Pokaż listęUkryj listę

Opowiadania z Wieloświata: Nakładka na życie cz.2

Droga do archiwum przypominała mi podróż w głąb więzienia z dawnych czasów – kiedyś byłam na wycieczce w takim przybytku – ciemny korytarz poznaczony luminescencyjnymi opisami i rzędy zabezpieczonych włazów. Można by pomyśleć, że trzymano tu przestępców najgorszego sortu, a to były jedynie pokoje z „literaturą zawierającą destruktywne poglądy” – tak przynajmniej głosiły tabliczki ostrzegawcze. Człowiek zaczynał błądzić wyobraźnią: cóż za potworności zostały tam pogrzebane i jakim trzeba być człowiekiem, żeby kreować i propagować takie moralne zepsucie?

Moni’buny przeprowadziła nas przez amfiladę prostokątnych pomieszczeń, używając wgranego algorytmu tymczasowego, który generował jednorazowe kody przepustki do każdego przejścia.

– To tu. – Uśmiechnęła się, stając przed wybranym owalnym włazem.

Tabliczka głosiła: „Wydział Literatury Polskiej”, a poniżej jaskrawa czerwień neonu dopowiadała: „Uwaga! Treści niezaaprobowane przez filtry społeczne”. Aż przygryzłam wargi z ekscytacji.

Monika wprowadziła nas do środka. Długie rzędy wysokich regałów ciasno obstawionych tomiszczami, przywoływały kolejne wspomnienia z wycieczki do jednego z muzeów kultury w sektorze Wrocław.

Stanęliśmy przed balustradą odgradzającą przedsionek od niekończących się rzędów półek z tworzywa poprzedzielanych wąskimi ścieżkami. Jeden z dronów pracowniczych zleciał znad regału i zawisł przed nami jak przerośnięty koliber.

– Dzień dobry Moni’buny. W czym mogę pomóc? – spytał głosem ustawionym w META pod profilem: „KindMen1234#”, który to przyporządkowałam wszystkim androidom z firmy. Każdy na pewno stosował swoją nakładkę, a Onja modulował głos.

– Poproszę wszystkie pozycje z listy. – Monika przesłała kustoszowi wykaz z centrali rozszerzony o jedną, dodatkową pozycję.

– Oczywiście Moni’buny. Proszę poczekać w kąciku gościnnym.

W jednym z rogów Sali zapaliło się kilka podłużnych kandelabrów, a z podłogi wysunęły trzy jeszcze ciepłe fotele żelowe.

– Po co masz zabrać te książki? – spytał Bartek.

– Mają przejść re-certyfikację i zostać wydane rodzinom autorów… – Monika powiodła wzrokiem w kierunku poczekalni, gdzie android zostawił rozpakowaną książkę. – Ja idę poczytać, a wy możecie pomyszkować i wybrać coś dla siebie. – Uśmiechnęła się i lekkim krokiem ruszyła do stolika, na który dron znosił kolejne zaimpregnowane tomy. Było tego sporo, dlatego dostała zgodę na zabranie kogoś do pomocy.

Kolejny kustosz zawisł w powietrzu, tym razem przede mną, i wydukał standardową formułkę.

– Otwórz katalog fantastyki – rozkazałam. Nie byłam zła, bardziej zniecierpliwiona.

Wyświetlona hololista zawierała ponad półtora tysiąca pozycji. – Jakieś preferencje? – spytałam Bartka, który tylko wzruszył ramionami. – No dobra. – Zamknęłam oczy. – To numer tysiąc… pięćdziesiąt… niech będzie… dwa!

– Pięć Domen: Tom V – Zwodniczy Błękit autorstwa M.K. Puniek. – wyrecytował dron.

Jak tekst jest tej samej jakości co pseudonim autora, to zmarnowałam czas… – pomyślałam nieco rozczarowana wynikiem losowania.

– Daj tom pierwszy z tej serii. Teraz ty Barteux.

– Wezmę… Może inaczej: wybierz coś z przedziału od K do N; filtruj tylko pierwsze tomy z serii.

– "Niewłaściwy Kolor Nieba" autorstwa Vespery Verril.

– Może być – potwierdził Bartek.

Kustosz wygasił hologram listy i poszybował w głąb biblioteki, machając szybko skrzydełkami na wzór tych u ważki.

Poszliśmy dotrzymać towarzystwa Monice.

 

***

 

Nie trzeba było długo czekać, aż jeden z mechanicznych opiekunów biblioteki wróci z wybranymi książkami. Egzemplarze dwu różnych powieści okrywała szczelna otulina z przylegającego elastycznego tworzywa. Dron ułożył oba tomy na stoliku przede mną i Bartkiem, pomachał nad książkami jakimś dziwnym urządzeniem wydającym bzyczące dźwięki i zerwał zmiękczoną powłokę z prawie nowych, papierowych książek.

Teraz już byłam pewna, że laminat to jest to samo syntetyczne badziewie, które noszę na sobie. Co wieczór program higieniczny traktował mnie ultradźwiękami i zmiękczał polimer, który zdejmowałam niczym wylinkę i wrzucałam do recyklera. W ciągu dnia byłam w stanie ściągnąć jedynie spodnie na tyle, żeby się załatwić. Mniejsze utraty ciepła, gospodarka energią i tego typu duperele…

– Ja już mam wszystkie swoje tomy – zagabnęła Monika – ale przepustka wygaśnie dopiero za kilka godzin, zatem korzystajcie; ja jestem zafascynowana swoją lekturą. – Skwitowała oświadczenie sympatycznym uśmiechem.

Wgryźliśmy się z Bartkiem w treści niczym wygłodniałe psy w pachnącego steka. Już sam szelest prawdziwych papierowych stron stanowił muzyką dla uszu i pieszczotę dla zmysłów, i jeszcze te archaiczne, zabawne formy zapisu…

– Wiem, co myślisz – oświadczył enigmatycznie Bartek, nie odrywając wzroku od swojego tomu. – Teraz nikt by tego nie zrozumiał – wyjaśnił. – Gdyby nie doświadczenie z pracy, sam bym nie znał połowy słów i zwrotów.

– Taaa… Zobacz, jak konstruowana jest atrybucja dialogowa.

Skorzystałam z okazji i przysunęłam się do Bartka, wskazując na wybrany fragment w Domenach tego Puńka. – Po co u licha pisać „Uśmiechnął się”! Nie można dać odpowiedniej emotikony…? I jeszcze te opisy magii; przecież to żadne czary… – fuknęłam i przewróciłam oczami. – Od razu widać, na czym się wzorował.

– No, a zobacz na to. – Bartek wskazał kilka zaimków w swojej książce. – Z góry wiadomo, kto jakiej jest płci. Co w tym jest ciekawego? Czy ci czytelnicy z tamtych czasów musieli mieć wszystko podane jak na talerzu? – Parsknęli stłumionym śmiechem. – Ale plus dla autorki za ciekawą nakładkę na niebo, muszę wypróbować.

– A jak twój tomik, Moni’buny? – zapytałam skupionej na czytaniu przyjaciółki.

– Ja dla odmiany powiem, że moja autorka była wizjonerką. – Oniemieliśmy z wrażenia i wzbierającej ciekawości. – Jej postacie więcej mówią w myślach niż w realu, tak jak my teraz – dokończyła całkiem serio i ze szczerym podziwem.

Pokiwaliśmy z Bartkiem głowami w uznaniu.

Wiedziona ciekawością zerknęłam na tytuł Moniki: „Misja Specjalna”.

– No gołąbeczki, na nas już pora – oznajmiła Monika, wstając ze swojego żelowego siedziska.

Na wpół utwardzony polimer zawibrował z dużą częstotliwością i przyjął konsystencję gęstej bladoniebieskiej i ciepłej cieczy zamkniętej w plastikowej torbie.

Całość została wessana w podłogę.

W międzyczasie drony zalaminowany odpieczętowane tomy i zabrały do archiwum, a Monika obdzieliła nas po równo książkami, które miała zabrać do biura.

Długi powrót wypełniły rozmowy i snucie domysłów: jak to było kiedyś? Monika rzucała tylko zdawkowe komentarze, śmiejąc się przy tym perliście. Zupełnie jakby drwiła z naszej nikłej wiedzy.

– Ostatnie drzwi – oznajmiła i podeszła do włazu. – Ten ani drgnął na wysłany klucz. – To dziwne… – szepnęła i zastygła w bezruchu, prawdopodobnie próbując wywołać implant.

Ja instynktownie zrobiłam to samo.

NIC… Nic prócz od dawna niesłyszanej kompletnej ciszy.

Tętno mi przyśpieszyło – tak myślałam; nie byłam pewna, bo AI nie aktualizowało odczytów biometrycznych i nikt mnie o tym nie poinformował. Spojrzałam na Bartka. Nie musiałam pytać. Nerwowo ruszał oczami i mówił bezdźwięcznie.

W prostokątnym przedsionku zapadła ciemność. Pisnęłam wystraszona. Obok głuche uderzenie o posadzkę zmąciło ciszę. Dźwięk podobny do upadku grubej…

– Książki!... Barteux!? Moni’buny!? – zawołałam w ciemność.

– Nic mi nie jest – odezwała się Monika – to tylko Onja szwankuje; już tak kiedyś było, nie martw się, to chwilowe problemy z serwerami.

Ulżyło mi, ale tylko trochę… Onja towarzyszył mi od dziecka i nie znikał poza zapowiedzianymi przerwami na prace konserwacyjne serwerów METY.

Co, jeśli już się nie pojawi…?

Poczułam się okropnie, bezdennie sama. Czarny potok myśli przerwał rozbłysk krwistego światła. Ciepła biel przyjemnych LED-ów zniknęła, a ściany oblepiły jarzące się napisy. Musiałam stopniować patrzenie, żeby się przyzwyczaić.

„Nie widzicie oczami” głosił dziwny napis, potem przerwa i po przeciwległej ścianie zaczął wędrować inny karminowy neon.

„Nie jesteście prawdziwi” przeczytałam w myślach i powiodłam wzrokiem w stronę Moniki. Miała szeroko rozwarte oczy. Książki wysunęły jej się z rąk i upadły na podłogę. Ona zasłabła i osunęła się po ścianie.

– Moni’buny! – podbiegłam do niej. – Moni’buny, co się dzieje?

– Zakręciło mi się w głowie – odpowiedziała nieco ospałym głosem.

Bartek! Zapominałam o nim, skarciłam się w myślach.

– Barteux!? – krzyknęłam w stronę trzymającej książki sylwetki skrytej w cieniu. Kolejny wędrujący napis rzucił nieco światła w tamten kąt.

„Teraz zobaczycie prawdę”, głosił ciąg neonowych liter.

Wróciłam spojrzeniem na kolegę. Dreszcz przeszedł mi po plecach. W pełni zrobotyzowany manekin stał w bezruchu w lekkim pochyle i trzymał kurczowo książki, które Monika dała Bartkowi.

Chłopak pracował dziś zdalnie, a zerwane połącznie z META uniemożliwiło dalsze generowanie nakładki i sterowanie syntetycznym ciałem.

Okej, upiorne ale logiczne, uspokoiłam się w duchu i wróciłam do Moniki. Zamarłam.

Piękne niebieskie oczy… patrzyły na mnie osadzone w ciele zasuszonej staruszki.

– Magdaux – wychrypiała. – Widzę twój kombinezon termiczny… Czy to znaczy, że ja… że ty widzisz również mój? – zapytała ostrożnie. Pewnie dostrzegła przerażenie w moich oczach.

Odkąd pojawiły się nakładki GG, starość zniknęła z codziennego widoku publicznego. Wszyscy byli holograficznie młodzi i tylko odchodzili na urlop do virtuala, kiedy przyszedł na nich czas.

A teraz ona… ta wesoła blondyneczka leżała lekko oparta o ścianę w okropnym pomarszczonym ciele zawieszonym na pograniczu życia i śmierci.

– Rozumiem twoje zdziwienie. – Uśmiechnęła się… Ekhem! – Zakasłała brzydko. Napis nad nią pojawił się z znikąd: „Teraz już wiecie”.

Magda weź się w garść.

– Pomóc ci wstać Moni’buny?

Buny… kurwa! Naprawdę? Jak mogę teraz do niej mówić, jak do dziecka?

– Ta… Tak. – Monika dyszała ciężko.

Spróbowałam jej pomóc, ale była nieproporcjonalnie ciężka jak na swoje gabaryty. Nawet obcisły polimer miejscami na niej zwisał.

– Aaa… – zajęczała z bólu. – Nie, Magada, nie podnoś mnie, to boli.

Zbaraniałam i zostawiłam Monikę w pozycji siedzącej.

– Boli... – To słowo wydało mi się wyjęte z innego, obcego języka. – Co cię boli?

– Mój Onja, on wyłącza niepotrzebne funkcje, żeby… podtrzymać działanie implantów krytycznych. Pierw zdjął wszystkie nakładki… Aaa, Ssss… jak to boli do licha! A potem wyłączył stymulanty psychiczne i czuciowe. – Skrzywiła się i spróbowała unieść nieco wyżej. – Jestem nafaszerowana żelastwem nie mniej niż on. – Monika wskazała na androidyczne ciało, które wcześniej prowadził Bratek. – Bez synchronizacji ze strony implantu, już dawno przeszłabym do virtuala – zażartowała, choć wcale nie było mi do śmiechu. – Fakt, że żyję, oznacza, że Onja nadal funkcjonuje i walczy… walczy o mnie…

– Ale dlaczego mój milczy?

– Bo głos generuje META, i to on wysiadł. META steruje większością funkcji Onja; implant samodzielnie jedynie reguluje własne procesy budulcowe i parametry fizyczne nosiciela. Jest… tylko przekaźnikiem.

– Czyli musimy czekać, aż usterka…

– To nie jest usterka, tylko cyberatak – rzuciła stanowczo Monika, która zaczęła się obficie pocić.

Mnie też zrobiło się gorąco. Sterowanie ciepłotą ciała wysiadło jako kolejne.

– Ale kto? Po co? – pytałam, żeby odwieść myśli od tego, co działo się z moją koleżanką i od tego… Jak ona wygląda. Czy ja też taka będę?

– Widzisz, ty jesteś młoda i nie pamiętasz czasów sprzed implantów rozrostowych. Ja pamiętam; pamiętam też grupy, które mocno protestowały przeciwko temu rozwiązaniu… Ekhe… Ekhe! – Rozkaszlała się.

Nie wiedziałam, co mam zrobić, jak jej pomóc… Nigdy nie widziałam nikogo zanoszącego się od kaszlu. Nigdy też nie czułam się tak bezradna, głupia i bezużyteczna. Bez Onja nie potrafiłam nic.

Monika uspokoiła się.

– Pomóż mi się położyć na plecy, żeby odciążyć serce – poprosiła, a ja, przerażona do szpiku kości, delikatnie pomogłam osłabionemu i prawie bezwładnemu ciału zsunąć się po ścianie i ułożyłam głowę z resztką siwiuteńkich włosów na swoich kolanach.

– W moim wieku – zaczęła Monika – bez kompleksowego wspomagania nie mogłabym żyć. Taką cenę płacę za sztuczne przesuwanie tego, co nieuniknione.

– Co ty pleciesz, Moni’buny!? Zaraz na pewno przyjdzie pomoc. Trzymaj się i nie nadwyrężaj, nie musisz nic mówić.

Uśmiechnęła się spierzchniętymi ustami.

– Wiesz, ci młodzi żądni wrażeń rewolucjoniści… Oni robią głupie rzeczy mamieni takimi hasłami. – Wskazała trzęsącym się palcem na przeciwległą ścianę. Napis głosił: „Odrzuć nakładki i żyj w prawdzie” i przeleciał bardzo powoli, nim zniknął w kącie pokoju. – Ja pamiętam czasy bez nakładek, bez korekcji rzeczywistości. Pamiętam moją babcię, która umierała w męczarniach na nowotwór mózgu i nikt nie potrafił jej pomóc. A my… Mama, siostra i ja… modliłyśmy się, żeby już umarła, bo… Ekhe… Bo jej potworne wrzaski rozszarpywały nam serca.

– Jesteś rozpalona – oświadczyłam, głaszcząc Monikę po czole.

– Teraz przynajmniej mogłam dokończyć życie na własnych warunkach i cieszyć… cieszyć się nim do ostatniej min… – Monika urwała i wydała z siebie przerażający ciężki świst. Jej oczy zastygły wpatrzone w pustkę ponad nami.

– Moni’buny… Monika!! – Zaczęłam świrować i trząść przyjaciółką jak workiem żelowym – Obudź się! Monika!!! – wrzasnęłam i zawyłam rozpaczliwym płaczem.

Światło w korytarzu przeszło w standardową ciepłą biel. Właz zamigotał zieloną lamówką i otworzył dalszą drogę powrotną do biura.

– Magdaux? Czemu klęczysz na podłodze? – spytał Bartek.

– Ja… – zawahałam się. Miałam straszny mętlik w głowie. – Chyba straciłam równowagę, jak schyliłam się po książki i upadłam na cztery litery. Gapa ze mnie.

– Chodź, pomogę ci. – Podał mi dłoń i podciągnął do góry. – Zbierzmy książki i wracajmy do biura, inaczej będziemy mieć kłopoty. – Puścił mi oko.

– Szkoda, że Moni’buny nie ma z nami, zawsze lubiła ten sektor… – Czemu akurat o niej pomyślałam? Przecież od dawna już tu nie pracuje…

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Vespera rok temu
    – Pięć Domen: Tom V – Zwodniczy Błękit autorstwa M.K. Puniek. – wyrecytował dron. - WIEDZIAŁAM!!!
  • Vespera rok temu
    – "Niewłaściwy Kolor Nieba" autorstwa Vespery Verril. - JESZCZE LEPIEJ :D No wiadomo, że może być.
  • Vespera rok temu
    Postacie więcej rozmawiają w myślach niż w realu, - a tam rozmawiają, oni mają monologi wewnętrzne :D
  • MKP rok temu
    słuszna uwaga:) zmienię na "mówili"
  • Vespera rok temu
    Widzę bardzo fajne rzeczy w twojej wizji przyszłości i kilka bardzo niefajnych...
  • No to tylko kwestia czasu jak ktoś przepali płytę główną temu matrixowi.
  • MKP rok temu
    Bunt mamy zakodowany w genach: nie ważne czy ktoś nas kontroluje w dobrej czy złej wierze:)
  • Pobóg Welebor 9 miesięcy temu
    Ale extra. Wspomnieniom nie można ufać, to święta prawda :D
    Z radością poczytam dalej.
    Pozdrawiam :)
  • Joan Tiger 7 miesięcy temu
    Jak byś nie skrytykował sam siebie, to może AI by nie sfiksowało, od nadmiaru archiwalnych wspomnień. :). Biedni ludzie i ich bolące głowy. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania