Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty - rozdział 23

– Niby jaką? – spytał Harry nie ruszając się z miejsca. Wciąż siedział nieruchomo, wbity w fotel. Wolał nie narażać się kobiecie. Miała jego broń i nie wiadomo czego można było się po niej spodziewać. Lepiej nie ryzykować. – Nie znam cię, więc co miałabyś mi zaoferować?

– Cierpliwości, zaraz wszystkiego się dowiesz – powiedziała kobieta. Jej głos brzmiał pewnie. – Potrzebuję pewnych informacji i ty będziesz mi je dostarczał.

– Jakich informacji? O kim albo o czym? Mów jaśniej!

– O Patricku Ferrelly.

Harry umilkł na chwilę, jakby coś sobie przypominał.

– Patrick Ferrella? Nie znam go. – Pokręcił głową.

– Za to twój znajomy go zna i to bardzo dobrze, pracuje dla niego.

– Kto taki?

– Simon Candelon – odparła nieznajoma. – Odnowisz z nim stosunki. O ile wiem, żyliście w dobrej przyjaźni.

– Mam donosić? – spytał oburzony Harry. – Nic z tego.

– Szkoda – odrzekła tajemnicza kobieta. – Bardzo szkoda. W takim razie nie mam niestety wyjścia. Twoi znajomi z pracy dowiedzą się o pewnym wstydliwym dla ciebie sekrecie.

– Jakim sekrecie? – zapytał lekko drżącym głosem. – Ja nie mam żadnych sekretów.

– Czyżby? Na stole jest pewna koperta, otwórz ją.

Harry zerknął na stolik. Wziął do ręki kopertę i szybko ją otworzył. To co zobaczył mocno nim wstrząsnęło. W środku były zdjęcia, a na nich on w towarzystwie jednego ze swoich kochanków. Tańczyli ze sobą mocno się przytulając. Te fotki mogłyby mu poważne zaszkodzić i go skompromitować. Nie mógł na to pozwolić. Pośpiesznie porwał wszystkie zdjęcia na drobne kawałeczki.

– Nie zmusisz mnie! – krzyknął do nieznajomej.

Usłyszał jej głośny śmiech. Kobieta wstała i podeszła do niego. Na głowie miała czarną kominiarkę z otworem na oczy i usta, a w ręku trzymała broń. Po plecach Harry'ego przeszedł dreszcz.

– Myślałeś, że byłabym aż tak głupia? Masz mnie za kompletną idiotkę?! Mam kopie, które w każdej chwili mogą trafić do gazet – rzekła z uśmiechem na ustach. – To by była prawdziwa sensacja. Harry Aguirr, redaktor jednej z największych gazet w kraju – gejem. Już widzę te nagłówki. – Spojrzała na niego. – Także widzisz, nie masz za bardzo wyjścia. Możesz dużo stracić. – Przerwała na chwilę. – Postaraj się zdobyć na nowo miłość Simona, a jeśli nie miłość to przyjaźń. Opłaci ci się to, może nawet zostaniesz dopuszczony do interesów.

– Jakich interesów? – zainteresował się.

– Na pewno nielegalnych. – Gdy on wlepił w nią oczy spytała: – Nic nie wiedziałeś o ciemnej stronie swojego chłopaka? Biedaczek. Wiele byś zarobił, o wiele więcej niż w tej swojej gazetce. Mógłbyś już mieszkać w okazałej willi, a nie w tym maleńkim mieszkanku. – Rozejrzała się i zerknęła na wiszący na ścianie zegar. – Cóż, było miło, ale się skończyło. Na mnie już czas. Odezwę się.

Skierowała się w kierunku drzwi wejściowych. Na komodzie stojącej w korytarzu zostawiła zabraną wcześniej broń i wyszła zostawiając mężczyznę samego ze swoimi myślami.

 

 

Fred Rizon już od samego rana siedział w swoim biurze, zagrzebany w jakiś ważnych papierzyskach. W pokoju było duszno, więc zdjął marynarkę i poluzował swój krawat, a następnie otworzył okno. Jednak to nie pomogło. Upał tego dnia był uciążliwy i mocno dawał się we znaki. Mężczyzna włączył klimatyzację i na chwilę wyszedł z gabinetu. Spotkał George'a.

– Witaj – powiedział do niego podając mu dłoń.

– Cześć. – Uśmiechnął się podwładny. – Gorąco dziś, prawda?

– O tak, dlatego wyszedłem na chwilę. Muszę się trochę orzeźwić. – Podszedł do automatu z różnymi napojami, wrzucił parę monet, a następnie odebrał zimny sok pomarańczowy. – Rozmawiałeś może z Flor o sprawie tego Patricka? – nieoczekiwanie spytał schodząc na grunt zawodowy.

– Jeszcze nie – odrzekł gładząc się po brodzie. – Dopiero zamknęliśmy sprawę tego…

– …tak wiem. Mówiła ci o naszym nowym informatorze? Dużo wniesie do sprawy Patricka.

– Nie.

– Widocznie nie miała czasu. Wiesz, wyjazd i pogrzeb jej przyjaciółki. To za dużo dla niej – rzekł Fred upijając łyk orzeźwiającego, zimnego soku. – Dałem jej jego adres i telefon. Miała się z nim spotkać i porozmawiać. Mówiła ci?

George zaprzeczył kręcąc głową.

– Nie miała do tego głowy, to nic. Chodźmy do mojego biura, to dam ci na niego namiary. Ty się tym zajmiesz. – Wszedł do pokoju, a Madison za nim.

Zamknął drzwi i usiadł na fotelu. Wyjął z szuflady biurka małą karteczkę wielkości wizytówki i dał ją chłopakowi. George przeczytał: „Juan Luna”. Pod spodem były namiary na tego mężczyznę. Podniósł głowę i spojrzał na swojego szefa.

– Jest ważny dla śledztwa, wie dużo o działalności Patricka. Dzięki niemu możemy w końcu urządzić zasadzkę na tego padalca – wyjaśnił Fred. – Spotkaj się z nim i wydobądź od niego istotne informacje przydatne w śledztwie. Liczę na ciebie. To wszystko!

George wyszedł z gabinetu, a na korytarzu oparł się o ścianę. Jeszcze raz spojrzał na karteczkę trzymaną w ręku. Nie znał tego informatora. Nic o nim nie wiedział: czy jest młody, czy ma dzieci, żonę, rodzinę. Kompletnie nic. Ten mężczyzna będzie w niebezpieczeństwie, gdy tylko Patrick się o nim dowie. Nie miał wątpliwości co się z nim stanie. Nie chcąc już o tym myśleć, schował kartkę do kieszeni. Może uda mu się ukryć tę informację. Podszedł do swojego boksu, który zajmował razem z Flor. Spojrzał na jej zdjęcie, a później wrócił do swojej pracy.

 

 

Patrick gładził swój zarost siedząc wygodnie w swoim fotelu. Był w pracy. Przypomniał sobie wczorajszy wieczór. Nigdy by nie przypuszczał, że w takiej zgrabnej blondynce, jaką była Caroline Mendels, drzemią takie pokłady energii i namiętności. Nie kłamała, potrafiła dać rozkosz mężczyźnie. Musiał przyznać sam przed sobą, że fizycznie go pociągała. Nie to co Claudia! Nic do niej nie czuł, nawet pożądania. Był z nią tylko dlatego, aby dzięki niej zdobyć zaufanie rodziny, okraść firmę i uciec daleko z forsą. Przerabiał już to tyle razy, że doskonale wiedział jak postępować. Z myśli wyrwał go dźwięk telefonu komórkowego. Odebrał go.

– Właśnie wyszedł. – Usłyszał po drugiej stronie.

– Wyśmienicie – odparł. – Przyciśnijcie go. On musi coś wiedzieć, tylko jeszcze się broni.

Odłożył słuchawkę i wyszedł z gabinetu. Spojrzał na biurko, przy którym siedziała jego sekretarka: Miriam. Była ubrana w krótką granatową spódniczkę i kremową bluzkę. Włosy miała rozpuszczone , opadały swobodnie na ramiona.

Kolejna kobieta, która będzie moja, pomyślał podchodząc do niej.

– Miriam – rzekł z szelmowskim uśmiechem.

– Tak, proszę pana? – spytała Jasmine, panując nad tym, aby w jej głosie nie można było wyczuć pogardy i nienawiści do tego człowieka.

– Może wybierzemy się na lunch? Skoro mamy razem pracować, to powinniśmy lepiej się poznać. Więc jak? – Ponowił propozycję.

– Sama nie wiem…

– Chyba mi nie odmówisz?

– Nie, skądże – odparła pośpiesznie Jas. Miała z nim jeść lunch? Przy jednym stole? Wolałaby raczej splunąć mu w twarz. Ale nie miała innego wyjścia, musiała wypełnić jego wolę. Nie chciała, żeby nabrał jakikolwiek podejrzeń.

A jeżeli jeszcze kiedykolwiek spróbujesz mnie dotknąć, to obetnę ci jaja, pomyślała uśmiechając się do niego z wielkim trudem.

Wzięła torebkę i razem z nim weszła do windy.

Caroline widziała ich, jak razem wychodzili.

Doskonale, pomyślała.

– Gdzie Edward? Nie ma go u siebie, wiesz może gdzie jest? – Usłyszała za swoimi plecami. Odwróciła się , to był David. Uśmiechnęła się od ucha do ucha.

– Wyszedł ze swoją sekretarką – rzekła, a gdy mężczyzna spojrzał na nią dodała cichym głosem: – Wiesz, wydaje mi się, że ona chce odbić Claudii chłopaka. Na jej miejscu…

David przerwał jej:

– Przestań knuć intrygi! Miriam taka nie jest. Nigdy w to nie uwierzę! Prędzej ty miałabyś na niego ochotę. Powstrzymuje cię tylko lojalność wobec mojej siostry. W końcu jesteś jej przyjaciółką, nie zrobiłabyś takiego świństwa. – Odszedł pospiesznie.

Mylisz się David, pomyślała. Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. Mnie nic nie powstrzyma.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania