Niewłaściwy kolor nieba - rozdział 25
Trwało to ze cztery, może pięć godzin, ale Nikka miała wrażenie, że minął cały dzień. Pierwszy raz nie zjadła obiadu, nie mogła zmusić się do przełknięcia nawet kawałka. Z nerwów bezwiednie zaczęła wbijać sobie zęby widelca w dłoń, tam, gdzie wciąż widać było ślady po pobiciu w więzieniu Murkey. Oderwała jeden strup, pociekło trochę krwi. Nacisnęła mocniej, jakby chciała się ukarać za to, co się stało. Ząb widelca nie wytrzymał i odprysnął na stół. Inga przyjrzała się jej z zaniepokojeniem.
- Co ty robisz, przestań! - krzyknęła, widząc krew.
- To powinnam być ja, dlaczego nie wziął mnie?
- Nie wiem, ale to nie twoja wina. Nie mogłyśmy nic zrobić.
- No właśnie… Nienawidzę tej przeklętej bezsilności! - wybuchła nagle i z rozmachem zrzuciła swój talerz ze stołu.
Był z tworzywa, więc nie roztrzaskał się z brzękiem, ale jedzenie utworzyło malownicze rozbryzgi na drewnianej podłodze, zwłaszcza zielony groszek i sos, który podano do mięsa. Nikka spojrzała na ten bałagan, po czym schowała twarz w dłoniach.
- Kalia jest dumną Akuryjką, da sobie radę. Wiem, że to jeszcze dziecko i nie powinno się jej zmuszać do takich poświęceń, ale Nikka, na początku wojny nie byłaś wcale tak wiele starsza od niej, prawda? Wydaje mi się, że jej nie doceniasz.
- Może… może masz rację. - Spojrzała na Ingę. Wydało jej się, że w to wierzy, że nie powiedziała tego tylko dlatego, żeby ją pocieszyć. - Przepraszam, nie musiałam się tak unosić. Posprzątam to.
Najpierw zebrała jedzenie z podłogi, potem wzięła z łazienki ręcznik, żeby umyć deski. Odrobina pracy dobrze jej zrobiła, pozwoliła zająć myśli czymś innym. Teraz chętnie poszłaby nawet kopać tellarium, żeby tylko uspokoić spanikowany umysł. Niestety tutaj nie było za wiele do roboty. Wypłukała brudny ręcznik, wyżęła go porządnie, przy okazji brudząc krwią. Tak, zapomniała o nowej ranie. Zaklęła, po czym wypłukała go jeszcze raz i wyżęła nieuszkodzoną ręką. I tak wieczorem odda go do prania, ale nie lubiła zostawiać po sobie nieporządku. Rozejrzała się jeszcze po łazience, jednak nie było tu już niczego do sprzątnięcia, wróciła więc do Ingi.
Przez dłuższą chwilę siedziały w milczeniu, ale w końcu zebrała się w sobie i zapytała:
- Naprawdę uważasz, że nic więcej nie mogłam zrobić?
- Nikka, nie zadręczaj się. Przecież widzisz jak to wygląda. Nas jest trzy, a ich? Cały kraj, cała armia. Możemy sobie być dzielne i patriotyczne ile chcemy, a oni i tak w końcu dostaną to, czego chcą.
- Wiesz, że prędzej zginę, niż dam im statek. Nie zdradzę Akurii - oświadczyła Nikka, patrząc koleżance prosto w oczy.
- Wiem, i skoro uważasz to za słuszne… Nie będę cię powstrzymywać. Ale zastanów się, chociaż przez chwilę. Może jednak nie warto?
- Ech, Inga… - Westchnęła ciężko. - Ja też widzę jak to wszystko wygląda. Rozum podpowiada mi, że współpraca byłaby dla nas lepszym wyjściem, ale… Nie wiem jak to ująć, czuję, po prostu czuję, że wrócimy do domu, wszystkie trzy. Nie wiem dlaczego, ani przez chwilę nie wydawało mi się, że coś pójdzie nie tak. Nawet kiedy mówię czy myślę o śmierci, nie patrzę na to jak na realną perspektywę.
Inga patrzyła na nią i przytakiwała jej słowom, ale chyba nie rozumiała do końca.
- A ja nie wiem dlaczego, ale ci ufam - powiedziała jednak. - Przeszłaś już tyle, że wierzę, że uda ci się i teraz. Bogowie muszą cię naprawdę lubić.
- Dziękuję Inga, naprawdę dziękuję. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że zaczynam wariować, a ty obdarzasz mnie zaufaniem.
Wymieniły uśmiechy i przez chwilę czuły się naprawdę dobrze, jakby nic strasznego się nie działo i czekała je normalna, dobra przyszłość, wolna od wojny i strachu. A potem, prawie jednocześnie, przypomniały sobie o tym, że ich koleżanka właśnie teraz najprawdopodobniej jest torturowana, i ta szczęśliwa chwila prysnęła jak bańka mydlana.
- Dobra, to ja może pójdę… umyć swój talerz - niezręcznie stwierdziła Inga i czmychnęła do łazienki.
Nikka miała dwa wyjścia: znów zacząć użalać się nad swoją bezsilnością albo poprosić bogów o pomoc. Może naprawdę ją lubili?
Pani Zoyanno, błagam cię, daj siłę Kalii, pozwól jej przetrwać… Pomogłaś mi, proszę, pomóż i jej… Ja ją zawiodłam, ale proszę cię, Pani, zrób dla niej to, czego ja zrobić nie mogę, oszczędź jej cierpienia.
Modliła się szczerze i żarliwie, ale dziś bogowie jej nie wysłuchali.
Komentarze (6)
5.0
A tymczasem pan szwarc się chyba dobrze bawi z Kalią...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania