Niewłaściwy kolor nieba - rozdział 9
Oczywiście, nie wytrzymali nawet godziny i zaczęli coś kombinować z Płaszczką. Nikka spuściła głowę, by ukryć uśmiech.
- Mówiłam, nie dotykać, nie otwierać. Teraz wybuchnie. Duży wybuch, duże zniszczenia.
Kamilla przełożyła to wojskowym.
- Mogę wyłączyć, ale wy już nie dotykać statku nigdy, przysięga - dodała Nikka. Po chwili kolonel Antony wygłosił do niej coś, co po przełożeniu brzmiało mniej więcej tak:
- Idziemy i wyłączysz wycie. Wyłączysz alarm, my zbadamy statek. Inaczej nie ma jedzenia, nie ma leków, nie zobaczysz przyjaciółek.
W odpowiedzi Nikka rozsiadła się lepiej na krześle i skrzyżowała ręce na piersi w uniwersalnym lekceważącym geście.
- Nie - powiedziała tylko. Tego nie trzeba było tłumaczyć. Kolonel zdenerwował się, zaczął prawie że krzyczeć. Nerwowość udzieliła się też żołnierzom z karabinami. Tłumaczka wyglądała na przestraszoną.
- Ja wyłączę, sama. Wy nie dotykać więcej statku, przysięga. Następnym razem wybuch szybko - powtórzyła Nikka. Oprócz tego, że statek był jej kartą przetargową i niezłą drogą ucieczki, chodziło jeszcze o jedno. Najwidoczniej nie znano tu niektórych technologii powszechnych już na Amarze. Przekazanie silników z zimną fuzją tym ludziom, tym Amerikanom, zostałoby potraktowane jak zdrada. A w Akurii zdradę karano tylko w jeden, niezwykle ostateczny sposób.
Nie sądziła jednak, że pozwolą jej pójść do statku. Myśleli, że blefuje. Trudno. Już i tak długo uciekała przed śmiercią. Teraz przynajmniej koniec będzie szybki. Reaktory zimnej fuzji były bezpieczne w użytkowaniu, a tellarium używane jako paliwo prawie nie wytwarzało szkodliwego promieniowania. Ale przy odpowiednich ustawieniach potrafiły też wybuchać jak te nieudane eksperymenty z gorącą fuzją, i taką właśnie autodestrukcję ustawiła w systemie. Jeśli dobrze pamięta ze szkoły, wybuch reaktora tej mocy powinien zniszczyć wszystko w promieniu trzech czwartych mili, czyli te budynki obok lądowiska i jeszcze kawałek miasta obok. Resztę wykończą pożary i promieniowanie.
- Ile jeszcze czasu? Zanim wybuch? - z zamyślenia wyrwała ją Kamilla. Nie tłumaczyła niczyich słów, podeszła do niej z własnej inicjatywy.
- Nie wiem, niedużo. Nie wiem kiedy alarm się włączył. Ustawiłam godzinę. Wasze godziny chyba dłuższe od naszych. - Nikka wskazała na zegar wiszący na ścianie biura. Wyglądał identycznie jak zegary w jej świecie, cyfry oznaczające godziny też były podobne, choć inaczej ułożone, ale wskazówki poruszały się jakby wolniej. Niewiele, ale miała wrażenie, że tutejsze sekundy są trochę rozciągnięte w czasie.
- My tu bezpieczni?
- Och, nie. - Nikka uśmiechnęła się do niej, i było w tym uśmiechu coś szalonego. - Wszyscy zginiemy. Tu i w mieście. My szybko, tamci będą cierpieć, chorować. To wybuch jądrowy, znasz? Atom, rozszczepienie, promieniowanie.
Twarz Kamilli zmieniła się nagle. Wcześniej była niespokojna, teraz wyglądała na kompletnie przerażoną. Podbiegła do kolonela i zaczęła mu coś gorączkowo tłumaczyć. Nikka obserwowała ich obojętnie. Naprawdę nie wiedziała kiedy statek wybuchnie. Jeśli zaczęli przy nim grzebać tuż po ich odejściu, to może eksplodować w każdej chwili.
Rozmowa przyniosła jakiś skutek, bo kolonel Antony umilkł i zaczął na nią intensywnie patrzeć. Prawie tego nie zauważyła, zajęta własnymi myślami. Z odrętwienia wyrwał ją dopiero głos Kamilli:
- Chodź, idziemy wyłączyć statek.
- My? Ja i ty?
- Ja, ty i oni. - Wskazała na wojskowych.
- Nie, ja i ty. Oni daleko od statku. Nie pozwolę patrzeć. Słuchaj, wiem, że nie chcesz umierać - złapała tłumaczkę za ramię - ale mnie jest wszystko jedno. Albo robimy to po mojemu, albo wybuch.
- Mam dzieci, proszę… - W oczach Kamilli zalśniły łzy.
- A ja mam obowiązki. Chcesz żyć, przekonaj go. - Nikka się nie ugięła. Owszem, miło byłoby jeszcze pożyć, w końcu miała dopiero dwadzieścia lat. Kiedyś miała plany na przyszłość: skończyć szkołę, znaleźć najlepszą pracę, jaką będą chcieli dać komuś z tak marnym pochodzeniem, kupić dom dla matki w lepszej dzielnicy… Wyjść za mąż, jeśli znalazłaby odpowiedniego mężczyznę. I co z nich wyszło? Przez wybuch wojny nawet nie skończyła szkoły. I teraz jeszcze ten świat, niby podobny, ale jednak obcy. Obiecała dziewczynom, że znajdzie drogę do domu, ale ta perspektywa w tej chwili wydawała się bardzo odległa. Teraz pozostało jej tylko pomodlić się o zdrowie i pomyślność dla matki, o ile ta jeszcze żyła.
- Jest zgoda, możesz iść sama. - Słowa Kamilli ledwo do niej dotarły. - Odprowadzą nas, ale do statku idziesz sama.
- Dobrze, w takim razie idę. Chodź ze mną, proszę. Wszystko jedno, czy będziesz tu, czy tam.
Tłumaczka zawahała się, ale w końcu potaknęła. Wyszły z biura w asyście czarno umundurowanych żołnierzy. Antony Margareti i ten drugi oficer również im towarzyszyli, ale trzymali się z tyłu. Już na korytarzu Nikka usłyszała basowy pomruk. Statek korzystał z syreny przeciwmgłowej i co kilka sekund wyrzucał z siebie ostrzeżenie. Przerwa pomiędzy nimi wynosiła jakieś trzy sekundy. Czyli nie jest źle, ma jeszcze około pół godziny. Trochę jej ulżyło. Wyglądało na to, że zdąży bez problemu.
Mimo to przyspieszyła kroku. Na zewnątrz dźwięk syreny przenikał wnętrzności i pozostawiał dziwne uczucie w żołądku. Żołnierze oczywiście najchętniej weszliby z nią na pokład i przejęli kontrolę nad Płaszczką. Zatrzymała się w miejscu, w którym medyk wcześniej opatrywał jej dłonie, i poprosiła, by wszyscy stanęli.
- Teraz ja. Wyłączę wybuch. Ale wy nie dotykajcie statku. Następnym razem wybuchnie szybciej, mogę nie zdążyć. Pani Kamillo, zechcesz mi towarzyszyć?
Kolonel Margareti powiedział coś do swoich ludzi. Rozstawili się w luźnym szyku, broń trzymali w pogotowiu.
- Jeśli spróbujesz uciec, będą do ciebie strzelać - wyjaśniła Kamilla. Nikka nie odpowiedziała, spojrzała tylko na tłumaczkę pytająco.
- A, co mi tam - stwierdziła tamta. - Jeszcze nie widziałam czegoś takiego z bliska.
Podeszły więc obie do statku. Nazwa Płaszczka nie wzięła się znikąd, przypominał tę rzeczną rybę kształtem. Był z grubsza owalny i, cóż, płaski. Od góry wystawał tylko pokryty przezroczystym tworzywem kokpit, a z tyłu dwa ruchome silniki umieszczone pod sterczącymi w górę statecznikami rufowymi. W tej chwili stał na wysuniętych kołach z uniesionym dziobem i było widać zarówno jego pomalowany na szaro spód, jak i wierzch w różnych odcieniach granatu i zieleni imitujących kolor morza.
- Skąd znasz nasz język? - spytała szybko Nikka, kiedy tylko oddaliły się trochę od żołnierzy.
- A skąd wy go znacie? Jest stary i już nikt u nas nim nie mówi, ale w wielu krajach mówi się językami, które pochodzą od niego. Tak jakby twój był ojcem, a one dziećmi. Ja badam je wszystkie.
- Rozumiem - stwierdziła Nikka, ale w głowie miała zamęt. Czyli kiedyś ludzie gdzieś tutaj mówili tym samym językiem, ale teraz już nie mówią, mają podobne… - Kiedy to było?
- Jakieś tysiąc lat temu, tysiąc dwieście.
Pisana historia Akurii i Tellarii, najstarszych państw Amaru, liczyła sobie nieco ponad osiemset lat. To mogłoby się zgadzać. Nie, teraz Nikka nie mogła o tym myśleć, miała jedną autodestrukcję do powstrzymania.
Doszły do burty statku, do miejsca, w którym kończyło się skrzydło. Tamtędy zwykle wchodziło się na pokład i tam znajdował się pierwszy panel kontrolny. Mogłaby wszystko wyłączyć stąd, ale wolała wprowadzić główny kod w kokpicie, z dala od oczu żołnierzy, którzy na pewno obserwowali ją za pomocą lunety czy czegoś podobnego. Ona by tak zrobiła. Otworzyła panel i wklepała tu tylko pierwszy kod zasłaniając ekran swoim ciałem i drugą ręką. System przyjął go, otworzył też właz na tej burcie. Tłumaczka z ciekawością dotknęła kadłuba.
- To nie jest metal? - zapytała zdziwiona w przerwie pomiędzy dźwiękiem syreny.
- Tworzywo - rzuciła jej Nikka w odpowiedzi i zaczęła wspinać się po skrzydle w stronę kokpitu. - Jak chcesz, to chodź za mną.
Kamilla chciała, ruszyła więc śladem Nikki, ale włażenie na górę nie szło jej tak dobrze. Dotarła tam w momencie, w którym syrena wreszcie przestała wyć. Weszła na pokład i usiadła za fotelem głównego sternika, dokładnie tam, gdzie wcześniej siedziała Kalia.
- Dwuetapowa weryfikacja, potwierdź.
Potwierdzam.
- Czas do autodestrukcji: trzydzieści sekund, potwierdź.
Potwierdzam.
- Syrena ciągła, potwierdź.
Potwierdzam.
- Dobry system - Nikka uśmiechnęła się radośnie. Pozostawiła go w stanie czuwania, w razie gdyby Amerikanie nie potrafili uczyć się na błędach. - Ustawiłam czas na pół minuty, słyszałaś. Następnym razem po prostu wybuchnie, więc wytłumacz kolonelowi, żeby nie ruszał mojego statku, wytłumacz mu tak, żeby wreszcie zrozumiał.
- On myśli, że coś przed nim ukrywasz - powiedziała Kamilla. Zamilkła szybko, zupełnie jakby zdała sobie sprawę, że wyjawiła za dużo. Nikka odwróciła się w jej stronę z całym fotelem.
- Ma rację. Nie mówię wszystkiego, bo mu nie ufam. Widzisz, prosiłam nie ruszajcie statku, ale ruszyli. On nie myśli, że ja jestem poważna. Myli się. Ale, to jest sprawa między mną a nim. Jak ci się podoba na pokładzie?
- Och, jest super, to znaczy tak, bardzo mi się podoba. Jest podobnie jak u nas, ale inaczej…
- To samo myślę o waszym świecie. Podobny, tak, ale inny. I niebo. Jest niebieskie, tak bardzo niewłaściwe… - Westchnęła spoglądając w górę.
- Ale widzisz, w waszym języku nazwa niebieski pochodzi od słowa niebo. Niebieskie niebo, pasuje do siebie, rozumiesz?
- Tak, tak… U nas to tylko taka nazwa koloru, a niebo to niebo. Nikt tego ze sobą nie łączył. - A może powinien, dopowiedziała sobie Nikka. Coraz mocniej wydawało jej się, że mają z tym światem zaskakująco dużo wspólnego. - Słuchaj, jak nam pozwolą, to zabiorę cię na lot. Tylko ciebie. Polecimy nad morze, porozmawiamy jak teraz.
Kamilla uśmiechnęła się do niej.
- Lubię cię - powiedziała, łapiąc ją delikatnie za ramię. - Chcę z tobą rozmawiać. Ale proszę, nie wysadzaj statku. Naprawdę nie chcę umrzeć.
- To nie zależy tylko ode mnie. - Nikka odwróciła się. - I wracajmy już, zanim zaczną się niepokoić.
Kiedy tylko opuściła statek, dwóch żołnierzy złapało ją z obu stron za ramiona i średnio delikatnie odprowadziło do biura. Nie zdziwiła się jakoś szczególnie. Wyobrażała sobie, jak bardzo wściekły musi być ich dowódca. Kamilla została na zewnątrz, zapewne za chwilę kolonel Antony zażąda od niej szczegółowego sprawozdania. Eskortujący ją mężczyźni zostali, by jej pilnować, broń mieli w pogotowiu. Nikka starała się nie zwracać na nich uwagi. Pierwszy raz, odkąd znalazła się na Erf, miała czas tylko dla siebie. Usiadła wygodnie przy biurku, schowała twarz w dłoniach i pogrążyła się w modlitwie.
Komentarze (29)
Idąc przed chwilą do WC przypomniałam sobie - "Statek ci wyje" - na szczęście zdążyłam... Ale dzięki temu zdaniu caly dzień mam zrobiony. Tak jak wtedy, jak Trzy Cztery Cichoszce o mruczeniu napisała... Za takie złote myśli, to ja mogę spokojnie drinka postawić. :)
Dobra, koniec wygłupłow, bo mi przysłówki w tekście wyją, a Stefan King uczy - skróć o co najmniej 10% - to skracam.
Iga na forum miała o ogonie walącym o podłogę, ale nie skopiowałam i zginęło. Ja takie wyrażenia po prostu widzę w duszy jako obnrazy, a nie słowa - i to mnie urzeka. Tak, wiem, jestem pierdolnięta i właśnie z Angelą rywalizuję o palmę (nomen omen) pierszeństwa.
Czy my wszyscy mamy koty?
Ja to pół biedy, bo tylko u kota współmieszkam, mojego kumpla ten kot ma :)
Nikka, jak każdy dobry żołnierz, nie boi się śmierci, choć trzeba przyznać, że taka postawa na pewno nie wzięła się z niczego... I ciekawa rzecz z tym podobieństwem języków. Czyli być może oba światy kiedyś były jednym albo chociaż się w jakiś sposób przenikały...
No i tradycyjnie 5.0 ?
Nie musi mieć to nic wspólnego z inteligencją, a bardziej z miejscowymi uwarunkowaniami, potrzebami, przed którymi stawali ci ludzie i wyznawaną filozofią. Weźmy przykładowo Chiny z ich szeregiem wynalazków starszych od reszty świata nierzadko o tysiące lat.
Chociaż nie. To nie mogło być tylko przekazanie pisma i cywilizacji. Przeczy temu fakt, że "niebieski" jest u nich zapożyczeniem🙄 To by oznaczało, że nie pismo zostało im przekazane, ale cały język (nawet gdyby słowiański wraz z pismem stał się językiem elit, to w 800 lat nie wyparłby rodzimego języka). Ergo. Akurianie to po prostu Słowianie, którzy skręcili nie w te stronę i wylądowali pod szarym niebem🤔
Nie mów! Jeśli się pomyliłem, chcę sam się o tym przekonać😉
Misja Cyryla i Metodego w innym wymiarze?🤔 Ty to masz wyobraźnię!
A z mniej pozytywnych odczuć, relacja Nikka-tłumaczka wydaje się trochę uproszczona. Mogą se pogadać i jedyne baby, to już są psiapsiuły. Ja bym poszedł w mieszankę fascynacji i niepewności ze strony Kamilli, no ale nie da się ukryć, że tempo zdecydowanie by wtedy spadło. Jadę dalej 😁
I zawsze wychodzi mi więcej, niż początkowo planowałam, zawsze.
"Nikka była pewna, że wyślą za nimi pościg - spadały teraz jak kamień, jakby grawitacja nagle wzrosła, i to co najmniej czterokrotnie."
Czyli na Amarze grawitacja jest aż 4 razy słabsza... Naoglądałam się trochę dokumentów (w sumie nie wiem czy to "dokumenty" skoro zawierają— wprawdzie naukowe, ale gdybanie), w których naukowcy rozpatrują wygląd ufoków przez pryzmat warunków. Grawitacja byłaby tu kluczowa.
Dalszy aspekt, to 1000 lat pod inną grawitacją raczej zostawiłoby już ewolucyjne zmiany w wyglądzie. Wnioskuję po powoli widocznych zmianach w wyglądzie ludzi, powstałych przez tryb siedzący i pracę przy kompie, opisanych zresztą jako ewolucujne.
W sumie to o grawitacji faktycznie można zrozumieć inaczej, niż ja z automatu przyjęłam. Wiem, jestem upierdliwa, ale to akurat element szacunku do piszącego. Nie znoszę bezrefleksyjnego komentowania.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania