Opowiadania z Wieloświata: Nakładka na życie cz.5
– Ech… – westchnęłam głośno, ślęcząc nad pulpitem z całą masą danych do przejrzenia, przefiltrowania i zaraportowania.
Znowu poczułam ciężar swojego istnienia, obwisłą masę egzystencji… i jeszcze ten wężowy syk, który szepcze kończynom, że nie warto się ruszać. Nie chciałam ulec tym zakusom, nie chciałam im oddać kontroli nad ciałem i umysłem – i wcale nie musiałam.
– Onja, wygaś te natręctwa.
– Przyjołox, doktorux Ali.
Szept zniechęcenia przycichł do kojącego szumu, zbyt słabego, by składać słowa; ciężkość zeszła z ciała jak pełny pancerz zdjęty po wygranej bitwie. Teraz mogłam po raz kolejny sprostać wyzwaniom, które los postawił mi na drodze, sprostać oczekiwaniom dwunastu miliardów ludzi, dać im przyszłość, na którą zasługują, wieczną teraźniejszość; wynieść nas do rangi bogów, byśmy stanęli w starożytnym panteonie tych, którzy…
No właśnie, oni przeminęli… Zostali zapominani.
– Doktorux Ali, na dziś masz w planie dwie wizyty rodzinne oraz ocenę rekonwalescencji obiektu Mar Bonneti. Wszystkie obiekty należą do grupy profesorux Rigge.
– Dziękuję, Onja. Podłączę się do zamkniętego serwera z laboratorium Przejścia; przy okazji rzucę okiem na status symulacji pozostałych obiektów badawczych.
– Przyjołox, doktorux Ali. Przygotuję serwer na synchronizację czasową.
– Dobrze, Onja – wypowiedziałam fizycznie, ale nie przepadałam za tym wadliwym, niespójnym i nieefektywnym sposobem komunikacji. Niestety jedno z głównych AI dowiodło, że jeśli tradycyjna mowa dominuje w kontaktach poza pełnym wirtualem, to nasze mózgi zachowują spokój zalewane mnogimi nakładkami – cokolwiek to oznaczało. Ponoć w przeciwnym wypadku umysł zaczynał panikować i szukać różnic pomiędzy nakładkami a rzeczywistością, bezpiecznych kotwic z realności. Wymuszało to więcej korekt emocjonalnych.
Emocje… Już dawno powinniśmy porzucić te małpie odruchy, pomyślałam ze wstydem i dopiłam kubek płynu wypełnionego fraktelami: pokarmem dla implantu. META nałożył na napój moją ulubioną nakładkę senczy z żurawiną i truskawką.
Gdybym chciała kupować sobie te produkty w formie fizycznej, musiałbym sprzedać dom i opłacić przemytników, pomyślałam ironicznie i nawet wykrzywiłam usta w brzydki uśmieszek.
Pozbawione nacisku, żelowe krzesło zawibrowało, zmiękczyło wewnętrzną strukturę polimerową i rozlało się po podłodze, tworząc niewielki okrąg niczym prosty, stylowy błękitny dywanik.
– Trzeba się zbierać – westchnęłam i odstawiłam kubek do recyklera.
Droga do pracowni inkubacyjnej META-DEC nie była zbyt długa, ale nadal irytująca: po co się przemieszczać skoro wszystko można zrobić zdalnie? Ale chodzenie było kolejną z wytycznych: czynnością konieczną, żeby rozruszać zlep mięsa i utrzymać naczynie na umysł w jak najlepszym zdrowiu.
Jakim cudem tak potężny biologiczny komputer mógł zostać zamknięty w tak lichym naczyniu?!
Nie będę zaprzątać sobie tym głowy. Jest, jak jest, a będzie lepiej, spoliczkowałam się mentalnie, wzięłam się w garść, poprawiłam korporacyjny uniform i wkroczyłam do segmentu laboratorium w Instytucie Wirtualnego Rozwoju, który wszyscy potocznie nazywaliśmy Enklawą.
Przy projekcie Przejście pracował cały sztab cybernetyków, informatyków, nano-biologów oraz rzesza takich jak ja, czyli specjalistów od psychologii adaptacyjnej. Ten zawód ewoluował wraz z postępem technologicznym. Można by się zastanawiać: po co komuś psycholog, skoro możemy korygować nasze brudne, pierwotne odruchy jednym poleceniem? Ano niestety… Każda rewolucja technologiczna rodzi problemy adaptacyjne i to właśnie złożone zagadnienia reakcji umysłów na rozbudowany świat wirtualny stworzyły niszę dla pasjonatów złożoności ludzkiej myśli, takich jak ja.
– Dzień dobry, Hal – pozdrowiłam moją młodą asystentkę, a przynajmniej nakładkę, którą wybrała sobie do tej pracy. – Jak dzisiaj miewają się nasze obiekty?
– Myślę, że będziesz zadowolonox, doktorux. – Uśmiechnęła się i pokazała mi główną holoprojekcję, która zawisła w centrum pomieszczenia niczym wielki wirtualny baner reklamowy. Roległy zakrzywiony obraz wyświetlał odczyty z wszystkich grup projektowych. Niektóre wyniki chwilowo zapalały się na czerwono, ale większość czasu pozostawały zielone lub zielono-żółte.
– Nie widzę żadnej sekcji czerwonej na stałe. Chyba mamy przełom… A ta grupa? – spytałam Hal, wskazując segment planszy, w którym ponad setka stłoczonych w bloczki parametrów pozostawała stabilnie jasnozielona.
– To grupa profesorux Rigge, Ali.
– Imponujące. Onja, wydziel grupę Rigge i wyrzuć wszystkie dane od wczorajszego przeglądu.
Po chwili odczyty dotyczące innych grup z Przejścia zniknęły i ogromną projekcję wypełniły szczegółowe dane rejestru stu obiektów badawczych.
– To jest naprawdę coś, Hal; tylko kilka chwilowych przebić i żadnego nowego zmatowienia. Trzeba będzie to zaimplementować do innych sekcji projektowych, może nawet zrobić synergię.
Dałam myślom płynąć swobodnie. Powstała wizja połechtała moje ośrodki dumy.
– Też o tym myslałox, Ali, ale wpierw rada musi wyrazić zgodę.
– No tak, ktoś w końcu za to wszystko płaci… No dobrze, to trzeba porozmawiać z dzieciakami. – Przeraził mnie entuzjazm, który zaczął ze mnie wypływać. To było takie nieprofesjonalne, takie paskudnie pierwotne. Przecież to tylko programy.
– Onja, przygaś radość do standardowej krzywej emocjonalnej. Odchylenie standardowe na poziomie mojej grupy profilowej.
Osoba, która ocenia prawdziwość emocji u obiektów badawczych, nie może sobie pozwolić, żeby zdominowały ją jej własne odczucia.
– Idę się podłączyć… – zawiesiłam głos w zawahaniu przed podjętą pod wpływem chwili decyzją. – Zechcesz mi towarzyszyć w wirtualu, Hal?
– Naprawdę… Mogę?
Dziewczyna zrobiła tak wielkie oczy, że zaczęłam się zastanawiać, czy wszystko z nią w porządku, czy może wykrzaczyła się jej nakładka.
– Myślę, że tak. Obiektów będzie przybywać, a jak wszystkie AI zaaprobują Przejścia jako element ewolucji, to będziemy tu miałox pełne ręce roboty. No już, chodź! Symulacja czeka.
– Oczywiście!
Hal, aż wyskoczyła nieco w górę, ale przymknęłam oko na ten młodzieńczy entuzjazm. Też kiedyś taka byłam.
Asystentka w pośpiechu wydała predyspozycje swojemu Onja, żeby posegregował i ułożył dane wszystkich grup w bardziej czytelne grafy. Rada składała się w połowie z sentymentalistów; przekonanie ich do czegokolwiek rewolucyjnego wymagało nieco bardziej subtelnych i tradycyjnych metod.
Chwilę później stałyśmy już na końcu jednego z wielu korytarzy w tym podziemnym przybytku. System weryfikował codzienne kody tożsamościowe i gdy nakładka wirtualnego ekranu zapaliła się na zielono, włazy otworzyły przed nami dalszą drogę.
Do tej części dostęp mieli jedynie ludzie postawieni wysoko w hierarchii projektu Przejście, do których grona należałam również i ja. Większość prac konserwacyjnych przy obiektach dokonywały automatyczne systemy czyszczące ASC, wspomagane przez nośniki fizyczne, takie jak łaziki inżynieryjne czy droidy z ludzkim nakładkami – chodzące syntetyki bez „ciał” wzbudzałyby niepokój prawdziwych pracowników. Niemniej jednak radzie zależało na ograniczeniu personelu tajnego projektu do minimum, co było raczej oczywiste.
Wewnątrz pracowni kilka autonomicznych maszyn jak zwykle grzebało przy pulpitach sterujących.
Weszłam głębiej w ciemne pomieszczenie, a Hal deptała mi po piętach. Słabe światło wychodzące z listew LED wtopionych w ściany tworzyło tu atmosferę iście świątynną. W sumie to poniekąd była świątynia ku czci ludzkiego umysłu. Oczywiście prawdziwy cel wykreowanego półmroku był mniej wzniosły: wszystko po to, żeby ograniczyć wpływ prawdziwych fotonów na fonony implantów badawczych.
Podeszłam do jednego z wolnych stanowisk roboczych.
– Wybierz obiekt Mar Bonneti – nakazałam systemowi. Skoro już zabrałam młodą ze sobą, to mogę jej co nieco pokazać.
Nad jedną z około metrowych kapsuł, których równoległe rzędy pokrywały całą przeciwległą ścianę, zaświeciła się dioda. Podeszłyśmy bliżej. Czarne szkło osłaniające obiekt z etykietą 001247MBonneti, przecięło kilka błysków i szyba zaczęła stopniowo przechodzić w tryb półprzeźroczysty, ukazując zawartość. Coś na kształt meduzy o metaliczno-perłowym kolorze i ogromnej ilości nitkowatych rozgałęziających się wici dryfowało zanurzone w nieco mętnym płynie.
– Nigdy nie widziałox w pełni wykształconego implantu poza nosicielox – wyszeptała Hal, nie kryjąc zachwytu.
– Imponujące, prawda? I pomyśleć, że potrzeba aż pięciu lat i intensywnej suplementacji organizmu, żeby wprowadzone do organizmu mikronity mogły skonstruować ten cud inżynierii i biologii w żyjącym i ciągle zmieniającym się ciele. Czy wiedziałox, że każdy implant Onja jest inny, Hal? Widzę, że nie wiedziałox? Jak się nad tym zastanowisz, to w sumie nawet logiczne. Spójrz na te włókna. – Powiększyłam miejscowo obraz rzucany na ściankę naczynia tak, że pokazał najcieńsze metaliczne włosy syntetycznej „meduzy”. – Każda z tych nitek oplata jeden z kluczowych nerwów sterujących narządami wewnętrznymi nosicielox. Nasze układy nerwowe różnią się od siebie nieznacznie, to i Onja musi się adaptować do danego gospodarzox.
Hal wsłuchiwała się z fascynacją w moje słowa, ale widziałam, że zerka na biodane wyświetlane nad kapsułą.
– Tak, nosicielox tego implantu zmarłox cztery lata temu. Pięć lat po tym, jak pacjentax Mar Bonneti zgłosiłox się do espicjum. Rigge strasznie polubiax Mar. Do tej pory odwiedza obiekt MBonneti w symulacji, poza standardowymi chekingami.
– Czy Mar… To znaczy, czy onox…?
– Wie, że ciało nie żyje? Nie. Mar stałox się „obiektem” ze zmodyfikowanymi wspomnieniami nosicielox: nie możemy jeszcze nazywać ich ludźmi, bo technicznie są tylko symulacjami – dopóki my nie udowodnimy inaczej.
Zauważyłam, że Hal musi to przeprocesować, więc postanowiłam nie mącić jej w głowie opisem, czym w rzeczywistości są zmatowienia obiektów. Może następnym razem.
– Onja, schowaj kapsułę.
Szyba ponownie ściemniała i pojemnik upodobnił się do reszty grupy cylindrycznych naczyń osadzonych pionowo na jednej ze ścian.
– Chciałox byś poznać Mar?
Dziewczyna spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
Być może łamię trochę zasad, ale w sumie to tacy jak Hal są przyszłością programu i to ich powinniśmy przekonywać do jego słuszności.
– Tak, po trzykroć tak! – wykrzyczała. – Jesteś cudowna, doktorux Ali. – Rzuciła mi się na szyję.
– No już, już. Chodźmy zanim się rozmyślę.
W osobnej bocznej alkowie rozmieszczono trzy kapsuły symulacyjne podłączone do serwera wewnętrznego. Enklawę środowiskową całkowicie odcięto od powszechnej METY, wydzielając z niej podsystem META-DEC. W uproszczeniu służyło to zachowaniu hermetyczności symulacji: do środowiska wchodziło się tylko poprzez zabezpieczone punkty dostępowe.
Hal spoczęła na pierwszym szezlongu z utwardzonej galarety polimerowej, a ja nasunęłam jej neurołączę na głowę.
– Pamiętaj jesteś moja asystentax: nie możesz uświadamiać obiektów o ich uczestnictwie w projekcie Przejście. Czy to jasne?
– Tak! – potwierdziła stanowczo Hal.
– Dobrze – uśmiechnęłam się szczerze. Nawet gdyby próbowała coś powiedzieć, META-DEC wyciąłby to z serwera. Kwestie bezpieczeństwa, opracowane, w razie gdyby jakiś aktywista uzyskał dostęp do programu. – A, i jeszcze jedno; współczynnik czasowy w symulacji wynosi jeden do dziewięćdziesięciu, co oznacza, że czas płynie tam o wiele szybciej. Gdy ktoś żywy wchodzi do serwera, META-DEC zrównuje prędkość z rzeczywistą.
– Czy oni…?
– Obiekty, Hal – upominałam asystentkę i zajęłam miejsce na leżance obok.
– Przepraszam. Czy obiekty nie odczuwają tak ogromnej różnicy w prędkości rzeczywistości?
– Nie, ich jaźń to algorytm, skomplikowany, ale nadal program z większymi możliwościami przetwarzania danych niż biomasa w naszych głowach. – Popukałam się żartobliwie w skroń. – Żeby nie zanudzać cię naukową paplaniną… Dziewięćdziesiąt razy szybszy pływ czasowy oznacza tyleż samo więcej informacji do przetworzenia w danym momencie. Onja nie zdążyłby zsynchronizować danych z naszą jaźnią, a i reakcje fizykochemiczne nie są tak wydajne jak kubity fononowe. Najzwyczajniej w świecie straciłabyś przytomność od przeciążenia, albo skończyła z krwotokiem podczaszkowym.
– Rozumiem… – wyszeptała Hal.
Nie rozumiała, ale nie każdy musiał pojąć teorię drgań sieci krystalicznych. Ja też nie, ale po porostu lubię wiedzieć.
– Włącz symulację, Onja – nakazałam.
– Transfer świadomości zainicjowany. Spowolnienie czasowe w toku… – usłyszałam przed chwilową utrata świadomości.
Komentarze (14)
Potem zerknę do pozostałych części. Nie zauważyłem, że to piąta.
Pozdrawiam :)
Trzeba zapamiętać, żeby tego nie brać: jeszcze będę musiał jej oddać trzy wypłaty🤣
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania