Poprzednie częściSmak zemsty - prolog

Smak zemsty rozdział 17

– Jak to jest możliwe? Przecież ty… ty… nie żyjesz! – Flor z niedowierzaniem wpatrywała się w przyjaciółkę.

– A jednak żyję i mam się dobrze. – Roześmiała się Jasmine. Wzięła łyk wody ze swojej szklanki. – Mój plan powiódł się. Wszyscy myślą, że zginęłam w tym niby wypadku. To był dobry pomysł, żeby się przypadkowo zranić i zostawić ślady swojej krwi, a potem podrzucić pierścionek.

– Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego upozorowałaś własną śmierć, jaki miałaś w tym cel? – dopytywała się Florencia patrząc na „nową” Jas. W pierwszej chwili jej nie poznała. Ta rudowłosa, piękna, zadbana, elegancka i pewna siebie kobieta w niczym nie przypominała dawnej Jasmine – delikatnej blondynki, zawsze ubranej w t – shirt i sprane dżinsy. – Czy ty wiesz co przeżywają twoi rodzice? Myślą, że nie żyjesz. Jak tak samo myślałam.

– Wiem. – Jasmine posmutniała. – Na pewno cierpią, ale ja nie mogłam inaczej postąpić. Musiałam to zrobić.

– Ale dlaczego? Po co?

– Nie domyślasz się? Nie podejrzewasz, jaki mogłam mieć w tym cel?

– Nie. Nic nie przychodzi mi do głowy – odpowiedziała Florencia.

Jas zaczerpnęła świeżego powietrza do płuc a potem rzekła:

– Zemsta. To jest teraz cel mojego życia. – Spojrzała w jakiś niewidoczny punkt za plecami przyjaciółki.

– Co ty mówisz? Jaka zemsta? Na kim? – spytała Flor.

– Na człowieku, który zniszczył moje życie! – odrzekła Jasmine mocno zaciskając zęby. – Na najgorszej kanalii, jaka kiedykolwiek chodziła po świecie. Na kimś, kto zabił Lucasa i nasze dziecko.

Florencia otworzyła usta. Była w szoku. Więc to tak. Jasmine wszystko to zaplanowała: swoją śmierć, nowy image w którym była nie do poznania. A wszystko po to, żeby powrócić zza grobu w nowej twarzy i dokonać aktu zemsty.

– To po to ta cała maskarada. Zawsze wiedziałam, że kłamiesz nie wyjawiając kto odpowiada za tą zbrodnię. Przykro mi tylko, że nie zaufałaś mi i nic nie powiedziałaś.

– Przepraszam, ale nie mogłam inaczej – powiedziała Jas miękkim głosem.

– A teraz? Powiesz co to za jeden?

– Patrick Ferella. – Jasmine wymówiła to z wielką nienawiścią i pogardą w głosie. – To on za tym stoi.

Florencia położyła ręce na stole i wzięła do jednej z nich szklankę z wodą. Przez chwilę siedziała w milczeniu, zamyśliła się.

Patrick Ferella! Wciąż w uszach brzmiało jej to nazwisko wypowiedziane z takim jadem i nienawiścią przez Jasmine. Teraz wszystko stało się dla niej jasne. Wszystkie elementy układanki zaczęły idealnie do siebie pasować i tworzyć jedną spójną, logiczną całość.

Lucas prowadził śledztwo w sprawie tego gościa i stał się niewygodny, bo deptał mu po piętach i psuł szyki. Dlatego tamten postanowił się go pozbyć. Niestety był świadek. Jasmine. Zgwałcił ją, zostawił w mieszkaniu nieprzytomną, a potem uciekł.

Przypomniała sobie twarz tego bandyty. Z trudem powstrzymała się aby splunąć na podłogę. Co za gnida, pomyślała ze wściekłością.

– Co zamierzasz zrobić? – spytała po dłuższej chwili milczenia.

Jasmine podniosła głowę i spojrzała przyjaciółce w oczy.

– Mam pewien plan, ale nie mogę ci go zdradzić. Jeszcze nie wiem czy wypali – rzekła po namyśle. – Ale wiem jedno. On musi zapłacić! I zapłaci. Przysięgłam sobie, że nie spocznę dopóki go nie dopadnę. – Jej słowa były nasączone jadem, wstrętem i odrazą. – Wiem, że jest tutaj. Dlatego przyjechałam.

Florencia słuchała przyjaciółki z uwagą. Nie dało się nie zauważyć zmiany, jaka w niej zaszła. Zniknęła wesoła, radosna, pełna dobroci i ciepła dziewczyna, którą poznała dawno temu. Jej miejsce zajęła chłodna, o lodowatym spojrzeniu, zawistna i żądna zemsty osoba. Już nie było tamtej Jasmine. Zniknęła. Odeszła wraz z Lucasem. Flor nie wiedziała tylko, czy w zimnym i poranionym przez los sercu Jas znajdzie się miejsce dla niej.

Jasmine jakby odczytując jej myśli położyła dłoń na jej ręku w uspokajającym geście.

– Flor, to ja! Żyję! Powinnaś się cieszyć – powiedziała miękkim tonem głosu.

– I cieszę się. Nawet nie wiesz jak bardzo – odrzekła pospiesznie Florencia. – Tylko… nie poznaję cię. Zmieniłaś się. Nie chodzi mi tylko o wygląd, bo tu zmiana wyszła na dobre. Twoje włosy bardzo mi się podobają. Fryzjerzy potrafią zdziałać cuda. Nie podoba mi się twoja przemiana wewnętrzna. Stałaś się taka zimna…

– Musiałam – przerwała jej. – Ale nie martw się. Ta zmiana nie dotyczy moich uczuć względem ciebie i moich rodziców. Jesteś moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni.

Florencia lekko się uśmiechnęła. Odetchnęła z ulgą.

– Mam do ciebie prośbę – rzekła Jas wyjmując ze swojej torebki białą kopertę. – Pojedź do moich rodziców i przekaż im ten list. Wszystko w nim wyjaśniam. Że żyję i nic mi nie jest. Zrobisz to dla mnie?

– Oczywiście – odpowiedziała Flor chowając list. – Możesz na mnie liczyć jak zawsze.

– Wiem! – Jasmine uśmiechnęła się. – Jest jeszcze coś. Musisz zostać tam na moim pogrzebie. Mimo, że nie znaleźli ciała będzie symboliczny. Ma być za parę dni. Trzeba stwarzać pozory, bo ktoś mógłby coś podejrzewać.

– Kto taki? – zapytała zdziwiona Florencia.

– Mogą tam być jeszcze ludzie Patricka – zastanowiła się. – Mogą węszyć – powiedziała a po chwili dodała: – Jasmine Pears nie żyje! Od tej chwili kobieta z którą rozmawiasz nazywa się Miriam Valando.

 

– Człowieku, od dwóch godzin próbuję się z tobą skontaktować. Co się z tobą działo? – Simon krzyczał do słuchawki swojego telefonu komórkowego. – Dlaczego nie odbierałeś?

– Byłem bardzo, ale to bardzo zajęty – odpowiedział głos po drugiej stronie słuchawki. – A ty może zmień ton. Wiesz, jak nie znoszę kiedy ktoś na mnie wrzeszczy.

– Wybacz, Patrick – odparł Simon zniżając ton swojego głosu.

– Lepiej powiedz z czym dzwonisz?

– Melduję, że zadanie wykonane. Zaoszczędziliśmy kasę i pozbyliśmy się natrętnego robaka.

– I to jest bardzo dobra wiadomość – odrzekł Patrick z radością. – Spisałeś się. Jak zwykle zresztą. Muszę cię wynagrodzić. Może jako premię podeślę ci jakąś gorącą panienkę? Wiesz znam taką co ma naprawdę duże zderzaki i zna się na tych sprawach.

– Nie trzeba. Sam sobie poradzę. Na razie. – Simon szybko się rozłączył, bo nie miał ochoty dłużej słuchać Patricka.

Przywołał barmana skinieniem palca.

– Jeszcze raz to samo – rzekł.

Trzymając w dłoni kieliszek z białym trunkiem w środku odwrócił się od lady i spojrzał w kierunku sceny ustawionej na środku lokalu. Przy metalowej rurze w rytmie płynącej muzyki tańczyła blond piękność ubrana w skąpą bieliznę, która więcej odkrywała niż zasłaniała. Światła tańczyły wokół jej idealnych kształtów. W pewnej chwili zdjęła biustonosz i rzuciła gdzieś w kąt sali. Mężczyźni siedzący w stolikach najbliżej sceny zaczęli głośno gwizdać i ślinić się na widok jędrnych, obnażonych piersi striptizerki. Kiedy dziewczyna podeszła bliżej zaczęli wkładać za brzeg jej fig pieniądze.

Simon upił łyk alkoholu ze swojej szklanki, gdy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. Odwrócił głowę.

– Cześć Simon! – Uśmiechnęła się piękna rudowłosa kobieta o szarych oczach. Miała na sobie czerwoną bluzkę z dużym dekoltem odsłaniającym jej walory i krótką, czarną, skórzaną spódniczkę, która uwydatniła jej smukłe, szczupłe nogi. – Niezła, co? – Skinęła w kierunku sceny.

– Może być – odrzekł Simon dopijając drinka.

– Tylko tyle? Może być? Wszyscy faceci za nią szaleją – powiedziała szeroko się uśmiechając. – Jak chcesz mogę cię z nią umówić po starej znajomości. Przekonasz się, że nie tylko na scenie jest ostra.

– Obędzie się – szybko odparł Simon. – Sam sobie poradzę.

– Już to widzę. – Rudowłosa roześmiała się. – Odkąd tutaj przychodzisz nie zamówiłeś jeszcze żadnej panienki. Lubisz sobie tylko popatrzeć, co? Zawsze wypijasz parę drinków i wychodzisz. Jesteś jedynym facetem, który nie skorzystał z usług tych dziewcząt. Nie podobają ci się, czy co? Wiesz, czasami zastanawiam się czy może nie jesteś … gejem – powiedziała.

Simon wziął ją mocno za lewy nadgarstek tak, że syknęła z bólu i przyciągnął do siebie.

– Sophie…

– Angela, tutaj jestem Angela – rzekła. – Puść, to boli.

– Ma boleć – odparł Simon. – A więc, Angela. Zapamiętaj sobie jedną rzecz: nie jestem ciotą, jasne? I nie życzę sobie takich uwag pod moim adresem. Lepiej ze mną nie igraj! – Puścił ją i wyszedł z lokalu.

– Pieprzony pedał – mruknęła cicho pod nosem rozcierając obolały nadgarstek. – Na pewno jest pedziem. Przychodzi tu dla zachowania pozoru. Niby patrzy na dziewczyny, ale ja mam oczy i nie jestem głupia. Ukradkiem ogląda się za przystojnymi facetami i ich zgrabnymi tyłeczkami. Znam się na tym.

Weszła schodami na piętro, gdzie wszystkie pracujące dziewczyny w lokalu miały pokoje. Szła korytarzem oświetlonym przez jedną tylko żarówkę. Panował półmrok. Nagle wyrosła przed nią jakaś postać.

– Witaj Sophie. – Usłyszała głos, niewątpliwie należący do kobiety.

Sophie nie widziała dokładnie jej twarzy. W półmroku zdążyła jedynie dojrzeć długie włosy przykryte kapturem płaszcza.

– Kim pani jest? – zapytała ze strachem. Była tu kompletnie sama.

– Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Mamy do pogadania o naszym wspólnym… celu.

– Nie wiem o czym pani mówi. – Sophie wyminęła ją i stanęła przed drzwiami swojego pokoju. Włożyła klucz do drzwi. – Chyba mnie pani z kimś pomyliła. Nie wydaje mi się, żebyśmy miały jakiś wspólny cel. Żegnam!

– Pożegnamy się, kiedy ja o tym zdecyduje – powiedziała kobieta zsuwając kaptur z głowy. – A jak się czuje twoja siostra Inez? Odwiedzasz ją czasem, Sophie? A może raczej, Mary?

Sophie z zszokowaniem słuchała ostatnich słów. Zaschło jej w gardle, a serce zaczęło bić w szybkim tempie.

– Proszę, niech pani wejdzie – rzekła po chwili wpuszczając nieznajomą do środka.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • KarolaKorman 09.06.2015
    Dużo nowych wątków, świetnie 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania