Niewłaściwy kolor nieba - rozdział 48
Jak mógł nie pomyśleć o czymś tak oczywistym? Najpierw walczyła na wojnie, potem była w więzieniu i na przymusowych robotach, a i tutaj nie obchodzono się z nią najlepiej. Sam ją torturował, musiał to przyznać, chociaż nie lubił tego słowa. Po tym wszystkim potrzebowała terapii. PTSD, depresja, on się na tym nie znał, ale specjalista na pewno zdiagnozowałby u niej całą masę zaburzeń. Biorąc pod uwagę okoliczności i tak radziła sobie nieźle.
A on rzeczywiście traktował ją inaczej, może nawet nie do końca świadomie. Naprawdę chciał w niej widzieć swoją uczennicę? Bratnią duszę? Ciężko stwierdzić. Owszem, darzył ją szacunkiem już od dawna, ale dopiero ta przemowa uświadomiła mu, że może kryć się za tym coś więcej. Później o tym pomyśli, teraz rzeczywiście mają jeszcze dużo do omówienia, a w każdej chwili może dostać telefon z Waszyngtonu i trzeba będzie ruszać w drogę.
Ponownie usiedli przy stole. Zauważył, że Selino unika jego spojrzenia, ale tak było lepiej. Chce profesjonalizmu, to go dostanie. Nie chciał jej do siebie kompletnie zrazić i stracić tej pracy. Gdzie znajdzie coś równie ciekawego? Pozwalał sobie nawet na myśli, że kiedyś odwiedzi ten tajemniczy Amar leżący pod obcym, szarym niebem.
Selino przeczytała przemówienie jeszcze raz, z własnej inicjatywy, i musiał przyznać, że tym razem poszło jej nieźle. Jeśli zachowa się w ten sposób przed kamerami, wszyscy będą zadowoleni.
- Dobrze pani Selino, przejdźmy teraz do trudniejszych rzeczy. Po przemowie będzie czas na pytania. To bardzo ważne, żebyś zapamiętała, żebyście wszystkie dobrze zapamiętały właściwą wersję wydarzeń.
- Proszę, słuchamy uważnie - odpowiedziała szybko, jakby właśnie czegoś takiego się spodziewała.
Jego zdaniem historia wymyślona przez ludzi prezydenta była niezła i biorąc pod uwagę chęć współpracy Nikki, teoretycznie nikt nie powinien jej kwestionować, ale nawet najlepsze plany zwykle nie wytrzymywały konfrontacji z rzeczywistością. Przygotuje je najlepiej, jak potrafi, a potem się zobaczy. Po cichu liczył na ten dziwny akuryjski honor, który nie pozwoli dziewczynom złamać danego słowa i wygadać się z czymś niepożądanym.
- Przyleciałyście tu dziewięć miesięcy temu. Nie pokazywałyście się publicznie z powodu choroby. Najpierw chora była Inga, potem ty, pani Selino. Nie chcecie rozmawiać o swoich dolegliwościach, trwały długo i były nieprzyjemne. Załóżmy, że było to coś w stylu zapalenia płuc, nie znacie szczegółów, nie jesteście lekarkami. Chcieliśmy dać wam wyzdrowieć w spokoju, dlatego dopiero teraz przedstawiamy was wszystkim.
Selino tylko mu przytakiwała, na razie nie miała żadnych uwag, co nieco go niepokoiło.
- Statek należy do Kalii, która pochodzi z bogatej rodziny, stać ją na takie rzeczy.
- Arystokratycznej, pochodzę z arystokratycznej rodziny, nie tylko bogatej - poprawiła go najmłodsza dziewczyna z takim zadęciem, że z trudem powstrzymał uśmiech. Selino chyba miała z tym większy problem, bo na chwilę odwróciła głowę tak, by nie było widać twarzy.
- Oczywiście, arystokratycznej - potwierdził. - Pani Selino pracuje dla ciebie jako… - wyleciała mu z głowy ta nazwa. One nie mówią “pilot”, tylko jakoś inaczej, tak żeglarsko - sterniczka, steruje twoim statkiem. Zapragnęłaś wybrać się na małą wycieczkę z przyjaciółką - wskazał na Ingę - i wpadłyście do dziwnej anomalii, która wyrzuciła was tutaj.
- Jestem trochę za stara na przyjaciółkę Kalii, nie uważasz? - Inga nie bawiła się w zbędne uprzejmości.
- W takim razie proszę, zaproponuj coś lepszego.
- Służąca, jestem jej służącą. Panienka z dobrego domu nie powinna wybierać się na wycieczki sama, to nie uchodzi.
- Inga daj spokój, przecież jestem twoją przyjaciółką. I nie wyciągaj tu jakiś stereotypów sprzed trzydziestu lat, dobrze wiesz, że tak nie jest.
- Ale Amerikanie nie wiedzą. Pomyśl, młoda, jaka to piękna historia, niewinna dziewczyna zagubiona w obcym świecie…
- Dobrze, wystarczy tego - przerwał fantazje dziewczyn. - Kłamstwo musi być jak najprostsze i jak najbliższe prawdy, żebyście się w nim nie pogubiły i nie wyszły z roli.
- Pan Hill ma rację - poparła go Selino. - Na milę widać, że jesteście przyjaciółkami. I ty też masz rację Inga, Amerikanie nie wiedzą niczego o naszym świecie, nie wiedzą, czy to, że piętnastolatka ma dziesięć lat starszą przyjaciółkę, jest normalne, czy nie. Zostajemy przy pierwszej wersji.
- Ale ty to możesz sobie poudawać kogoś innego. - Kalia zwróciła się do Nikki z pretensją w głosie.
- Ona da sobie radę - uciszył ją ostro, aż pułkownik Margaretti obrzucił go zaniepokojonym spojrzeniem. Był tego pewien, jego oszukała, to przy odrobinie dobrej woli oszuka każdego. - Dostaniesz też kilka pytań od… Pani Peake, jak mam wyjaśnić im dziennikarzy? - zwrócił się do Camilli po angielsku.
- Mają u siebie radio i wiadomości radiowe… Nikka, jak się u was mówiło na ludzi, którzy przygotowują programy do radia?
- Masz na myśli redaktorów?
- Dokładnie tak, pani Selino, chodzi mi o redaktorów. Będą ci zadawać pytania, i tu pojawia się problem, bo nie będziemy znać ich wcześniej, ale pewne rzeczy da się przewidzieć. Jak wygląda wasz świat? - rzucił jednym z najbardziej oczywistych pytań.
- Z jednej strony jest podobny do tego świata, ale jednocześnie zupełnie inny. Jakby ktoś w nocy poprzestawiał wam w domu wszystkie meble. Niby ciągle są takie same, ale można wpaść na jakieś krzesło.
Znów odpowiedziała szybko i z sensem, jakby już kiedyś o tym myślała, po czym zapisała coś na kolejnej stronie notesu.
- Jak się pani u nas podoba?
Kolejne pytanie też było pewniakiem. Tym razem zastanowiła się dłużej nad odpowiedzią.
- Na razie nie miałam okazji zobaczyć wiele więcej ponad szpital i nasze mieszkanie, ale wszyscy byli dla nas tacy mili… Cieszę się, że wyzdrowiałam, i będę mogła lepiej poznać ten świat.
Hmm, to też było dobre, może wymagało małych poprawek, ale to później. Teraz rzucał Selino pytanie za pytaniem, czasem Camilla jakieś podpowiadała, a ona radziła sobie z nimi raz lepiej, raz gorzej, lecz ciągle trzymając się w granicach wiarygodności. Zapisywała je wszystkie wraz z odpowiedziami. “Nasz kraj to Królestwo Akurii rządzone przez króla Mertina, oby żył długo i w dobrym zdrowiu”. “Jestem sterniczką, pracuję dla państwa Lin-Mollari od dwóch lat, prowadzę nie tylko statki powietrzne, ale też zwykłe, wodne, no i auta też”. “Pochodzimy z Ellis, to duże miasto portowe”. Wyglądało na to, że załapała całą koncepcję. Szło dobrze do momentu, w którym tłumaczka spytała:
- Na twoim Amarze też wierzy się w Boga?
- Nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie… - Czyżby wreszcie Selino straciła wenę? Ale nie, to była część odpowiedzi. - Nie chcę nikogo obrazić, ani was, ani naszych bogów. To delikatna sprawa i wolałabym o tym nie rozmawiać… - Wydawała się teraz taka niepewna, taka niezdecydowana. Wiedział, że to tylko pozory. - Najprościej będzie jak powiem tylko, że owszem, oddajemy cześć bogom.
- A co będzie, jak ktoś spróbuje dyskutować z tobą na ten temat, albo przekonywać cię do chrześcijaństwa, to znaczy jednej z naszych największych religii? - drążyła Camilla, a on nie przerywał, sam był ciekaw zdania Selino. - Wiesz, tak pytam na przyszłość, będziesz pewnie rozmawiać z różnymi ludźmi.
- Wykręcę się jakoś, oczywiście uprzejmie.
- A jeśli będzie nieustępliwy? Pan przecież wie, że nawet niektórzy politycy mają zapędy ewangeliczne. - To wyjaśnienie było skierowane w stronę Hilla.
- Nie będę ryzykować z bogami, najwyżej obrażę jakiegoś Amerykanina.
- A jeśli on obrazi bogów?
Tu Nikka uśmiechnęła się w dziwny sposób, smutny i jakby mściwy jednocześnie.
- Odsunę się na bezpieczną odległość i poczekam.
- Tak? Na co? Coś się stanie?
Hill przypomniał sobie to straszne uczucie przymusu i fale gorąca, które ogarniały go, kiedy tylko próbował sprzeciwić się panu Reedowi. Co by się stało, gdyby go znieważył? To nie Jezus, który kocha wszystkich i wszystkim wybacza, bliżej mu było do każącego Jahwe ze Starego Testamentu. Odpowiedź na pytanie Camilli nasunęła mu się się sama, i najwidoczniej była prawidłowa, bo i on, i Selino, wymówili ją w tym samym momencie:
- Spłonie.
Przy stole zapadła nagła cisza. Popatrzył Nikce w oczy i czyżby znalazł w nich ten sam strach? Chyba tak, nie był jednak pewien, bo dziewczyna bardzo szybko spuściła wzrok i kontynuowała pisanie. Sprawa z bogami była poważna, postanowił uczulić na nią swoich przełożonych, by faktycznie nie doszło do jakiejś tragedii. Nie wątpił, że w końcu znajdzie się jakiś idiota, który wyskoczy z czymś głupim i bardzo tego pożałuje, ale lepiej, żeby nie doszło do tego zaraz pierwszego dnia.
Komentarze (5)
No i dobrze, że Kamilla poruszyła temat bogów - może w ten sposób jakiś biedny dziennikarzyna uniknie śmierci.
Zazdrosny, mściwy, potężny — lepiej go nie wkurzać...
Amerykańska wersja przygód bohaterek ładna, taka różowiutka i mięciusia.
A co do foreshadowingu, to albo nim jest, albo nie, ja nic nie mówię...
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania