Poprzednie częściBracia

Bracia 9

Nie straciłam przytomności, choć wszyscy ułożeni wokół mnie tak myśleli. Byłam w tak wielkim szoku, że nie byłam w stanie poruszyć niczym, nawet powieką. Dopiero, gdy czyjeś dłonie zostały przyciśnięte do mojej klatki piersiowej, uniosłam się do góry. Zaczęłam kaszleć i pociągać nosem, by pozbyć się wody z nozdrzy.

Join wszystko ok?- zapytał ktoś. Oczywiście, że jest ok, w końcu prawie umarłam, prawie poznałam prawdę o tym co dzieje się z nami po śmierci- miałam zamiar powiedzieć, ale to zdanie było zbyt długie, więc wydukałam cicho- Tak.

Luke był najbliżej mnie, prawdopodobnie to on wykonywał, a przynajmniej próbował wykonać resuscytacje.

- Nie musimy dzwonić do szpitala, co? Jeśli matka się dowie będziemy mieć przejebane- rzucił Mark. Gniew powrócił do mnie szybciej niż bym się tego spodziewała. Kogo obchodziło moje zdrowie? Przecież nie możemy dostać ochrzanu.

Mia zarzuciła grubą bluzę na moje ramiona, owinęłam się nią i przetarłam oczy rękawem. Nikt nic nie mówił, chyba czekali, aż ja zacznę. Niestety nie doczekali się, bo język ugrzązł w gardle i został tam, aż do powrotu do domu. Luke objął mnie ramieniem i pomógł dotrzeć do dżipa, przy którym stał Adam. Chyba nie wiedział, że miałam małą przygodę z jeziorem, bo stał jakby nigdy nic.

- Już piąta, jedziemy- rozkazał i wsiadł do środka. Jeśli chodzi o mnie, to usadowiłam się przy oknie za poleceniem reszty. Powiedzieli, że powinnam mieć lepszy dostęp do powietrza. Luke patrzył na mnie z troską, co było miłe, ale też niezręczne. Czułam się jak ofiara losu, która prawie utopiła się w dwumetrowej wodzie. Wszyscy wmawiali mi, że musiałam złapać skurcz. Uznałam że mają racje, ponieważ nie chciałam wierzyć, iż faktycznie coś pociągnęło mnie na dno.

Podróż do sadu, a potem do domu odbyła się na słuchaniu muzyki jazzowej, która była puszczona tak głośno, że nie dało się przy niej rozmawiać. W zasadzie i tak nikt nie miał zamiaru tego robić. Nawet Mark, który nie dotykał już blondyny po wszystkich częściach ciała.

Po kolejnej nie miłej podróży, wysiedliśmy z samochodu. Trąbka z radia dudniła mi w uszach, a woda wciąż ciekła z różnych zakamarków ciała. Miałam serdecznie dość tego dnia, który nie miał zamiaru się skończyć. Nadia stała przed domem i podlewała kwiaty, kiedy nas zobaczyła, powiedziała abyśmy szli na obiad, który czekał już w kuchni. Na szczęście nie zwróciła uwagi na moją koszulkę, która nie zdążyła wyschnąć. Chris przyglądał mi się przez chwilę, chciał coś powiedzieć, może przeprosić, ale chyba również miał problem ze zbudowaniem zdań. W jeziorze szło nam to o wiele lepiej. Lekko uchylił usta, po czym je zamknął i spuścił głowę.

Ruszyliśmy po obiad, Mark stał przy blacie i nabierał wątrobę na talerz. Nie znosiłam mięsa. Wzięłam niewielki kawałek, by nie wyjść na wybredną, choć później i tak go nie tknęłam. Christopher również musiał nie być fanem wątróbki, bo postąpił tak ja ja.

Rozglądnęłam się na wszystkie boki stołu. Znajdowały się na nim różne przekąski, poczynając od ciast, na sałatkach kończąc. Popisy Nadii w kuchni były imponujące, była to jedyna przyjemność z mieszkania tam. Usiadłam tuż przed miską z owocami. Kolory w niej były bardzo intensywne, wręcz rażące. Sięgnęłam po truskawkę i ugryzłam kawałek. Dokładnie w tym samym momencie, najmłodszy z braci wbił perłowe zęby w mięso. Patrzył na mnie ciemnymi ślepiami, które wywiercały mnie na wylot. Poczułam się nieswojo, ale jakby nigdy nic kontynuowałam jedzenie owocu. Co jakiś czas przyglądałam się Chrisowi, który wgapiony był w przestrzeń. Intensywnie o czymś myślał, chciałam wiedzieć co siedziało mu w głowie.

Reszta mieszkańców domostwa dołączyła do nas po chwili. Adam oraz Mick usiedli ramie w ramię ze mną, Nadia po przeciwnej stronie. Kolejny rodzinny posiłek, już nie tak przyjemny jak pierwszy, bo czułam się jak trędowata. Jedzenie osładzało smutek, który tak świetnie ukrywałam.

- Join napij się czegoś, na pewno jesteś odwodniona po całym dniu pracy na słońcu- powiedziała Nadia. Zakrztusiłam się lekko. Mark wybuchnął śmiechem i zaczął mówić.

- Bez obaw, na pewno wypiła dość płynów- zakpił. Zamurowało mnie mnie, nie pierwszy i niestety nie ostatni raz. Serce oszalało, poczułam jak dudni w głowie. Błagałam siebie w myślach, bym się tym nie przejęła.

- Uspokój się- rozkazała- Czyli rozumiem, że zadbaliście o picie wody?- zapytała i spojrzała na mnie. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się, a przynajmniej miałam nadzieje, że moje usta przybrały kształt uśmiechu.

- Picie jej za dużo też nie jest rozsądne- ciągnął, po czym zwinął się z bólu. Chris musiał go kopnąć i to solidnie, bo zamknął się na dobre. Gospodyni była nieco zdezorientowana, podobnie z resztą jak Mick oraz Adam, któremu zręcznie udało się zmienić temat. Rozmowa ciągnęła się długo, a przynajmniej dla mnie, bo jedyne o czym myślałam, to o odejściu od stołu. Przyglądałam się talerzom i czekałam, aż wszyscy skończą jeść, niestety co chwilę nabierali nowe smakołyki. Chris zerkał na mnie przelotnie, jego talerz był zapełniony, ale cały czas przez te same produkty. Mój wyglądał podobnie.

Wszyscy, łącznie ze mną, pozbierali naczynia. Wsadziłam je szybko do zmywarki, po czym ulotniłam się na zewnątrz. Na dworze zrobiło się chłodno, ale nie przeszkadzało mi to. Wyjęłam komórkę i wybrałam numer do mamy. Chciałam usłyszeć jej głos. Trochę zajęło zanim udało mi się połączyć, ale na szczęście udało się.

- Cześć skarbie, jak tam?- powiedziała łagodnie. Od razu poczułam się lepiej.

- Dobrze, to znaczy nie do końca- rzuciłam pośpiesznie.

- Co się dzieje?- Przejęła się, nie chciałam jej stresować. Była na wakacjach, na których powinna zapomnieć o problemach, a ja w tamtym momencie to psułam.

- Nic mamo, po prostu tęsknie, ale jest fajnie. Naprawdę.- Naprawdę to ja byłam dobra w kłamaniu.

- To dobrze, że dobrze się bawisz. Czeka nas jeszcze wiele tygodniu wypoczynku- dodała z ogromnym entuzjazmem. Miała świetny humor, nie mogłam tego psuć, nie mogłam powiedzieć jej, że nienawidzę tego miejsca i chcę wrócić do domu.

- Polubiłaś chłopaków? Na pewno traktują cie jak księżniczkę- stwierdziła, a ja się zaśmiałam, bo tak było to bardzo śmieszne. Genialny żart.

- Są niesamowici- oznajmiłam. Chciałam jeszcze coś dodać, ale traciłyśmy zasięg. Pełna żalu pożegnałam się i przerwałam połączenie. Zaczęłam głęboko oddychać, ponieważ ogarnęła mnie panika. Co teraz? Co teraz? Powtarzałam do znudzenia. Nie wiem kiedy łzy spłynęły po policzkach, ani kiedy zaczęłam szlochać jak dziecko.

Następne częściBracia 10 Bracia 11 Bracia 12

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • NataliaO 30.04.2016
    Ładny rozdział; 5:)
  • Miła 01.05.2016
    Fajne
  • persse 01.05.2016
    Dziękuje ;)
  • Kajamoko 01.05.2016
    O jejku nie mogę się doczekać następnego ^.^
  • persse 01.05.2016
    Miło słyszeć, czy tam widzieć :)
  • Kajamoko 01.05.2016
    A kiedy następne?
    Bo strasznie wciąga ^.^
  • persse 01.05.2016
    Kajamoko Postaram się wrzucić na ten tydzień, może nawet uda się jutro, ale niczego nie obiecuje.
  • Kajamoko 01.05.2016
    Rozumiem, będę cierpliwie czekać ^.^
  • Szalokapel 29.06.2016
    Nie miłej - niemiłej
    Po myslniki spacja :)
    Uwielbiam to czytać, masz taki niepowtarzalny styl pisania. Podziwiam, 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania