Pokaż listęUkryj listę

Hallowe'en (część 21/32) - 20. października - Sen Wiekuisty

Rano pobudka była tragiczna! Po trzech godzinach snu nie wiedziałem, co się wokół mnie dzieje. Babcia budziła mnie, a ja po paru sekundach zasypiałem. Wreszcie wszedł do mnie na strych pan Alexandru, zaniósł pod prysznic i wykąpał w lodowatej wodzie! I to w piżamie!

Szybko się ocknąłem!

- No, to teraz szybkie śniadanko i biegiem do szkoły!

Zrzuciłem mokre ciuchy, wytarłem ręcznikiem i sięgnąłem po szkolny mundurek, który leżał złożony w kostkę na stołeczku w rogu. Na mundurku siedział pająk. Spory. Biały, z czerwoną jakby gwiazdą na grzbiecie. Pstryknąłem go palcami. Poleciał na ścianę i martwy osunął na podłogę rozsypując się w proch. Obejrzałem starannie ubranie. Żadnych więcej pająków.

W biegu złapałem pajdę chleba z dżemem, w drugą rękę drugą i pobiegłem do szkoły.

Na szczęście uliczki mi tym razem sprzyjały. Po dosłownie paru krokach wybiegłem z Uliczki Kolorowych Ogrodów. Nawet nie zdążyłem zjeść jednej kromki. Dwa gryzy później była już Ulica Szkolna. Trzy gryzy i wbiegałem przez bramę na teren szkoły. Usiadłem w klasie i spokojnie dokończyłem kanapkę.

Sięgnąłem po drugą, którą na moment odłożyłem na ławkę. Nie było jej.

- Dobra! Dzięki! – wybełkotał Stefan z pełnymi ustami.

A więc Zagadka Zaginionej Kanapki wyjaśniła się momentalnie.

Pierwsza lekcja ciągnęła się długo. Na początku zapowiadało się ciekawie. Pan Angus pamiętając o mojej przygodzie z dżemem z wilczej jagody postanowił pouczyć nas o roślinach trujących.

Fafik z Reksiem pomogli mu znieść ze strychu dwa wielkie kartonowe pudła. Ze środka wyciągnął kolorowe plansze z rysunkami roślin.

Na początku to było fajne. Tojad mocny. Śliczny granatowy kwiatek. Zabija już samym dotknięciem. Tojad lisi. Podobny, tylko żółty. Zabija trochę wolniej.

- Tojady jeszcze kwitną, Jerzy?

- Nie wiem, Panie Dyrektorze – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Pierwszy raz widzę takie kwiatki na oczy.

- To babci w ogródku nie pomagasz? – zdziwił się.

- Pomagam! – oburzyłem się. – Zbierałem dynie, fasolę, kukurydzę, kopaliśmy marchewkę, pasternak, kucmerkę, oraz białą i czarną rzepę. A też białe i czarne korzonki.

- Nie wiesz, jak się nazywają? – parsknął ktoś za plecami.

- To ich nazwa, głupku – Kostia wziął mnie w obronę. – Czarne Korzonki są pyszne! Najlepsze z tartą bułeczką!

- Tarta bułeczka jest najlepsza! – zawołał Fafik. – Warzyw nie trzeba do niej!

- Lekcję kulinarną zrobimy kiedy indziej – przerwał nam pan Angus. – Myślałem o ogródku ziołowym twojej babci.

- Babcia ma kilka ogródków ogrodzonych wysokim płotem – przyznałem. – Ale furtki zamyka na klucz!

- Mądrze, mądrze – pokiwał głową pan Angus. – Kiedyś zwracałem jej uwagę, żeby pod oknami miała tradycyjnie malwy, a nie naparstnicę!

Wrócił do kolorowych plansz. Kolejna była właśnie naparstnica. Śliczne fioletowe dzbanuszki! Okazuje się, że truje! Szczególnie serce!

Dalej była konwalia. Nie mogłem uwierzyć! Taki śliczny kwiatek! Tak ładnie pachnący! Tyle razy kupowałem wiosną bukieciki konwalii mamie! Mogłem ją zabić!

Zbladłem. Zakręciło mi się w głowie.

- Jerzy, wszystko w porządku? – zatroskał się pan Angus.

- Tak, chyba tak – niemrawo kiwnąłem głową. – Uświadomiłem sobie, że mogłem zabić Mamę! Kupowałem jej bukieciki konwalii!

- Ja swojej zbierałem w lesie – dodał Kostia. – Dopóki jeszcze nie byłem Szkieletem.

- Chłopcy, nie słuchaliście uważnie – zmarszczył brwi dyrektor. – Mówiłem, że trzeba zjeść roślinę. Dotykanie jej czy wąchanie nie zabije.

- A jak ktoś pomyli z sałatą? – zawołał Fafik. – Ja tam do sałaty nie mam zaufania!

Rośliną na kolejnej planszy była… sałata jadowita.

Fafik z wrażenia spadł na podłogę. Reksio natychmiast rzucił z drugiej strony. Leżał, rzucając spojrzenia na prawo i lewo.

- Fafik, gdzie reszta draki? – wyszeptał głośno.

Fafik w odpowiedzi zachrapał. Nie dziwiłem się. Sam też walczyłem z sennością.

- Chłopcy, obudźcie kolegę i posadźcie w ławce – polecił pan Angus.

Wykonaliśmy polecenie i wróciliśmy na swoje miejsca. Mi też głowa opadała. Podparłem się rękami.

Wysłuchałem o sałacie jadowitej. Później o szaleju jadowitym. Głowa opadała mi co chwilę. Nauczyciel wyjął kolejną planszę. Głowa mi opadła.

Zadzwonił dzwonkiem.

- Już, mamo, już wstaję! – zawołałem.

Kostia buchnął śmiechem.

- To dzwonek na przerwę – walnął mnie pod żebra.

- Jerzy, czy ty spałeś? – surowym tonem zapytał mnie pan Angus. – To po co ja tłumaczę, co jest niebezpieczne? Za karę zostaniesz w klasie na przerwie!

Klapnąłem na swoje miejsce.

- A reszta czemu nie wychodzi? – zdumiał się nauczyciel, rozglądając po klasie.

Tylko my z Kostią nie spaliśmy.

- A, to sobie przez przerwę pośpijcie – westchnął pan Angus i wyszedł z klasy.

Jestem posłusznym uczniem. Położyłem głowę na ławce i błyskawicznie zasnąłem.

Obudziło mnie lizanie po twarzy.

- Jerzy! Czy my przespaliśmy obiad? – zawołał mi prosto do ucha Fafik.

Otworzyłem nieśmiało oczy. Wyjrzałem za okno. Słońce prawie zachodziło. Rozejrzałem wokół po klasie. Wszyscy spali, poza Reksiem, Fafikiem, Kostią i mną.

- Pan Angus nie zadzwonił na koniec przerwy – wyjaśnił nam Kostia. – W ogóle nie przyszedł na lekcję. Pewnie chciał dać wam odpocząć.

- A ty nie jesteś zmęczony? – zdziwił się Fafik.

- Przecież nie mam mózgu – Kostia popukał się w pustą czaszkę. – To mi tyle snu nie potrzeba co wam. Trochę się przespałem i wystarczy.

- No, ale przespać obiad, to tak niefajnie! Nawet, jeśli niania znowu poda Whiskas – warknął Reksio. – Idziemy szukać Pana Dyrektora!

Wyszliśmy na szkolny korytarz. Zajrzeliśmy do kantorka.

- Uj, dawno nikt tu nie sprzątał – Kostia rozgarnął pajęczyny. – Jak w starym grobowcu! I takie białe pająki, jak w podziemiach – wskazał palcem.

Jeden z takich pająków właśnie z sufitu spadł na mnie. Odskoczyłem, strząsając go. Upadł martwy na dywanik.

- Ohydztwo! – zawyrokowałem. - Nie cierpię pająków!

- One chyba ciebie też nie cierpią – zaśmiał się Fafik.

- Co w tym śmiesznego? – oburzyłem się.

- Bo właśnie dwa spadły ci na plecy – wskazał Reksio.

Odskoczyłem.

- Nie bój się! – liznął mnie po twarzy. – Ledwo spadły ci na plecy, zesztywniały i martwe opadły na podłogę. Jakbyś był trujący, jak te roślinki pana Angusa!

Pająki nie pająki, trzeba było znaleźć pana Angusa. W szkole nigdzie go nie było. Fafik z Reksiem zajrzeli nawet na strych, skąd wyciągali rano pudła z obrazkami.

- Pusto!

Wyszliśmy na dwór.

Pan Angus siedział na bujaczce. Spał. Łaziło po nim kilka pająków. Zmiotłem je z niego. Ledwo dotykałem jakiegoś pająka, ten padał martwy.

- Chyba go czymś zatruły – Kostia wskazał na szyi ślady jakby po ugryzieniach.

Niestety, Kostia miał rację. Próbowaliśmy obudzić pana Angusa na różnorodne sposoby, ale nic nie działało. Spał jak zabity.

Poczłapaliśmy do klasy.

Przerażający widok zatrzymał nas w progu. Po każdym z naszych kolegów łaził co najmniej jeden pająk! Parę chodziło po ławkach.

Fafik próbował zabić jednego książką. Walnął z całej siły, ale pająk wyskoczył spod książki, jakby spadło na niego piórko. Reksio chciał zadeptać innego, chodzącego po podłodze. Nic. Zupełnie, jakby były z elastycznej gumy.

Tylko pod moim dotykiem padały trupem. Martwe stawały się kruche i rozpadały w biały pył. Pozabijałem wszystkie pająki. Fafik z Reksiem z radością wszystkie truchła zamienili w kupki pyłu.

Dla moich szkolnych kolegów było za późno. Nie daliśmy rady obudzić żadnego z nich!

- Co teraz? – wyszeptał przerażony Kostia.

- My pędzimy po tatkę – rzucił Fafik. – Jest burmistrzem! Na pewno coś poradzi!

- Może moja babcia dopomoże? – westchnąłem. – Jest wiedźmą, powinna znać się na pająkach.

- To ja popędzę do mojej babci – rzucił Kostia. – Jest najstarsza ze wszystkich. No i była szamanką. Może wie, czym obudzić śpiących.

Wyszliśmy ze szkoły.

Minęliśmy budynek Pensji dla Panienek Wyzwolonych. Wrota zasnute były pajęczyną. Na środku siedział dobrze znany nam biały pająk. Dotknąłem go. Martwy spad na ziemię.

Fafik z radością rozdeptał go na pył.

- Chłopaki, chyba trzeba się pośpieszyć – wyszeptał przerażonym głosem Kostia. – One mogą być już wszędzie!

Pobiegliśmy naprzód. Wszystkie okna Pensji dla Panienek z Dobrych Domów zasnute były pajęczynami. Donośne chrapanie na kilkanaście głosów dobiegało ze środka.

Dobiegliśmy do Ulicy Wokół Stawu. Nienaturalnie pusta. Gdzieniegdzie jakieś białe tłumoki leżały na bruku. Podeszliśmy do jednego z nich.

Dziwny biały tłumok okazał się człowiekiem owiniętym pajęczynami. Spał, chrapiąc cicho. Na szczycie siedział biały pająk. Skoczył na mnie! Wylądował, zesztywniał i spadł na bruk.

- Biegiem! – wrzasnął Kostia. – Ty do babci, ja do babci, a wy do taty! Musimy ratować Potworkowo!

Pędząc, jak nigdy wcześniej, dobiegłem do domu babci. Rozerwałem pajęczyny oplatające furtkę, wbiegłem do kuchni.

Babcia siedziała za stołem przytulona do pana Alexandru. Przed nimi zamknięta książeczka. Spali.

Szarpałem, wołałem! Nic! Spali!

Przez łzy zerknąłem na książkę. „Najgroźniejsze Zwierzęta Świata”. Otwarłem. Żadnego lwa czy tygrysa. Był smok, bazyliszek, kilka węży, skorpionów i parę pająków.

Zerknąłem do rozdziału z pająkami. Czarna wdowa – taki podpis widniał pod pierwszym pająkiem. Drugi obrazek był mi znajomy. Takie białe pająki z czerwoną gwiazdą łaziły po Potworkowie. Książka nazywała je Pająkami Snu Wiekuistego. Książka wypadła mi z rąk.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Tjeri dwa lata temu
    Akcja przyśpieszyła i zrobiło się strasznie. Czekam na następną część!
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Już niedługo...
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    To jest ten zaginiony odcinek. Niestety przeczytanie go nie zmienia faktu, że motyw muzeum został przez ciebie urwany. Ale odcinek ciekawy i dobrze napisany. Te Potworkowo nieco przypomina mi Kości Wielkie, chociaż jest mniej swojskie. Pozdrawiam 5
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Pomiędzy Muzeum a tym odcinkiem jest jeszcze odcinek w Bibliotece.

    Natomiast faktycznie, w Muzeum bohater traci przytomność i to jest koniec jego dnia.
  • Domenico Perché dwa lata temu
    Co do podobieństw i różnic do Kości Wielkich - Kości Wielkie bardziej są podobne do Czarciego Jaru, skąd wywodzi się Wiedźma Wiktoria.

    Specyfika i odrębność Potworkowa widoczna jest czasem gdzieś w zajawkach, a będzie opisana w ostatnim odcinku.

    Nie będę teraz spojlerował, aby nie psuć przyjemności.
  • Marek Adam Grabowski dwa lata temu
    Domenico Perché Pisząc "Muzeum" myślałem o "Bibliotece". Przepraszam za błąd. Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania