Niewłaściwy kolor nieba - rozdział 80 (koniec części pierwszej)
Ostatnia godzina minęła nie wiadomo kiedy. Potem Nikka nie za bardzo pamiętała ten czas, czuła się podekscytowana i zdenerwowana jednocześnie. Widziała, że w okolice statku dostarczono jakieś bagaże, ale potraktowała je jak pocztę dyplomatyczną i zignorowała. Ambasador miał prawo zabrać ze sobą to, co uważał za słuszne. Włóczyła się za Hillem, łażącym pomiędzy statkiem a najbliższym budynkiem bazy, starając się nie rzucać w oczy. Chciałaby już polecieć, ale tu ciągle było coś do załatwienia. W końcu Hill odszedł na stronę, żeby porozmawiać z synem, co było absolutnie zrozumiałe, w końcu nie wiedział, kiedy następnym razem go zobaczy. Nikka nie chciała kontaktować się teraz z dziewczynami. Pożegnały się przez fon poprzedniego dnia, dziś była skoncentrowana na przejściu. Została sama, ale nie na długo, bo podszedł do niej kolonel Margareti.
- Nikka - powiedział, wyraźnie wymawiając oba k - życzę wszystkiego najlepszego.
- Dziękuję. Dziękuję panu bardzo, za wszystko.
Nawet jeśli nie zrozumiał słów, to i tak wiedział, co chciała mu przekazać.
Wreszcie mogła podejść do statku. Płaszczka 14 stała na płycie lądowiska dokładnie tak samo, jak ją tu zostawiła niemal cztery lata temu. Zamknięta na głucho, zabezpieczona, z opuszczonymi krawędziami skrzydeł. Nikt niewtajemniczony nie powiedziałby, że w międzyczasie wybuchła i wróciła do stanu używalności.
- Otwórz panel dostępu - rzuciła polecenie. - Komandor Nikka Selino.
Ekran rozjarzył się na bursztynowo. System nie miał żadnych uwag, statek był odblokowany i gotowy do użycia. Nikka na chwilę wstrzymała oddech. Jeśli ją oszukali, jeśli dała się oszukać, to będzie koniec. Ale nic się nie stało, nikt nie odciągnął jej stąd siłą, nie groził bronią, nie kazał odwrócić się i odejść.
- Otwórz włazy - powiedziała i drzwi po obu stronach przezroczystej kopuły rozsunęły się, umożliwiając wejście do środka. - Proszę, niech wniosą bagaże, a potem lecimy.
- Czy nie ma tu żadnych schodów? - spytał Hill. To było bardzo głupie pytanie.
Zacisnęła usta i posłała mu znaczące spojrzenie. Nie podjęła dyskusji, stała w milczeniu i czekała na zakończenie załadunku. Żołnierze poradzili sobie z nim szybko i sprawnie.
- Idź pierwszy z ambasadorem, niech on usiądzie w drugim rzędzie, a ty z przodu od sterburty, będę zaraz za wami - poleciła Itanowi.
- Czyli po prawej?
- Tak, po prawej.
Tym razem się nie zirytowała, może nigdy nie był na żadnej jednostce pływającej i nie odróżniał sterburty od bakburty jak niektórzy mieszkańcy dalej położonych od morza części Akurii.
Wreszcie dotknęła Płaszczki, położyła dłoń na poszyciu i pieszczotliwie pogładziła tworzywo czubkami palców. Nie czekając dłużej, podciągnęła się na skrzydło i poszła do kokpitu. Mężczyźni zajęli miejsca tak, jak prosiła. Usiadła w fotelu pierwszego sternika, przymknęła oczy. Teraz na pokładzie czuła się pobudzona. Żywa. Tak bardzo na właściwym miejscu… Wreszcie.
- Panie ambasadorze, panie Hill, witam na pokładzie Płaszczki 14, statku powietrznego Wojsk Królestwa Akurii. Cel podróży: Port Albis - oznajmiła uroczystym tonem.
- Pan Majers dziękuje i ufa, że dotrzemy tam bez przeszkód i w dobrym zdrowiu - przetłumaczył Hill. - U nas dodaliby jeszcze, że życzą przyjemnej podróży.
Musiał dołożyć od siebie coś, co najwyraźniej miało być żartem. Kiepskim - przynajmniej według komandor Selino.
- System, pełna diagnostyka podsystemów - zaleciła, zanim Hill zdążył zrujnować jej dobry nastrój jakimś komentarzem czy kolejnym nieudanym żartem.
Potrwało to chwilę, komunikaty jeden po drugim wyświetlały się na ekranie. Szczególnie jeden przykuł jej uwagę.
- Widzisz to? - Wskazała palcem odpowiednią linijkę tekstu. - Przewidywana długość pracy reaktora: czterysta pięćdziesiąt dni. Jestem pewna, że ostatnim razem było mniej.
- Co to oznacza? Powinienem to zgłosić?
- Reaktor jest w pełni doładowany, jak nowy prosto z fabryki, tyle.
Kolejna łaska Pana Reeda. Tylko bóg mógł sprawić coś takiego. Hill uznał, że jednak nie ma potrzeby o tym meldować.
- Dobrze, czy możemy nawiązać łączność i startować? - spytał, ale w jego głosie nie było zniecierpliwienia.
Nikka wydała systemowi kolejne polecenia, przekazała sterowanie radiem do konsoli drugiego sternika i kazała rozpocząć przygotowania do startu. System wyświetlił na kopule żółtą kreskę wskazująca optymalny rozbieg po płycie lądowiska.
Hill poradził sobie z radiem i wymieniał uwagi w inglisz z kontrolą lotu, jak nazywano tu osoby odpowiedzialne za organizację ruchu w porcie lotniczym. Wychwyciła też głos Pereza, który czasem wtrącał krótkie meldunki.
- Daj znać kiedy będziemy mogli lecieć - powiedziała do niego.
Wszystko było już gotowe, wystarczyło wcisnąć jeden przycisk na ekranie, by uruchomić silniki. Kontrolki świeciły uspokajającą ciepłą żółcią, nic nie migało ani nie zmieniło barwy na ostrzegawczą czerwień. Zgodnie z umową nie włączyła żadnych funkcji bojowych oprócz skanowania terenu, bo dobrze było widzieć, gdzie kończy się lądowisko. Miejsca na rozbieg było aż nadto.
Nie odpowiedział od razu, wciąż był zajęty rozmową przez radio. Nie naciskała, nie chciała go pospieszać, niech wie tylko, że czeka w gotowości. Zajęło to jeszcze kilka długich minut. Ambasador czekał cierpliwie i nie narzekał. Widocznie nie był nerwowy, to dobrze. W końcu usłyszeli przeciągły huk, to amerikański statek wzbijał się w powietrze. Niedługo po tym Hill oznajmił, że mogą lecieć.
Nikka nacisnęła przycisk i silniki Płaszczki ożyły. Przez kadłub przeszła delikatna wibracja przechodząca w zanikające mruczenie.
Rozpoczynam procedurę startu - poinformował system.
Statek powoli zaczął toczyć się do przodu, ściągnęła więc ster do siebie. Nabierali prędkości, wszystko działało bez zarzutu. Gdzieś z tyłu silniki skierowały się w dół, co miało ułatwić wznoszenie. Nikka oddychała głęboko, pewnie trzymała ster, prowadząc statek wzdłuż sugerowanej przez system żółtej linii. Kiedy koła Płaszczki oderwały się od lądowiska, na jej ustach pojawił się uśmiech. Lecieli.
Wznieśli się na cztery tysiące stóp, zataczając łagodny krąg nad bazą w Hanskom. Selino czekała na dalsze instrukcje. Widziała na ekranie bursztynową kropkę oznaczającą amerikańską maszynę, ta jednak trzymała się daleko.
- Dobrze, teraz lecimy na południowy wschód. Perez zaraz nas minie, dalej polecisz jego kursem - przypomniał Hill.
- A więc jednak Perez, przez z… - mruknęła i przechyliła maszynę na bakburtę.
Bursztynowa kropka znalazła się z tyłu, ale szybko zmniejszyła odległość po tym, jak Hill rzucił kilka słów przez radio.
Statkiem aż zakołysało, kiedy Perez przeleciał nad nimi w odległości zaledwie trzystu, najwyżej pięciuset stóp. Towarzyszył temu przeciągły, wwiercający się w uszy huk.
- Szybki jest, ale czemu musi być tak strasznie głośny? - spytała Hilla, zwiększając prędkość do dwustu węzłów. Mogła wycisnąć z reaktora jeszcze trochę, ale nie widziała w tym sensu, to nie były zawody.
- Taka technologia… A ja chyba wolę waszą, jest tu zdecydowanie spokojniej.
Uśmiechnęła się do niego, zanim zdążyła pomyśleć nad tym, co robi. Zakłopotana wbiła wzrok w ekran przed sobą. Musiała się wznieść, Perez leciał prawie pięćset stóp wyżej. Pociągnęła ster delikatnie, nie było potrzeby szarpać Płaszczką. Dotknęła kropki statku Pereza i kazała systemowi utrzymać ten sam kurs. Teraz mogła już puścić ster. Zauważyła, że w porach tworzywa pokrywającego uchwyty widać jeszcze resztki jej zaschniętej krwi. Przyjrzała się wnętrzu dłoni. Blizny zbladły, lecz ciągle były dobrze widoczne, te na wierzchu prawej ręki też. Największa, pomiędzy palcem środkowym a wskazującym, wyglądała naprawdę paskudnie. Dobrze, że nie uszkodziła wtedy żadnego ścięgna ani nerwu.
- Nie będę przyspieszać, możesz powiedzieć Perezowi, żeby tak nie pędził - oznajmiła, wracając do rzeczywistości.
Zbliżali się do morza, więc nic dziwnego, że na niebie coraz częściej zaczęły pojawiać się chmury. Przelatywali przez pierzaste obłoki, pozostawiając po sobie zawirowania i porozrywane pasma mgły. Pomiędzy chmurami, gdzieś z przodu, majaczył jaskrawobursztynowy wylot silnika amerikańskiego statku.
Ambasador zaczął rozmawiać z Hillem, a Nikka cieszyła się lotem. W chmurach nie było widoczności, ale kiedy z nich wylatywali, miała piękny widok na ląd pod statkiem. Nie wszystkie drzewa wypuściły liście, a i trawa jeszcze nie zdążyła się porządnie zazielenić po zimie, ale i taki wczesnowiosenny kraj miał swój urok. Chętnie zniżyłaby lot, by widzieć więcej szczegółów, lecz teraz było to niemożliwe. Wreszcie zobaczyła też błyszczące w słońcu morze. Perez zmienił kurs, lecieli teraz bardziej na wschód. Poinformował ją o czymś przez radio, Hill przetłumaczył:
- Pilnuj się teraz, on niedługo będzie skręcał.
- Kurs jest dobry, nie będzie już żadnych korekt? - Chciała mieć pewność.
- Tak, ta wysokość i kierunek do samego końca - potwierdził Hill po krótkiej konsultacji.
- Przyjęłam. System, zablokuj i utrzymaj kurs do momentu ręcznego przejęcia sterów, pełna moc silników. - Posłuszny jak zwykle system potwierdził przyjęcie polecenia. - Dobrze, na razie tyle możemy zrobić. W ostatniej chwili mam zamiar ściągnąć ster, żeby potem, po odzyskaniu sterowności, od razu zacząć się wznosić.
- Selino, jesteś pewna, że my przelecimy na drugą stronę… Nie pomyślałaś o tym, że możemy eksplodować albo się rozbić? - spytał Hill z przejęciem w głosie.
Odwróciła fotel w jego stronę.
- Dlaczego miałabym nie być pewna? Zresztą ty też jesteś. Nie zostawiłbyś syna, gdybyś bał się, że zginiesz w czasie tej misji.
Nie odpowiedział, ale odwrócił wzrok w taki sposób, że wiedziała, że ma całkowitą rację. Oboje wiedzieli, że to, co robią, jest słuszne. Że to jedyna droga. Wróciła do ekranu, bo pojawiły się na nim nowe elementy: cztery położone blisko siebie zielone kropki oznaczające statki. Dwie z nich po chwili zmieniły kolor na niebieski.
- O, macie łodzie podwodne - skomentowała to od niechcenia.
Teraz widziała już statki na horyzoncie, były duże i niewątpliwie wojskowe. Trochę kanciaste, ale kształtem z grubsza przypominały amarskie jednostki.
To musiało być niedaleko, bursztynowa kropka Pereza wykonała skręt na sterburtę i szybko oddalała się ku krawędzi ekranu. Nikka skupiła się i przygotowała do przejęcia steru. Hill, również w skupieniu, wsłuchiwał się w dobiegające z radia komunikaty, ale nic nie mówił, więc najprawdopodobniej wszystko było w porządku. Coś potwierdził, przynajmniej tak to zabrzmiało. Przelecieli przez większą chmurę i wtedy to zobaczyła: ponad okrętami kawałek nieba nagle zaczął wyglądać zupełnie inaczej. Na tle błękitu upstrzonego białymi obłokami wyróżniał się ciemniejszy fragment, jakby okno, za którym kłębiły się ciężkie, szare chmury, gnane mocnym wiatrem. Dom… Tak blisko, jeszcze jakieś pół mili… Chciałaby przyspieszyć, ale Płaszczka i tak leciała pełną mocą. Przejście zbliżało się, słyszała, że ambasador o coś pyta, ale w tej chwili to było nieważne…
Dziękuję bogowie, dziękuję ci, Panie Reed, wreszcie lecę do domu…
Tuż przed zanurzeniem się w gęstwinie amarskich chmur, ściągnęła ster. Nie zamykała oczu, chcąc dokładnie zapamiętać każdy moment przejścia, chociaż i tak po tamtej stronie nie zobaczy zbyt wiele, widoczność będzie kiepska.
Przeszli, zostawili za sobą słońce i błękitne niebo, wpadli w sztorm. Szarpnęło, błysnęło i statek nagle zaczął spadać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I to już koniec części pierwszej - tak, będzie druga (a zarazem ostatnia), jestem w trakcie jej pisania. Plan jest opracowany, zakończenie wymyślone, więc jej powstanie to tylko kwestia czasu.
Sponsorem Niewłaściwego koloru nieba jest Johny Cash z piosenką Hurt, która pozwalała mi wejść w odpowiedni nastrój. Naprawdę, bez tego utworu opisywanie wszystkich psychicznych stanów Nikki byłoby trzy razy trudniejsze i wyszłoby trzy razy gorzej.
Komentarze (174)
Postacie i ich relacje są bardzo dobrze zbudowane i niebanalne. Wzloty i upadki relacji Nikka-Hill uprzyjemnialy mi podróże do pracy.
Teraz jakiś krótki Pratchet na rozluźnienie i wpadam do Amaru.
Jeśli chodzi o redakcję to dramaty sprzedają się dobrze, a tu, elementy fantasy, są dobrze wkomponowanym tłem dla życia emocjonalnego bohaterów.
Reasumując: wysyłaj, a nuż się uda? Stylistycznie jest bardzo dobrze, Interpunkcja też nie razi, więc mieliby z tobą mało roboty.
Pani Rowling 11 razy dostała odmowę ?
Zawsze sobie to powtarzam na pokrzepienie
Przy pierwszym tomie raczej standardem jest, że zrzekasz się zysków z tego, co czytałem:) Ale i tak ważne, że wydawnictwo zrobi ci reklamę.
Ale wiadomo, że możemy sobie popitolić:)
Ja już się pogodziłem z tym, że jak się zdecyduje wydać to self-publishing, zbieram kasę.
Tak jest, chcą pewnego zysku.
Wychodzą z założenia, że lepiej wyjdą na tłumaczeniach dobrze przyjętych zagranicznych tekstów niż nowych autorów
To też słyszałem, ale są też takie, które po prostu sprzedają marketing na z góry określonych warunkach i mają renomę. Wszystko kwestia dobrego wybadania tematu zanim się gdzieś uderzy.
Mam nadzieję że nie zdradziłaś właśnie głównego drugiej części opowiadania:):)
No właśnie. Fajna opcja po prostu coś wypuścić coś w rynek:) No i dostać jakieś profesjonalne wskazówki od redaktora.
Co do publikowania w internetach, to mimo, że Ty nie zarabiasz, ktoś jednak na tym zarabia. Dlatego warto odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego to nie miałbym być ja?
To prawda z tymi książkami:)
Też jestem zdania, ze czytałem przynajmniej kilka pozycji o wiele gorszych, iż to opowiadanie, ale to kwestia gustu na pewno.
Im szerszym gustom podpasujesz tym lepiej się sprzeda, a ten zabieg nie koniecznie podnosi jakość tekstu:)
Np.
Wreszcie dotknęła Płaszczki, położyła dłoń na burcie i pieszczotliwie pogładziła tworzywo czubkami palców.
Wreszcie dotknęła Płaszczki i pieszczotliwie pogładziła tworzywo czubkami palców.
Skoro pogładziła palcami, to jasne jest, że dotknęła dłonią, a nie np. przytuliła twarz, dlatego nie musisz uwzględniać w zdaniu położenia dłoni, to wynika samo z siebie.
Błędny zapis:
- Nikka - powiedział wyraźnie wymawiając oba k - życzę wszystkiego najlepszego.
- Nikka - powiedział, wyraźnie wymawiając oba k. - Życzę wszystkiego najlepszego.
Tu też jest źle:
- Tak, po prawej - tym razem się nie zirytowała, może nigdy nie był na żadnej jednostce pływającej i nie odróżnia sterburty od bakburty jak niektórzy mieszkańcy dalej położonych od morza części Akurii.
Mowa pozornie zależna udaje didaskalia, co wprowadza niepotrzebny chaos.
- Tak, po prawej - rzuciła zirytowana Nikka, ale zaraz zganiła się w myślach.
W końcu nie chciała wyrażać frustracji, bo może Itan nigdy nie był na żadnej jednostce pływającej i nie odróżnia sterburty od bakburty jak niektórzy mieszkańcy dalej położonych od morza części Akurii.
BTW. Płaszczka tylko pływa? Bo jeśli nie, to lepiej posłużyć się neutralnym słowem: statek, które odnosi się zarówno do jednostek pływających i latających. Ogólnie myślę, że niezręczność wynika z zastosowania nieodpowiedniego synonimu. Czasem lepiej jest pozbyć się części zdania niż pompować je słowami bez znaczenia. Poza tym podejrzewam, że niektórzy mieszkańcy każdej krainy nie rozróżniają sterburty od bakburty, dlatego informacja jest nieprecyzyjna i nic nie wnosi. Wnioskuję, że chodziło o większość mieszkańców krainy, gdzie statek widzieli tylko na obrazku.
Więc:
- Tak, po prawej - rzuciła zirytowana Nikka, ale zaraz zganiła się w myślach.
W końcu nie powinna wyrażać frustracji, bo może Itan rzeczywiście nie odróżnia sterburty od bakburty, zupełnie jak większość mieszkańców położonych dalej od morza części Akurii.
Napisałbym więcej, ale ten edytor mnie wkurwia.
BTW. Interpunkcja mocno kuleje.
Pozdrawiam.
M.
Używanie większej ilości słów, bardziej szczegółowe opisy wykonywanych czynności - tu bym się "kłóciła", bo to raczej kwestia stylu niż błąd. W zacytowanym przez ciebie przykładzie z dotykaniem Płaszczki rzeczywiście środek zdania można by wyciąć. Ale można też zostawić, bo niczego nie psuje.
Płaszczka pływa, lata i za łódź podwodną może robić przez pewien czas, a większość mieszkańców Akurii żyje na wybrzeżu albo wzdłuż rzek, dlatego terminologię morską mają obcykaną. W głębi kraju siedzą rolnicy i górnicy, nie ma wielkich miast. Dlatego ja tu liczę odległości w milach morskich, prędkość w węzłach, a Płaszczką nie lata pilot, tylko sternik.
"- Tak, po prawej - tym razem się nie zirytowała, może nigdy nie był na żadnej jednostce pływającej i nie odróżnia sterburty od bakburty jak niektórzy mieszkańcy dalej położonych od morza części Akurii. " Hmm, teraz napisałabym to inaczej:
- Tak, po prawej. - Tym razem się nie zirytowała. Może nigdy nie był na żadnej jednostce pływającej i nie odróżnia sterburty od bakburty jak niektórzy mieszkańcy dalej położonych od morza części Akurii.
Nadal jest chaotycznie? Sama widzę, że mam tendencję do budowania zdań wielokrotnie złożonych, które nie zawsze są najlepszym wyborem. I jeszcze wrzucanie czasu teraźniejszego w narrację w czasie przeszłym mi się zdarza. O interpunkcji to może lepiej nie rozmawiajmy :D
Dodam też, że jeśli jesteś Nikką Selino, to wyrażanie frustracji w stosunku Itana Hilla jest nie tylko obowiązkiem, ale również przyjemnością :)
- Nikka - powiedział wyraźnie wymawiając oba k - życzę wszystkiego najlepszego.
- Nikka - powiedział, wyraźnie wymawiając oba k. - Życzę wszystkiego najlepszego."
Nie wiem skądf założenie, że Młoda chciała po słowie "Nikka" kropkę postwaić, a nie przecinek. Bo jeśli przecinek, to zapis nie jest błędny.
Ale to są drobne blędy, które każdy robi i w przypadku tego tekstu kompletnie nie przeszkadzają w czytaniu.
Postacie są na tyle wyraziste, że jestem w stanie wykreować sposòb mówienia Nikki czy Hilla nawet jak brakuje przecinka tu i ówdzie?
Na ten przykład położenie dłoni na czyś nie implikuje, że coś zostrało pogładzone czubkami palców, ani pogładzenie czybkami palców nie implikuje połoęnia dłoni na czymś. Ale ja jestem wychowawana na starych wzorcach literackich, a nie na internetowych guru od "pisania", więc inaczej mogę to postrzegać. Klasyka na której się chowalam, nie poddawała się jakimś regułmkom typu - musi być schemat, plan, itp. Ale wiele osób piszących współcześnie ma w głowie tylko schematy, regułki i zasady, dlatego wychodzi z tego komercyjna sieczka, nic więcej.
Chodziło mi o "Nikka - powiedział..."
Z palcami masz rację?
W sumie, może i masz racje. Generalnie, to są już takie szczegóły, że w grę wchodzi kwestia interpretacji. Ja np. widzę to tak:
- Nikka... - powiedział, wymawiając wyraźnie oba k. - Życzę wszystkiego najlepszego.
Wielokropek tylko dlatego, że ja go widzę jako osobę, która zawaha się przed okazywaniem uczuć. Chciałby powiedzieć coś innego ale został przy neutralnej wersji.
No i fajnie pogadać wreszcie na tym portalu o pisaniu, a nie o tym, kto jest czyim klonem :)
Tylko nie do Netfilksa bo zrobią z Komandor czarnoskórego mężczyznę po pięćdziesiątce:):):)
Tu to jeszcze nic.
Czasami wchodzę na tym portalu, żeby przeczytać jakiś wiersz i tam to dopiero walki się toczą w komentarzach:)
Obelgi i straszenie sądem to taka norma haha.
Ludzie się strasznie spinają.
A na Amarze ciemnoskórych nie ma, Azjatów zresztą też - i są ku temu powody.
W Ameryczce w pierwszoplanowej obsadzie ciemnoskórych też nie ma ze względu na kręgi, w których się obracamy. Eric jest chińskiego pochodzenia, bo chciałam mieć jednak trochę różnorodności, ciemnoskóry naukowiec się pojawia i lekarka bodajże też. Diego to pół-latynos, co dla Amerykanów jest wystarczające, by nazwać go kolorowym, a i "makaroniarz" Margareti jest tam już powiewem egzotyki.
W mojej, bardzo zatłoczonej myślą wszelaką, głowie:), zrodziła się koncepcja, iż na Amar ludzie dostali się za pomocą jakiegoś spontanicznie otwartego portalu, który powstał się jakieś 800 lat temu w słowiańskiej części Europy. To tak, poskładane z kilku faktów wychwyconych w tekście:)
Nie potwierdzaj; nie zaprzeczaj: lubie rozkminiać:)
Prężna i wyjątkowo terytorialna:)
Jak skończysz serię to wyłożymy karty na stół:)
Ja nie raz jak piszę rozdział to sam jestem ciekaw co będzie dalej hahah
Jak w pracy wpadnę w ferwor walki to zaczynam szybciej myśleć niż myśleć niż pisać:)
Interesuje się fizyką kwantową:)
Nauka w tym zakresie potrafi zbadać granicę twoje wyobraźni.
poczytaj o fizyce kwantowej to zobaczysz, że to nie wiele się różni od magii:)
Zacny projekt:)
MPK - tym projeketem to się z Młodą bawimy już ze czwarty miesiąc, takie rzeczy czasami wychodzą, że strach się bać :)
Ja znowu urozmaicam sobie zabawę pisząc opowiadania pod konkursy:)
Jest temat przewodni rzucony przez organizatora i wyobraźnia buzuje.
Tak powstały dwa opowiadania z mojego głównego uniwersum fantasy i trzy zupełnie inne.
Ubrałem je w serie: Opowiadania z Wieloświata i będę wrzucał po ogłoszeniu wyników konkursu - tego czy tamtego.
Ale te tematy są obszerne.
Nie jest tak, że masz napisać o czymś konkretnym: rzucone jest tylko hasło.
np: "Most"; "PODRÓŻ"; "WEWNĘTRZNY ŚWIAT", "WOJNA"; "GRANICE MAGII" można zaszaleć.
Ja to hasło konkursowe traktuje bardziej jako inspiracje.
Nie podejmuje się tematów mocne sprecyzowanych typu "MÓJ BIAŁYSTOK"; "TWÓRCZOŚĆ LEMA" itp...
Dlatego jestem w stanie nawet czasami dopasować historyjki ze swojego uniwersum:)
Po co pisać dla ludzi, którym się nie chce czytać:):)
No to masz co robić:)
Skoro są gry, które same się przechodzą, dedykowane dla graczy, którym nie chce się grać:) to taki koncept pisania ma ręce i nogi.
To co opisałaś ma sens, ale nie o to mi chodziło do końca.
Teraz to robi się które - za drobną opłatą - będą przechodzić się same:)
Aczkolwiek widzę, że małymi kroczkami, zaczyna się zmieniać i gracze preferują wyzwania.
Ja też lubię sobie zapracować na jakiś skarb:)
Heros 3 były trudne by the way:)
Ja właśnie kampanie męczyłem:)
Jak znajdę jakąś to podeśle. To są głównie sieciówki wszelkiego rodzaju, gdzie awans bohatera polega na wykonywaniu powtarzalnych czynności, które - jak nie jesteś on line - robi za ciebie AI
Ty tylko odbierasz nagrody za nic, jak się zalogujesz:)
Nie kosztuje dużo.
jest wersja gry komputerowej, ale bazowali na tej planszówce
Ja to na przecenach na STEAM kupuje, czasami za grosze ale jednak płace.
Może tylko Kings Bounty 1 + dodatki kupiłem z gazetą, ale w sumie za gazetę dałem 20zł
No to lotem swobodnym podążam dalej...
Całość mi się spodobała. W skali punktowej dałbym solidne 8/10.
Duży plus za Hilla, Nikkę i prowadzenie akcji - cały czas było interesująco, tempo akcji nie pozwalało na nudę. Interesujący jest też sam świat przedstawiony i jestem bardzo ciekaw, jak będzie się prezentował w następnej części.
I tak w ogóle to jest pierwsza internetowa "powieść", którą przeczytałem w całości. Jednak papierowe książki zawsze czyta mi się łatwiej, a w tym wypadku było na odwrót, co jednak świadczy o jakości twojego dzieła.
Technicznie jest naprawdę dobrze, choć tak naprawdę czytanie zbyt mnie wciągnęło, więc nie przyglądałem się dokładnie każdemu zdaniu xd
Pozdrawiam
Czy pięknie? :)
W tej chwili (najlepiej jutro) ma być druga część
Parę słów podsumowania całości ode mnie. Podobało mi się. Wciągnęła mnie historia, uwierzyłam w postaci. Jakby tak zetrzeć elementy fantastyczne byłaby to opowieść o władzy, podporządkowaniu, relacjach międzyludzkich, adaptacji do zmian, odpowiedzialności. Dążę do tego, że nie tylko elementy fantastyczne tworzą tu wartość dodaną — to ogromna zaleta tekstu.
Najmocniej umocowałaś postaci, co zawsze doceniam, to dla mnie najważniejsze. Braku wiarygodnych bohaterów nie przykryje najlepsza fabuła. Są rzeczy, których wprowadzenie wywindowałoby utwór na kosmiczny (nomen omen) poziom, ale wyobrażam sobie, że praca byłaby przy tym ogromna. Mam na myśli szczegóły amarskiego uniwersum. Zamarzył mi się język oraz nieco większe rozejście w scieżce cywilizacyjnej. I nie chodzi mi o efekty, a drobiazgi, widoczne także w słowach. I elementy czegoś takiego jak najbardziej u Ciebie występują. Np. gdy nazywasz kierownicę kołem sterowym a kierowcę sternikiem. To było świetne! Ale coś mi mówi, że pod tym względem rozkręciłaś się w drugiej części i takich szczegółów siłą rzeczy będzie więcej.
Ogólnie — jestem pod wrażeniem. Spędziłam z Twoim tekstem bardzo dobry czas. Dobrze wymyślone, dobrze napisane. Gratulacje!
Piszę to, co sama chciałabym przeczytać. Uwielbiam fantastykę i nawet nie chcę zabierać się za inne gatunki, ale to właśnie musi być fantastyka o czymś: nie dam smoków dla smoków, one muszą czemuś służyć, o czymś mówić. Chociaż, kurczę, smoki są na tyle fajne, że mogłyby być bez powodu ;)
I ja wiem, co można tu dodać i jak rozbudować wątki, żeby było jeszcze lepiej, ale to by oznaczało napisanie tej książki od nowa. A nie chcę utknąć w jednym projekcie, wykorzystam wiedzę i doświadczenie zdobyte tutaj do następnych. To było pisane w pewnym momencie mojego życia i niech takie sobie zostanie (no, wygładzę językowo). Ale fabularnie już nie ruszam, niech leży i cieszy czytelników w tej formie.
I jeszcze raz dzięki!
Fabularnie jest bardzo dobrze. Za niedługo zacznę Cię bombardować komentami pod drugą częścią 👹
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania