Niewłaściwy kolor nieba - rozdział 72
Jesień. Nikka Selino wysłuchała wszystkiego, co miał do powiedzenia Itan. Zachowała spokój, nie przerwała mu ani razu. Zapewne oczekiwał potwierdzenia i pełnej współpracy, jak zwykle, kiedy omawiali szczegóły kolejnego wyjścia. Tym razem musiała odpowiedzieć zupełnie inaczej.
- Nie ma mowy, panie Hill. Żadna z nas tam nie pojedzie, to moja ostateczna decyzja. W tej kwestii nie ma mowy o jakichkolwiek negocjacjach - zakończyła twardo.
- Nie wiem czy mądrze jest odrzucać zaproszenie od prezidenta - zauważył Hill.
- Słyszałeś panią komandor, mówiła głośno i wyraźnie - warknęła Inga. Nikka nie zrobiła nic by ją uspokoić, sama też była mocno zdenerwowana.
- Zdaję sobie sprawę, że w waszym rozumieniu to dla nas zaszczyt, ale podjęłam decyzję i jej nie zmienię. Mogę to osobiście wytłumaczyć panu prezidentowi, nawet teraz jeśli trzeba.
- Pani Selino, to tylko polowanie. - Hill próbował to zbagatelizować. - Czy u was to nie jest powszechna rozrywka? Kalia, czy twoja rodzina nie urządza polowań? Na Erf to było jedno z ulubionych zajęć arystokracji.
Przestań, do cholery, nie pogarszaj sprawy! - Nikka chciała mu to wykrzyczeć prosto w twarz, ale najpierw musiała zająć się Kalią, która już miała łzy w oczach.
- Hej, spokojnie, on nie wie, co mówi. Nie musisz tego słuchać, idź do siebie, ja to załatwię.
- Chcę zostać… Tylko dlaczego on myśli, że ja, że my…
Kalia przysiadła się do Nikki i przytuliła do jej boku. Selino objęła młodą ramieniem i pocieszająco poklepała po plecach.
- Bo jest idiotą - odpowiedziała Inga bez wahania.
- Bo wydaje mu się, że wszystko o nas wie, ale to nieprawda. - Nikka ubrała to w ładniejsze słowa. - I tak, za chwilę wyjaśnię, raz a dobrze. I proszę, nie wracajmy więcej do tego tematu.
Hill pokiwał głową, zamknął się i czekał. Chyba wreszcie do niego dotarło, że tym razem sytuacja jest poważna.
- Owszem, kiedyś na Amarze urządzaliśmy polowania. Owszem, arystokracja brała w nich chętnie udział, to fakty Kalia, o nic cię nie oskarżam. Zresztą to było dawno, wszyscy to wiedzą. Wszyscy u nas - dodała dla jasności. Itan słuchał z zainteresowaniem, nie przerywał. - Ale to skończyło się tragicznie. Prawie wytępiliśmy niedźwiedzie, wilki i dzikie krowy, zanim zdaliśmy sobie sprawę, że możemy zniszczyć całe gatunki właściwie po co? Dla przyjemności? Okazało się też, że na całym Południowym Archipelagu, a potem też na Wielkiej Kordylierze, nie było żadnych zwierząt poza rybami i ptakami, więc zniszczylibyśmy coś, czego nie dałoby się potem odzyskać. No i bogom to też przestało się podobać, szczególnie Pani Zoyannie. Pod koniec na polowaniach miały miejsce pewne… incydenty, myśliwi ginęli albo znikali. Nasi przodkowie prawie popełnili wielki błąd, a my nie chcemy tego powtarzać. Dlatego na Amarze się nie poluje i nawet nie mówi o zabijaniu dzikich zwierząt. Teraz mięso pochodzi z hodowli, a na połów trzeba mieć zezwolenie. Nie weźmiemy udziału w żadnym polowaniu, bo okryłybyśmy hańbą i nas, i nasze królestwo. To jest po prostu niewłaściwe i koniec.
- Tabu - powiedział Hill cicho.
- Co? - mało uprzejmie spytała Selino. Wciąż była poddenerwowana.
- Rzecz, o której wszyscy wiedzą, ale nikt nie mówi o niej głośno, bo to, jak pani ujęła, jest niewłaściwe. W waszej kulturze polowanie to idealny przykład tabu - wyjaśnił. - A ja przepraszam. Zachowałem się jak idiota, zapomniałem, że nasze światy się różnią, czasem nawet bardzo. Może nie doszłoby do takiego nieporozumienia, gdyby panie ze mną częściej rozmawiały i opowiadały więcej o sobie i swoim domu.
Nie mógł się powstrzymać od drobnej złośliwości. Dobrze wiedział, że nie są zbyt chętne do dzielenia się szczegółowymi informacjami o Akurii i Amarze.
- Przyjmuję przeprosiny, panie Hill. - Nikka nie miała zamiaru czepiać się ostatniego zdania. - Ale pan rozumie, z polowania nic nie wyjdzie, ani teraz, ani nigdy.
- Rozumiem, wytłumaczę to innym tak, żeby też zrozumieli.
Wstał i wyszedł z salonu. Nie obiecywał, po prostu powiedział, że to zrobi, i Nikka wiedziała, że tym razem jest szczery. Słyszała, jak w korytarzu rozmawia przez tę swoją radiostację.
- Ha, sam przyznał, że jest idiotą. Kalia, nie warto płakać przez takiego cholernego głupka. - Inga próbowała pocieszyć młodą, która ciągle wyglądała, jakby zaraz miała się rozkleić.
- Nie warto, Kalia, nie warto… Myślę, że nie jest aż tak głupi i to zrozumiał, nie będzie nas więcej męczył - poparła ją Nikka.
Sama jednak zamyśliła się głęboko. Nie powiedziała wszystkiego na temat polowań. Nie przyznała, że zdarzyło jej się zabijać i zjadać dzikie zwierzęta, wtedy, w górach. Wędrowali we czwórkę, byli słabi, potrzebowali pożywienia. Nie chcieli narażać siebie i okolicznych mieszkańców, zjawiając się w ich wioskach i miasteczkach i prosząc o jedzenie. Musiała chronić króla, nawet jeśli oznaczało to posunięcie się do takiego barbarzyństwa. Co najgorsze, dobrze pamiętała smak mięsa dzikiej kozy pieczonej nad ogniskiem… Po miesiącach niewoli i okropnego żarcia z racji ta koźlina wydawała jej się prawdziwym rarytasem. Wtedy niczego nie żałowała, zresztą był tam król i wyraził zgodę na wszystko, ale teraz… Teraz było jej wstyd i prędzej opowie przyjaciółkom o tym, jak zabijała rannych żołnierzy Murkey leżących w improwizowanym szpitalu polowym, co wzbudziło niesmak u kilkorga jej własnych ludzi, niż przyzna się do upolowania i zjedzenia trzech dzikich kóz i jednego jelonka.
Komentarze (7)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania