bilety i wyszliśmy na zewnątrz.

- Tutaj nic nie oglądamy? – zdziwiłem się.

- Tu jest tylko historia Potworkowa – wyjaśniła babcia. – Z pewnością będziecie zwiedzać to na lekcjach ze szkołą. No i skarbiec. Ale to innym razem pójdziemy. Może namówię Pana Alexandru?

Obeszliśmy trzy czwarte jeziorka pośrodku Potworkowa, zanim doszliśmy do dziwnego budynku przypominającego grecką świątynię. Okrągły budynek otaczały dwa rzędy kolumn.

- To tutaj – oznajmiła babcia. – Świątynia Sybilli.

- Podobny budynek był wcześniej, tylko prostokątny – zwróciłem uwagę. – To też było muzeum?

- Nie, tamto to przecież Wielka Biblioteka Aleksandryjska! – babcia pokręciła głową nad moją niewiedzą.

A skąd miałem znać to wszystko?

- Muzeum Narodowe w Potworkowie ma kilka oddziałów: Wieżę z Oddziałem Historycznym i Skarbcem, Wieżę Zegarową z Muzeum Techniki, Świątynię Sybilli z Galerią Dzieł Sztuki oraz Muzeum Życia Codziennego, dalej Wioskę…

- Oj, kochana, to ty dawno u nas nie byłaś – przerwał kruk, siadając babci na ramieniu. – Muzeum Życia Codziennego przenieśliśmy do kamienic przy Ulicy Utraconych Marzeń!

Musieliśmy wrócić się do wieży po nowe bilety. A potem do Ulicy Utraconych Marzeń. Znów graniczyła z innymi kamienicami, niż zapamiętałem. Tym razem na rogu był fryzjer męski i kwiaciarnia.

Rząd kamienic po prawej ręce wyglądał na świeżo wyremontowany. Każda kolejna brama zaopatrzona była w tablicę.

Muzeum Narodowe w Potworkowie

<- wejście dalej <-

Dopiero szóstą bramą mogliśmy wejść do środka. Gdy nadleciał kruk, już wiedziałem, że trzeba być grzecznym.

- Dzień dobry! – skłoniłem się.

- Dzień dobry! Bilety są?

Przedziurkował je dziobem.

- Witam w nowym oddziale Muzeum Narodowego, którego mam zaszczyt być Kustoszem. W trzynastu połączonych z sobą kamienicach urządziliśmy skromną Wystawę Życia Codziennego. Mamy tu odtworzone, z użyciem oryginalnych eksponatów, życie Wiedźm, Wilkołaków, Wampirów, Krukołaków, Kotołaków na naszych ziemiach od neolitu do III wojny światowej.

- Chyba drugiej – wtrąciłem.

- Przecież wyraźnie mówię, że trzeciej! Co myśli, że mamy tylko zbiory z zamierzchłej przeszłości? Mamy największą kolekcję pamiątek ze słynnych magicznych osad! Odtworzyliśmy wnętrza zamku Księcia Draculi!

- Ciekawie będzie zobaczyć, jak żyły wiedźmy w Afryce czy Azji – chciałem nadrobić poprzednią gafę.

Znów nie trafiłem.

- A, to Oddział Krajów Egzotycznych i Planet Pozaziemskich – przerwał mi kruk. –To ulicą Następną aż do lasu. Pomiędzy drzewami zobaczycie ich Piramidę i Kosmodrom. Ale najpierw musicie kupić właściwe bilety!

- Nie, nie – zaoponowała babcia. – Tam pójdziemy innym razem. Dzisiaj chciałam pokazać wnukowi pamiątki z Czarciego Jaru.

- A, to u nas – uśmiechnął się kruk. – Wejdźcie w podwórko, na lewo na następne podwórko i znowu w następne, drewnianą klatką schodową po prawej do piwnicy i prosto korytarzem aż do końca.

Poszliśmy.

Połączone w jedno muzeum kamienice robiły wrażenie. Każde dawne mieszkanie skrywało inną wystawę. Niektóre obiecywały wierną rekonstrukcję mieszkań słynnych magów. Tuż przy schodach, którymi schodziliśmy w dół, było przeniesione w całości krakowskie mieszkanie Mistrza Twardowskiego.

Ciemny korytarz piwniczny wyprowadził nas na zalesione podwórko otoczone wysokim murem. Pomiędzy drzewami stały spalone chaty.

- Tu mieszkałam – babcia wskazała na zwęglone resztki drewnianych belek, leżących na solidnych, kamiennych fundamentach. – Tu było wejście do piwnicy.

Mały otwór można było przegapić. Kamienne schodki prowadziły w dół. Na kamiennej posadzce leżał kłąb słomy. Tabliczka szklana wyjaśniała, że tu przetrwało pożar Czarciego Jaru dwoje jego mieszkańców: wiedźmia córa Marianna i wiedźmak Jerzy.

- To dlatego moja mama nie chciała tu wracać – zrozumiałem.

Na wspomnienie mamy łzy napłynęły mi do oczu. Wyszedłem stamtąd. Na murze dookoła podwórka porozwieszane były szklane gabloty z rozmaitymi pamiątkami po mieszkańcach, które przetrwały pożar.

- Chodźmy stąd – poprosiłem babcię. – Tak tu smutno…

- Chodźmy – babcia otarła łzy z oczu. – Nie miałam pojęcia, że wszystkie wiedźmy wówczas zginęły… Pożar Czarciego Jaru przetrwałeś tylko ty z mamą.

- Cała wioska spłonęła? – nie mogłem zrozumieć. – Od jednego pożaru?

- To było podpalenie – westchnęła babcia. – Celowo tak zrobione, aby wyrządzić jak najwięcej szkody.

- Ty wtedy mieszkałaś już w Potworkowie?

- Tak, wtedy zamieszkałam w Potworkowie – przytaknęła babcia.

- A kto to podpalił?

- Nie chcesz wiedzieć – odparła babcia.

- Chcę! – zawołałem.

Zagrzmiało.

Nadleciał kruk.

- Och, jeszcze tu jesteście? – zdziwił się. – Podziwiasz zniszczenia, jakich dokonał twój ojciec, wiedźmaku?

Nogi ugięły się pode mną. Osunąłem się w ciemność.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Bardzo sprawnie napisane, zmysłowe a właściwie apetyczne. Pozdrawiam 5
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Dziękuję
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Domenico Perché Ciągle zapraszam cię do Kości.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Marek Adam Grabowski Czytałem. Gwiazdkowałem. Ale jeszcze nie komentowałem :-(
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Domenico Perché Spoko. Czekam na komentarz, gdyż lubie rozmowy pod moim tekstem.
  • Tjeri dwa lata temu
    "tu przetrwało pożar Czarciego Jaru dwoje jego mieszkańców: wiedźmia córa Marianna i wiedźmak Jerzy."

    "Pożar Czarciego Jaru przetrwałeś tylko ty z mamą.
    Ty wtedy mieszkałaś już w Potworkowie?

    - Tak, wtedy zamieszkałam w Potworkowie – przytaknęła babcia."

    Tu widzę lukę — świadomą albo niedopatrzoną. Bo skoro "Tak, wtedy zamieszkałam w Potworkowie" to oznacza, że mieszkała tam od momentu pożaru właśnie.

    Fajny odcinek, pojawia się ojciec Jerzego i to w niesławie. Ciekawe, ciekawe.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Jeśli bez spojlerów, to tylko rzucę, że żadnego niedopatrzenia tu nie ma.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania