Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty - rozdział 25

Jas i Patrick podnieśli głowy, aby zobaczyć kto przyszedł do ich stolika. To była Claudia. Ne jej twarzy gościła wściekłość, cała była czerwona ze złości.

– Claudio, kochanie. – Patrick wstał i pocałował ją w policzek.

– Co to ma znaczyć? – zapytała.

Jasmine wyczuwając wrogą atmosferę postanowiła jak najszybciej się ulotnić.

– To może ja już pójdę – rzekła nieśmiało. – Wrócę do pracy.

– Dobry pomysł – odparła Claudia rzucając jej wrogie spojrzenie.

Jas wstała i udała się w kierunku wyjścia. Przy drzwiach zerknęła jeszcze na Patricka.

Niedługo ten uśmieszek zniknie z tej paskudnej mordy, pomyślała i wyszła z lokalu.

Claudia usiadła na miejscu Jasmine i spojrzała na swojego chłopaka. Wciąż była mocno zdenerwowana.

– Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz? – nagle zapytał Patrick.

– Ja?? A ty?!

– Co ja? Jadłem tylko lunch z Miriam – wyjaśnił. – Skoro jest moją sekretarką, to wypadałoby bliżej się poznać.

Twarz Claudii wykrzywił nerwowy grymas.

– Dlaczego to poznanie musiałeś zaczynać od jej cycków?

Patrick mało nie zakrztusił się wodą, którą wziął do ust.

– Co proszę?

– Nie udawaj – rzuciła ze złością. – Widziałam, jak gapiłeś się na jej dekolt.

– Coś ci się wydaje. Wcale się tam nie patrzyłem – zaprzeczył i położył rękę na dłoni dziewczyny. – Daj już spokój z tą zazdrością.

– Ja jestem zazdrosna?! Też coś! – odburknęła i odwróciła głowę w bok.

Patrick lekko się uśmiechnął i rzekł:

– A kto, ja? Wiem, że jesteś zazdrosna, ale nie masz powodu, naprawdę – zapewnił ją. Gdy Claudia popatrzyła na niego ciągnął dalej: – Żadna nie może się z tobą równać. Żadna!

– Naprawdę? – zapytała już spokojniejsza.

– Oczywiście. Przecież nie okłamałbym cię. – Gdy dziewczyna posłała mu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów powiedział: – Miło mi, że jesteś o mnie zazdrosna.

– Chyba trochę przesadziłam, może nawet więcej niż trochę. Postaram się powstrzymywać – obiecała. Kiedy przyszedł kelner zamówiła sobie coś do jedzenia i filiżankę kawy.

Muszę to jakoś inaczej rozegrać ,pomyślał Patrick. Nie mogę dopuścić do tego, aby Claudia domyśliła się, że Miriam mi się podoba i mam na nią ochotę. Trzeba być ostrożnym, bo w przeciwnym razie cały plan diabli wezmą.

 

 

Sophie szła w kierunku dużego budynku. Tego dnia na pewno nikt by jej nie rozpoznał. Była przebrana za mężczyznę. Na głowie krótka peruka, zasłaniająca jej ogniste włosy, pod nosem czarne wąsy. Miała na sobie żółty strój kuriera. Na bluzie i czapce widniało logo firmy kurierskiej. Spojrzała na średniej wielkości paczkę, którą niosła. Nie była ona ciężka. Sophie nie miała pojęcia co jest w środku. Tajemnicza kobieta ją dała i prosiła, aby zaniosła na portiernię firmy. Zaufała jej, mimo, iż nie znała jej prawdziwego imienia i nazwiska. Nieznajoma wprowadziła ją w część planu zemsty na Patricku. Chociaż nie znały się dobrze, zaufały sobie. Bo czy miały inne wyjście? Mogły działać osobno albo razem. Wybrały tę drugą opcję. Razem zdziałają więcej.

Przeczytała nazwisko na paczce: „ Edward Montiello. Dyrektor finansowy. I piętro „

Więc tak się teraz nazywasz, kanalio, pomyślała. Nieźle się urządziłeś. Ciekawe co teraz kombinujesz, bydlaku.

Weszła do środka i skierowała się w kierunku szerokiej lady, przy której siedział starszy, siwiejący mężczyzna. Był ubrany w ciemnogranatowy mundur. Na głowie miał czapkę w takim samym kolorze.

– Paczka dla pana Edwarda Montiello – powiedziała nadając swojemu głosowi gruby ton.

Portier odebrał przesyłkę i postawił na jednej z półek pod ladą. Sophie odeszła, spełniła swoją misję. W drzwiach natknęła się na Jasmine, która lekko się uśmiechnęła dając jej znak, aby jak najszybciej wyszła. Przecież się nie znają. Dziewczyna wiedziała, że Jas pracuje w tej firmie pod przykrywką. A wszystko po to, żeby być blisko swojego wroga aby uprzykrzyć mu życie i zemścić się.

 

 

Jasmine przetarła swoje oczy. Ten dzień był wyjątkowo męczący. Najpierw lunch z Patrickiem, który kosztował ją sporo nerwów, a potem papierkowa robota. Musiała grać swoją rolę. Jak na razie wychodziło jej to wyjątkowo dobrze, nikt niczego nie podejrzewał, nawet Patrick. Na szczęście wyszedł wcześniej z Claudią. Jas żal się zrobiło tej dziewczyny. Była po uszy zakochana, nawet nie wiedząc, jakim niebezpiecznym gościem jest jej wybranek. Ale on jej nie skrzywdzi. Nie opłaca mu się to. Claudia jest mu potrzebna aby osiągnąć cel. Jasmine domyślała się jaki. W końcu znała życiorys tego bandyty na pamięć i wiedziała do czego jest zdolny, do jakich podłości.

Patrick jako Edward Montiello zdobył zaufanie całej rodziny. Wykorzysta to, aby potem zdefraudować pieniądze firmy. Jas nie miała na to dowodów, ale była na sto procent pewna, że taki jest jego cel.

Spojrzała na zegarek. Dochodziła siedemnasta. Zgasiła lampkę i skierowała się w stronę windy. Wezwała ją i weszła do środka. Drzwi powoli się zasuwały, gdy ktoś włożył rękę i otworzył je. To był David. Uśmiechnął się lekko i stanął obok. Znów poczuła te dziwne prądy przechodzące przez jej ciało.

– Jak pierwszy dzień w pracy? Podoba ci się tu? – nagle spytał.

– Tak. A dzień… był bardzo pracowity.

– To tak jak u mnie. – Spojrzał jej prosto w oczy.

Przez chwilę milczeli. David nie potrafił oderwać wzroku od jej twarzy, jej długich włosów. Miał ochotę ich dotknąć, choć na krótką chwilę. Winda zatrzymała się na parterze. Jas szybko wyszła i skierowała się w stronę drzwi wejściowych. Mężczyzna wyszedł za nią.

– A może – rzekł doganiając ją na ulicy – dasz się zaprosić na kolację.

– Przecież prawie pana nie znam. Nie wychodzę z nieznajo…

– Właśnie o to chodzi, aby bliżej się poznać – przerwał jej. – Ale, proszę nie mów mi per pan. David. – Wyciągnął rękę.

Jasmine spojrzała na niego i lekko się uśmiechnęła.

– Miriam. – Uścisnęła jego dłoń.

– No więc, jak? Dasz się zaprosić – ponowił propozycję.

Patrzył na nią tak ciepło, miło. Jas bała się tego wzroku, bała się siebie, bała się tego co czuje albo poczuje do tego mężczyzny patrzącego na nią z zachwytem. Nie! Nie może sobie na to pozwolić! Nie powinna!

– Nie dzisiaj – odparła krótko i szybko pobiegła przed siebie, do samochodu stojącego na parkingu.

David patrzył jak odjeżdża. W tej krótkiej chwili postanowił jedno: zdobędzie jej serce.

 

 

Simon czekał na Patricka w ich kryjówce. Palił papierosa. Kiedy drzwi stuknęły obejrzał się za siebie. Do środka wszedł Ferella i usiadł na swoim krześle.

– Co się stało, że tak nagle mnie wezwałeś? Mam nadzieję, że to coś ważnego – powiedział.

– Owszem – odparł Simon – inaczej bym cię nie fatygował. – Wrzucił niedopałek papierosa do stojącej na biurku popielniczki, odchrząknął i rzekł: – Tak jak kazałeś, przycisnęliśmy George'a i mam dobre wieści.

– Wspaniale. – Ucieszył się Patrick.

– Mają informatora, który dużo o tobie wie.

– Co takiego? Ktoś mnie sypnął? – Rozzłościł się Patrick i szybko wstał. – Co to za skurwiel?

– Niejaki Juan Luna. Znasz go?

- Czy go znam? Oczywiście, że tak. Pracował kiedyś dla mnie, parę lat temu. A to skurwysyn!! – Kopnął z całej siły krzesło, tak, że znalazło się pod ścianą. – Zapłaci mi za to! Zobaczy jak postępujemy z kapusiami!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 07.07.2015
    Cieszę się, że wstawiłaś kolejną część, była świetna 5 ;)
  • NataliaO 07.07.2015
    Świetna historia. 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania