Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty - rozdział 15

Szczupła, piękna szatynka o długich włosach wolnym krokiem wchodziła po czystych schodach, w których można się było niemal przejrzeć. Kiedy znalazła się na korytarzu skierowała się w stronę oszklonych drzwi, na których było napisane dużymi, błyszczącymi literami „Fred Rizon”. Zapukała i zajrzała do środka.

– Wzywałeś mnie? – spytała.

Mężczyzna w eleganckim, granatowym, dobrze skrojonym garniturze odwrócił się od dużego okna wychodzącego na panoramę miasta.

– Tak – odrzekł spokojnym tonem głosu patrząc na kobietę. – Wejdź, proszę.

Florencia zamknęła drzwi i usiadła na fotelu wskazanym przez Freda. Mężczyzna usiadł naprzeciw niej i wyjął z szuflady swojego biurka czarną teczkę. Podał ją kobiecie. Kiedy ona wolnym ruchem swoich zgrabnych, zadbanych dłoni otworzyła teczkę spytał:

– Znasz go?

Flor przez chwilę przypatrywała się twarzy przystojnego bruneta o włosach sięgających do ramion. Przez moment siedziała w milczeniu. Pamiętała go jeszcze z czasów kiedy mieszkała w San Diego . Lucas prowadził w jego sprawie śledztwo. Posmutniała, gdy przypomniała sobie uśmiechniętą twarz narzeczonego jej najlepszej przyjaciółki.

– Tak – powiedziała po chwili milczenia. – Kiedyś prowadził w moim rodzinnym mieście interesy. Lucas, zmarły narzeczony mojej przyjaciółki prowadził w jego sprawie śledztwo. – Znowu smutek zawitał na jej pięknej twarzy. Niebezpieczny gość. Handel narkotykami, bronią, oszustwa, gwałty. Jak do tej pory nieuchwytny.

– Dobrze się wyraziłaś, jak do tej pory… – Fred splótł ręce. Spojrzał swojej podwładnej w oczy. – Ale my go złapiemy, nie pozwolę aby taka gnida chodziła po świecie.

– Ale jak tego dokonamy? – spytała Florencia odkładając teczkę z powrotem na biurko. – Nie wiemy, gdzie jest.

– Nie wiedzieliśmy – uściślił Rizon i wstał z fotelu. Przysunął go do biurka, a ręce schował do kieszeni spodni. – Dostałem informacje, że widziano go w Los Angeles.

– Jest tutaj? – spytała zaskoczona Florencia. – A co on tu robi?

– Pewnie chce rozszerzyć swoją działalność. Musimy mu w tym przeszkodzić- rzekł pewnym głosem. Wziął z biurka wieczne pióro i bawił się nim przez chwilę, a potem zwrócił się do Flor: – Daję ci tę sprawę. Będziesz pracować razem z George'em.

– Naprawdę? Dzięki. – Ucieszyła się na myśl, że będzie pracować z bliską jej osobą.

Ostatnio ona i George znacznie zbliżyli się do siebie. Byli ze sobą od pewnego czasu. Może nie było to jakieś szalone uczucie, ale na początku nie wszystko jest idealne. Wstała z fotela i chciała wyjść, gdy Fred zatrzymał ją słowami:

– Jeszcze jedno.

– Tak?

– Wiem, że ty i George macie się ku sobie ale nie życzę sobie żadnych zaniedbań i miłostek w pracy. Tutaj macie się zajmować tym co do was należy. A po pracy możecie robić co wam się żywnie podoba. Czy to jasne?

– Tak – odparła.

– Możesz iść – rzekł chłodnym tonem.

Florencia wyszła z gabinetu i będąc na korytarzu mruknęła pod nosem:

– Dupek! Co on sobie wyobraża! Że jestem jakąś małolatą i nie znam swoich obowiązków. Nigdy jeszcze nie dałam mu powodów do niezadowolenia.

 

 

Claudia siedząc przy swoim biurku, w wygodnym fotelu, kreśliła na wielkim arkuszu papieru swój nowy projekt. Ostro zaostrzony ołówek prowadzony jej zwinną ręką rysował szkic jej nowego pomysłu: wieczorowej sukienki. Była bardzo skupiona i starała się aby nic ani nikt nie rozpraszał jej myśli. Gdy już prawie skończyła spojrzała na efekt swojej pracy. Przez chwilę patrzyła na rysunek, a potem szybko poprawiła parę niewyraźnych kresek. Uśmiechnęła się i podniosła arkusz do góry.

– To jest właśnie to – powiedziała sama do siebie.

Położyła papier z powrotem na biurku i przekręciła się z fotelem w kierunku okna, za którym widać było zieleń parku. Wzięła do ręki szklankę napełnioną wodą, upiła łyk a potem pogrążyła się w marzeniach o swoim narzeczonym. Przed oczami stała jej jego twarz, jego oczy, usta którymi ją całował i szeptał miłosne słowa. Nie myślała, że jeszcze ją spotka w życiu takie szczęście. Miłość. Nie szukała jej wcale, ona sama ją znalazła.

Jej rozmyślania przerwało ciche, krótkie pukanie do drzwi. Obróciła się z fotelem w ich kierunku.

– Proszę – powiedziała.

Po chwili do środka wszedł jej starszy brat David. Lekko się uśmiechnął i podszedł bliżej. Stanął obok okna.

– Dasz się zaprosić na lunch? – zapytał.

– Niestety, ale jestem już umówiona.

– Z Edwardem?

– Tak – odpowiedziała patrząc na brata. Jego twarz była zatroskana. – Co to za mina? Chodzi o Edwarda, prawda?

David spojrzał na siostrę i spytał:

– Jesteś z nim szczęśliwa?

– Tak. – Uśmiechnęła się. – Jak nigdy w życiu. Kocham go a on mnie.

– Jesteś tego pewna? Jakoś mu nie ufam – rzekł. – To nagłe zainteresowanie wydaje się być podejrzane.

– Wystarczy, że ja mu wierzę i ufam – odparła Claudia. – On mnie kocha, tyle razy mnie o tym zapewniał.

– Nie chcę, żebyś cierpiała przez jakiegoś faceta – wyznał podchodząc do siostry.

– Wiem, że się o mnie martwisz i troszczysz, ale nie ma potrzeby. Już nie jestem mała dziewczynką i potrafię sama o siebie zadbać. Edward to wspaniały i czuły mężczyzna. Nigdy mnie nie skrzywdzi.

– Obyś miała rację – powiedział David. – Bo w przeciwnym razie będzie miał ze mną do czynienia.

– Nie wątpię. – Roześmiała się Claudia. – Ale w tym wypadku możesz być całkowicie spokojny. Nareszcie trafiłam na odpowiedniego mężczyznę, który mnie kocha.

W tej chwili do środka wszedł przystojny brunet. Uśmiechnął się promiennie do Claudii, której od razu cieplej zrobiło się na sercu. Wzięła torebkę i podeszłą do ukochanego mężczyzny. On pocałował ją w policzek i wziął za rękę.

– Porywam twoją siostrę na obiad – rzekł do Davida i wyszli.

David chwilę jeszcze został w biurze siostry wyglądając przez okno.

Może jednak przeczucie mnie myli, pomyślał. Może to dobry człowiek. Claudia wydaje się być taka szczęśliwa. Ale jednak… nie ufam mu.

 

 

Naprzeciw oszklonych drzwi siedziało pewne małżeństwo. To był Herman i Rose, rodzice Jasmine. Trzymali się za ręce i parzyli przed siebie. Po chwili zauważyli starszego mężczyznę idącego korytarzem. W ręku trzymał jakieś teczki. Oboje podnieśli się z krzeseł i podeszli do niego.

– Dzień dobry! Wie pan już coś o Jas? – zapytał Herman. Gdy mężczyzna milczał dodał: – Nie damy się tak łatwo zbyć. Mamy prawo wiedzieć.

Ulisses przez chwilę nic się nie odzywał a potem otworzył drzwi do swojego gabinetu:

– Tak myślałem, że państwo przyjdą. Proszę wejść – powiedział przepuszczając ich w drzwiach.

Zamknął je za sobą i zasłonił żaluzje aby nikt nie mógł przeszkodzić im w rozmowie. Wskazał im fotele, aby usiedli. Gdy to uczynili sam zajął miejsce w swoim fotelu i spojrzał na nich.

– Proszę nam powiedzieć całą prawdę p– rzekła Rose powstrzymując łzy. – To czekanie nas męczy.

Ulisses zmarszczył brwi , a po chwili powiedział:

– Nie będę nic ukrywał. – Zaczerpnął świeżego powietrza. – W samochodzie byli ślady krwi. Badania DNA potwierdziły, że to krew Jasmine.

Rose zatknęła ręką usta, a po policzkach zaczęły spływać jej łzy. Mąż wziął ją za rękę.

– Ale krew nie jest przecież ostatecznym dowodem – rzekł Herman.

– Owszem, ale mamy też inne. Jej włosy, strzępki ubrań i to. – Wyjął z szuflady plastikową, przezroczystą torebkę w środku której był srebrny pierścionek z małym oczkiem. – Poznają państwo?

– To pierścionek zaręczynowy Jas – odparła Rose przez łzy.

– Więc widzą państwo, że nie ma mowy o żadnej pomyłce. Dowody jednoznacznie wskazują, że to Jasmine siedziała za kierownicą – rzekł Ulisses chowając dowód z powrotem do szuflady biurka.

– A co z ciałem? Znaleźliście coś, jakiś ślad? – spytał nagle Herman.

– Niestety, przykro mi – odrzekł. – Przeszukaliśmy wszystkie tereny wokół miejsca wypadku i nic. Nurkowie przeszukują też wody, ale wątpię żeby coś znaleźli skoro do tej pory tego nie zrobili. Tego dnia był wyjątkowo silny prąd i na pewno uniósł ciało Jas kilkadziesiąt mil stąd i zapewne leży gdzieś na dnie, jeżeli nie pożarły go rekiny.

Rose jeszcze mocniej się rozpłakała, więc Herman wstał z siedzenia i pociągnął ją za rękę.

– Dziękujemy panu – rzekł wychodząc razem z żoną.

– Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.

Herman tylko lekko skinął głową i wyszedł z gabinetu. Na korytarzu tulił do siebie zapłakaną żonę. On sam nie wierzył w śmierć swojej córki. Ciągle przed oczami miał jej list, który do nich wysłała kilka dni temu. To musiała być jakaś wskazówka. Ona żyje! Wierzył w to głęboko. Ale co zrobić, żeby żona też uwierzyła?!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 04.06.2015
    Wspaniale! Jedno mi tylko nie pasuje - ten pierścionek. Łańcuszek, zgodzę się mógł przy wypadaniu, że tak to nazwę, zahaczyć się i zerwać, ale pierścionek. Trochę naciągane, ale i tak 5 :)
  • Willa 04.06.2015
    A kto powiedział, że Jas była w tym samochodzie? Wszystko się wyjaśni w kolejnych rozdziałach. :) Dużo będzie rzeczy naciąganych, bo te początkowe rozdziały są, tak jak kiedyś pisałam sprzed 7 lat. Zresztą ja się bawię przy pisaniu tego opowiadania, a o to właśnie chodzi.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania