Pokaż listęUkryj listę

Dziewczyna, która bawiła się Lodem. 27. Przygotowania

— Skup się!— krzyknął na nią Gabriel, po raz setny. Od ponad trzech godzin walczyli na miecze. Aurora starała się jak mogła, jednak nie potrafiła użyć mocy podczas wymiany ciosów. Potrafiła jedynie zamrozić to, czego dotknęła. Wypuszczona moc robiła to samodzielnie.— Na prawdziwej bitwie byłabyś już martwa od początku.— skarcił ją chłopak. Była tego świadoma. Wiedziała, że jest beznadziejna, ale jak można dobrze posługiwać się mieczem po ledwo trzech dniach ćwiczeń? Dobrze wiedziała, że sama się o to prosiła kiedy postanowiła uczestniczyć w bitwie, jednak sądziła, że powinna się skupić na tym, co potrafi robić.

 

Miała ciężki oddech, a kryształowy miecz już ledwo trzymała w dłoniach, jednak bez przerwy parowała kolejne ciosy jasnowłosego. Nie mogła się poddać. Gdyby to zrobiła, udowodniłaby mu tylko, że miał rację i że nie powinna walczyć. Nie zginę tam, przekonywała samą siebie. Spojrzała na chłopaka, próbując przewidzieć jego kolejny ruch, ale było to dla niej niemożliwe. Jednakże wykorzystała przerwę, aby skupić się na jego nagich stopach, tworząc pod nim warstwę lodu, która zaczęła się rozprzestrzeniać po jego skórze.

— Źle. Jestem Czystym Lodu, pamiętasz? Mogę zniszczyć ten lód szybciej nić ty go stworzyłaś. Musisz pamiętać o tym, że zmierzysz się z Cieniami.— Kolejna krytyka. Nie wiedziała, jak powinna postąpić. Jak miała tworzyć tarczę, skoro inny Cień mógł ją zniszczyć w mgnieniu oka? Jak w ogóle powinna się skupić podczas bitwy... — Nie staraj się mnie unieruchomić. Lodowe pociski byłyby o wiele bardziej skuteczne.— zauważył. Westchnęła głęboko, martwiąc się coraz bardziej o przebieg bitwy. Chłopak nie dał jej czasu na przemyślenia. Poczuła drganie powietrza, a gdy spojrzała na niego, ujrzała trzy lodowe sople wycelowane w jej kierunku. W ostatniej chwili utworzyła tarczę, w którą wbiły się pociski.

 

— Dobry refleks. Musisz pamiętać, że lodem nie ochronisz każdego pocisku. Dlatego z tobą będzie także Thiron, zwany Skalną Tarczą.— Cały czas dowiadywała się czegoś nowego. — Na dzisiaj koniec. — Opuścił miecz, jednak wciąż na nią patrzył. — Nie powinnaś tego robić.— odezwał się po chwili ciszy.

— Nie zaczynajmy.

 

— Zginiesz tam. Wiesz o tym.

— Ja i tak zginę, Gabriel. Nikt nawet nie ma czasu szukać jakiegoś sposobu, aby mnie uratować.

— I dlatego nie chcesz dać sobie szansy?

— Nie mam szansy.— odparła. Jego upór ją męczył.— Sam mnie tu sprowadziłeś. Moja moc się wam przyda. W końcu to przeze mnie Ignis wysłał wojska. Jestem wam to winna.

— Może od razu oddamy cię w ręce Ignisa?— warknął, wbijając w nią swoje szare oczy.— Jestem pewien, że to by załatwiło sprawę, a ty spełniłabyś swoja potrzebę poświęcenia.

 

— Ja się nie poświęcam.

— Nie? To po co to robisz? Po co chcesz walczyć dla świata, do którego nie należysz. Dla osób, które zniszczyły twoje życie? Używając mocy, której nienawidzisz? — Nie odpowiedziała od razu. Znała odpowiedź? Dlaczego to robiła? Dlaczego nie wróciła do domu, aby spędzić ostatnie dni z najbliższą jej osobą? Co ją tu trzymało? Po każdym pytaniu, odpowiedź sama się nasuwała. Nadzieja.

— Nie mam zamiaru z tobą o tym dyskutować. To moja decyzja. Nie mieszaj się do tego.

Widziała jak jasnowłosy zaciska pięści. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego czuł potrzebę powstrzymania jej. Czyżby czuł się winny, bo to on ją tu przyprowadził?

 

— Jak chcesz.— syknął i wyszedł z sali treningowej.

 

dziewczyna została sama, nie wiedząc jak powinna potraktować jego zachowanie. I dlaczego było jej źle, patrząc na jego przepełnione zmartwieniem oczy?

~ * ~

 

Ciemność. To pierwsze co ujrzała i jedyne. Otaczała ją całkowita nicość. Skąd ona się tam wzięła? Czy ma szanse z tego uciec? Zanim zdołała sobie odpowiedzieć, usłyszała coś. Na początku nie była w stanie stwierdzić czym był ów dźwięk, jednak z każdą chwilą stawał się silniejszy, a ona zaczęła wyłapywać coś na kształt słów. Jednak nie potrafiła ich zrozumieć. To nie był język z jej świata. Zaraz potem krzyk. Przerażający, wypełniający jej pustkę. Znała ten głos, ale go kogo należał? Kolejny. Kim był chłopak, który tak cierpiał? Krzyk.

— Jak mam ci pomóc?— wypowiedziała bezdźwięcznie, gdy w oczach poczuła zbierające się łzy. Ponownie bolesny krzyk wdarł się do jej uszu.

 

— Proszę.... Przestań.— Ale nie przestawał. Próbowała zakryć uczy swoimi dłońmi, jednak to nie pomagało. Tymczasem coś się w nim zmieniało. Stawał się coraz słabszy...

— Kim jesteś? — zapytała ze strachem. Długo nie dostała odpowiedzi, a cisza zaczynała boleć tak samo, jak wrzaski. Czekała, wpatrując się w nieskończoną czerń.— Kim jesteś?— ponowiła pytanie. Czy on w ogóle ją słyszał?

— Uciekaj! Błagam cię, ucieknij!

 

Obudziła się zlana potem. Zimy dreszcz przeszedł przez je ciało, gdy wstała. Co to miało być? Zastanawiała się. Czy ten sen miał jakie znaczenie? Czy ten głos należał do Simona? Potrząsnęła głową, chcąc pozbyć się takich myśli. Gabriel ją zapewniał. Jej bratu nic nie grozi. Jest bezpieczny w domu. Opanuj się, nakazała sobie w myślach. To nie był moment na tego typu zmartwienia. Wzieła kilka głębszych oddechów, aby się uspokoić, po czym wróciła do pozycji leżącej.

Od godziny już wpatrywała się w małe okienko, starając się zrozumieć która jest godzina. Jednak zasłona liści, nie przepuszczała żadnego światła, nie pozwalając tego określić. Musiała czekać na uderzenie w bęben, który informował, że jest już szósta nad ranem. Od tej godziny, przy każdej kolejnej ten sygnał był powtarzany. Nie wiedziała co ze sobą zrobić, a nie była w stanie zasnąć. Stres przed balem i bitwą dawał o sobie mocno znać. Rzuciła szybkie spojrzenie na miejsce, gdzie znajdowała się suknia. Poprzedniego dnia nawet nie miała siły na nią spojrzeć, a po tym co mówili jej Lya i Gabriel, nie była pewna, czy powinna ja ubierać. Strój bojowy znacznie bardziej się jej przyda w przypadku ataku, a była przekonana, że nie będzie czasu na to, żeby poszła się przebrać. Więc po co Lya w ogóle dawała jej suknie, skoro powinni być gotowi w każdej chwili...

Usilnie starała się nie wspominać dziwnego snu, a gdy już nie potrafiła, wstała i uznała, że zacznie się przygotowywać.

Podeszła do stolika, na którym leżała torba z suknią. Wyciągnęła ją. Była długa, wykonana z czerwonego jedwabiu, okrytego błyszczącym, prześwitującym i zwiewnym materiałem. Nie miała ramiączek, a w miejscu tali znajdował się cienki czarny pasek. Według Aurory, była piękna. Nie miała pojęcia za ile zacznie się uroczystość, jednak nigdy nie było za wcześnie by zacząć przygotowania. Odłożyła suknie i skierowała się do łazienki. W ciepłej wodzie starannie umyła swoje ciało i długie, kasztanowe włosy. Po kilkunastu minutach skończyła i wzięła się za czesanie jak i układanie włosów. Zdecydowała się na luźny kok, z którego wychodziło kilka kosmyków. Suknia leżała na niej idealnie, ale nie czuła się w niej dobrze. Nie nosiła tego typu ubrań. W torbie znajdowały się dodatkowo dwie grube bransolety wykonane z czarnej stali. Jednak były za duże na dłonie... Gdy tak siedziała i zastanawiała się gdzie powinna je założyć, usłyszała pukanie. Nie odpowiedziała, ale drzwi otwarły się, a w nich stanął jasnowłosy. Ubrany był w lekką zbroje, wykonaną z takiej samej stali jak jej bransolety. Czarnej jak smoła. Był to strój bojowy Łowców.

 

— Cieszę się, że jesteś już gotowa.— powiedział, przechodząc przez próg. Dziewczyna chwilę się zastanowiła, po czym spytała;

 

— Co to za bransolety?— Pokazała chłopakowi przedmiot.

— Mogłaś tego nie zauważyć, jednak mieszkańcy Yggdrasil rzadko kiedy noszą obuwie. To ozdoba do stóp.— Uśmiechał się, a w słabym świetle jego oczy lśniły. Nigdy nie zwróciła na to uwagi, ale wiedziała, że Gabriel chodzi boso, prócz tego momentu. Bez słowa założyła biżuterię.

— Przyszedłeś, aby mnie zaprowadzić do sali balowej? — zapytała unikając jego wzroku. Po ich ostrej wymianie zdań, bała się, że tego dnia także się to powtórzy. Im bliżej bitwy tym mocniejszy stres.

— Nie. Przyszedłem zapytać czy mogę ci towarzyszyć.— Rzuciła mu szybkie spojrzenie, aby się upewnić czy nie żartuję. Przygotowała się, że będzie sama, a tego pytania nie spodziewała się całkowicie. Czy wypadało jej odmawiać? Czy w ogóle chciała odmawiać. Czuła jak na jej usta wkrada się lekki uśmiech.

— Byłabym zaszczycona.— odpowiedziała oficjalnie. Może trochę zbyt oficjalnie?

Chłopak zrobił kilka kroków w jej stronę, a gdy był wystarczająco blisko wyciągnął w jej stronę dłoń, którą przyjęła.

— Chodźmy już. Niedługo się zacznie.

~ * ~

 

Ciąg dalszy nastąpi...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania